ROZDZIAŁ 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                Weekend nie zakończył się dla mnie zbyt przyjemnie. Wczoraj obudziłam się wściekła i obolała po skręceniu karku. Na początku byłam cholernie zdezorientowana, ponieważ nie znajdowałam się w swoim łóżku, tylko u Dereka. Na początku myślałam, że upiłam się i zrobiłam coś cholernie głupiego pod wpływem alkoholu, jednak w dalszym ciągu miałam na sobie sukienkę. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, co tak naprawdę się wydarzyło. Byłam tak wściekła, że aż uderzyłam kilka razy w ścianę, zwracając na siebie uwagę reszty.


* wspomnienie *

                  Wściekła wstałam z łóżka i podeszłam do najbliższej ściany. Zaczęłam uderzać w nią, rozwalając tynki, które natychmiast posypały się na podłogę. Byłam wściekła nie tylko na Łowców, ale również na samą siebie. Nigdy nie dałam się tak łatwo podejść ludziom, a teraz im się to z łatwością udało. Wpadłam w pułapkę jak małe dziecko, nie zwracając uwagi na to, że ktoś szedł za mną i mnie zaatakował.

- Nina? - przerażona Lydia wpadła do pokoju, patrząc na mnie. - Co Ty robisz?

- Jak mogłam im się tak łatwo dać?! - nie panowałam nad sobą, moje dłonie w dalszym ciągu spotykały się ze ścianą. - Dałam się podejść pieprzonym gówniarzom!

- Uspokój się, walenie w ścianę nic Ci nie da – powiedział spokojnie Derek, podchodząc do mnie.

- A co, mam walić w Ciebie?! - moja kontrola była na granicy, a to wszystko moja wina. - Przecież przeze mnie mógł zginać ktoś jeszcze!

- Ale nikt nie zginął – odezwał się Scott i podszedł do mnie z drugiej strony. - Nina, to nic nie da. Przestań uderzać w tą ścianę.

- Ty nic nie rozumiesz! - mój gniew był ogromny, byłam załamana swoją własną postawą. - Dałam im się tak łatwo złapać, a przecież miałam was chronić. Jak mam was obronić, skoro nie potrafię obronić samej siebie?

                  Usiadłam załamana na podłodze, podciągnęłam kolana pod klatkę piersiową i zaczęłam głęboko oddychać. Musiałam się uspokoić, aby nie zrobić nikomu krzywdy. Ta sytuacja pokazała mi, że wcale nie jestem tak dobra, jak myślałam i jak oceniali mnie przyjaciele. Dałam się złapać jak małe dziecko, nie zauważając tego, że zagrożenie czai się za rogiem.

- Nina, to nie Twoja wina – Stiles usiadł obok mnie i złapał mnie za dłoń. - Chciałaś dobrze, a to byli Łowcy, którzy zabijają istoty nadprzyrodzone. Nic tu nie jest Twoja winą.


                 Przyznaję się bez bicia, moje zachowanie było cholernie głupie. Narobiłam więcej szkód, niż to było potrzebne. Po prostu musiałam wtedy jakoś odreagować, a wolałam się wyżyć na ścianie niż na przyjaciołach. Wybrałam po prostu mniejsze zło, w tamtej chwili to było najlepsze rozwiązanie, przynajmniej moim zdaniem.

                   Po opanowaniu złości, naprawiłam ścianę za pomocą magii, chwyciłam woreczek z krwią i skierowałam się na dół. Derek i Scott szli za mną jak cienie, chcieli mieć chyba nade mną kontrolę. W razie następnego wybuchu mieli mnie powstrzymać, co graniczyłoby z cudem. Wiem, że podczas utraty kontroli nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać, zachowuję się wtedy okropnie, moja siła jest o wiele większa niż zawsze.

                  Przelałam krew do szklanki i wszyscy usiedliśmy w salonie, który w połowie był czysty. Wyglądało na to, że moi przyjaciele wzięli się za sprzątanie, podczas gdy ja leżałam sobie ze skręconym karkiem. Przynajmniej nie siedzieli w miejscu i nie załamywali się naszą chorą sytuacją. Ja postawiłam sobie za cel honoru odnalezienie tych durnych Łowców, którzy byli wtedy na imprezie. Zrobię wszystko, aby ich złapać i odpowiednio ukarać.


* wspomnienie *

                Każdy z nas usiadł wygodnie, jednak w powietrzu było wyczuwalne napięcie. Ja sama miałam ochotę wyjść z tego domu i odnaleźć każdego, kto był na tej przeklętej imprezie, i odpowiednio ich wszystkich ukarać. Moim ciałem rządził gniew, którego nie potrafiłam w żaden sposób ugasić. Pita przeze mnie krew ani trochę nie pomagała, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej chciałam zatopić w ich szyjach kły, a następnie osuszyć ich ciała.

- Nina, musisz się uspokoić – zaczął spokojnie Scott. - W takim stanie nie pomożesz nikomu.

- Wiem, przepraszam – westchnęłam i wzięłam kilka głębszych wdechów. - Jestem po prostu wściekła na siebie za to, że dałam im się tak łatwo podejść i pozwoliłam im na skręcenie mi karku.

- Przecież nie miałaś na to żadnego wpływu. Nikt nie mógł tego przewidzieć, Ty również nie byłaś w stanie tego zrobić – Stiles spojrzał na mnie smutny.

- Ale to były dzieci – jęknęłam załamana. - Przecież wszyscy byli ze szkoły, więc każdy z nich był młodszy ode mnie. Radziłam sobie w każdej sytuacji, a teraz dałam się podejść dzieciakom. Walczyłam z pieprzonymi czarownicami z Nowego Orleanu, walczyłam z wilkołakami, hybrydami, wampirami, Łowcami, a teraz? Małolaty mnie przechytrzyły, przecież to śmieszne.

- Nie zawsze jesteśmy w stanie się obronić – zaczął Isaac, patrząc na mnie. - Nie byłaś w stanie tego przewidzieć, a do tego byłaś skupiona na czymś innym. Dodatkowo byłaś wykończona po walce z Liam'em podczas pełni, byłaś pod wpływem alkoholu i używałaś magii. To mogło Ci się zdarzyć, Nina, to normalne.

- Ale to nie powinno mi się przydarzyć, Isaac. Jestem tu po to, aby was obronić. A jak mam to zrobić, gdy dzieci skręcają mi kark?

- Każdy z nas chroni każdego. Nie jesteś w tym sama – Scott złapał mnie za dłoń i spojrzał prosto w oczy. - To ja powinienem ochronić Ciebie, to ja jestem Alfą.

- Ale to ja jestem starsza i silniejsza, więc to mój obowiązek.

- Ja jestem najstarszy – odezwał się Derek, patrząc na mnie. - Nie powinienem Cie zostawiać samej i pozwolić Ci zniknąć mi z oczu, jednak to zrobiłem.

- Każdy z nas jest trochę winny – powiedziała Lydia i spojrzała na każdego z nas. - Jednak teraz czasu nie cofniemy, musimy żyć dalej.


                Nie miałam siły się dalej z nimi sprzeczać, ponieważ mogłam powiedzieć coś, czego później bym zapewne żałowała, jednak w nerwach potrafię gadać głupoty. Każdy z nas był zły na siebie za tą całą sytuację, jednak ja i tak obwiniałam najbardziej samą siebie. Gdybym była bardziej uważna, to z pewnością odnalazłabym Łowce i do tego wiedziałabym, kto próbował skręcić mi kark. A tak? Mam tylko swoje podejrzenia, które oczywiście mam zamiar sprawdzić przy najbliższej okazji.

                 Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki, a następnie weszłam pod prysznic. Miałam nadzieję, że i tym razem strumień wody mnie uspokoi, chociaż trochę ukoi moje nerwy. Nie chciałam zaczynać tygodnia w tak podłym humorze i przy okazji niszczyć go innym, więc musiałam się jak najszybciej ogarnąć. Po prysznicu zrobiłam sobie makijaż, włosy wysuszyłam za pomocą magii i pozostawiłam rozpuszczone. Owinięta ręcznikiem skierowałam się do garderoby, aby wybrać strój na dzisiejszy dzień. Pogoda była ładna, więc miałam zamiar to wykorzystać. Wybór padł na jasne, krótkie spodenki, zwiewną bluzkę niebiesko-białą oraz niebieskie szpilki, a do tego komplet białej koronkowej bielizny. Gotowa zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni.

                 Nie miałam siły robić sobie normalnego śniadania, więc zostałam przy kawie i krwi, którą musiałam dzisiaj obowiązkowo wypić, aby przypadkiem nie pożywić się na jakimś uczniu. Co prawda mój organizm z dnia na dzień coraz bardziej przyzwyczajał się do krwi z woreczka i już nie miałam tak wielkiej ochoty kogoś zaatakować, jednak wolę dmuchać na zimne. Jestem wampirem, w mojej naturze leży picie krwi, a ja tego nigdy nie zmienię.

                Wyszłam z domu, biorąc jeszcze jedną z czarnych skór w dłoń i zamknęłam drzwi na klucz. Skierowałam się do garażu i wsiadłam do BMW, z którym nie mogę jakoś się ostatnio rozstać. Jest mi cholernie bliskie. Ruszyłam spod domu z piskiem opon i skierowałam się w stronę szkoły. Ten dzień nie zapowiada się zbyt przyjemnie i mam wrażenie, że wcale dobrze się nie skończy. Dodatkowo ktoś ze szkoły jest Łowcą, co jeszcze bardziej podnosi mi ciśnienie. Sprawdzenie każdego ucznia z osobna graniczy z cudem, w życiu tego nie zdołam zrobić.

                  Zaparkowałam na swoim stałym miejscu pod szkołą i oparłam się głową o kierownice. Za cholerę nie chciało mi się dzisiaj tam iść, jednak nie miałam większego wyboru, skoro tam mogą być Łowcy, a moi przyjaciele są zagrożeni. Nie mogę pozwolić nikomu ich skrzywdzić, chociaż sama nie mam siły obronić siebie w tym momencie. Mam nadzieję, że wszystko przejdzie i moje siły do mnie powrócą.

                  Westchnęłam ciężko i wyszłam z samochodu, biorąc z tylniego siedzenia torbę, a skórę pozostawiając w środku. Zamknęłam drzwi i spojrzałam w stronę miejsca, w którym zawsze się spotykamy. Nie myliłam się, wszyscy byli już na miejscu, więc skierowałam się w ich stronę. Próbowałam się nawet uśmiechnąć, aby nie pytali o mój stan. Jakoś nie bardzo chciało mi się odpowiadać na pytania dotyczące mojej osoby.

- Hej – przywitałam się z każdym buziakiem w policzek, nie wliczając w to oczywiście Kiry.

- Jak tam? - Lydia spojrzała na mnie uważnie. - Jak się czujesz?

- W sumie to dobrze, nie odczuwam już weekendu – skłamałam, patrząc jej prosto w oczy, aż poczułam ukłucie w sercu. - A jak u was?

- Miałem koszmary – odpowiedział Stiles i spojrzał na mnie. - Śniły mi się morderstwa, chociaż nic przecież takiego nie widziałem.

- Twój umysł podsuwa Ci różne obrazy, Twoja podświadomość działa w ten sposób, abyś widział to, co najgorsze. Ja tak mam często – Mason wzruszył ramionami.

- Nie masz czym się przejmować – uspokoił go Scott, patrząc w jego stronę.

- Może i nie – Stiles westchnął ciężko i spojrzał na mnie. - Jest kolejne morderstwo. Młoda dziewczyna z przebitym sercem.

- Szeryf wie o liście? - zapytałam od razu.

- Nie zdążyłem mu o niczym powiedzieć.

- Więc trzeba go jak najszybciej uświadomić, najlepiej dzisiaj.

- Dzisiaj jest mecz Lacrosse, na którym musisz być – odparł Scott.

- Rozkaz Alfy? - zaśmiałam się, a on zgromił mnie wzrokiem. - Będę, obiecuję. Szeryfa załatwię innym razem.



* Perspektywa Klaus'a *

                  Sytuacja z Kol'em każdego dnia się pogarszała. Każdy z nas starał się mieć go na oku, jednak on nie jest na tyle głupi. Ostatnio zauważył Rebekah i zrobił jej niezłą awanturę, która skończyła się skręconym karkiem. Nie mam już żadnego pomysłu na niego, żadna rozmowa nie pomaga. Uparł się, że chce załatwić wszystko sam i nie potrzebuje od nas żadnej pomocy. Obawiam się, że to wszystko się źle skończy.

                    Siedziałem w kuchni i obmyślałem plan, jak wyciągnąć jakiekolwiek informacje od Kol'a i jak go odciągnąć od głupiego pomysłu. Zastanawiała mnie jeszcze ta tajemnicza kobieta, z którą mój brat tak często się ostatnio widuje. To ona musi mieć na niego taki zły wpływ, przecież Kol z samego siebie nie chciałby wojny z Niną, w końcu ją kocha. Zawsze powtarzał, że dla Niny jest w stanie zrobić wszystko, a teraz nagle chce jej zrobić krzywdę? Jakoś nie chcę mi się wierzyć w tą nagłą zmianę jego nastawienia.

                 Usłyszałem kroki, więc wyjrzałem lekko zza ściany i ujrzałem Kol'a, który chyba gdzieś się spieszył. Poczekałem, aż opuści dom i ruszyłem za nim. To była moja szansa, aby czegoś się dowiedzieć. Skoro sam mi nie chce nic powiedzieć, to muszę dowiedzieć się na własną rękę, o co w tym wszystkim chodzi. A jak się dowiem, że on serio chce skrzywdzić kogoś mi bliskiego, to osobiście wbiję mu sztylet w serce.

                    Przez całą drogę musiałem uważać, ponieważ Kol rozglądał się na wszystkie strony. Starał się być ostrożny, wiec i ja musiałem się starać, aby nie zostać przyłapanym. Gdyby mnie zobaczył, to cała ta sytuacja byłaby bez sensu i nie dowiedziałbym się niczego ciekawego. Najbardziej zdziwiło mnie jednak to, że wszedł na teren cmentarza. Stanąłem na chwilę w miejscu, zdziwiony jego zachowaniem, jednak chwilę później zerwałem się z miejsca i poszedłem jego śladem.

                  Po kilkunastu sekundach stałem już za jednym z pomników, przed sobą miałem Kol'a oraz tą tajemniczą kobietę. Wyglądała na starszą od niego, ciemne włosy, niebieskie oczy, szczupła i wysoka. Kojarzyłem jej twarz, jednak nie mogłem wygrzebać z pamięci jej osoby. Cholera, każda informacja jest w tym momencie ważna, a ja mam sklerozę, świetnie. Postanowiłem chociaż podsłuchać ich rozmowę, może to coś da.

- Kiedy zamierzasz to zrobić? - głos kobiety był zimny, chyba Kol ją wkurzył.

- Nie mogę teraz tak po prostu jej zabić, skończę w trumnie.

- Na co Ty czekasz? Myślisz, że ja mam czas na zabawę z Tobą? Doskonale sama dam sobie radę, Ty mi nie jesteś do niczego potrzebny, Kol. W każdej chwili mogę z Ciebie zrezygnować.

- A ja mogę Cię zabić, Lily – Lily? Cholera, ja skądś znam to imię.



*************************

Hej, Kochani :*

Zaczyna się coś dziać, już może nie będzie tak nudno jak wcześniej :P

Mamy imię tej tajemniczej kobiety. Czy ktoś ją kojarzy? Jeśli ktoś zgadnie, kim ona jest, to dostanie dedykacje w następnym rozdziale, co wy na to?

Jeśli chodzi o specjalne dedykacje, to nikt już się nie zgłasza, więc dlatego nikomu nie dedykuję. Tak jak powiedziałam wcześniej, nie chcę robić nic na siłę, to wszystko zależy od was <3

Jeśli macie jakieś pomysły związane z tą książką, chętnie posłucham <3 Agalup6102 zaproponowała maraton, za co bardzo dziękuję :* Mam teraz małe zamieszanie w życiu i dość mało czasu, jednak postaram się coś zorganizować. Jeśli macie jeszcze jakieś inne pomysły, np. chcielibyście pytania do bohaterów, to proszę pisać, jestem otwarta na każdą propozycję <3

Miłego wieczoru :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro