006. Kopciuszek po zielsku (MOCNA PARODIA)
Witajcie. Z okazji urodzin pana Żmijewskiego wrzucam wam tego MOCNO popierdolonego oneshota. To chyba najgorszy prezent jaki mógłby dostać od kogokolwiek, ale lepszy rydz niż nic XDDDDDD
Miałam w planach zamiast tego wrzucić innego oneshota, ale stwierdziłam, że wyszedł on po prostu CHUJOWO i sztywniacko.
Ten oneshot też miał się prędzej czy później pojawić, ale pojawił się teraz XD
Generalnie... Jest to BARDZO MOCNA parodia mojej ulubionej baśni, a konkretnie "Kopciuszka", co zresztą widać po tytule. Jest to chyba najbardziej pojebany oneshot jaki kiedykolwiek napisałam podczas swojej pseudo pisarskiej "kariery". Jest tu sporo brzydkich słów, a fabuła jest nieco inna od oryginalnej baśni, bo oryginał jest nudny.
Miłego czytania. Mam nadzieję, że nikt się ode mnie nie odwróci. Pozdrawiam :D
__________________
Występują:
- Emilia Kozłowska - Kopciuszek
- Mateusz Żmigrodzki - Pan Wróżka
- Michał Wielicki - Książę z bajki
- Barbara Nocul - Macocha
- Zosia i Ola Nocul - przyrodnie siostry
- Orest Możejko - Leszcz od księcia
RESZTA NIE JEST WAŻNA
Dawno dawno temu żył sobie pewien hot niebieskooki ksiądz detektyw, ale ta opowieść nie jest o nim, więc zaczynamy od nowa :)
Dawno dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, lasami i chuj wie czym jeszcze żyła sobie młoda, piękna i mądra dziewczyna o złotym sercu. Niestety, ale jej życie codzienne nie było kolorowe. Żyła ona bowiem pod jednym dachem ze swoją macochą i dwoma przyrodnimi siostrami, gdyż jej matka umarła, a ojciec poszedł po mleko.
Macocha i jej córki zmuszały biedną Emilkę do sprzątania, prania, gotowania i innych prac domowych. One natomiast nie robiły totalnie nic, poza częstymi wypadami na melanże.
- Wycieraj mi tu kurwa! - burknęła Baśka.
- Tak jest, matko... - pisnęła Emilia ukrywając smutek.
Ola i Zosia przyglądały się sprzątającej siostrze z szyderczym uśmiechem i zażenowaniem co jakiś czas się podśmiechując. Przykrą chwilę przerwało walenie do drzwi.
- CZEGO KURWA?! - wrzasnęła Noculowa, a następnie otworzyła drzwi wejściowe.
Przybyszem okazał się być siwowłosy mężczyzna w obciachowym stroju. Pani domu zmierzyła go surowym wzrokiem.
- Kim ty kurwa jesteś? - warknęła blondynka.
- Yyy... Ja nazywam się Orest Możejko... przybywam z zaproszeniem od samego księcia... - pisnął.
- DOWEJ ZAPROSZENIE! - krzyknęła pani Nocul.
Siwowłosy wyjął z kieszeni kopertę i wręczył ją Basi, a następnie spuścił głowę w dół. Rozwścieczona kobieta chwyciła Możejkę za czuprynę i zanurzyła mu łeb we wiadrze z wodą.
- MYŚLISZ, ŻE JA NIE WIEM KTO TY JESTEŚ?! JESTEŚ Z OPIEKI SPOŁECZNEJ, TY GNOJU! ZDYCHAJ! - wykrzyczała blondynka.
Kiedy woda udusiła Oresta, Baśka wyjęła mu łeb z wiadra, a następnie otworzyła okno i wyrzuciła przez nie zwłoki mężczyzny.
- Mamo, coś ty zrobiła... - jęknęła Zosia.
- A co, wolisz niebieską kartę? - spytała agresywnie Noculowa.
- Wiesz, że jak policja znajdzie zwłoki tego dziada, to pójdziemy siedzieć? - spytała Ola.
- Chuj mnie to. Teraz szykujemy się na balety do księcia. A ty sługo szoruj podłogę, a nie się gapisz! - wrzasnęła pani domu spoglądając na Emilkę.
- Tak jest, matko...
***
Wieczorem, około godziny osiemnastej Baśka wraz ze swoimi córami wyjechały autem na bibę do zamku królewskiego, a Emilka została sama i szorowała podłogę zalewając się łzami.
- Życie jest takie okrutne! - zapłakała.
Wtedy usłyszała bardzo dziwne pianie przypominające śpiew, które pochodziło z ogrodu. Emilia wybiegła na zewnątrz, by poznać źródło kwików.
- Halo?! Kto śmie drzeć japę pod moim oknem?! - warknęła oburzona niewiasta.
- Obróć się za siebie. - rzekł męski głos, którego właściciel znajdował się za plecami Emilki.
Dziewczyna odwróciła się i doznała szoku... Za jej plecami lewitował jakiś świr w różowej spódnicy z TIULU. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ta spódnica była ubrana na spodnie dżinsowe. Na łepetynie pana wróżki znajdował się diadem, natomiast w ręku trzymał uroczą różdżkę.
- Kim ty kurwa jesteś?! - spytała lekko przerażona młoda dama.
- Nazywam się Mateusz Żmigrodzki i jestem twoim wróżkiem chrzęstnym. - rzekł mężczyzna puszczając Emilce oczko.
- Nie nabiorę się na takie numery! Przyłazisz na podwórko w jakimś pedalskim stroju i ściemniasz, że jesteś wróżkiem! Na moje oko jesteś zwykłym narkomanem. - zaśmiała się długowłosa.
- Jesteś nietolerancyjna i niewdzięczna! To ja specjalnie przylatuję do ciebie z wypiździjewa, a ty tak się odwdzięczasz, gówniaro! - oburzył się wróżek.
Mateusz użył magii ze swej różdżki, którą wskrzesił martwe ciało Oresta leżącego na polu marchwi. Możejko podniósł swój łeb i otarł mordę z ziemi, a następnie spojrzał na pana wróżkę.
- O Boże! Ja śnię, albo widzę najpiękniejszą istotę na tej planecie! - powiedział siwowłosy.
- Ciekawe kto tu jest narkomanem... Nie ważne. Słuchej no Możejko. Będziesz mi potrzebny, więc stój tutaj i się nie odzywaj! - warknął niebieskooki.
- Dobra, skoro jesteś moim wróżkiem chrzęstnym, to co masz zamiar dla mnie zrobić? - zapytała Emilia.
- Daj mi dynię albo arbuza. Wyczaruję dla ciebie extra brykę, którą pojedziesz na melanż do księcia z bajki. - odparł dumnie blondyn.
- Panie, nie stać nas na takie rzeczy. Marchewki jedynie mamy.
- No dobra, mogą być... - odburknął wróżek, a następnie wyczarował zajebiste Lamborghini.
- Panie... Ale w oryginalnej bajce to karoca powinna być! - oznajmił Orest.
- Ale to nie jest oryginalna bajka! Poza tym, mamy XXI wiek! Nikt w tych czasach nie jeździ karocą bo to nie jest średniowiecze! - zaśmiał się Mateusz.
- Eehh... Tylko w co ja mam się ubrać? - spytała dziewczyna.
- Nie bój się. Te twoje obskurne szmaty też zamienię w arcydzieło. - odpowiedział wróżek chrzęstny, po czym zamienił ubrania Emilii w zajebisty strój wieczorowy.
- Wow... To jest...
- Nic nie mów, moja droga! A pan Możejko zawiezie cię na bibę w ramach wdzięczności. Tylko pamiętaj Emilko, żeby wrócić do domu przed północą, bo wtedy Oreścik będzie jeszcze trzeźwy. - zaśmiał się Żmigrodzki, a następnie rozpłynął się w powietrzu.
***
Czekoladowooki zaprowadził Emilię do pałacu, a następnie sam udał się na melanż zostawiając ją samą. W pewnym momencie totalnie z dupy na horyzoncie pojawił się kSiOnŻe Z bAjKi - Mychau Wielicki, który spojrzał uwodzicielsko na Emilkę i podszedł do niej.
- Heyy, jestem Mychau, książę z bajki. Zatańczysz ze mną? - spytał z lenny facem na mordzie.
Niebieskooka kiwnęła twierdząco głową, lecz nie była do końca pewna tego, czy chce zatańczyć z Mychauem. Wielicki nie pierdolił się i zaczął kręcić się z Emilią po parkiecie.
- Co oni odpierdalają? - mruknął sam do siebie Orest popijając drogi alkohol.
- Dobrze się bawią, nie widzisz? - odpowiedział Mateusz.
Czekoladowooki obrócił głowę w stronę pana wróżki i podskoczył ze strachu.
- Jezus Maria, czego ty straszysz człowieka, wróżku?! - burknął czekoladowooki.
- Odstaw ten alkohol i chodź zatańczyć. - rzekł Żmigrodzki wypychając Oreścika na parkiet.
***
Mychau i Emilka przetańczyli calutki wieczór. Matteo i Możejko w zasadzie też, poza tym, że w międzyczasie parę razy zdarzyło się Mateuszowi wepchnąć Oresta na stół z żarciem.
- ZA DZIESIĘĆ MINUT PÓŁNOC!!! - wykrzyczał wróżek chrzęstny napierdalając w gong z całej siły.
- Panie Możejko, musi mnie pan zawieźć do domu! - pisnęła Emilia szturchając lekko naprutego Oreścika.
- Już pędzę... - wymamrotał nie ruszając się z miejsca.
- CZŁOWIEKU, ZAPIERDALAJ DO AUTA!!!! - wrzasnął Mati, który za pomocą swojej magii przeteleportował Oresta i Emilkę do Lamborghini.
***
Następnego dnia dziewczyna znowu szorowała podłogę. Wiedziała, że to co piękne nie trwa wiecznie, i że prędzej czy później będzie musiała powrócić do szarej rzeczywistości...
- MYJ PODŁOGĘ!! - wrzasnęła Baśka.
- Tak jest, matko...
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi. Pani domu otworzyła je i wpuściła przybyszów do środka. Byli to Mychau - książę z bajki oraz Orest.
- Właśnie tutaj mieszka twoja wybranka, wasza wysokość. Wiem, dlatego że jej popierdolona macocha utopiła mnie we wiadrze. - wyznał siwowłosy.
- I co, umarłeś? - zaśmiał się Mychau.
- Niestety tak... Ale przeżyłem. - powiedział radośnie starszy.
- NO KURWA, NIEBOSZCZYK! - krzyknęła oburzona Noculowa.
- Pani Barbaro, proszę zostawić mojego przydupasa w spokoju! Zabieram Emilkę ze sobą! - oznajmił dumnie Wielicki.
Możejko dyskretnie wyszedł z domu, przed którym stał biały kuń, na którym siedział pan wróżka z uwodzicielskim uśmiechem na mordzie,.
- Wsiadaj. Uciekniemy razem od tej bandy pojebów. - mruknął Mati.
- Wreszcie się uwolnię od tego popierdolonego księcia z bajki. Ta idiotka Emilia nawet nie wie w co się pakuje. - zaśmiał się czekoladowooki.
Mężczyzna wsiadł na kunia i objął Mateusza w pasie. Po chwili obaj wyruszyli w daleką podróż zostawiając bandę frajerów za sobą...
THE END
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro