ROZDZIAŁ 50

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

              Czy tylko ja mam tak, że mam ochotę zabić już nie tylko wrogów, ale również przyjaciela? W tym momencie mam ochotę skręcić McCall'owi kark i patrzeć na jego cierpienie. Ten chłopak jest uparty jak osioł! Nie docierają do niego żadne argumenty! Za wszelką cenę chce zrobić wszystko po swojemu, co ani trochę mi się nie podoba. Jak mam mu przemówić do rozumu? Jak na razie to widzę jedno rozwiązanie, a dokładnie siłowe. Jednak wiem, że nie mogę zrobić mu krzywdy, więc zostaje mi tylko rozmowa z tym osłem.

- Nie zgadzam się – rzekłam poważnie, mierząc Scott'a wzrokiem.

- Ale przecież to jest dobre rozwiązanie – chłopak spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

- Pewnie, świetne. To tak, jakbym poszła do Kol'a i powiedziała ,,Ej, stary, możesz przebić moje serce, nic Ci nie zrobię, nie mam zamiaru się bronić''. Czyś Ty do reszty zdurniał?

- Przecież nie mam zamiaru dać się zabić.

- A Garrett będzie na tyle miły, aby zapytać Cie o zgodę – odparłam sarkastycznie.

- Ale to może się udać – powiedział nagle Mason, a ja zgromiłam go wzrokiem. - No co?

- Byłeś kiedyś wsadzony do szafki? Jeśli nie chcesz tego doświadczyć na własnej skórze, to lepiej się nie odzywaj.

- Nina, czy Ty choć raz możesz przestać grozić innym? - Scott spojrzał na mnie załamany.

- Mogłabym, ale wątpię, że to zrobię. Takie nowe hobby życiowe, pasuje mi doskonale.

- Nigdy Cie nie ogarnę – westchnął.

- Ja Ciebie też nie. Nie pójdziesz sam do Garrett'a.

- Jak zobaczy Ciebie, to od razu zwieje i tyle go widzieli. Przypominam Ci, że Liam jest ranny i w każdej chwili może umrzeć.

- Możemy zrobić inaczej, zabiję Garrett'a, a później namierzę Liam'a.

- Doskonale wiesz, że zajmie nam to dużo czasu i do tego nie możesz wejść do jego głowy.

- Zawsze mogę rzucić czar namierzający.

- Do tego potrzebujesz jakiejś bliskiej rzeczy należącej do Liam'a, a nie mamy czasu jechać do jego domu po włosy ze szczotki, albo wrócić na trasę i zebrać jego krew.

- Nie pójdziesz na pewną śmierć – powiedziałam twardo, patrząc na niego ze złością.

- A Ty możesz się poświęcać i ryzykować życie?

- Ja to co innego. Ciężko mnie zabić, wiec mogę sobie na to pozwolić.

- Mam Ci przypomnieć, ile razy leżałaś ze skręconym karkiem? Ile razy miałaś przebite serce? Jak wiele poświęciłaś w walce z Nogitsune? Wiesz co ja czułem widząc Twoje martwe ciało leżące pod nogami Klaus'a?

- To cios poniżej pasa – rzuciłam oskarżycielsko. - Przestać wspominać o mojej przeszłości, bo to się teraz nie liczy. Ja jestem w stanie wiele wycierpieć dla waszego dobra. Mogłabym dać się ponownie zasztyletować, dać sobie skręcić kark, a nawet umrzeć, abyście byli bezpieczni. Ja, a nie Ty, Scott. I tak, wiem co wtedy czułeś, byłam przecież w Twojej głowie.

- Wiem, Nina, ale Ty też musisz coś zrozumieć. Ja jestem Prawdziwym Alfą, nie Ty. Ja ugryzłem Liam'a i to ja jestem za niego odpowiedzialny. Ty nie zawsze będziesz przy mnie i nie zawsze będziesz w stanie mnie obronić. Muszę przyjąć to na klatę i zawalczyć, jak na Prawdziwego Alfę przystało. Pozwól mi na to, Nina.

               I moje postanowienie szlak trafił. Wiem, mogę wydawać się cholerną egoistką, ale czy to moja wina, że boję się go puścić samego w szpony Łowcy? Boję się, że to nasza ostatnia rozmowa, że Scott więcej nie wróci do nas i nigdy więcej nie porozmawiam z nim. Mam cholerne obawy, jednak on ma racje. Jest Alfą, a jego obowiązkiem jest chronienie swojego stada. Ja nie będę przy nim przez wieczność. Kiedyś nasze drogi się rozejdą, a wtedy on będzie musiał poradzić sobie ze wszystkim sam. Jednak czy warto rzucać go na tak głęboką wodę? Nie możemy zacząć od czegoś łatwiejszego?

- Zgoda – westchnęłam zrezygnowana. - Ale mam pewien warunek.

- Jaki? - zapytał ożywiony Alfa.

- Ja tam będę. Nie puszczę Cię samego wiedząc, że wraz z Tobą jest Łowca. Nie pozwolę mu Cię zabić, chociaż sama miałabym zginąć.

- Nina... - jęknął załamany chłopak.

- Tak mnie nazwali rodzice. Albo się zgadzasz, albo zamykam Cie w szafce i tyle z tego będzie.

- Nie możesz tego zrobić. To ja jestem Alfą.

- Ale to ja jestem starsza – przerwałam mu od razu, nie chcąc wysłuchiwać jego wywodu na temat jego wysokiej pozycji w stadzie. - Zgadzasz się, albo... - nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ skutecznie przerwał mi w tym dźwięk telefonu, który już po chwili był w mojej dłoni. - Albo zadzwoni do mnie Lydia.

- Co? - chłopcy spojrzeli na mnie zdziwieni, jednak zignorowałam ich.

- Coś się stało? - zapytałam od razu po odebraniu telefonu. - Bo tak jakby jestem w połowie rozmowy z pewnym upartym Alfą.

- Potrzebujemy Cie, Nina. Musisz przyjechać na komisariat.

- Co się stało? - spojrzałam na Scott'a, który uśmiechnął się zwycięsko.

- Chodzi o Parrish'a. Za cholerę nie chce zgodzić się na nasze spotkanie z Meredith. Nie powiedział nam również nic na swój temat.

- A pytaliście? - zapytałam, patrząc na Scott'a z mordem w oczach.

- Nie wiedzieliśmy jak – jęknęła załamana. - Możesz przyjechać i z nim porozmawiać?

- Dlaczego właśnie ja? Przecież on też może się nie zgodzić po rozmowie ze mną.

- Ty masz lepszy dar przekonywania. Błagam Cie, Nina.

- Będę za kilkanaście minut – westchnęłam zrezygnowana i rozłączyłam się.

               W takich właśnie momentach cholernie brakuje mi siostry bliźniaczki lub sobowtóra. Powinnam być w dwóch miejscach naraz, ale nie potrafię się rozdzielić w taki sposób, aby wykonać obydwa zadania dobrze. Scott chce iść na spotkanie z Łowcą, a Lydia potrzebuje mnie na komisariacie. Muszę zaufać Alfie i pozwolić mu działać samodzielnie, chociaż mam mieszane uczucia. W sumie w razie problemu zawsze będę mogła się teleportować i uratować mu tyłek.

- Nawet się nie odzywajcie – zagroziłam od razu chłopakom. - Jadę na komisariat, a Ty – wskazałam palcem na Scott'a – masz mnie o wszystkim informować. Jeśli dojdzie do walki między Tobą, a Garrett'em, masz od razu przekazać mi tą informacje w myślach. Jeśli umrzesz, to sprowadzę Cię spowrotem do świata żywych i osobiście zabiję. Zrozumiano?

- Tak jest – zasalutował, a ja miałam ochotę strzelić go w głowę.

- A ja? - Mason spojrzał na nas zdziwiony.

- Ty jedziesz do domu i czekasz na telefon od nas. Bez gadania – odparł twardo Alfa, patrząc na chłopaka.

               Parsknęłam śmiechem słysząc władczy ton Alfy, za co zostałam zgromiona złym wzrokiem Scott'a. Pokręciłam głową i skierowałam się do wyjścia, mając uśmiech na twarzy. Nigdy nie sądziłam, że wilczek potrafi być taki poważny i władczy, to jakoś do niego nie pasuje. A może to ja powinnam się przestawić? Jakby nie patrzeć, to już nie jest mały chłopczyk, którego poznałam kilka lat temu. Teraz jest mężczyzną, który potrafi się wykazać w różnych sytuacjach, chociaż nie zawsze dobrze mu to wychodzi.

               Wyszłam na zewnątrz i od razu skierowałam się do swojego samochodu. Scott w tym czasie podszedł do motoru, na którym przyjechał do szkoły, a obrażony Mason wsiadł do swojego auta i odjechał szybko z parkingu. Trochę mi go szkoda, ponieważ pewnie na jego miejscu również chciałabym uczestniczyć w jakiejś akcji. Jest jednak człowiekiem, do tego zbyt krótko w tym wszystkim siedzi. Z drugiej strony mogłabym wziąć go na komisariat, ale raczej nie byłby w stanie mi jakkolwiek tam pomóc.

               Ruszyłam z parkingu, patrząc na odjeżdżającego Scott'a, i wmieszałam się w tłum samochodów jadących w różnych kierunkach. Zaczęłam w głowie obmyślać plan dotyczący Parrish'a, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Jest jakąś istotą nadprzyrodzoną, jednak nie wiemy jaką dokładnie, więc hipnoza odpada. Jeśli okazałby się być silniejszy ode mnie, w co osobiście wątpię, to nic nie zdziałam. Ewentualnie zostaje walka, jednak nie mam zamiaru go atakować. Mały szantaż? Nikomu jeszcze nie zaszkodził, więc może powinnam iść tą drogą? Nie zrobię przy tym nikomu krzywdy, a właśnie o to mi chodzi.

               Jazda na komisariat nie zajęła mi zbyt długo, przez co nie ułożyłam żadnego konkretnego planu działania. Więc będę działać spontanicznie, co jakoś szczególnie mnie nie dziwi. Zawsze idę na żywioł, więc tym razem nie będzie inaczej. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się do wejścia. Otworzyłam drzwi i kulturalnie przywitałam się z kobietą siedzącą przy recepcji, jednak ona nieokazała się być zainteresowana moim widokiem. Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do biura Szeryfa, w którym powinni na mnie czekać.

- Nina! - głos McCall'a zmusił mnie do zatrzymania się.

- Czego on znowu ode mnie chce – szepnęłam sama do siebie i odwróciłam się do niego ze sztucznym uśmiechem. - Dzień dobry, agencie McCall. Jak mija życie?

- Dziękuję, nawet dobrze. Jak się czujesz? - na jego twarz wpłynęła troska, a mnie zatkało.

- Ja? - zapytałam zdziwiona, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Tak, co w tym dziwnego? - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

- Pewnie to, że za każdym razem dochodziło między nami do kłótni, a Pan powtarzał w kółko, że jestem nieodpowiednim towarzystwem dla Pana syna. Tak, to może być to.

- Wiem, źle Cie oceniłem. Chcę Cie za to przeprosić, ponieważ nie powinienem Cie od razu przekreślać.

- Pan mnie co?! - teraz to moje zdziwienie było wielkości miasta,serio.

- Przepraszam, Nina. Źle się zachowałem względem Ciebie, źle Cie oceniłem. Nie znałem Cie, a już zdążyłem przyczepić Ci łatkę tej złej. Wiem, że chroniłaś mojego syna i jego przyjaciół, byłaś dla nich oparciem i wiele Ci zawdzięczają. Przepraszam za moje zachowanie.

- Dobra – powiedziałam niepewnie, patrząc na niego uważnie. - Kim jesteś i co zrobiłeś z Rafael'em McCall'em?

- Tak ciężko Ci uwierzyć w moje szczere intencje?

- Bez urazy, ale tak troszeczkę. To nie tak, że Panu nie ufam – bo tak właśnie jest, dokończyłam w myślach – ale to dosyć dziwne, po tych wszystkich naszych spotkaniach Pan nagle podchodzi i stwierdza, że źle mnie ocenił i przeprasza.

- Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła i wybaczyła?

- Nic – wzruszyłam ramionami. - Wybaczam, ale nie zapominam. Udowodnij mi, że się zmieniłeś, a wtedy uwierzę – uśmiechnęłam się do niego lekko.

- Tak zrobię, a teraz już Cie nie zatrzymuje. Twoi przyjaciele czekają w biurze Szeryfa.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie.

               Ja wiem, że moje życie jest dziwne i pokręcone, często mnie zaskakuje, ale to już przesada. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że sam agent McCall podejdzie do mnie z własnej woli i przeprosi za swoje wcześniejsze zachowanie. W sumie to chyba ja też powinnam go przeprosić, ponieważ nie byłam względem niego zbyt miła, ale to tylko jego wina. Nie lubię, gdy ktoś pochopnie mnie ocenia, bo mocniej się maluje czy ubieram na czarno. Jak to mówią, nie oceniaj książki po okładce.

               Potrząsnęłam głową, aby wyrzucić z myśli dziwne zachowanie McCall'a i skierowałam się do drzwi prowadzących do biura Szeryfa. Złapałam za klamkę i odetchnęłam głęboko, próbując nastawić się na tą rozmowę. Nie wiedziałam, co tam zastanę i jak to będzie wyglądać,ale nie ma rzeczy niemożliwych. Zawsze sobie jakoś dawałam radę, więc i tym razem nie będzie inaczej. Weszłam do środka i od razu ujrzałam zdenerwowanych Lydie i Stiles'a, którzy stoją blisko biurka, za którym siedział Parrish. Na kanapie zaraz obok drzwi, siedział niewzruszony Isaac, który przypatrywał się całej scenie z uśmiechem na twarzy. Ten to jak zwykle się niczym nie przejmuje, bo po co.

- Witam wszystkich – odezwałam się, zwracając na siebie uwagę. - Co tam słychać?

- Hej, Nina – Jordan wstał z krzesła i podszedł do mnie. - Miło Cie widzieć – wyciągnął dłoń przed siebie i uścisnął moją w geście powitania. - Chcesz coś do picia?

- Nie, dziękuję – uśmiechnęłam się lekko i usiadłam po drugiej stronie biurka na krzesło. - Jaki jest problem?

- Nie ma żadnego problemu – odpowiedział od razu policjant. - Co u Ciebie?

- Dziękuję, żyję i mam się dobrze. Ale nie jestem tu po to, aby rozmawiać o moim życiu. Jaki jest problem? - powtórzyłam pytanie, patrząc na wszystkich po kolei.

- Jordan nie chce nam pomóc dostać się do Meretith – powiedziała od razu Lydia, właśnie o to mi chodziło.

- Meredith jest z złym stanie psychicznych, wasze ostatnie spotkanie źle się skończyło – odparł policjant, patrząc na dziewczynę.

- Wtedy poniosły mnie nerwy, teraz to będzie spokojna rozmowa.

- Nie mogę wam pozwolić na spotkanie z nią.

- Ale to bardzo ważne. Meredith może mieć informacje, które są nam potrzebne.

- Nie mogę wam na to pozwolić. Ona potrzebuje spokoju, a nie kolejnej kłótni.

- My też potrzebujemy spokoju – wtrąciłam się, nie chcąc dalej słuchać ich wymiany zdań. - Meredith może pomóc nam dotrzeć do kolejnej listy śmierci, dzięki czemu będziemy w stanie uratować następne osoby. Bez niej nie damy sobie rady.

- Chodzi Ci o tą listę, na której jestem?

- Tak, właśnie o tą. Są trzy części, przynajmniej tak podejrzewamy, a mamy na razie dwie. Już jest kilka ofiar, więc z pewnością dojdą nowe. Jeśli nie zdobędziemy kolejnej części, nie zdołamy ich uratować.

- Ciebie nie ma na liście – spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Nie wiadomo, czy mojego nazwiska nie ma na trzeciej liście. To samo tyczy się Stiles'a i Isaac'a – wiedziałam, że ten pierwszy z pewnością nie jest na liście, ale Jordan o tym wiedzieć nie musi. - Z każdą godziną liczba ofiar wzrasta.

- Przecież złapaliśmy Violet, jej chłopak jest poszukiwany.

- Ale to nie są jedyne osoby, które bawią się w morderców. Ich jest o wiele więcej, a my nie znamy ich tożsamości. Jedynie możemy obronić ofiary.

- W jaki sposób banda dzieciaków chce uratować ofiary?

- Jestem młodsza od Ciebie o jakieś dwa lata – wypaliłam, zanim ugryzłam się w język.

- Psychicznie oczywiście – powiedział szybko Stiles, patrząc na mnie wystraszony.

- Tak, właśnie to miałam na myśli – odparłam. - W każdym razie my sobie poradzimy, ale potrzebujemy Twojej pomocy, Jordan.

- Ale nie za darmo – zaczął patrzeć na mnie intensywnie.

- Co chcesz w zamian? - wstałam i spojrzałam mu w oczy.

- Pójdziesz ze mną na kawę, w najbliższym czasie.

- Zgoda – kiwnęłam głową. – A teraz pojedziemy do Eichen i załatwimy sprawę z Meredith.

- Tak, jedziemy do Eichen – powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem.



****************************

Hej, Kochani :*

Jakiś czas temu obiecałam wam inne opowiadania, jednak do tej pory nie opublikowałam nic, za co bardzo przepraszam :( Jestem w trakcie tworzenia, jednak ciężko jest pisać 3 różne historie, a ponieważ opowieść o Ninie jest dla mnie najważniejsza, mniej skupiłam się na tamtych. Obiecuję, ze w końcu pojawi się historia o siostrze Liam'a Payne'a oraz o Kol'u Mikaelson'ie.

Mam do was pytanie, chcecie, aby bohaterka opowiadania z Kol'em nazywała się Nina Fortem ( historia nie będzie związana z Teen Wolf, chociaż sama bohaterka będzie podobna ) czy raczej inaczej? Czekam na propozycje :)

Miłej nocki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro