ROZDZIAŁ 63

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Bez zła nie byłoby dobra, a bez dobra nie byłoby zła. Czy to prawda? Nie mam pojęcia, jednak ja się trochę z tym zgadzam. Jeśli nie byłoby dobra, zło przejęło by kontrolę nad naszym życiem, światem, a wszystko wyglądałoby niezbyt ciekawie. Natomiast gdyby istniało same dobro, to świat byłby nudny, każdy chodziłby z uśmiechem na twarzy, nikt nie znałby bólu, nigdy nie byłoby żadnych wojen. Nie może być jednak jedynie dobrze lub źle. Musi być po trochę każdego, aby była równowaga.

               Skoro musi być dobro i zło, to dlaczego nas spotyka same zło? Od kilku dni dzieją się rzeczy, których nie potrafimy wytłumaczyć. Walczymy z wiatrem, którego nie potrafimy pokonać. Żadne z nas nie wie, kogo mamy się obawiać, na kogo zwracać szczególną uwagę, z kim dokładnie walczyć. Brakuje nam jakiegoś punktu zaczepienia, czegoś, co mogłoby popchnąć nas do przodu, abyśmy wyszli z tej sytuacji jak najmniej ranni i straceni. Czy jest jakaś szansa na dobre zakończenie tej historii?

                Moje życie nigdy nie było idealne, nigdy nie było tylko dobre. Od dziecka musiałam walczyć, chociaż nigdy nie byłam sama. Zawsze pojawiał się ktoś, kto chciał dla mnie źle. Zawsze zjawiała się osoba, która namawiała mnie do złego. Byłam wtedy tylko dzieckiem, więc chciałam spróbować w swoim życiu wszystkiego. Byłam świadkiem wielu tragedii, do niektórych nawet sama się przyczyniłam. Może to właśnie dlatego teraz czeka mnie kara? Może to całe zło, które własnie nas otacza, jest moją karą za grzechy przeszłości? Jednak dlaczego muszą cierpieć moi przyjaciele, skoro nie są niczemu winni? To ja powinnam oberwać za wszystko, co zrobiłam, ale nie oni.

               Każdy z nas miał pewne obawy dotyczące całej sytuacji mającej miejsce teraz w szkole. Każdy jednak inaczej starał sobie z tym radzić lub nie radzić. Każdy inaczej okazywał to, co właśnie czuje. Isaac wydawał się być wyluzowany, zresztą on tak zachowuje się w każdej sytuacji. Potrafi być opanowany prawie zawsze, nie okazuje strachu ani nie panikuje, zachowuje zimną krew. Stiles uwielbia panikować, jednak zachowuje czasami trzeźwość umysłu. Pomimo tego, że jest człowiekiem, uwielbia pchać się na sam przód, aby później chować się za nami, ale nikt nie ma mu tego za złe. Scott stara się zachować zimną krew, jednak nie zawsze mu to wychodzi. Stara się podejmować dobre decyzje, jednak wcale nie jest to proste zadanie. Jest niepewny, jednak stara się tego nie okazywać nam, abyśmy sami mieli wiarę w powodzenie misji. Lydia jest za to bardzo odważną osobą, która twardo stąpa po ziemi. Rzadko kiedy okazuje strach, stara się to ukrywać pod maską obojętności. To naprawdę twarda dziewczyna, która potrafi trzeźwo określić sytuacje. A ja? Ja to ja, mnie ciężko rozszyfrować, czasami sama mam z tym niemały problem. Staram się grać twardą i pewną osobę, jednak nie zawsze tak jest. W mojej głowie jest milion czarnych scenariuszy, jednak staram się nie okazywać strachu czy wątpienia w powodzenie misji.

                Obserwowałam każdą osobę, jaka znajdowała się na korytarzu. Chciałam dostrzec każdy szczegół, który mógłby mi pomóc w znalezieniu winowajcy. Każdego, kto tylko miałby coś wspólnego z tymi cholernymi Łowcami. Powoli popadałam w paranoje, ponieważ w każdym widziałam coś, co mi się nie podobało. Scott chyba miał racje, ze mną naprawdę nie jest najlepiej. Ale co poradzić, skoro tak bardzo chcę uratować swoich bliskich, że aż popadam w obłęd. Nie mogę teraz się poddać, gdy ktoś czai się na ich życie.

- Nina! - głos Natalie wyrwał mnie z obserwacji, od razu przeniosłam na nią wzrok. - Musisz mi pomóc.

- Co się stało? - spojrzałam na nią uważnie.

- Nie czas na rozmowę, powiem Ci po drodze. Pospiesz się.

- Zostańcie tu i obserwujcie wszystkich,.

              Ruszyłam za kobietą, która była nieźle wystraszona. Nie wiedziałam, co takiego się stało, ale sądząc po jej zachowaniu to nie było nicdobrego. Coś musiało nieźle ją przestraszyć, że w takim stanie pokazała się uczniom i do mnie podbiegła. Może nie miałyśmy najgorszych kontaktów, jednak Natalie nigdy z własnej woli nie prosiła mnie o żadna pomoc. Miałam złe przeczucia, ale nie chciałam ponownie zatracać się w czarnych myślach, postanowiłam zapytać o jej niepokój.

- Wyjaśnisz mi, co się stało?

- Musimy iść szybko do męskiej szatni.

- Ale po co? - zdziwiłam się. - Ktoś się bije czy jak?

- Mniej więcej – mruknęła.

- Cholera jasna, możesz mi to jakoś wyjaśnić? Podbiegasz do mnie wystraszona, chcesz mojej pomocy, nic z tego nie rozumiem.

- Chodzi o Scott'a.

- Co z nim? - od razu się wystraszyłam, czyżby Łowcy go dopadli?

- Jest w męskiej szatni, coś się z nim dzieje.

- Co dokładnie? Źle się czuje czy jest ranny?

- Dziwnie się zachowuje. Nie może się opanować, zmienił się w wilkołaka i nie potrafi się uspokoić. Ken Yukimura jest z nim i stara się mu pomóc, ale słabo to wychodzi.

- Musimy się pospieszyć, źle to się zapowiada.

              Od razu przyspieszyłam kroku, aby jak najszybciej dostać się do przyjaciela. Nawet nie wiem, kiedy on tam się pojawił, skoro ostatnio widziałam go w klasie w towarzystwie Sydney. Co takiego się wydarzyło, że Scott stracił kontrolę? Może to ma jakiś związek z tą rzekomą epidemią? Nie potrafię tego zrozumieć, jednak nie czas teraz na przemyślenia, trzeba go jakoś uspokoić, tylko jak?

- Scott? - zapytałam od razu po wejściu do szatni. - Gdzie jesteś?

- Nie podchodź – usłyszałam warknięcie Alfy, ale jakoś mnie tonie wystraszyło.

- Chcę Ci pomóc, musisz się uspokoić.

- Nie potrafię! - kolejne warknięcie, ale dzięki temu wiem mniej więcej, gdzie się znajduje.

- Idę do Ciebie, spokojnie – ruszyłam w jego stronę, zatrzymując się obok pryszniców. - Co się stało?

- Nie wiem, one same się wysunęły – spojrzał na mnie załamany. - Nie podchodź, zrobię Ci krzywdę.

- Nie Ty pierwszy, nie ostatni – machnęłam ręką. - Jak do tego doszło?

- Nie wiem, chyba w klasie, jak wyszłaś. Nie mogę się kontrolować.

- Dobra, postaraj się uspokoić – powiedziałam spokojnie i podeszłam bliżej niego.

- Odejdź! Nina, nie podchodź! Zabierz stąd wszystkich!

- Scott, chcemy Ci pomóc – odezwał się Yukimura, który również tu stał. - Pozwól sobie pomóc.

- Skrzywdzę was, wszystkich pozabijam.

- Długo już to trwa? - zapytałam nauczyciela, patrząc na niego.

- Od kilku minut siedzi pod prysznicami i nikogo do siebie nie dopuszcza. W żaden sposób nie mogę go uspokoić.

- Ja spróbuję, a wy nie podchodźcie.

- Uważaj na siebie – kiwnęłam mu głową i skierowałam się do Scott'a. - Uspokój się, chcę Ci tylko pomóc.

- Ja się nie kontroluję, skrzywdzę Cie – powiedział od razu, gdy znalazłam się w zasięgu jego wzroku.

- Już mówiłam, że nie będziesz pierwszy. Pamiętasz? Liam też mnie zranił, Isaac również, a ja w dalszym ciągu żyję. Nic mi nie będzie, Ty teraz jesteś najważniejszy.

- Jak mam powrócić do normalnej formy? Nie potrafię się na niczym skupić.

- Pomyśl o mamie, o Allison, o mnie, Stiles'ie, Lydii, nawet Kirze, Isaac'u, Liam'ie i Mason'ie. Nikogo z nas nie chciałbyś skrzywdzić, prawda?

- Nie – jęknął, próbując spokojnie oddychać.

- Spójrz na mnie, Scott – kucnęłam przed nim. - Popatrz na mnie.

- Jestem potworem – szepnął, nie patrząc w moją stronę.

- Nie jesteś – złapałam jego twarz w dłonie i zmusiłam do spojrzenia na mnie. - Nie jesteś potworem, Scott. Ja nim jestem, ale nie Ty.

- To dlaczego mam chęć rzucenia się na Ciebie i zabicia Cie?

- Wiesz ile razy ja miałam na to ochotę? Wiesz ile razy chciałam zatopić kły w niewinnej osobie? Wiesz, ile razy do tego doszło? Mam krew na rękach, zabiłam wiele niewinnych osób, Scott. To ja jestem potworem, mordercą, nie Ty. Ty jesteś Prawdziwym Alfą, który zasłużył na ten tytuł. Ty chronisz innych, nie atakujesz ich, nie zabijasz.

- Teraz chcę to zrobić, nie powstrzymam się dłużej.

- Pamiętasz, gdy byliśmy dziećmi? - kiwnął mi lekko głową. - Pamiętasz co Ci zawsze powtarzałam? Że jesteś wyjątkowy, że wiele w swoim życiu osiągniesz. Każdy z nas ma lepsze i gorsze dni, Scott. Sztuką nie jest bycie całe życie dobrym, sztuką jest umiejętność opanowania gniewu i uczenie się na błędach. Ty to potrafisz, Scott. Potrafisz się opanować, uspokoić. To ja zawsze miałam z tym problem, a Ty zawsze byłeś przy mnie i mi pomagałeś. Pamiętasz mój pierwszy szlaban? Byłam tak wściekła, że chciałam spalić pół miasta, a Ty wtedy wstawiłeś się za mną i uspokoiłeś mnie.

- Po co mi to mówisz?

- Żebyś zrozumiał samego siebie. Wiele razy wybuchłam, przez co przyczyniłam się do wielu tragedii. Ty zawsze byłeś tym opanowanym, ja za to byłam tą agresywną. Pamiętasz wesołe miasteczko? Ten chłopak, który mnie wkurzył, którego miałam ochotę zamienić w żabę. Kto mnie wtedy uspokoił? Ty, zawsze to byłeś Ty. Zawsze potrafiłeś opanować swoje nerwy i pomóc innym się uspokoić. Teraz też dasz radę, Scott. Sam pomyśl, nie chcesz nikogo zabić, nie chcesz nikomu zrobić krzywdy. Ty masz nad sobą kontrolę, to Ty masz nad nią władzę. Nic nie może Tobą kierować, to Twoje ciało i Twój los, nikt nie może zmusić Cie do zabicia jakiejś niewinnej osoby. Masz nad tym władze, tylko w to uwierz. Schowaj pazury, bo one nie są Ci teraz do niczego potrzebne.

- Wiara czyni cuda – wyszeptał, patrząc na mnie.

- Tak, Scott, wiara czyni cuda. Uwierz w siebie tak, jak ja w Ciebie wierzę. Uwierz w to, że dasz sobie radę. Jesteś silny i Ty dobrze o tym wiesz. Poradzisz sobie, wilczku.

               Spojrzał na mnie z nadzieją, a następnie przeniósł wzrok na swoje dłonie. Widać było skupienie i walkę na jego twarzy. Wiem, że to wszystko jest dla niego trudne. Ja sama nie mam zawsze nad sobą kontroli i ciężko mi jest się uspokoić, ale on to co innego. Scott zawsze potrafił się uspokoić, ja zawsze miałam z tym problem. Wiem, że on to potrafi. Wiem, że sobie poradzi, bo jest silniejszy, niż sobie wyobraża. On zawsze da sobie radę.

- Dziękuję – wyszeptał, patrząc na mnie. - Gdyby nie Ty...

- Dałbyś sobie radę – przerwałam mu i uśmiechnęłam się lekko. - Jesteś silny, Scott, tylko musisz w siebie bardziej wierzyć.

- Mamy problem – usłyszałam głos Stiles'a, który właśnie wszedł do szatni. - Malia pokazuje ząbki.

                Wstałam szybko z miejsca i podeszłam do chłopaka, który trzymał dziewczynę za ramiona. Miała zamknięte oczy, a jej twarz wykrzywiła się w bólu. Złapałam ją od razu za rękę i posadziłam na ławce, a następnie usiadłam obok niej. Spojrzałam na jej dłonie, z których wystawały pazury. Taka sama sytuacja, co u Scott'a. Już nie mogę się doczekać, aż ja wystawię kły. Świetnie, mało mamy problemów.

- Malia? Co jest?

- Nie wiem, chcę zabić – jęknęła z zamkniętymi oczami.

- Otwórz oczy i spójrz na mnie, proszę – wykonała moje polecenie, jej oczy świeciły na niebiesko. - Jak to się stało?

- Na korytarzu, szedł ten facet, chciałam go zabić.

- Czyli teraz mam pewność, że nie jestem jedyna – uśmiechnęłam się do niej lekko. - Pamiętasz to, o czym rozmawiałyśmy podczas egzaminu?

- Chodzi Ci o moją rodzinę?

- Tak, wtedy Cie to uspokoiło. Skup się teraz na nich, pomyśl o nich i spróbuj się uspokoić.

              Malia kiwnęła mi głową i zamknęła oczy, trzymając mnie za rękę. Mam nadzieję, że i tym razem wspomnienia związane z jej rodziną. Jeśli tak, to oznacza, że odnaleźliśmy jej kotwicę, a to bardzo dobrze by wróżyło. Mi wystarczają wspomnienia cudownych chwil spędzonych w gronie bliskich, chociaż nie zawsze to niestety działa. Malia zaczęła się uspokajać, wskazywały na to znikające pazury i normujący się oddech dziewczyny.

- Lepiej? - zapytałam spokojnie.

- Lepiej, to naprawdę działa – spojrzała na mnie uśmiechnięta.

- Właśnie odnaleźliśmy Twoją kotwice. Jest taka sama, jak moja.

- Wspomnienia? - zapytała zdziwiona.

- Tak, wspomnienia szczęśliwych chwil. Ja zawsze o tym myślę, gdy jestem na krawędzi. Moja rodzina zawsze mi pomaga, tak samo jak Twoja pomaga Tobie. Nigdy o tym nie zapominaj, oni zawsze są obok Ciebie.

- Nie uwierzycie – Isaac wpadł do szatni, jakby coś się paliło, a za nim weszła Kira i Lydia. - Ona jest nienormalna.

- Nie obrażaj mojej córki – warknął Yukimura.

- Co takiego zrobiła? - zapytałam spokojnie.

- Poraziłam babkę prądem – odparła zawstydzona.

- Nieźle – parsknęłam śmiechem. - Wkurzyła Cie?

- Próbowała pobrać ode mnie krew na badania.

- A ona kopnęła ją prądem – zaśmiał się Isaac. - Mina tej babki była bezcenna.

- Dlaczego to zrobiłaś? - zignorowałam chłopaka, chociaż miałam ochotę śmiać się razem z nim.

- Nie wiem, nie zrobiłam tego celowo. To jakoś tak samo wyszło.

- Nina – Yukimura spojrzał na mnie wystraszony. - Chyba mamy problem.

- Jakbyśmy ich mieli za mało – jęknęłam załamana.

- Co się dzieje? - zapytała Natalie, która do tej pory była cicho.

- To wirus, to on was atakuje, on was pozabija.



*********************

Hej, Kochani :*

Tak, tak, wiem, jestem wredna, bo przerywam w takim momencie xD

Ktoś chcę dedykacje w następnym rozdziale? Piszcie śmiało, nawet Ci, którzy mieli już swoją dedykację w poprzednich rozdziałach :)

Miłego wieczoru :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro