Kąpać się we własnej krwi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłem oczy. Leżałem nie, nie w łóżku tylko na betonie. Z pozycji leżącej, podniosłem się do siadu. Rozglondałem się do okoła, ciemność. Nie było żadnego oświetlenia, tylko jakby to ode mnie biło światło. Nierozumiałem tego, przyciągnołe kolana do klatki piersiowej i oparłem się o nie czołem. Przez kilka minut ktwiłem w ciszy aż usłyszałem szmer.

-Jest tu ktoś?- zapytałem pewnie, nikt mi nieodpowiedział. Szmer nie uciłch, a wrecz doszły inne tego typu dźwięki. Podniosłem się na równe nogi i krążyłem w wokół własnej osi. Do tych dźwięków do szedł jak gby dźwięk spuszczanej wody. Poczółem niewyobrażalny smrud, spojrzałem ku podłodze, jakaś czarna mazi pojawiła się na niej. Schyliłem się żeby jej dotknąć. Byłem już blisko zetknięcia ręką tafli cieczy aż coś na mnie skoczyło. Przewróciłem się na plecy, to coś miało zniekształconą głowę człowieka i kurze nogi, wielkością dorównywało małemu psu. Chciałem to jak najszybciej od siebię odrzucić, moja prawa ręka została urochomiona przez inną ręke. Z lewą stało się podobnie i nogami tak samo, poczółem, że wokół mojego brzucha coś się owija. Starałem się dojrzyć co to. *J-jelita???!!!* teraz przestraszyłem się nie na żarty, próbowałem się wyrwać ale zanic nie chciało póścić. Gdy się zmęczyłem spojrzałem na to coś, siedziało na mojej klatcie i gapiło się na mnie tymi zakrwinowymi oczyma. Zbliżało swoją głowę do mojej z jej ust zaczeła lecieć krew. Długie krwawe linie ciągneły się od koncików ust do policzków, górnej warki do czoła i od dolnej do podbrudka. Moja głowa zaciskała się na betonie, a istota cały czas przyblirzała swoją aż.... Po liniach nie utworzyła się wielka paszcza. W tej chwili chciałem sie zrzygać, widziałem wszystko dokładnie jęsyk, czaszke, a nawet kawałek mózgu. Postać miała już się we mnie wryść.... Obudziłem się w jasnym pomieszczeniu, łazienka.

-Czyli to był tylko sen.- wyszeptałem do siebię. Patrzyłem się na sufit, na całe szczęście się nie utopiłem w tej wanie. "Babrałem" rękoma w wodzie, natrafiłem na coś miękkiego. Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na wode...
-Co do cholery?!- krzyknołem załamany gdy zobaczyłem zamias wody krew, a w mojej ręce jelito. Chciałem jak najszybciej wyjść, ale znów chude, całe w czrwonej cieczy ręce mnie przytrzymały. Powoli wszystko znikało w morzu krwi. Dłonie ciągneły mnie do dołu, powoli brakowało mi powietrza. Już miałem wydać ostatni oddech... Znów otworzyłem oczy, tym razem równie szybko je zamknołem. Oślepiło mnie jasne światło.

-Już się pan obudził?- usłyszałem miękki, męski głos. Ostrożnie otworzyłem jedno oko, a póziniej drugie. Rozglądałem się do okoła, różne pikające urządzenia, białe łóżka, podłoga i sufit. Czyli jednym słowem-szpital. Chciałem podnieści prawą dłoń ale nieumorzliwył mi to potworny ból. -Proszę nie wykonywać gwałtownych ruchów. Jest pan w krytycznym stanie po wypatku.- zakomukiwał mi czarno włosy lekarz.

-Wypadek?- zapytałem, prawie niesłyszalnym głosem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro