007. Skarabeusz i Czarny Crack #2 [OMxMLB]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu coś tu się pojawia. Hurra :D

Zapraszam was na drugą część przygód Skarabeusza i Czarnego Cracka.

Na wstępie zaznaczam, iż trzeba posiadać minimalną wiedzę na temat miraculous, żeby zrozumieć tego oneshota.

Mateusza czasami nazywałam zielonookim, dlatego, że mirakulum czarnego kota zmienia kolor oczu na zielony.

Zostawiajcie również komentarze jak chcecie.

Miłego czytania :D

_______________

Pewnego czerwcowego sobotniego dnia, Mateusz wraz z Waldkiem wybrali się na luźny spacer po Sandomierzu. Panowie rzadko mieli okazję spędzać ze sobą wspólne chwile, ze względu na pracoholizm Grzelaka, jednak rudowłosy postanowił się wreszcie oderwać od obowiązków i poświęcić przyjacielowi czas.

- A pamiętasz, jak wparowałem na plebanię kompletnie zjarany i musieliście mnie pilnować, żebym czegoś nie odwalił? - zaśmiał się ex więzień.

- Gdybyś nie był moim przyjacielem, to podkablowałbym cię policji, że palisz zioło. - mruknął lekko oburzony ksiądz.

- Ojj, no weź. Nie uwierzę, jeśli mi powiesz, że nigdy nie paliłeś trawki. - rzekł rudowłosy lekko się podśmiechując.

- Trawki może nie, ale... Jak miałem szesnaście lat, to przesadziłem z tabletkami przeciwbólowymi... - pisnął duchowny.

- O matko... I co się wtedy stało? - zapytał młodszy.

- Cóż... Po prostu szajba mi odwaliła i udawałem Batmana. Na szczęście rodzice w porę zainterweniowali, bo już chciałem skakać z okna. - roześmiał się blondyn.

Grzelak również wybuchnął śmiechem. Ludzie z boku zaczęli przyglądać się śmiejącym się mężczyznom, ale zarówno Mati jak i Waldek mieli to w dupie.

Kiedy obaj się uspokoili, zobaczyli budkę z kebabami, która stała parę metrów obok, a następnie spojrzęli na siebie z jednoznacznymi uśmieszkami.

- Mati... Myślisz o tym, co ja? - spytał.

- Kebab!!! - krzyknął duchowny z entuzjazmem w głosie.

***

Tymczasem Natalia nakrywała do stołu i czekała na powrót Mateusza i Waldka. W pewnym momencie na plebanię weszli rozweseleni panowie, którzy trzymali w dłoniach jeszcze niedojedzone kebaby. Widok śmieciowego żarcia rozzłościł kobietę.

- Waldek, co to ma być?! - wrzasnęła gospodyni.

- Naciu, dlaczego się gniewasz? - spytał spokojnie rudowłosy chcąc chwycić ukochaną za rękę.

- Nie dotykaj mnie! To ja przez pół dnia przy garach stoję, a wy objadacie się tym świństwem tureckim! - krzyknęła rozwścieczona pani domu.

- Natalio, przecież to tylko kebab! Byliśmy głodni. Poza tym, nie mieliśmy przecież pojęcia, że w domu czeka na nas jedzenie. - wytłumaczył Mati.

- A ksiądz niech się nie wtrąca! Najpierw żre ksiądz zapiekanki za moimi plecami, a teraz jeszcze kebaby! Jakbym ja nie umiała gotować! - wykrzyczała gosposia.

- Nacia, jesteśmy dorosłymi ludźmi i mamy prawo jeść to, na co tylko mamy ochotę, a tobie nic do tego! - rzekł stanowczo Grzelak, a następnie odłożył śmieciowe żarcie na blat kuchenny.

- Zabieraj mi to gówno z mojej kuchni!

***

Ksiądz Jacek z powrotem powrócił na swoje stanowisko w kurii po tym, jak lekarze wypisali go ze szpitala psychiatrycznego. W nocy, kiedy biskup spał, wykradł mu ze szkatułki mirakulum motyla.

- Idealna okazja, by móc na nowo siać rozpierdziel w tym przeklętym miasteczku. - zaśmiał się sam do siebie.

Jacuś przypiął sobie do sutanny broszkę w kształcie skrzydeł motyla. Sekundę później, z biżuterii wyleciał mały, dobrze znany siwowłosemu motylek.

- Nooroo, daj mi mroczne skrzydła! - rozkazał pewny siebie Jacor.

Kwami nie zdążyło nawet wypowiedzieć słowa, kiedy to Jacek przemienił się we Władcę Ciem. Właściciel miraculum motyla zamknął oczy, by następnie wyczuć i namierzyć swoją kolejną ofiarę.

- Mmmh... Wiedziałem, że na tej plebani dzieją się rzeczy okropne! Biedna gosposia, której talent kulinarny nie został doceniony...

Na dłoni Jacora wylądował uroczy, biały motylek, którego zainfekował złymi mocami. Po chwili akuma odleciała w świat w poszukiwaniu złych mocy.

- Leć do niej, moja mała akumo i zawładnij jej skrzywdzonym sercem!

***

- Skoro kebaby tak wam smakują, to ja się stąd wyprowadzam! Sprowadźcie sobie jakiegoś turasa i niech on wam gotuje! - wykrzyczała kobieta wymachując tłuczkiem do mięsa.

Wtedy przez otwarte okno wleciał czarny motylek. Kiedy Mateusz go ujrzał, natychmiast wybiegł na zewnątrz.

- Niech ksiądz natychmiast wraca, bo jak nie, to dostanie ksiądz z tłuczka! - wykrzyczała kobieta.

Sekundę później, czarny motylek opętał tłuczek, a na twarzy gospodyni pojawiła się maska świetlna w kształcie skrzydeł motyla.

- Natalio Borowik, jestem Władcą Ciem! - wysapał MROCZNY głos w głowie Naci.

- Mniem? - zaśmiała się, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że słyszy w głowie głos niewiadomego pochodzenia...

- Ci dwaj frajerzy nie docenili twojego kulinarnego talentu. Jest mi bardzo przykro z tego powodu. Możesz się na nich zemścić, a ja ci w tym pomogę. - rzekł dumnie Jacuś.

- Dobra, dobra, przejdź do konkretów. Czego ode mnie chcesz? - burknęła brunetka.

- Nacia... Czy ty rozmawiasz sama ze sobą?! - spanikował Pluskwa.

- Szefowo Kuchni, daję ci moc zamiany ludzi w zombie, w zamian za duszę Mateusza Żmigrodzkiego. Czy mogę na tobie polegać? - spytał skurwysyn w stroju motylka.

- Oczywiście, Władco Mniem. - zażartowała.

Dzięki akumie, Natalia przemieniła się w umięśnioną, trzymetrową babę w stroju kucharki. Na głowie miała czapkę kucharską, natomiast jej twarz pozostała bez zmian, oczywiście oprócz oczu, których tęczówki zmieniły kolor na szkarłatny. W lewej łapie trzymała potężny tłuczek do mięsa, który raczej przypominał wielki młot.

- POMOCY!!!! - wykrzyczał rudzielec, a następnie wybiegł z plebani.

- WRACAJ, TY GNOJU! - wysapała wkurwiona Szefowa Kuchni.

Waldek wsiadł do auta, po czym odpalił je i w trybie natychmiastowym wyjechał z terenu plebani.

***

Grzelak czym prędzej wbiegł do swojego mieszkania i je zakluczył, a następnie oparł się głową o drzwi wejściowe. W pewnej chwili poczuł, że ktoś chwyta go za ramię. Mężczyzna ze strachem w gaciach obrócił się.

- Nie mamy chwili do stracenia! Musimy biec do kurii! - powiedział Czarny Crack.

- KIM TY JESTEŚ?! I co do cholery robisz w MOIM mieszkaniu?! Dzwonię po policję, że się włamałeś!

- Serio mnie nie poznajesz w tym kostiumie? Cóż, może i dobrze. Musisz mi zaufać, chodź ze mną! - pisnął zielonooki.

- Ale...!

Mateusz zatkał Waldkowi mordę, a następnie wziął go na ręce i wyskoczył przez wybite okno, które parę minut wcześniej wybił, żeby dostać się do mieszkania przyjaciela. Kiedy zaliczył miękkie lądowanie, wskoczył na dach jednego z budynków.

- Zostaw mnie! Natalia chce mnie zabić, a Mateusza pewnie już dorwała! - zapłakał rudowłosy.

- Nie dorwała go. Siedzi bezpieczny w kurii i właśnie dlatego mam zamiar cię do niej zabrać! Jesteś mi potrzebny, bo dzięki tobie uda mi się pokonać Szefową Kuchni.

- Zaraz... Ale... Ty mi kogoś przypominasz... O BOŻE, CZARNY KOT Z MIRAKULUM! A gdzie masz Biedronkę? Co robisz u nas w Sandomierzu?! - spytał podekscytowany rudzielec.

Matteo przybił sobie w myślach facepalma, a po chwili zaczął skakać po dachach budynków w stronę kurii.

***

Orest drzemał sobie na kanapie w salonie, a na jego brzuchu leżała Tikki. Chwilę odpoczynku przerwał przerażony Dominik, który wparował do domu z siedmioma torbami zakupów.

- OJCIEC!! Pani Natalia oszalała! - wykrzyczał chłopak.

Możejko natychmiast wstał do pozycji siedzącej i spojrzał zszokowany na syna, a potem na wypchane po brzegi torby z zakupami.

- Dominik... Co to ma być? - spytał starszy, a następnie przetarł oczy.

- Apokalipsa w Sandomierzu! Musimy się zabarykadować przed panią Natalią! Ona zamienia ludzi w zombie! - wyjaśnił chłopak, a następnie zakluczył drzwi, które zabarykadował meblami.

Siwowłosy zbladł. Domyślił się, że Natalię dopadła akuma, dlatego bez słowa wstał z kanapy i pobiegł do kuchni, w której otworzył okno.

- Dominik, idę ratować świat! Nie wychodź z domu! A jakbym nie wrócił, to dzwoń po księdza Mateusza, żeby cię zaadoptował!

Policjant wyskoczył przez okno i uderzył twarzą o bruk. Nie miał jednak zbytnio czasu na lamentowanie z powodu obitego ryja, więc wstał na równe nogi i z entuzjazmem wykrzyczał:

- Tikki, kropkuj!

***

- Stój tu! Muszę powiadomić biskupa, że na mojej... Znaczy... plebani księdza Mateusza dzieje się źle. Zaczekaj i nie ruszaj się. - rozkazał Czarny Crack, a następnie trzasnął Waldkowi drzwiami przed nosem.

Duchowny pobiegł w kierunku biura biskupa i bez pukania wparował do pomieszczenia, w którym zastał samego szefa diecezji obżerającego się placuszkiem.

- Eminencjo! Akuma! - wykrzyczał.

- JEZUS! Mateusz, nie strasz mnie! - warknął biskupiak.

- Natalię opętała akuma! Muszę jej pomóc! - wyjaśnił blondyn.

- Spokojnie, Mateuszu. Zaraz coś poradzimy.

Biskup wstał od stołu i podszedł do swojego biurka. Otworzył w nim szufladę, z której wyjął szkatułkę z mirakulami.

- Mateuszu, wybierz sobie pomocnika. Pamiętaj, żeby po wszystkim zwrócić mi mirakulum, które pożyczysz. - powiedział pulchniejszy ksiądz.

- ŁAŁ. Duży wybór. Ładna jest ta broszka z pawimi piórami. Albo te oksy, też są zajebiste. Ale chyba jestem zmuszony tak czy siak wybrać mirakulum lisa... - wymruczał zielonooki,

Czarny Crack schował naszyjnik do kieszeni. Jego uwagę przykuł niewielki niebiesko-biało-czarny zegarek kieszonkowy.

- A ten zegarek to jakie mirakulum? - spytał.

- Jest to mirakulum królika. To najpotężniejsze mirakulum ze wszystkich, bo dzięki niemu można podróżować w czasie. Przyznam szczerze, że nigdy nie miałem odwagi go użyć... - wyznał ekscelencja.

***

Parę minut później, Mati wyszedł z budynku kurii, przed którym czekał zniecierpliwiony i zestresowany Pluskwa. Blondwłosy podbiegł do przyjaciela i chwycił go za ramię.

- I pomyśleć, że to wszystko przez jednego kebaba... - westchnął młodszy.

- Nie martw się, razem ze Skarabeuszem uwolnimy Natalię od mocy akumy. Ale zanim to się stanie...

Duchowny wyjął z kieszeni spodni naszyjnik z wisiorkiem w kształcie lisiego ogonu i wysunął w kierunku przyjaciela dłoń, w której trzymał mirakulum.

- Waldemarze Grzelaku, oto mirakulum lisa, dzięki któremu staniesz się superbohaterem. Ale pamiętaj, żeby oddać mi je po skończonej misji. Czy mogę ci zaufać? - spytał Mefiu.

- Co?! O Matko... Ale przecież nie umiem! Jestem łajzą i pewnie wszystko popsuję... - westchnął ex więzień.

- Ale to nie jest propozycja, tylko przymus. Zakładaj ten naszyjnik, bo nie mamy czasu! - syknął Żmigrodzki.

Pluskwa przez chwilę się zawahał, jednak zdecydował się nałożyć naszyjnik. Z wisiorka wyleciało oślepiające światełko, które po chwili zmieniło się w małego fioletowookiego liska.

- O rety... Co to jest?!

- Cześć, nazywam się Trixx. Jestem kwami lisa, choć zwą mnie także kwami iluzji. Aby przemienić się w superbohatera, musisz wypowiedzieć słowa "Trixx, do ataku!" - powiedziało przyjaznym tonem stworzonko.

- Wow! Ale extra! Trixx, do ataku! - krzyknął Grzelak.

Po wypowiedzeniu tych słów, ciało Pluskwy pokrył lateksowy kostium przypominający umaszczenie lisa. Na głowie wyrosły mu lisie uszy, natomiast na mordzie pojawiła się maska.

- Rety, dostałem nawet flet! Ale super! Chociaż tak w zasadzie, to nie, nie super... Nie umiem grać na flecie! W piątej klasie podstawówki byłem zagrożony z muzyki i kiblowałem. I to wszystko przez flet! Trudno, może i nie umiem grać na flecie, ale za to mogę nim komuś przypierdolić w głowę. - zaśmiał się młodszy.

Mateusz stał jak wryty i przyglądał się przyjacielowi. Kompletnie nie skupiał się na tym, co mówi. W kostiumie lisa Waldek wyglądał... Inaczej. Miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że zielonooki się rumienił.

- Czarny Cracku, wszystko wporzo? Zrobiłeś się czerwony.

- Yhh... Tak, wszystko w porządku... Heh, ruszajmy na akcję. - pisnął blondyn.

***

Po Sandomierskim rynku krążyła horda zombie, których przywódczynią była zakumizowana Natalia. Szefowa Kuchni stała na dachu jednego z budynków i patrzyła na swych niewolników.

- Od teraz JA jestem waszą przywódczynią! W tym mieście jedzenie kebabów jest kategorycznie zakazane! Ten, kto złamie mój rozkaz, umrze! Macie prawo jeść tylko to, co ja wam ugotuję! - wrzasnęła.

- Nie pozwolę ci na to! - powiedział dumnie mężczyzna, który stał za plecami Natalii.

Gospodyni odwróciła się w jego stronę i ujrzała przed sobą Skarabeusza gotowego do walki.

- Hahaha! TY masz zamiar mnie pokonać, fiucie? - zaśmiała się napakowana kobieta.

- Szczęśliwy traf! - krzyknął czekoladowooki.

Na łeb Oresta spadła czerwona maczuga w czarne kropki. Policjant chwilowo stracił przytomność, kiedy zderzyła się z jego łepetyną.

- Hahahaha! Co za debil, sam siebie załatwił!

- W takim razie stań do walki z nami! - krzyknął dumnie Waldek, który nie wiadomo skąd znalazł się za plecami gosposi.

Tuż za rudowłosym stał Matteo, który wbijał swój wzrok w posiadacza mirakulum lisa, śliniąc i rumieniąc się przy tym, jak jakiś zbok.

- No proszę! Waldemar Grzelak! Myślałeś, że cię nie poznam w tym lateksowym pedalskim stroju? - zaśmiała się Szefowa Kuchni.

Na twarzy Natalii pojawiła się maska świetlna ze skrzydłami motyla. Dokładnie ta sama, która pojawiła się przed akumizacją kobiety. Pluskwę zmartwił ten widok.

- Szefowo Kuchni, zamień ich w zombie i odbierz Czarnemu Crackowi duszę! Skarbeusz jest nieprzytomny, pchlarz zahipnotyzowany, a lis sam sobie nie poradzi! - syknął Władca Ciem.

W tym samym momencie Orest ocknął się i wstał na równe nogi. Natalia była zwrócona do niego tyłem, więc wykorzystał okazję i przyjebał jej jo-jem w łepetynę.

- Uciekajmy! - krzyknął Biedronek.

W tym momencie Czarny Crack ocknął się i wziął Waldka na ręce, a następnie razem ze Skarabeuszem zeskoczyli z dachu budynku. Niestety wpakowali się w pułapkę, gdyż ze wszystkich stron zaczęła otaczać ich horda zombie.

- I co teraz...? - spytał Możejko.

- Myślę, że to czas, żeby Rudy Luj użył swojej supermocy. - odpowiedział Mefiu, a następnie odstawił Waldka na ziemię.

- Przecież ja mówiłem, że nie umiem grać na flecie i kiblowałem z muzyki! - oburzył się rudzielec.

- Wybacz skarbuś, ale byłem zajęty podziwianiem twego piękna. - rzekł uwodzicielskim głosem zielonooki.

- Słucham?! - warknął Orest czując lekką zazdrość.

- Nie ważne! Jak zginiemy, to powiedzcie Naci, że ją kocham! - krzyknął Rudy Luj.

Mężczyzna zagrał krótką melodię na flecie, a następnie machnął swoją bronią. Za bandą zahipnotyzowanych mieszkańców Sandomierza pojawiła się budka z kebabami, a raczej jej iluzja.

- Patrzcie tam! Kebaby! - krzyknął Żmigrodzki.

Zombiaki czym prędzej odwróciły się w stronę budki z kebsami i z podjarką pobiegły w jej kierunku.

- WY JEBANI ZDRAJCY! CO JA WAM MÓWIŁAM!!!!! - wrzasnęła Natalia.

Wściekła Natalia zeskoczyła z dachu budynku i stanęła twarzą w twarz z bohaterami. Bez chwili zastanowienia się, wzięła rozmach młotem, chcąc unicestwić nim Czarnego Cracka.

- NIE! Naciu, nie pozwolę ci skrzywdzić Cracka! - krzyknął rudowłosy.

- Jego dusza jest mi potrzebna! Twoja zresztą też, zdradziecki gnoju!

Wtedy Orest podskoczył i z całej siły przyjebał Szefowej Kuchni w łeb maczugą. POTĘŻNA gospodyni straciła przytomność, przy czym upuściła potężny tłuczek do mięsa.

- Kotaklizm! - krzyknął Mateusz, a następnie zniszczył broń gosposi swoją mocą.

Ze zniszczonego tłuczka wyleciała akuma. Czekoladowooki schwytał ją w swoje jo-jo, a kiedy ją oczyścił, wypuścił ją.

- Papa, miły motylku.

- To jest ćma, geniuszu. - zaśmiał się Rudy Luj.

- Ćma to też motyl... NIEZWYKŁY SKARABEUSZ! - wykrzyczał radośnie policjant wyrzucając szczęśliwy traf w górę.

- Zaliczone! - powiedzieli jednogłośnie Waldek i Mateusz, kiedy wszystko wróciło do normy.

- Ej... A co ze mną? Dlaczego nie przybiliście żółwika ze mną? - spytał smutnym tonem Możejko.

- Trzeba było się pośpieszyć. - parsknął Czarny Crack.

Blondyn wpatrywał się w Rudego Luja z zauroczeniem. Czuł, jak serce zaczyna mu bić szybciej na widok nowego superbohatera. Kompletnie nie przejmował się tym, że tuż obok stoi Skarabeusz, któremu jest przykro.

- Waldku... Dziękuję ci za pomoc. Bez ciebie byśmy sobie nie poradzili. - pisnął duchowny, po czym cmoknął przyjaciela w policzek.

Siwowłosy poczuł potężne ukłucie w sercu. Uronił również niewielką łzę, chociaż miał ochotę rozpłakać się jak dziecko. Nie chciał pokazywać reszcie, że jest mu przykro, więc po prostu uciekł...

- Czarny Cracku... Zauważyłem, że ślinisz się na mój widok. Cóż... Nie jesteś wcale brzydki, ani głupi, ale... Ja nie odwzajemniam twoich uczuć. Ty też wcale mnie nie kochasz, to tylko chwilowe zauroczenie. Wiem, że tak naprawdę kochasz tylko Skarabeusza. - powiedział Grzelak.

- Yyy... Ale... Skąd ci przyszło do głowy, że ja... Nie ważne... Przepraszam...

W tej samej chwili, Natalia odzyskała przytomność. Zmartwiony Waldek od razu do niej podbiegł i pomógł jej wstać.

- Co się ze mną stało...? - spytała gospodyni spoglądając Rudemu Lujowi w oczy.

- Już nic. Zaprowadzę cię na plebanię, tam będziesz bezpieczna. - szepnął z czułością mężczyzna.

Waldek wziął ukochaną na ręce, a następnie spojrzał na uśmiechającego się Mateusza. Gospodyni objęła szyję Waldka i się w niego wtuliła.

- Spotkajmy się za dziesięć minut przed kościołem, żebym mógł oddać ci mirakulum. - rzekł rudowłosy, a następnie pognał w stronę plebani.

***

- NIEEEEEE!!!!! DLACZEGO TEN SKURWYSYN ZNOWU MNIE POKONAŁ!!!! - wykrzyczał ksiądz Jacek.

- Mistrzu, nie denerwuj się tak... Może po prostu powinieneś oddać mirakulum biskupowi i...

Nooroo nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż Jacor zdjął broszkę i zaczął ją deptać ze złości.

- JESZCZE CIĘ KIEDYŚ DOPADNĘ, MEFIU!

***

Kapłan stał przed kościołem i czekał na Waldka. Po paru minutach mężczyzna zgodnie z obietnicą przybiegł do wyznaczonego miejsca.

- Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać. No i dziękuję, że mogłem pomóc wam w walce przeciw Władcy Ciem. Jesteś fajnym kolesiem, Czarny Cracku. - wyznał Grzelak.

- Ja również dziękuję za twoją pomoc, Rudy Luju. Jeśli będzie taka potrzeba, to jeszcze nie raz dostaniesz mirakulum. - powiedział sympatycznym tonem zielonooki.

- Odpoczynek...

Gdy były więzień wypowiedział to słowo, przeszedł przemianę zwrotną i oddał duchownemu błyskotkę.

- Szkoda, że Mateusz nie widział tej akcji. Ciekawe, czy byłby ze mnie dumny.

Żmigrodzki ponownie przybił sobie w myślach facepalma. Miał nadzieję, że w trakcie rudowłosy rozpozna go po wyglądzie, czy barwie głosu. Postanowił jednak nic na ten temat nie mówić.

- Chowaj pazury...

Kiedy Czarny Crack przeszedł przemianę zwrotną, Waldek bardzo się zdziwił. Mateusz jedynie się uśmiechnął i przytulił przyjaciela.

- Jak widzisz, byłem cały czas przy tobie. Jestem z ciebie dumny.

***

- Szczęść Boże, księże biskupie. - mruknął przyjaźnie Mateunio.

- Jak dobrze, że jesteś. Jestem z ciebie dumny, bo po raz kolejny udało ci się wygrać z tym debilem. Zrobić ci herbatki w nagrodę? - spytał biskup.

- Z chęcią się jej napiję. - pisnął Mateuszek uśmiechając się.

- Dobrze. W takim razie ja idę po herbatę, a ty odłóż mirakulum lisa na swoje miejsce.

Starszy duchowny opuścił pomieszczenie zostawiając Mateusza samego. Proboszcz otworzył szkatułkę i odstawił naszyjnik na swoje miejsce. Korzystając z chwili samotności wyjął z pudełka mirakulum królika i schował je sobie do kieszeni spodni, po czym zamknął szkatułkę.

- Czy ty ukradłeś mirakulum?! - pisnął zszokowany Plagg.

- Wcale nie ukradłem, po prostu je pożyczyłem. Trochę się pobawię i je oddam. - szepnął zadowolony blondyn.

- Nie wolno bawić się czasem! To jest niebezpieczne! Biskup urwie ci jaja za to! I przy okazji mi też, bo cię nie dopilnowałem! - oburzyło się kwami.

- Mówiłeś mi, że kwami nie mają płci. Poza tym, nie widzę, żebyś posiadał jaja. No i brzmisz jakbyś był wykastrowany, więc nie masz czym się przejmować.

***

Orest siedział samotnie na dachu swojego domu w towarzystwie Tikki. Było mu potwornie przykro, że Mateusz podrywał Rudego Luja. Nie chciał robić mu scen zazdrości w miejscu publicznym. Nie chciał się ośmieszać.

- Orest, nie płacz. Jestem pewna, że to było tylko chwilowe zauroczenie. Mateusz nie jest chujem i nie zerwałby z tobą. - powiedziała biedroneczka, po czym wtuliła się w policzek mężczyzny.

- Powiedz mi Tikki, co jest ze mną nie tak? Dlaczego ja nie mam szczęścia w miłości...? - pisnął siwowłosy.

- Orest, możemy porozmawiać? - spytał męski głos dobiegający zza pleców Możejki.

Czekoladowooki obrócił głowę w jego stronę i ujrzał Czarnego Cracka wysuwającego dłoń. Inspektor chwycił ukochanego za rękę, a następnie wstał na nogi i stanął z nim twarzą w twarz.

- Orestku, ja wiem, że jesteś pewnie na mnie zły... Podrywałem Waldka na twoich oczach... Zachowałem się jak świnia... Wiem, że zwykłe przepraszam nie wystarcza...

Zielonooki nie zdążył dokończyć przemowy. Możejko po prostu przytulił Mateusza. Nie chciał się na niego gniewać. Nie potrafił. Kochał duchownego najbardziej na świecie i wybaczyłby mu wszystko. Młodszy mężczyzna odwzajemnił uścisk i ucałował policjanta w głowę.

- Chciałbym ci coś pokazać. - szepnął wyższy.

Panowie odkleili się od siebie. Mateusz wyjął z kieszeni mały zegarek, którego godzinę wcześniej ukradł biskupowi ze szkatułki z mirakulami.

- Co to jest? - zapytał siwowłosy.

- To mirakulum królika. Dzięki niemu można podróżować w czasie. Jutro mam zamiar zabrać cię na wycieczkę w czasie. - zaśmiał się blondyn.

- O japierdole...

_______________

Chcecie trzecią część, w której będą podróże w czasie?

Jak tak, to do jakich wydarzeń z przeszłości panowie mają się przenieść?

Pozdrawiam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro