ROZDZIAŁ 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Perspektywa Lydii *

               Życie pisze różne scenariusze, na które my w większości nie mamy wpływu. Każdy z nas ma wyznaczoną drogę, przez którą musi przejść. My jedynie możemy wybrać, co chcemy uczynić, aby nasze życie choć trochę się zmieniło. Dokonujemy wyborów, które mogą być dobre lub złe. Jednak każdego z nas spotka ten sam los, śmierć.

                Czuję się źle, że Nina musiała przez nas cierpieć. Ona na to nie zasłużyła, pomimo swojego zachowania. Może nigdy nie była idealna, ale zawsze starała się uratować niewinnych. A my? Jak się jej odwdzięczyliśmy? Bólem, smutkiem, cierpieniem, łzami, zawodem. Zamiast pomyśleć o tym, jak ona się z tym wszystkim czuje, my myśleliśmy tylko o sobie. Nie ważne, ile osób bolała jej śmierć ze względu na to, że zależało nam na niej, a ile bało się, że bez niej nie wygramy żadnej bitwy. Każdy z nas popełnił błąd i jest winny tej całej sytuacji.

               Zaskoczyły mnie słowa Scott'a. Nie miałam pojęcia, że miał jakikolwiek kontakt z Niną. To, że się pokłócili, również było wielkim zaskoczeniem. Może ostatnio nie mieli najlepszych kontaktów i często dochodziło między nimi do nieporozumień, ale żeby aż tak? Nina potrafi podnieść ciśnienie komuś w pięć sekund, to fakt. Ale Scott nie powinien na nią naskakiwać za coś, czego nie zrobiła. Jestem pewna, że pomimo swojego nowego stylu życia, bardzo dobrze opiekuje się Allison. Przecież nie zostawiłaby jej samej w tej nowej sytuacji. Moje rozmyślania zostały przerwane przez telefon. Ujrzałam imię Niny, więc natychmiast wcisnęłam zieloną słuchawkę, zdążyłam powiedzieć tylko ,, Halo '' .

- Szykujcie imprezę, Nina Fortem powraca – zatkało mnie, stałam z otwartymi ustami nie wiedząc, co mam powiedzieć. - Lydia?

- Co Ty powiedziałaś? - Ani trochę nie kryłam swojego zaskoczenia.

- Że wracam do was, przyjadę za niedługo – odparła spokojnie. Mogłam się założyć, że właśnie wzruszyła ramionami.

- Kocham Cię – wyszeptałam i usłyszałam , że dziewczyna się rozłączyła.

               Byłam w totalnym szoku po tym, co usłyszałam. Mój telefon upadł na ziemię, zwracając tym uwagę innych. Każdy patrzył na mnie zdziwiony, a ja stałam sparaliżowana. Nie wiedziałam, co mam zrobić, jak mam się zachować. Czy to faktycznie właśnie zadzwoniła do mnie Nina i powiedziała, że wraca, że przyjedzie do nas? To było coś, czego bym się nie spodziewała po wczorajszej rozmowie z dziewczyną. Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam w ramiona Scott'a, który się tego nie spodziewał.

- Przyjedzie! Ona przyjedzie! - szczęśliwa ściskałam mocno przyjaciela, a po moich policzkach płynęły łzy. Byłam cholernie szczęśliwa.

- Lydia, uspokój się – powiedział spokojnie Scott i lekko odsunął mnie od siebie. - Co się stało?

- Cud! - podskoczyłam wesoło i zaczęłam się śmiać. Chyba trafię do ośrodka zamkniętego, jeśli zaraz się nie uspokoję.

- Jaki cud? - Stiles wstał z kanapy i popatrzył na mnie zdziwiony.

- Ona zadzwoniła! Ona wraca, rozumiecie?! - nie potrafiłam opanować radości, jaka ogarnęła moje ciało. Nie ważne, na jak wielką wariatkę właśnie wychodzę.

- Spokojnie – dłonie Stiles'a znalazły się na moich ramionach. - Uspokój się i powiedz wszystko na spokojnie.

- Nina – wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na chłopaka. - Nina do mnie zadzwoniła i powiedziała, że powraca. Ona do nas przyjedzie, rozumiesz? Za niedługo będzie z nami i nam pomoże.

- Jesteś pewna? - Isaac zerwał się z fotela i stanął koło mnie, patrząc z nadzieją.

- Tak, jestem pewna – odparłam. - Ona nas nie zostawi, pomoże nam.

- Wiedziałem – powiedział szczęśliwy Stiles i podskoczył, śmiejąc się głośno.

- Chwila – odezwał się Scott i popatrzył na mnie zdziwiony. - Chcesz powiedzieć, że ta Nina Fortem przyjedzie i nam pomoże , tak po prostu?

- Nie wiem, Scott. Ale przyjedzie, to jest ważne, prawda? Wiedziałam, że tak będzie.

- Boże – Scott złapał się za głowę . - Ona naprawdę do nas przyjedzie – wydawało mi się, że jest w wielkim szoku, ale jakoś mnie to nie dziwi. Kto by nie był? - Nina Fortem przyjedzie do nas i nam pomoże! Ja pierdole, chyba zwariuje! - wykrzyczał szczęśliwy.

                Wyszło na to, że każdy z nas cieszył się z powrotu Niny. Nareszcie nasza nadzieja powróci do miasta i wszystko wróci na swoje miejsce. Nieważne, jak bardzo się zmieniła. Ważne, że jest w stanie nam wybaczyć i do nas powrócić. Nie musi nawet pomagać, nie chcę tego. Chcę tylko, aby była przy nas. To jest dla mnie najważniejsze.



* Perspektywa Niny *

               Świat się zmienia, ludzie wokół nas się zmieniają, tylko my pozostajemy tacy sami. Czy ktoś się z tym zgadza? Ja osobiście nie wiem co o tym myśleć. Niby sama się zmieniłam, ale czy to nie jest tylko skorupa, w której schowałam się po złych doświadczeniach? Teraz to już sama nie wiem, jaka jestem naprawdę. Zaczynam gubić się w swoim własnym życiu, w swoich własnych uczuciach. Czy to normalne?

                Po wyjeździe z Beacon Hills obiecałam sobie, że więcej tam nie wrócę i nie będę im pomagać. Jednak uświadomiłam sobie jedno, ja w dalszym ciągu ich kocham. Nie mogę pozwolić na to, aby stała im się jakakolwiek krzywda. Nie wybaczyłabym sobie tego, że mogłam ich uratować, ale tego nie zrobiłam, bo moja duma była zbyt duża. Może i jestem na nich zła, ale to nie oznacza, że chcę ich skazywać na śmierć.

                Zastanawiam się, jak oni zareagują na moją przemianę. To pewne, że nie będę tą samą Niną co wcześniej. Nie mam zamiaru po raz kolejny udawać kogoś, kim nie jestem. Zbyt wiele mnie to kosztuje. Chcę im pokazać prawdziwą siebie. To od nich będzie zależeć, czy to zaakceptują. Jeśli nie, zawsze mogę wyjechać i więcej nie wrócić. Tak, to będzie moje postanowienie i mój warunek. Zawsze warto od czegoś zacząć.

- Jestem z Ciebie dumna – Allison wybudziła mnie z transu.

- Czemu? - nie powiem, aby mnie nie zdziwiła.

- Pomimo tego, co stało się kilka miesięcy temu, Ty jesteś w stanie im wybaczyć i pojechać im na pomoc.

- Nie powiedziałam, że im wybaczyłam. Nie mam zamiaru jednak być na kolejnym pogrzebie.

- Nie wybaczasz? - Allison wyglądała na zdziwioną.

- To nie takie proste – pokręciłam głową. - Nie ważne, jak bardzo ich kocham. Oni mnie zranili, Allison. Potraktowali mnie jak kogoś, kto jest im tylko potrzebny do ratowania tyłków. Nie martwili się o mnie, a o siebie. Może nie wszyscy, ale jednak.

- Wiem, że to straszne, ale musisz chociaż spróbować – wiedziałam, że będzie próbować mnie namawiać.

- Przecież daję im szansę, tak? Jadę do nich i chcę ich ratować. To za mało?

- Jak będziesz się zachowywać? - widziałam w oczach dziewczyny niepewność, co się dziwić.

- A jak mam się zachowywać? Przecież nie będę udawać kogoś, kim nie jestem. Mogę ewentualnie się ograniczyć w niektórych sytuacjach i nie atakować każdego napotkanego człowieka. Nie oznacza to jednak, że mam zamiar się wysuszyć, bo im coś będzie nie pasować.

- Ale postaraj się chociaż być lekko grzeczniejsza niż tu, co? - oczy zdradzały u niej nadzieję. I co miałam jej powiedzieć?

- Tak, postaram się – stało się, kłamstwo goni kłamstwo.

                To nie tak, że mam zamiar pokazać się z jak najgorszej strony. Nie mam zamiaru również zabijać każdej napotkanej osoby. Jednak nie będę żyła jak grzeczna wampirzyca, której zależy na osuszeniu się. Niby wcześniej dawałam radę pić krew z woreczka i nie robić przy tym nikomu krzywdy, jednak to nie dawało mi takiej siły, jaką daje krew z żył. Scott zapewne nie będzie zadowolony, ale to już jego sprawa. Nie jestem nim, jestem wampirem, który potrafi zabić bez mrugnięcia okiem. On jedynie musi się z tym pogodzić.

- Czas się pakować – mruknęłam i zaczęłam kierować się w stronę schodów, jednak zatrzymało mnie nagłe wtargnięcie Kol'a. To on nie siedział z nami?

- Drogie Panie, zbierać swoje seksowne ciałka – poruszył zabawnie brwiami, a ja się zaśmiałam. - Idziemy na imprezę!

- Ja nie mogę – powiedziałam ostrożnie, patrząc na jego twarz.

- Co? Nina Fortem chce zrezygnować z imprezy? Ktoś Cie podmienił?

- Nie, Kol. Ja wyjeżdżam do Beacon Hills – zagryzłam wargę, czekając na jego wybuch .

- Co?! - a nie mówiłam?



* Perspektywa Kol'a *

                  Stanąłem jak wryty. Ja rozumiem wszystko, naprawdę. Nina od zawsze miała szalone pomysły, czasami nawet aż za bardzo. Ale żeby chcieć wracać do tego cholernego miasta, gdzie jej pseudo przyjaciele ją olali? Ona zwariowała do reszty. Przecież to tak samo, jakby teraz wyrwała sobie serce. Będzie cierpieć jeszcze bardziej niż dotychczas. Nie ma opcji, abym jej na to pozwolił.

- Kol, uspokój się – usłyszałem jej spokojny głos, który jeszcze bardziej mnie wkurzył.

- Żartujesz, prawda? - popatrzyłem na nią zły. - Chcesz jechać do ludzi, którzy okropnie Cię zranili?

- Kol, to nie tak ...

- A jak! - byłem wściekły, nawet nie zamierzałem się hamować. - Oni Cię zranili, Nina! Każdy z nich roztrzaskał Twoje serce, a Ty tak po prostu chcesz tam jechać?!

- To moi przyjaciele! - Nina podeszła bliżej mnie ze wściekłością wypisaną na twarzy. - Za Tobą też bym wskoczyła w ogień!

- Jasne! Ja nic Ci nie zrobiłem!

- Wykorzystałeś mnie! - w tym momencie stanąłem jak wryty. Cholera, że też musiała sobie o tym przypomnieć.

- To coś innego – pokręciłem głową.

- Coś innego?! Cholera, Kol! Nie jesteś lepszy od nich! Ty również roztrzaskałeś moje serce i to w o wiele gorszy sposób!

- Przestań mi to wypominać! - jeszcze chwila, a naprawdę będzie źle. Cholera.

- To przestań mówić mi, co mam robić! Nie jesteś moim ojcem, do cholery!

- I bardzo dobrze! Nie wytrzymałbym z takim dzieckiem jak Ty! Jesteś uparta i niewdzięczna! Nic Ci się nie podoba! Narażasz nie tylko siebie, ale też innych! Jesteś kompletną idiotką!

                 Nina spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Boże, co ja właśnie powiedziałem? Zobaczyłem łzy, które zaczęły się u niej zbierać. Nie, nie, nie, nie. Kol, Ty kompletny kretynie. Chcesz by była blisko, a cały czas ją ranisz. Strzelę sobie w serce, nabojem z białego dębu najlepiej. Szlak by to trafił wszystko!

- Nina, ja przepraszam ...

- Nie – przerwała mi natychmiastowo. - Powiedziałeś to, co o mnie myślisz. Dziękuję za szczerą opinie.

- Czekaj – zatrzymałem ją, gdy chciała iść na górę. - Przepraszam, ja naprawdę nie chciałem.

- Odpuść sobie, Kol. Nie mam ochoty o tym z Tobą rozmawiać. Wyjeżdżam, a Tobie nic do tego.

                 Wyszarpała się z mojego uścisku i pobiegła na górę. A ja? Stałem jak ten kretyn z otwartymi ustami i patrzyłem za nią. Co ja najlepszego zrobiłem? Jak mogłem palnąć taką głupotę? No tak, przecież jestem Kol Mikaelson, ja jestem zdolny do wszystkiego. Zły wyszedłem z domu, nie zwracając uwagi na Allison, która była tego świadkiem.

                Przez ten okres, w którym dziewczyny mieszkały z nami, moje kontakty z Niną znacznie się naprawiły. Mieliśmy do siebie większe zaufanie niż dotychczas. Dogadywaliśmy się na każdym kroku i zbliżaliśmy do siebie. Miałem nadzieję, że nareszcie stworzymy parę idealną. Pasujemy do siebie, nadajemy na tych samych falach. Ale nie, oczywiście ktoś musiał to zepsuć. Gdyby nie ten cholerny telefon to Nina by tu została. Coś czuję, że dzisiaj poleje się czyjaś krew za moją sprawą.



***************************

Hej, Kochani :*

Niektórym pewnie przychodzą powiadomienia z poprzednich książek. Wzięłam się za korekty, więc przepraszam za zamieszanie związane z tym :)

Mam nadzieję, że chociaż trochę podobają się wam rozdziały. Wiem, chwilowo jest nudno. Obiecuję, że jeszcze się rozkręci :)

Jeśli macie jakieś uwagi lub zauważycie jakieś błędy, piszcie śmiało. Wasza pomoc zawsze miło widziana :D Jeśli macie jakieś sugestie lub pomysły, również piszcie :)

Miłej nocki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro