ROZDZIAŁ 62

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Jestem osobą uwielbiającą zamieszanie i awantury. Uwielbiam to, gdy ktoś się kłóci lub gdy ja się z kimś kłócę. Jestem również uparta, więc walka ze mną jest dosyć ciężka. Nie zawsze mam rację, jednak gdy ja mam, to nie dam sobie wmówić czegoś innego. Jedna kłótnia z przyjacielem nie jest czymś miłym, tego akurat nie potrafię znieść, choćby nie wiem co. Zdecydowanie wolałabym tortury od tego.

                  Rozumiem po części Scott'a, jeśli chodzi o sprawdzenie tajemniczego mężczyzny. Nie mamy na niego żadnych dowodów, które świadczyłyby o jego współpracy z Łowcami. Nie mamy jednak również dowodów na jego niewinność, więc to też już jest jakiś argument. Mogłabym go sprawdzić i byłoby po problemie, mielibyśmy jasna odpowiedź, ale nie. Pan Alfa się na to nie zgadza, bo po co mieć pewność, jak można iść w ciemno.

                 Nie mogę zadzwonić do Dereka i prosić go o wsparcie, ponieważ nie mam cholernego zasięgu. Dlaczego? Tego nie wiem, ale jakoś nie podoba mi się ta sytuacja, zdecydowanie coś mi tu nie gra. To nie jest normalne, że nagle te wszystkie sytuacje dzieją się w podobnym czasie. Przez chwile nawet myślałam o tym, że ten tajemniczy facet współpracuje z Lily i chce mnie dorwać, ale to nie miało większego sensu. Po co by atakował resztę, skoro Lily chciała, abym to ja zaatakowała ich? Wtedy z pewnością przyjaciele mogliby się ode mnie odsunąć, a ona osiągnęłaby swój cel, który, moim zdaniem, jest cholernie głupi, ale co poradzić.

                  Najbardziej zaniepokoiło mnie jednak zachowanie Lydii. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się odczuwać śmierci w taki sposób. Zawsze mówiła, że ktoś umiera lub po prostu znajdowała martwe ciało, a teraz? Nagle pobladła i stwierdziła, że czuje śmierć. Ja też to poczułam, jednak myślałam, że wmawiam to sobie lub po prostu jestem przewrażliwiona. Ale skoro Banshee mówi, że odczuwa coś takiego, to oznacza, że coś jednak jest na rzeczy. Przez to wszystko moje mięśnie są jeszcze bardziej napięte, a moje nerwy coraz gorzej trzymać na wodzy.

- Patrzcie na to – odezwał się Isaac i wskazał na drzwi wejściowe.

                Od razu nasz wzrok tam padł, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem. Ludzie w żółtych kombinezonach kroczyli dumnie przez korytarze, patrząc cały czas przed siebie, jakby nie zauważali innych ludzi stojących wokół. Nie widziałam ich twarzy, jednak mogłam sobie wyobrazić ich wyraz, który zapewne był ostry i jednocześnie dumny. Dlaczego właśnie naszła mnie ochota na rzucenie się na nich?

- O co tu chodzi? - szepnęła Malia, patrząc na ludzi wchodzących do jednej z klas.

- Nie wiem, ale to dziwne – odpowiedziałam.

- Co oni będą robić w tej klasie? - zapytał zdziwiony Stiles.

- Masturbować się – odpowiedział Isaac jak gdyby nigdy nic, przez co parsknęłam śmiechem.

- Ty serio się lepiej nie odzywaj, nie pomagasz.

- Ty też nie, wymyślasz jakieś głupoty.

- Najlepiej to oboje się zamknijcie, zatruwacie powietrze – mruknęła zła Lydia.

- Scott – powiedziała Kira i podeszła do nas. - Rozmawiałam z tatą.

- A to Ci nowość, potraficie ze sobą rozmawiać – parsknął sarkastycznie Isaac.

- Ktoś przejął moje obowiązki – jęknęłam załamana.

- Możecie się uciszyć? - warknął zły Scott. - Dowiedziałaś się czegoś?

- A to może być ciekawe, szkoda, że nie mamy popcornu – jęknął Isaac, patrząc na mnie rozbawiony.

- Zaraz Cie strzele – warknął Scott, patrząc na niego z mordem w oczach.

- Walnij się najpierw w łeb, wilczku. Czego dowiedziałaś się od ojca? - zapytałam lisicy, chcąc jak najszybciej się czegoś dowiedzieć.

- Ponoć Natalie zadzwoniła Do Centrum Kontroli Chorób i zgłosiła epidemie.

- Głupoty? - zapytał nagle Stiles.

- Ciebie powinni już dawno zamknąć w ośrodku dla idiotów – odparła Lydia. - Jaką epidemie? - skierowała to pytanie do Kiry.

- Właśnie nie wiadomo, o co jej dokładnie chodziło.

- Ktoś chciał nas wszystkich zatrzymać w szkole – myślałam głośno.

- Myślisz, że to sprawka mojej mamy? - zapytała przerażona Lydia, patrząc na mnie.

- A czy Twoja mam chciała nas kiedyś zabić?

- Groźby się liczą? - zapytał Isaac.

- Ciebie to większość chce zabić – odparł Stiles. - Nie wydaje mi się, aby Natalie chciała knuć przeciwko nam.

- Ja też w to wątpię – potwierdziłam. - Może to wszystko zostało zrobione specjalnie?

- W jakim celu? - zapytał Scott.

- Ty naprawdę masz dzisiaj jakiś problem z myśleniem – westchnęłam ciężko. - Po mieście biegają Łowcy zabijający istoty nadprzyrodzone. Są trzy części listy śmierci, na której są nazwiska i kwota za śmierć danej osoby. Ty, Lydia, Kira, Liam i Malia jesteście na tej liście i wcale tak mało nie jesteście warci, w sumie sama bym Cie zabiła za taka kwotę. Teraz jesteście wszyscy w jednym miejscu, więc ktoś może was pozbawić życia za jednym zamachem. Coś jeszcze jest niejasne?

- Nina ma racje, to dla Łowców świetna okazja do dużego zarobku – poparła mnie Kira, a moja szczęka właśnie leży na ziemi. - Tylko kto to może być?

- Ja dalej stawiam na faceta od egzaminu – odparłam.

- A ja nadal uważam, że masz lekką paranoje, Nina.

- A ja nadal uważam, że masz dzisiaj problem z logicznym myśleniem, Scott.

- A ja uważam, że jesteście durni – powiedziała Lydia. - Przestańcie się kłócić, musimy pomyśleć jak się stąd wydostać.

- Ponoć to nierealne – powiedziała Kira. - Wszystkie wyjścia są obstawione, nie da rady wyjść niezauważonym ze szkoły.

- Mamy jakieś inne opcje? - zapytał Stiles.

- Teleportacja – odpowiedziałam. - Jednak nie dam rady wszystkich naraz stąd zabrać, a nie wiem, na ile starczy mi sił. Trochę magii to pochłania.

- Więc nie będziemy ryzykować – stwierdził Scott. - Musimy to jakoś przeczekać.

- Ja bym spróbowała porozmawiać z Natalie, może ona nam coś powie i pomoże stąd wyjść.

- Zawsze można spróbować. Idę z Tobą.

- Dobra, to wy obserwujcie wszystko dokładnie, a my pójdziemy porozmawiać ze sprawczynią zamieszania.

- Spróbuj jej nie zabić – poprosiła Lydia.

- O to się nie martw – puściłam jej oczko.

               Wraz ze Scott'em skierowaliśmy się do sali, w której ludzie w żółtych kombinezonach zniknęli kilka minut temu. Swoją drogą nawet trochę rozumiem Natalie i jej zachowanie, chciała pewnie dobrze. Nie z bardzo orientuje się w naszym świecie i nie mogła podejrzewać, że to wcale nie jest wina jakiegoś wirusa, a chorego na głowę Łowcy, który chce uśmiercić nastolatków będących istotami nadprzyrodzonymi. Nawet nie jestem pewna, czy ona wie o tej całej liście śmierci, może Lydia jej o niczym nie powiedziała?

               Weszliśmy do sali, która została odpowiednio zabezpieczona. Na środku stało kilka łóżek, które zostały tu wniesione nawet nie wiem kiedy i którędy, ale nie będę teraz wchodzić w szczegóły. Na jednym z nich znajdowała się Sydney, a obok niej stała Natalie, patrząc na nią zmartwionym wzrokiem. Wszystko było zakryte folią, jakby miała ona zatrzymać jakiegoś wirusa, który miał nie przejść na kogoś innego. Ludzie jednak mają głupie pomysły.

               Spojrzałam na Scott'a, który przyglądał się wszystkiemu ze zdziwieniem. Nigdy wcześniej zapewne nie był w takiej sytuacji, podobnie jak ja. To pierwsza taka sytuacja, w której się znalazłam. Złapałam go lekko za rękę i uśmiechnęłam się pocieszająco, a następnie oboje skierowaliśmy się do Natalie. Kobieta spojrzała na nas zdziwiona, jednak nic się nie odezwała. Ponownie przeniosła wzrok na Sydney, która była lekko załamana.

- Co tu się właściwie dzieje? - zapytałam cicho, patrząc na kobietę.

- Musiałam zawiadomić Centrum Kontroli Chorób o tej sytuacji. U Sydney pojawiła się dziwna wysypka, która może być oznaką jakiejś epidemii.

- Nie wzięłaś pod uwagę innego wytłumaczenia?

- Niby jakiego? - spojrzała na mnie zdziwiona.

- No wiesz, to nie musi być akurat epidemia atakująca ludzi – dałam nacisk na ostatnie słowo. - Nie przeszło Ci to przez myśl?

- Nie, bo to jest chora sytuacja. To wszystko, co dzieje się wokół nas jest dziwne.

- Proszę się nie denerwować – powiedział Scott, patrząc na kobietę. - Żadne z nas nie chciało powiedzieć niczego złego. Sami szukamy jakiegoś wytłumaczenia.

- Wytłumaczenie jest takie, że w szkole panuje epidemia. Lekarze sprawdzą każdego z uczniów i podejmą jakąś decyzje.

               Nie czekając na żadną odpowiedź z naszej strony, Natalie opuściła pomieszczenie, nawet nie zaszczycając nas żadnym spojrzeniem. To może wydawać się dla niej dziwne, jednak będzie musiała pogodzić się z istniejącym światem nadprzyrodzonym. Jej własna córka jest Banshee, musi to zaakceptować. Nie zmuszę jej do niczego, jednak udawanie, że tacy jak my nie istnieją, nie wyjdzie jej na dobre. Powinna pomyśleć o tym, a najlepiej będzie jak to Lydia z nią o tym porozmawia.

- Nie martw się, wszystko się wyjaśni – powiedział Scott i podszedł do zmartwionej Sydney.

- Będę teraz musiała siedzieć tu i czekać, aż skończą robić badania.

- Może to tylko zwykłe uczulenie? - zapytałam i również podeszłam do dziewczyny. - Może to wcale nie jest żadna epidemia, wszystko się wyjaśni.

- To nawet nie o to chodzi – jęknęła załamana dziewczyna.

- Nie chodzi Ci o tą wysypkę i o to, że możesz być na coś chora? - zapytała zdziwiona.

- Nie, tu chodzi o egzamin. Został przerwany z mojego powodu. A co, jeśli nie pozwolą mi go napisać? Przecież ja muszę go zdać z wysokim wynikiem, potrzebuję tego na studia, bez tego się nie dostanę.

- Spokojnie, przecież będziesz mogła go napisać jeszcze raz.

- Skąd wiesz? - spojrzała na mnie z nadzieją.

- To nie Twoja wina, że przerwano egzamin. Byłaś gotowa powrócić do pisania, jednak Natalie to przerwała. Poza tym Twoje omdlenie również nie było Twoją winą, nie mogą Cie za to ukarać i nie pozwolić Ci podejść do egzaminu jeszcze raz.

- Nie byłabym tego taka pewna.

- Nie martw się, wszystko się ułoży – uśmiechnęłam się do niej lekko i spojrzałam na Scott'a. - Wracam do reszty.

- Ja tu jeszcze chwile zostanę, może się czegoś dowiem.

                Kiwnęłam mu głową i skierowałam się do wyjścia z sali. Minęłam po drodze dwóch lekarzy ubranych w kombinezonie, którzy dziwnie się na mnie patrzyli. Jeszcze trochę, a pomyślę, że mam coś na twarzy. Czemu tak mi się wszyscy przyglądają? Na czole mam wielki napis ,,Jestem wampirem, wypiję wam krew''? Dobra, mam coraz durniejsze myśli. Potrząsnęłam głową i skierowałam się do przyjaciół, którzy stali w tym samym miejscu, co wcześniej.

- Jakieś nowiny? - zapytałam od razu, stając obok Stiles'a.

- Posłuchałem rozmowę tych z Centrów Kontroli Chorób. Mówili coś o epidemii ospy.

- Ospa? Nieźle, jeszcze tego nam brakowało.

- To nie jest epidemia ospy – odezwał się koleś, którego chciałam zamordować.

- Skąd ta pewność? - zapytałam, patrząc na niego z mordem w oczach. - Z tego, co wiem, to nie jest Pan lekarzem.

- Nie muszę być lekarzem, aby wiedzieć takie rzeczy – jego oczy dziwnie zabłysły. - Ospa to wymarła choroba, która nie występuje już w naszych czasach.

- Skoro to nie ospa, to co to może być? - zapytała Lydia.

- Księgosusz – wzruszył ramionami, dziwnie się uśmiechając.

- Co? - Malia spojrzała na niego zdziwiona.

- To choroba, która...

- Nina – szepnął Isaac, przerywając mi słuchanie faceta.

- Co jest? - podeszłam od razu do niego.

- Szeryf jest przed szkołą.

- Niech zgadnę, nie chcą go wpuścić? - zapytałam, choć i tak znałam odpowiedź.

- Dokładnie, mówią coś o epidemii.

- Trzeba do niego zadzwonić – odezwała się nagle Malia i wyjęła telefon z kieszeni. A czy my przypadkiem nie próbowaliśmy tego wcześniej?

- Nie uda Ci się to – powiedział tajemniczy koleś.

- A to niby dlaczego?

- Centrum Kontroli Chorób zamknęli całą komunikacje w szkole, aby nie wyszło to na światło dzienne – odparł jak gdyby nigdy nic i odszedł od nas.

- Nie podoba mi się ten koleś – warknęła Malia.

- Nie tylko Tobie – odpowiedziałam i patrzyłam na jego znikającą sylwetkę. - Nie tylko Tobie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro