ROZDZIAŁ 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Nie jestem osobą, która wszystkim się przejmuję. Potrafię czasami coś olać i nie zwracać na to uwagi. Ciężko mi było jednak zrobić to z towarzystwem Dereka. Siedział z tyłu mojego samochodu, patrząc na mnie. Skąd wiem? Czułam na sobie jego wzrok, dodatkowo przyłapałam go kilka razy w lusterku. Nie wiem o co mu chodziło, jednak chyba wolałam nie wiedzieć. Nie chciałam mu dawać nadziei, jednak nie chciałam też, aby że mnie zrezygnował. Czy byłam samolubna? Możliwe, jednak chciałam, aby o mnie walczył. Chociaż może byłoby lepiej, gdyby się poddał?

               Droga nie była zbyt przyjemna przez ciszę, która panowała między nami w samochodzie. Nie chciałam pierwsza się odzywać, bo nawet nie wiedziałam, od czego zacząć. Nie wiedziałam, jak mam rozmawiać z Derekiem po ostatnim pocałunku. Cholera, w moim życiu jest zbyt wiele niewiadomych, chyba czas z tym coś zrobić.

- Wiesz co z Allison? - ciszę na całe szczęście przerwała Lydia.

- Jest coraz lepsza, ma coraz stabilniejszą kontrolę, nie daje się wyprowadzić z równowagi.

- Skąd to wiesz? - dziewczyna spojrzała na mnie.

- Klaus dzwonił i mnie poinformował o tym.

- Mówił coś jeszcze?

- O Allison? Elijah próbował ją ostatnio sprowokować, jednak ta mu się nie dała i zachowała spokój. Jeśli tak dalej będzie, to spotkanie się niedługo.

- To dobrze – uśmiechnęła się. - A po co dzwonił? Tak konkretnie, bo raczej nie chciał Ci powiedzieć o Allison.

- Chciał się dowiedzieć, co u nas i czy dajemy rade.

- Niech zgadnę, chce przyjechać i nam pomóc.

- Zgadłaś – zaśmiałam się. - Powiedział, że wystarczy jeden telefon i przyjeżdża z odsieczą.

- Fajnie jest mieć takiego przyjaciela.

- I to jak. Ja i Klaus jesteśmy strasznie za sobą, każde skoczy za drugiego w ogień. Na niego mogę zawsze liczyć, pomoże mi w każdej sytuacji.

- A nawet przebije Ci serce – mruknął z tyłu Derek.

- Jeśli go o to poproszę, to tak.

- To głupie, nie powinien tego robić.

- Pomógł nam pokonać Nogitsune, a to był jedyny sposób na to. Klaus też nie był szczęśliwy z tego powodu, jednak zaryzykował i nam pomógł.

- Nie powinien się w ogóle na to zgadzać – oburzył się Hale. - Kto normalny zgadza się na zabicie osoby, którą ponoć kocha?

- Kocha mnie, a ja kocham jego – warknęłam zła. - Nic Ci do tego, na co się zgadza. To była moja decyzja, a on ją uszanował. Przynajmniej Klaus potrafi zgodzić się ze mną i nie robić czegoś wbrew mojej woli, nie wykorzystuje mnie.

- Nie tylko on to potrafi, jednak Ty nie doceniasz nikogo innego.

- On przynajmniej nie korzysta z okazji i nie robi czegoś, czego ja bym nie chciała.

- Nie wymyślaj teraz. Chciałaś tego, wiem o tym.

- Gówno wiesz, Hale. Gdybym tego chciała to raczej bym Cie nie odepchnęła.

- Jednak odwzajemniłaś to, więc przestań teraz wszystko zrzucać na mnie.

- Byłam zła i nie wiedziałam, co robię. Może wyobraziłam sobie kogoś innego? - odparłam złośliwie, ta rozmowa schodzi na zły tor.

- Pewnie to był zapewne ten cholerny policjant, co?

- A żebyś wiedział, że pomyślałam o nim – uśmiechnęłam się złośliwie.

- Dobry jest w łóżku? Pewnie nie, ktoś taki jak on nie jest dobry w niczym.

- W łóżku jest cudowny – skłamałam, aby podnieść mu ciśnienie. - A Tobie nic do tego, z kim sypiam i z kim się spotykam.

- A może właśnie coś mi do tego? Cholera, zachowujesz się jak dziecko.

- Dość! - przerwała nam Lydia i spojrzała na nas. - Oboje zachowujecie się jak dzieci.

               Nie skomentowałam tego, choć miałam wielką ochotę to zrobić. Za kogo on się uważa? Dobra, skłamałam z tym pocałunkiem, bo tak naprawdę to go chciałam. Jednak nie mam zamiaru mu się do niczego przyznawać, bo po co? Po tym z pewnością by mi nie dał spokoju. A ja nawet nie wiem, czy chcę tego spokoju. Jestem dziwna, sama nie wiem, czego chcę od życia.

- Co jeszcze chciał Klaus? - Lydia ponownie przerwała ciszę.

- Pogadać o Kol'u – westchnęłam i spojrzałam w lusterku na Dereka, który zacisnął dłonie w pięści.

- Coś z nim nie tak?

- W sumie to wszystko. Ponoć od mojego wyjazdu strasznie się zmienił i atakuje ludzi. Nie chce z nikim rozmawiać, wszystkich odrzuca od siebie. Klaus się o niego martwi, chciał, abym spróbowała porozmawiać z Kol'em.

- Jedziesz do Nowego Orleanu?

- I co, mam was zostawić z Łowcami? Kol jest duży, poradzi sobie. Zadzwonię do niego i spróbuję coś zrobić, jednak nie wydaję mi się, aby chciał mnie posłuchać.

- Dlaczego? - Lydia wydawała się być zdziwiona. - Ponoć macie świetny kontakt ze sobą.

- Bo to prawda – przytaknęłam. - Najlepiej ze wszystkich dogaduję się z Kol'em, jednak przed moim wyjazdem się pokłóciliśmy.

- O co? - dziewczyna spojrzała na mnie zaciekawiona.

- O was – westchnęłam ciężko. - Był zły, że postanowiłam przyjechać i wam pomóc po tym, co się stało ostatnio.

               Lydia popatrzyła na mnie smutno, jednak nic się nie odezwała. Nie miałam jej za złe tego, że wtedy do mnie zadzwoniła i poprosiła o pomoc. W końcu cały czas powtarzałam im, że w razie problemu mają do mnie dzwonić. Kol przesadził wtedy, nie ma prawa mi mówić, co mogę robić i gdzie mogę pojechać. Może ja też nie byłam w stosunku do niego uczciwa, jednak to moje życie i to ja będę podejmować decyzje. On może jedynie mi coś podpowiedzieć lub zasugerować, nie ma prawa mnie krytykować i krzyczeć na mnie z takiego powodu.

               Martwię się o niego, to fakt. Nie wiem, co się z nim dzieje i dlaczego zaczął się tak zachowywać po moim wyjeździe. Może nie ma z kim imprezować i postanowił pobawić się w wolnego strzelca? Ostatnio w ogóle zaczął się dziwnie zachowywać, w szczególności w stosunku do mnie. Wiele razy próbowałam z nim o tym porozmawiać, jednak cały czas mnie zbywał. Czyżby jego teraźniejszy stan był spowodowany moją osobą? Nie, to niemożliwe. Z pewnością by mi o tym powiedział, on zawsze był szczery w stosunku do mnie.

              Nareszcie podjechaliśmy pod domek Lydii, miałam ochotę skakać z radości. Byliśmy pierwsi co akurat mnie nie dziwi. Zdarzyło mi się kilka razy jechać szybciej, niż powinnam, ale nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiam szybką jazdę i nic tego nie zmieni. Lydia wysiadła szybko z samochodu i pobiegła do drzwi, a ja patrzyłam na nią zdziwiona. Pali się w środku, czy co? Nagle przypomniałam sobie o Dereku, który wypalał we mnie dziurę wzrokiem. Zabiję Rudą, przysięgam.

               Zła na dziewczynę i jednocześnie trochę na siebie odpięłam pasy i wyszłam na zewnątrz. Musiałam rozprostować nogi, bo inaczej chyba umarłabym z bólu. Nie lubię długiej jazdy, całe ciało mi wtedy sztywnienie. Podeszłam w stronę bagażnika i miałam zamiar go otworzyć, jednak ktoś skutecznie mi w tym przeszkodził. Derek Hale we własnej osobie stanął mi na drodze, zasłaniając bagażnik i patrząc na mnie uważnie.

- Możesz się przesunąć? - zapytałam w miarę miło, o ile to było możliwe w tej sytuacji.

- Dlaczego czuję od Ciebie krew? - spojrzałam na niego zdziwiona, a on za to patrzył na mnie z troską.

- Co? - zapytałam jak idiotka nie wiedząc, o co mu chodzi.

- Krew, Nina. Dlaczego czuję od Ciebie krew?

- A to – machnęłam lekceważąco ręką. - To nic takiego, wydaje Ci się.

- Jesteś ranna czy może posiliłaś się znowu na kimś?

- Zabiłam kilka osób po drodze, bo co?

- Nie zrobiłaś tego – odparł zły, patrząc na mnie z mordem w oczach.

- Serio? Bo ja jestem pewna, że jednak to zrobiłam. Kilka trupów znajdziesz po drodze z mojego domu do Twojego Loftu. Musisz się dobrze rozejrzeć – uśmiechnęłam się.

- Możesz powiedzieć prawdę? - warknął na mnie.

- Nie powinno Cię to obchodzić – warknęłam zła i chciałam odejść, jednak ten jak zwykle musiał mnie zatrzymać. Złapał mnie za rękę, na moje nieszczęście w miejscu ugryzienia. - Kurwa – mruknęłam z bólu.

- Co jest? - jego brwi wystrzeliły do góry, a on wpatrywał się w moją rękę.

- Nic – próbowałam się wyrwać, jednak nie pozwałam mi na to. Co za uparty osioł.

- Nina, przestań zachowywać się jak dziecko – przewrócił oczami. - I nie szarp się, bo śmiesznie wyglądasz.

- Pewnie, najpierw zły wilkołak, teraz zabawny. Świetnie, co będzie następne?

- Pokaż to – zaśmiał się. - Przecież Cie nie ugryzę.

- Nie byłbyś pierwszy tego dnia – mruknęłam cicho pod nosem.

- Co? - spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Nic, nic – uśmiechnęłam się szeroko. - Możesz mnie puścić? Ręka zaczyna mnie boleć.

- Jakby wcześniej nie bolała – przewrócił ponownie oczami. - Pokażesz mi, czy sam mam to sprawdzić?

- Nic Ci nie będę pokazywać – odpowiedziałam oburzona. - Niech Ci Braeden pokazuje, a nie ja.

- Zazdrosna? - uśmiechnął się szeroko.

- Chyba o Jordan'a – odpyskowałam i to był mój błąd. Hale pociągnął mnie w swoją stronę i odkrył ranę.

- Kto Ci to zrobił? - chyba był zły. Tak, zdecydowanie jest zły.

- Nie pamiętam – wzruszyłam ramionami. - Byłam pijana i ...

- Przestań pieprzyć – przerwał mi natychmiastowo. - Kto Cie ugryzł?

- Kot sąsiadki, wredne zwierze. Na każdego się rzuca. Niby taki słodki, a rzuca się jak najgroźniejszy drapieżnik.

- Jaja sobie robisz? - uniósł brwi i spojrzał na mnie jak na idiotkę. - Pytam ostatni raz, kto Cię ugryzł?

- Liam – westchnęłam. - Stracił kontrolę w szkole i mnie tak jakby zaatakował.

- Zabiję go – warknął wściekły Hale i chciał ruszyć się z miejsca, jednak tym razem to ja go zatrzymałam.

- Przestań, przecież to jeszcze dziecko. Jest w tym nowy, nie panował nad sobą.

- Nie powinien Cie atakować – warknął dalej zły.

- Oj tam, przejmujesz się – machnęłam ręką. - Nic takiego się nie stało, zresztą to była trochę moja wina, nie powinnam go prowokować. Nie rozmawiajmy już o tym.

- Dobrze, w takim razie porozmawiamy o czymś innym.

- O czym? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- O tym, co wydarzyło się na dachu szpitala.

- To lepiej wróćmy do ugryzienia – powiedziałam natychmiast.

- Nina, przestań. Musimy o tym porozmawiać.

- Ale nie ma o czym. To była chwila słabości i tyle. Ty chciałeś mnie uspokoić, a ja nie byłam w stanie logicznie myśleć, tyle w temacie.

- Doskonale wiesz, że tak nie było.

- Faktycznie, Ty skorzystałeś z okazji i mnie pocałowałeś.

- A Ty nie miałaś nic przeciwko – odparł pewny siebie i z uśmiechem na twarzy.

- Tego nie wiesz – zmarszczyłam brwi.

- Oddałaś pocałunek, nie uderzyłaś mnie, nie chciałaś mnie za to zabić. To mówi samo za siebie.

- Przecież Cie odepchnęłam – powiedziałam oburzona, durny Hale.

- Po kilku minutach, Nina.

- Nie będziemy o tym teraz rozmawiać – chciałam jak najszybciej uciec od niego.

- Dlaczego umówiłaś się z tym policjantem? - czy go nie nudzi rozmowa ze mną?

- Brakuje mi seksu – palnęłam, strzelając sobie w myślach w twarz.

- Żartujesz sobie – warknął zły Derek. Chyba odkryłam w sobie nowy talent, doprowadzanie go do szału.

- Nie – odparłam szczerze. - Nie mam stałego partnera, a on jest przystojny.

- Tak, tam gdzie go postawią, tam stoi – przewrócił oczami. - Czemu Ty to robisz?

- Co znowu robię? - zapytałam zirytowana, czy on nie może dać mi spokoju?

- Dlaczego próbujesz mnie od siebie odepchnąć? Dlaczego chcesz mnie unikać? Dlaczego oszukujesz siebie?

- Nie oszukuje – odpowiedziałam tylko na ostatnie pytanie. - Nie wiem, o co Ci chodzi.

- Popatrz mi w oczy i powiedz, że już mnie nie kochasz, a zostawię Cie w spokoju.

               Dobra, 1:0 dla Dereka. Jak mam niby to zrobić, skoro nie potrafię kłamać prosto w jego oczy? Cholera, wiedział jak uderzyć, aby zabolało. Pieprzony Hale, mam ochotę go zabić za jego podejścia. Co mam zrobić? Myśl, Nina, myśl. Jak wybrnąć z tej sytuacji? Nagle usłyszałam dźwięk nadjeżdżających samochodów, które zatrzymały się obok nas. Uśmiechnęłam się do Dereka.

- Przykro mi, ale z naszej rozmowy nic nie będzie. Trzeba im pomóc.

- To jeszcze nie koniec – wyszeptał do mojego ucha i odszedł w stronę samochodu Stiles'a.

- To do oficjalnie jestem w czarnej dupie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro