*5*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Więc.... - chrząknęła znacząco arcymistrzyni zaplatając dłonie na klatce piersiowej
Dziewczyna zajmująca miejsce na łóżku spuściła wzrok na swoje stopy nie odzywając się ani słowem. Jej ciało tkwiło bez ruchu  w tej samej pozycji od kilku, kilkunastu minut. Nastolatka zastygła z głową w dół niczym słup soli co jakiś czas jedynie delikatnie wzruszając ramionami. Poza tym nie regowała na żadne z zadawanych jej pytań. Jakkolwiek miało by ono brzmieć. Nie pomagały ani groźby ani prośby, wszelkie tony od tych najbardziej surowych do tych delikatniejszych, których, chociaż nie miała w zwyczaju zrezygnowana Tissaia zaczynała już próbować. Yenna nie zamierzała się odzywać. Do nikogo, a już na pewno nie do własnej mistrzyni.
Rektorka Aretuzy doskonale zdawała sobie z tego sprawę,lecz zarówno upartość, jak i wewnętrzne zobowiązania względem uczennic a szczególnie brunetki dodawały jej cierpliwości w dążeniu do wydobycia z dziewczyny informacji.
Spróbowała więc po raz kolejny nie spodziewając się postępów. Gdy i tym razem nie doczekała się odpowiedzi westchnęła głęboko podchodząc bliżej adeptki by zająć miejsce na stojącym na przeciw bujanym fotelu. Cały czas bacznie  obserwując drobną sylwetkę  usiadła z niewymuszoną gracją.
-Zdajesz sobie sprawę, że takim  zachowaniem mnie nie zniechęcisz. - rzekła czarodziejka - Nie odejdę, dopóki nie dowiem się co cię do tego skłoniło. Mogłabym poznać powód siłą, ale nie chcę czytać twoich myśli. W przciwieństwie do  ciebie wiem co to przyzwoitość. Wiem też jaka jesteś. Stawiałabyś mi opór, w konsekwencji czego dostałabyś  kolejnego krwotoku...  A jeśli rany na nadgarstkach znów się otworzą możesz być pewna, że już się nie zobaczymy. Nie  dopuszczę do sytuacji, w której  znów targniesz się na życie przez własną głupotę.... Dalej nie mówisz? Staciłaś język, źle rzucony czar odebrał ci mowę, a może to biały proszek wypalił ci nos oraz gardło?!  No co tak na mnie patrzysz. Nagle się orzywiłaś. Myślałaś, że twój wybawciel nie powiedział mi o karczmie, ucieczce o lochu, bójce... Już wszytko wiem, a nawet mości Istredda nie musiałam o to prosić. Miejscowi mi wszystko przedstawili i wiem, że nie kłamali. Więc pytam po raz kolejny coś ty sobie myślała dziecko?! Że odejdziesz, że cię nie odszukam, że znikniesz bez śladu i każdy o tym zapomni ?!  Próbowałaś mnie oszukać chociaż wiesz, że znajdę bez problemu każdą z moich podopiecznych. Twoja garstka magii miała zmydlić mi oczy. Uważasz, że możesz omamić  arcymistrzynię...  I sądziłaś,że z twoimi uszkodzonymi dłońmi wymażesz ślad obecności w mieście.... A nawet gdybyś jakimś cudem opuściła lub próbowała ukrywać w Velen sądzisz, że długo byś pożyła?! Bądź poważna Yennefer. Bez środków leczniczych, opieki i sakiewki wykrwawiła byś się pierwszej nocy lub zmarła z głodu wyrzucona na bruk i dobrze o tym wiesz
.. Cóż hołduję twojej odwadze, że ośmieliłaś się mi postawić, lecz nie zamierzam tolerować więciej twoich wybryków. Ucieczka była niedpuszczalnym posunięciem. Nie wspominając o alkoholu, kradzieży, prochu. Życie ci nie miłe?! Uratowałam je na marne?! Tego chciałaś?! Śmierci z przepicia?
-Nie wiem...
-O jednak umiesz mówić... No proszę. Powiedz mi zatem. Tak ci źle pod moimi skrzydłami? Tak bardzo  nienawidzisz akademii. Znalazłam cię, chorą, kaleką, uzdrowiłam, dałam schronienie, wychowałam, zobaczyłam magiczny potencjał i przyjęłam na nauki choć nie miałaś grosza by opłacić swój pobyt. Jesz moją strawę, pijesz wodę z mojego  źródła, śpisz pod moim dachem, wypruwam sobie żyły byś wróciła do dawnej formy sprzed próby samobójczej a tak mi się za to dziękujesz?! Będąc coraz gorszą i sprawiając coraz to nowe kłopoty?! Długo zamierzasz tak sobie ze mną pogrywać?!  Jeśli robisz to, po to by uprzykrzyć mi życie  to wiedz, że mnir to nie dotyka, ale szkodzisz sama sobie. Już wcześniej miałam dość twoich pomysłów lecz tym razem żarty się skończyły. Skoro nie potrafisz docenić siebie i tego co masz a nawet jesteś zdolna posunąć do kradzieży nie pozostawiasz mi wyboru.- arcymistrzyni  uniosła lewy nadgarstek wykonując ruch, prawy zaś dołączył później w innym ułożeniu.. Palce obu dłoni zginęły się w niewymuszonym acz skomplikowanym geście wskazując postać wciąż kulącej się na materacu adeptki. Tissaia nabrała powietrza skandujac pod nosem parę cichych, niezrozumiałych jeszcze dla uczennicy słów. W powietrzu uniosły się delikatne drobinki pyłu, dało się zauważyć lekki połysk. Delikatny podmuch omiutł ciało Yenny unosząc ku górze kurcze pasma grzywki.Dziewczyna zmuszona do złapania powietrza przez nos zakasłała otwierając szeroko oczy. Skostniałe do tej pory ciało młodej czarodziejki wprostowało się niczym struna zmuszając właścicielkę do siadu skrzyżnego tu tuż pod przylegającą do łóżka ścianą.Yennefer zamrugała gwałtownie łapiąc oddech. Omiotła mętnym wzrokiem pomieszczenie tymczasowej komnatki. Pomimo fatalnego samopoczucia po wczorajszym zajściu udało jej się zlokalizować stojącą na blacie szklankę wody.. Uniosła dłoń by przywołać ją magią lecz naczynie ani drgnęło pozostając nienaruszone na dębowym biórku. Dziewczyna znieurchomiała. Ponowila próbę lecz i tym razem nie doczekała się żadnej reakcji, ani jak z przerażeniem zdążyła się zorientować swobodnego przepływu magii. Przeciwnie, odczuwalna podczas rzucania czaru kula energii zmalała, skuliła się w sobie a potem rozprysła niczym naruszona powierzchnia tkliwej banki mydlanej nie pozostawiając po sobie śladu czy jakiejkolwiek oznaki zastosowanego czaru. Yenna zamrugała  unosząc brwi by po chwili zmarszczyć je z wysiłku i irytacji. Tissaia uśmiechnęła się kwaśno obserwując poczynania młodej czarodziejki. Bezskuteczne starania adeptki zakończyły się wraz z trzecią próbą. Dziewczyna opuściła dłonie podnosząc gwałtownie, by po chwili posyłać mentorce pełne wściekłości spojrzenie.
-Co mi zrobiłaś?!-warknęła zaciskając palce na odkrywającym ją płaszczu - Mów  w tej chwili! Mów słyszysz?!!
Pani De Vries poprawiła rękawy sukni ze stoickim spokojem. W przeciwieństwie do podopiecznej jej twarz wróciła do swojej dawnej zastygłej formy nie zdardzając teraz żadnych emocji. Popatrzyła tylko na uczennicę zakładając nogę na nogę.
-Grzeczniej - upomniała - Pamiętaj, że jesteś pod moją opieką. Zrobiłam to, co w tej chwili będzie najlepsze dla twojego dobra. Czyż to nie oczywiste.
-Zablokowałaś mi swobodny przepływ magii?! - Yennefer zmrużyła oczy
-Czasowo. Dopóki nie nauczysz się jak rozsądnie dysponować zasobami by nie szkodzić organizmowi. Jeśli masz z tym problem nie pozostawiasz mi wyboru. Nie będę biegać za tobą po  terenie szkoły martwiąc się czy nie zrobisz krzywdy sobie albo innej uczennicy. Mam  inne sprawy na głowie. Obie też doskonale wiemy, że żadnej z was nie wolno opuszczać terenu wyspy. Wiedziałaś jakimi grozi to konsekwencjami Yenna, ale nie wahałaś się ich złamać. Zawiodłam się na tobie. Bardzo. Musisz ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Należy ci się kara. Ponieważ masz niesprawne dłonie potraktuję cię w miarę łagodnie, a jednocześnie dość surowo by cie czegoś nauczyć.
-Łagodnie ?! Odebranie mocy nazywasz łagodnym traktowaniem?!
Yennefer wyprężyła się ze wściekłością, chcąc podejść bliżej Tissai, czując jednak silny ból głowy upadła na kolana z ręką tuż przy czole. Mistrzyni De Vries wysunęła dłoń do nastolatki. Tamta jednak odpechnęła ją z trudem podnosząc się na nogi. Całej czynności towarzyszyło pogardliwe prychnięcie, które Tissaia  zingnorowała wracając do rozmowy. Na jej ustach pojawił się jednak grymas niezadowolenia.
-Uważaj na słowa młoda damo.-oznajmiła zimnym tonem otrzepując ramy  zajmowanego fotela z nadmiaru zebranego nań kurzu- Mogę zmienić decyzję, a tego byś nie chciała. Nie znasz innych kar... Nie odbieram ci zdolności na zawsze. Zakładam  blokadę. Przy czym i to robię tylko dlatego, iż mam wyraźny powód. Od teraz będziesz korzystać ze zdolności jedynie w towarzystwie prowadzącego zajęcia. Wszelkie instrukcje dotyczące czasowego zdjęcia zaklęcia zastaną przekazane profesorom oraz mistrzowi Istreddowi. A skoro już mowa o szanownym Istreddzie, magu z Aed Gunvael.....Zbyt długo siedziałaś w dormitorium, podczas gdy reszta twoich rownieśnic pobierała kolejne nauki, rany sprawiły, iż nie jesteś w stanie ćwiczyć odpowiednich gestów, masz kłopoty z prostymi czynnościami, nie znasz wielu receptur na eliksiry, których nie dane było Ci się nauczyć w chorobie . A im dalej w to brniemy tym będzie Ci trudniej... Opuściłaś się w nauce. Nie dziwi mnie to, ale bardzo niepokoi . Jeśli tak dalej pójdzie zmarnujesz swój potencjał. Nie jesteś w stanie prawidłowo ułożyć dłoni a kiedy już  jakimś cudem rzucasz czar, wybierasz ten zbyt mocny, szkodliwy.
-O co ci znowu chodzi?!
- Pora nadrobić zaległości moja droga . I nuczyć cię trochę dyscypliny, której wyraźnie ci brakuje. Mistrz Istredd, dzięki swojej hojności, oraz skromności, za opłatą jedynie w postaci komnatki na Tanned zgodził się zostać twoim korepetytorem. Od przyszłego tygodnia, jak tylko wyjdziesz z kaca zaczynasz prywatne lekcje. Musisz dogonić pozostałe dziewczęta. Zalegasz z materiałem. Przestań się krzywić.  To wyjątkowa okazja. Myślisz, że ma ją każda adeptka ?!
Yennefer jęknęła głośno znów wpatrując się wrogo w rektorkę, ale nic nie powiedziała.  Jak każda prawie czarodziejka Tissaia czytała jednak bezbłędnie z ludzkiej mimiki.
-Uważasz, że straciłam rozum? Jesteś na mnie wściekła?Jeszcze mi za to podziękujesz po egzaminach śródrocznych... Tak Yenna, wiem co robię i nie wycofam się z tego. Może wreszcie ty też zaczniesz się zastanawiać przed wykonaniem kolejnego ruchu. Brakuje ci rozwagi w podejmowaniu wyborów przez co uciekasz się do błędnych rozwiązań. Mistrz Istredd zadba o to byś nie tylko wróciła do formy, ale zaczęła myśleć, tak jak przyszłej czardziejce przystoi. Ktoś w końcu musi. Skoro mój autorytet ci nie wystarczy , to pozostaje mag z zewnątrz. Jeśli spiszesz się na prywatnych zajęciach pomyślę nad cofnięciem kary całkowicie. Może naczelny czarodziej Aed Gunvael nie jest dla ciebie wzorem piękności, ale uwierz mi, że ma potencjał.  Już teraz to światła osobistość. Zresztą sama dobrze  wiesz, że nie zaoferowała bym swojej przyjaźni byle komu.
-To nie jest konieczne. Dam radę. - Yenna podparła się dłońmi o kanty łóżka wciąż z trudem trzymając równowagę. Po  feralnej nocnej awanturze wciąż odczuwała silny ból głowy, mdłości, osłabienie .  Skronie pulsowały nieznośne, w nosie paliło na skutek siatki popękanych naczynek , na skrzepniętych wargach wytworzyła się spękana skorupa. Choć odczuwała teraz silne pragnienie nie zamierzała prosić mentorki o pomoc. Była na to zbyt dumna.
-Pozwól, że to ja o tym zadecyduję. Możesz się na mnie dąsać. Nie zmienię zdania dopóty dopóki nie zobaczę zmian w twojej postawie. Wracaj do łóżka. Wyglądasz fatalnie.., Bogowie, że też zawsze muszę ratować cię z kłopotów, w które z własnej winy się wplątujesz.
-Wyjdź...- adeptka ułożyła się na materacu z nogami pod brodą, jej słaby głos zdawał się być ledwo słyszalny nad gwarem miasta wydobywającym się tuż zza rozchylonych okiennic. Jak to zwykle, wczesnym porankiem mieszkańcy portu szykowali się do otwarcia targowiska. W przeciwieństwie do innych miejscowości kontynentu nadmorskie tereny cieszyły się wyjątkowo dużym zainteresowaniem przyjezdnych. Stąd handel odbywał się niemal  co dnia od wczesnego brzasku do późnych godzin nocnych.
-Na twoim miejscu naprawdę radziłbym ci nabrać trochę kultury i skromności.
-Wyjdź stąd, powiedziałam ci! Albo ja wyjdę...
-Nie  rozśmieszaj mnie dziecko nie masz siły nawet przejść kilku  kroków. Skoro jednak tak bardzo chcesz już znikam. Mam kilka spraw zanim wrócimy do akademii, jesli już tu jestem. Pamiętaj, by podziękować magowi Istreddowi za gościnę. Aha, ktoś bardzo chce z tobą porozmawiać...Rita, możesz wejść
Drzwi pokoju uchyliły się wpuszczając do środka blondwłosą przyjaciółkę adeptki z lekko zaczerwinionym nosem oraz dolnimi powiekami. Wymieniły się z rektorką krótkim skinieniem go wy na powitanie po czym starsza z kobiet wymruczała coś pod nosem znikając w korytarzyku do niewielkiego salonu wynajmoowanego przez maga lokum.
-Yenna... - Margarita siadła na spodzie łóżka szukając na nim  miejsca by wygodnie ułożyć kolana unikała jednak wzroku  młodszej czarodziejki czym poczęła wzbudzać jej niepokój - Coś ty sobie zrobiła.Przypominasz chodzącą śmierć..
-Ja....
-Jak mogłaś się tak narazić... Martwiłyśmy się o ciebie całą noc po twoim zniknięciu a ty wtedy szalałaś w karczmie. Piłaś, wzdychałaś jakieś świństwo... W dodatku... - dziewczyna urwała wpatrując się w wyciągniętą z kieszeni pustą sakiewkę - Mistrz Istredd wpadnie do ciebie później by cię zbadać jeszcze raz. Ja już chyba pójdę.
-Rita poczekaj....  - Yennefer uniosła się na poduszkach łapiąc za nadgarstek przyjaciółki
Tamta jednak odtrąciła jej dłoń gwałtownie.
-Nie dotykaj mnie! - syknęła przez zęby odsuwając się na bezpieczną odległość
-Rita....
-Okradłaś mnie Yennefer. Tak bez żadnych skropułów. Znamy się tyle lat. Tissai można wiele zarzucić, owszem, mi też, ale mimo to zawsze byłam przy tobie gdy mnie potrzebowałaś. Czy nie było tak, powiedz mi... No powiedz do cholery?
-Zawsze stawałaś w mojej obronie. -  przyznała Yenna  przełykając ślinę i oblizując usta. W przeciwieństwie do rozmowy z mistrzynią De Vries tym razem w jej słabym głosie dało się wyczuć faktyczny przejaw skruchy. Młoda magiczka wyraźnie się zmieszała.
-Wiem, że masz poważne problemy z psychiką, samoakceptacją i tymi zapatrzonymi w siebie panienkami z akademii, ale nawet to cię teraz nie obroni. Byłam w stanie rozumieć twoje  szalone pomysły do tego momentu. Wiesz jak się poczułam gdy zobaczyłam puste puzderko?! Otworzone szuflady, kuferki, szafki...Gdy znikło wszystko,co zdołałam uzbierać by chociaż częściowo uniezależnić się od wpływów babki...
-Rita oddam ci to co do grosza... Przysięgam...
-Tu nie chodzi o bezmyślną rozrzutność Yenna, chociaż nie popieram tego, że przepiłaś całą sakiewkę w karczmie. ..Zrozum, że  twój gest... Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, a mimo wszystko miałaś odruch by zabrać moją własność, chociaż przez cały dotychczas przebyty okres nauki ufałyśmy sobie bezgranicznie!
- Przepraszam cię...
- Chciałabym  przyjąć przeprosiny, doceniam je, ale nie mogę...chciałabym, ale gdy tylko przypomnę sobie pustą skrzyneczkę,gdy na ciebie patrzę.... Myślę, że lepiej będzie jeśli na jakiś czas po powrocie do akademii przeniosę się do pokoju z arcymistrzynią. Tak sądzę.
-Margarita...proszę cię daj mi szansę... Ja naprawdę nie chciałam.....
-Przykro mi Yennefer,ale nie potrafię zaufać ci ponownie. Nie teraz. Zobaczymy się później. Na kolacji w akademii. - mówiąc to poszła w ślady mistrzyni opuszczając komnatke
Yenna skuliła się na pościeli obejmując kolana dłońmi starając zignorować piekące policzki i wilgoć w kącikach oczu.  Kurczowo ściskając prostokątną poduszkę wtulila weń twarz, nie bacząc na wypadające z wnętrza białe, gęsie piórka. Okrycie natychmiastowo zaznaczyły mokre plamy. Skurczyła się jeszcze bardziej  tym razem zbliżając się niemal całkowicie do pozycji embrionalnej.

,, Rita...., poszła do  mentorki  zostawiając mnie samą sobie.,zapewne zechce się wyprowadzić jeszcze dzisiaj, ale  zasłużyłam  na to. Nadszarpnęłam jej zaufanie. Sama nie chciała bym przyjaźnić z kimś takim. Nie jestem lepsza od tych sztucznych dziewcząt, moich rywalek. Ale teraz muszę dać radę bez niej. Muszę! ''

zacisnęła dłonie w pięści
,, Wcale jej nie potrzebuję! Mogę uczęszczać na zejścia sama! I tak ju od dawna najlepsza przyjaciółka była mi zbędna..Udowodnię jej i wszytkim, że mam ją głęboko w poważaniu. Skoro chce to niech się ode mnie wynosi. Na nic mi była!! '' 
                             ***
-Proszę proszę patrzcie kto wrócił! - nad stołówką Aretuzy rozległ się dobrze znany wszystkim kpiący ton
Yennefer stojąca przy tacy z bułeczkami na parze zacisnęła oczy kurczowo chwytając łyżkę wazową. Nadgarstek adeptki zadygotał zarówno ze zdenerwowania jak i nadmiernego ciężaru, oblewajając rękaw szaty roztopionym masłem. Przeklęła pod nosem, wycierając brzeg materiału o znajdującą się obok dekoracyjną serwetę, ignorując przy okazji wzrok kilku zniesmaczonych, znajdujących się stopień niżej dziewcząt oraz karcące spojrzenie służki sprzątającej puste naczynia po pierwszym dniu. Gdyby nie fakt,że po przebytym w większości dniu na kacu  i wypłukaniu z organizmu resztek nocnego wybryku  ciało wręcz skręcało jej się z braku pożywnej stawy , przeczekała by do późniejszych godzin wieczornych kończących porę kolacji, zgarniając z blatów stołów wszytkie niedojedzone resztki. Zapewnie nie pozostałoby ich zbyt wiele, jednak dostatecznie dużo by brzuch przestał dawać jej oznaki głodu.  Po powrocie do dormitorium usiłowała skupić się na czymś innym, pozbawiona jednak zdolności do rzucania zaklęć  szybko zrezygnowała zaprzestając dalszych starań. Próbowała też zapaść w niespokojny sen, lecz brak oddechu leżącej obok niej przyjaciółki nie pozwalał jej   odpłnąć w niebyt. Nie mogąc znieść wszechobecnej ciszy poddała się w końcu dokuczliwym oznakom pustego żałądka, a nie chcąc ponownie spotkać z Panią De Vries oraz Ritą decydując równocześnie na najgorszą z możliwych opcji. Posiłek we wspólnej jadalni. Zachodząc po schodach po raz kolejny błagała w duchu oby jej dręczycielki nie zjawiły się tym razem lub skończyły wcześniej. Niestety, jak zwykle  pech nie dał za wygraną. Widząc charakteryczny ciasno związany  warkocz, pomalowane mocno karminowe usta oraz bystre piwne oczy wiedziała już, że i tym razem będzie zmuszona mierzyć się z obelgami rzucanymi w jej kierunku. Zaczęła się wówczas modlić w duchu oby tylko jej główna rywalka miała dobry dzień, w takim wypadku skończyłoby się jedynie na obraźliwych określeniach, do których i tak już przywykła podczas nauki w akademii. Tak przynajmniej sądziła.
Może jakimś cudem udałoby jej się uniknąć konfrontacji zjeść zupełnie niezauważoną w stoliku w kącie. Chociaż spróbować. Z tym przekonaniem weszła do stołówki akademii w naciągniętym kapturze.
Niestety jej  loki, stanowiące nie tylko atut lecz także swego rodzaju przekleństwo znów wysunęły się zza okrycia przyciągając uwagę zebranych. Szczególnie tej, której tak bardzo chciała uniknąć.
-Yenna... A jednak jesteś. Nie widziałam cię parę dni, och jakże się cieszę,że wróciłaś. Nudno tak bez naszej  nadzdolnej adeptki. Zaczynałam się już martwić.. - w głosie Pillipy pobrzmiewała fałszywa troska - Jak tam się miewasz?! Podobało ci się w Velen?! Opuchlizna nosa już nie dokucza?! Słyszałam, że czysty proch trzyma nadzywyczaj mocno. 
Yennefer zasztywniała. Chociaż jej twarz nie kryła zdumienia zacisnęła szczęki unosząc hardo twarz.
-Skąd o tym wiesz?! - burknęła
- Matka nie nauczyła, że wścipstwo to bardzo zła cecha.. ACh zapomniałam... przecież jesteś sierotą.. Wybacz mi tę pomyłkę...skąd wiem... .. Heh, żadna nowina.. Wieści szybko się rozchodzą. Powiem więcej, teraz cała Aretuza o tym wie.... - zachichotała opierając się o blat stołu ostentacyjnie sięgając po  kość leżących ja parterze z owocami wingorn. Oderwała kilka niespiesznie wkładając do ust uśmiechając się  przy tym kpiąco - Nie musisz dziękować Yennefer. - zaśmiała się sztucznie z wyraźną złośliwością- Proszę, proszę. Wygląda na to, że twardsza z ciebie sztuka niż myślałyśmy. Ucieczka łódką, popijawa w karczmie, no no! Trzeba będzie zastosować na ciebie mocniejsze środki. Swoją drogą jestem nadzywczaj ciekawa jak tam refleks po alkoholu. Sprawdzimy?
Poczuła ból ciągniętych mocno loków, chwilę później gorąc gdy głowa wraz z włosami została brtalnie wepchnięta do jednego z dań.  Straciła widoczność, a potem słuch wśród otaczających ją śmiechów. Oczy przesłoniła jej brązowa kleista substancja, kawałki obiadu. Spróbowała się wydostać,  coś jednak wciskało ją głębiej wprost w misę z  duszonym mięsem. Szarpnęła się gwałtownie, starając uciec od oporu, desperacko pragnęła złapać oddech, choć odrobinę powietrza na wszelkie, możliwie sposoby. Jej nos i, gardło natychmiast zapełnił gęsty sos. Zakrztusiła się. Góra miski zabulgotała pod wpływem bąbelków powietrza.
-Starczy już. Nie bądź głupia. Wszyscy wiedzą, że jest bezwartościowym śmieciem, ale  żadna z nas nie chce kłopotów. I tak masz nad nią przewagę. Puść ją. Zaraz się nam udusi. Nie wiem jak ty, ale nie mam zamiaru jej zabijać. Pobawiłaś się już.
-Co racja, to racja. Słabo z twoim refleksem Yenna. A szkoda.

Oczom  wyciągniętej adeptki           ukazało się rażące światło naściennych pochodni. Zmrużyła szczypiące oczy chroniąc je przed dostaniem się głębiej kawałeczków dania zanosząc jeszcze mocniejszym niż wcześniej kaszlem. Zgromadzony wokół tłumek parsknął cicho.
-Żałosne. Jak zawsze. - skwitowała Philipa - Ech, dobre. sobie.Wystarczy mi na dzisiaj uciech. Nic tu po nas. Chodźcie.  Aha byłabym zapomniała, smacznego.
Zawartość talerza z bułeczkami znalazła się na szacie z herbem szkoły.
- Widzimy się na jutrzejszych lekcjach Yennefer. Powodzenia....elfi śmieciu.
Zgromadzone adeptki zaśmiały się raz jaszcze odwracając plecami. Wraz ze stopniowym zmierzaniem w kierunku wyjścia z zamkowej jadalni śmiechy poczęły stopniowo cichnąć. Gdy znikły zupełnie Yenna usiadła na pobliskim krześle czekając aż uporczywy ból w gardle ustanie. Gdy klatka piersiowa przestała się gwałtownie poruszać wciągnęła powietrze ostatni raz podnosząc się z miejsca. Zerknęła na swoje stopy czując płynący z kamiennej podłogi chłód. Zamrugała gwałtownie, zauważywszy bose stopy. Popatrzyła ponownie na parę zgrabnych kostek przecierając oczy wierzchem dłoni. Poruszyła palcami u nóg jakby chcąc się upewnić czy nie ma dalszych maniaków po zażyciu narkotyku. Uczucie zimna i ocierających o sobie łydek uświadomiło ją jednak, że obraz jest jak najbardziej pełny i rzeczywisty jak tylko to możliwe. Gdzie w takim razie podziały się jej trzewiki. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast, oczywista. Philipa wraz z resztą. Mogła się domyślić, że rzucająca się para nowych butów darowanych przez Margaritę ledwie kilka miesięcy temu będzie wzbudzać zainteresowanie. One natomiast, zwłaszcza od odejścia Sabriny na leczenie nie przepuszczą żadnej okazji by się zemścić. Wstała ostrożnie odpychajac od siebie myśli na temat wyjaśnień dotyczących nowych butów... Zapewne już ich nie znajdzie, mistrzyni solidnie ją za to zbeszta, ale z pewnością nie pozwoli jej chodzi boso. Poczeka jakiś czas a Tissaia znajdzie jej jakieś nowe obuwie.  W tej chwili pierwsze co musi zrobić to zadbać o czystość ubrań... Najlepszym pomysłem będzie pranie. Ale zrobi to sama nad oceanem. Późnym wieczorem, bez świadków. O ile jej mistrzyni nie znajdzie jej strażnika... Ruszyła po schodach na górę starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi nie jednorotnie podkulając palce o stóp. Tak jak i podłoga w kuchni, zamkowe schody nie należały do najcieplejszych. Znajdując się na właściwym piętrze przed drzwiami komnaty odetchnęła z ulgą. Tuż po wsunięciu klucza we właściwie miejsce, otworzeniu drzwi i przekroczenia progu pokoju rzuciła się na łóżko. Starannie posprzątanie i odkurzone. Zdejmując z siebie brudne szaty cisnęła je w kąt owijając szczelnie pledem. Nie licząc gwiazdy na szyi, teraz pozbawionej właściwości była całkowicie naga. Na jasnej skórze pojawiła się gesia skórka. Yennefer potarła ramiona dłońmi starając się w żadnym miejscu nie wystawić ciała spod koca. Rozejrzała się dokładniej po pokoju. Wydawał się pusty. Po zniknięciu Rity, zwykle przeładowania księgami komnata sprawiała wrażenie nieco opuszczonej. Druga część, idealnie uporządkowana, perfekcyjnie zascielony materac, puste szafy i przestrzeń na wspólnym sekretarzyku mogły świadczyć jakoby obecność dwóch uczennic w komnacie była jedynie ilizują. Z powodzeniem oszukiwała umysł, gdyby Yenna nie pamiętała jak jeszcze przed kilkoma dniami prowadziły z Margaritą rozmowę i pierwszy raz weszła do pokoju, sama dałaby się z powodzeniem okłamać,iż  prawej połowy pomieszczenia nikt nigdy nie używał. Idealna czystość wydawała się nie do zdarcia. Adeptka przyglądała się jeszcze nie zagospodarowanej  przestrzeni. Pod wpływem pustek czuła dziwne ukucie w środku..  Szybko jej to zajęło.. Ledwie zdążyły wrócić. Gdy tylko weszła do środka jeszcze przed obiadem po obecności przyjaciółki nie znalazła nawet śladu. Laux- Antille musiała być naprawę zdesperowana skoro tak szybko wyniosła się do komnat Tissai De Vries.W końcu jednak zrobiła, tak jak zapewniła, że uczyni. Nie powinna się dziwić. Rita zawsze dotrzymywała obietnic. Od teraz przyjdzie im mieszkać oddzielnie. Młoda czarodzieja oparła łockie na kolanach wciąż podtrzymując okrycie. Zajmie jej trochę czasu zanim zakkceptuje nowy stan rzeczy, ale po czasie przyzwyczai się do sytuacji. Miała już wiele gorszych zmian w życiu. Taki drobiazg nie powinienem stanowić większego problemu.
Wciąż owinięta kocem zsunęła się z posłania ruszając do bocznego pomieszczenia przesłoniętego kotarą. Znalzwłszy szeroką balię wewnątrz złapała oburącz za dwa końce wynosząc ją na środek komnaty.  Jak to w zwyczaju akademii tuż obok stało kilka wiader czystej wody, o których napełnienie zawsze dbały zrówno zamkowe służki jak i same adeptki. Każdy pokój miał zapewniony dostęp do wody.
Wlewała po kolei zawartość wiader do momentu całkowitego zniknięcia drewnianego  dna i widocznej na powierzchni piany. Będąc pewną do magicznie podtrzymanej temperatury wody , czym prędzej zarzuciła z siebie pled, zamierzając zacząć od włosów. Kosmyki pozelpiały się ze sobą tworząc brudne ociekające resztkami obiadu strączki.  Adeptka Skrzywiła się nachylając nachylając nad taflą wody, dłonią sięgając po leżący nieopodal grzebyk.  Zajęta czynnością rozczesywania kosmyków nie zauważyła ruchu tuż przy korytarzu ani uchylanych bezszelstnie drzwi. Na dźwięk niskiego chrząknięcia odskoczyła gwałtownie natychmiast zakrywa jąć na powrót całe ciało porzuconym kocem. Zauważając kątem oka cień męskiej sylwetki oblała się rumieńcem wydając z siebie mimowolny pisk. Zdając sobie sprawę z niekontrolowanego odgłosu zaczerwiniła się jeszcze bardziej cofając pod ścianę.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć adeptko Yennefer . Nie sądziłem, że będziesz brała kąpiel.
Uniosła wzrok.
Mag Istredd, ten sam u którego przyszło jej spędzić czas w Velen, stał opierając lewe ramię o framugę drzwi  ze stosem książek pod wolną pachą i przewiszoną przez ramię  skórzaną torbą  wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją. Czarne włosy sięgające ramion zostały spięte w kucyk odsłaniając delikatny zarost stopniowo gęstniejący ku dołowi. W szarych oczach tańczyły psotne iskierki. Usta wygięły się w uprzejmy acz zarazem lekko kpiący uśmiech.
- Nie krępuj się... Już wychodzę przyniosłem tylko księgi, z których materiałem nasz się zapoznać. Oczywiście po kolei. Nie od razu. Niektóre pozycje zapewne znasz żale nie zaszkodzi ponownie do nich zajrzeć. Tissaia mówiła ci zapewne o naszych dodatkowych zajęciach.
- Może. - Yennefer szczelniej otuliła się ramionami - Czego chcesz?!
- Jak mówiłem przyszedłem z księgami. Wiedzę, że śmiało sobie pogrywasz. Nie jestem zbytnio surowy w tych kwestiach. Cechuje mnie duża otwartość na młodych magów, w tej kwestii jednak uważam, że ledwie się znamy zatem zanim przejdziemy na ty winnaś się do mnie raczej zwracać tytułem mej profesji. Mistrzu oczywiście, wystarczy. - uśmiechnął się szerzej
Yennefer wykrzywiła usta w grymasie.
--Skończyłeś już? - popatrzyła na mężczyznę chłodno  - Siedzę tutaj nago.
Odwzajemnił jej spojrzenie zerkając bez wzruszenia prosto w gorejące fioletowym płomieniem tęczówki. Wszedł głębiej  do pokoju przechadzając się w kierunku  ściany i z powrotem. Zrobiwszy tak kilka alejek zatrzymał się naprzeciw adeptki znów intensywnie wertując jej twarz. W absolutnej ciszy badał jej rysy, smukłą szyję. Przyglądał się  zawieszonej nań gwieździe, czarnym puklom włosów, bladej skórze, szczególnie w okolicach czoła. Na tym ostatnim punkcie zatrzymał się najdłużej. Czując charakterystyczne mrowienie dziewczyna cofnęła się odruchowo rozpoczliwie szukając resztek energii magicznej do obrony przez obcym umysłem wewnątrz głowy. Niestety nie znalazła w sobie żadnych źródeł. Yennefer zacisnęła dłonie na oparciach balii, jej twarz zaczerwniła się.  Gdyby nie blokada magiczna zebrana na powierzchni piana zabulgotałaby, woda zaś zawrzała parując i wylewając się poza wyzaczoną jej przestrzeń.
-Nie nauczono cię czarodzieju. - fuknęła przez zaciśnięte zęby - Zasad Etykiety magicznej. Tak sobie swobodnie mnie sądujesz?! Istredd wzruszył ramionami uśmiechając półgębkiem.
-Tissaia prosiła bym sprawdził co dziś siedzi w twojej głowie.  Myślała, że masz może znowu jakieś niecne plany. Ale widzę, że zamiast tego..- mag wyraźnie spochmurniał - Miałaś ciężki dzień..
- W ogóle nie powinieneś tego widzieć. Wyjdź stąd zanim... Zanim.
-Nie możesz mi nic zrobić ani rozkazać adeptko. Zapomniałaś już o tym?!
-Kur... - zaklęła pod nosem dziewczyna chowając się głębiej w balii jeszcze pełniejszej białych bąbelków - Chędoż się czarowniku!Niech cię diabli.
Mężczyzna puszczając bluźnierstwa mimo uszu zrobił krok w stronę brudego okrycia na oparciu krzesła. Przesunął dłonią po drogim, satynowym materiale krzywiąc się z niesmakiem.
-Mogę wiedzieć kto to zrobił?
-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy magu. Tego nie wyczytałeś?!
- Nie, nie wyczytałem. Daruj sobie ten sarkazm. Chcę tylko...
-Dam sobie radę. Wyjdź stąd!
-Jeali to któraś z naszych adeptek może mógłbym...
-Spierzaj!!! - pod wpływem impulsu podniosła sie z balii wciąż okryta przez białą substancję. Jej twarz przybrała kolor jeszcze głębszej purpury. - Nie twój zasrany interes!!
Wynoś się z mojego pokoju,ale już!!!
Krzyk dziewczyny  z pewnością dało się tego wieczora słyszeć w całym Velen.



















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro