ROZDZIAŁ 81

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Jak mam być szczera, wyjście z domu graniczyło z cudem. Oczywiście Lydia kilka razy zwróciła mi uwagę i kazała zachowywać się normalnie. Kogo ona chce oszukać, w moim słowniku nie ma czegoś takiego jak normalne zachowanie. Kto jak kto, ale ona już powinna to wiedzieć. Każdy zresztą wie, że ja na imprezach lubię się bawić na całego, chociaż teraz na to nie mam kompletnie ochoty. W mojej głowie krążą myśli wokół Heretyków, Lily, Jordan'a oraz Kol'a i Rebekah.

               Pierwotna nie zadzwoniła do mnie ani nie napisała sms'a. Nie wiem, czy podjęła decyzje o spotkaniu się z bratem ani czy do tego spotkania już doszło. Miałam mętlik w głowie, ponieważ obawiałam się tego, co mogłoby się tam stać. Tak, wiem, wcześniej sądziłam, że przecież nic złego się nie stanie, bo w końcu to Rebekah dłużej chodzi po tym świecie, ale jednak każdy w takim momencie miałby obawy. A co, jeśli skazałam ją na śmierć lub walkę z bratem? Nikt z nas tak naprawdę nie wie, co Kol ma w głowie w tym momencie.

               Gdy w końcu udało nam się wyjść z domu, wsiadłyśmy do samochodu Lydii i wyruszyłyśmy w drogę prosto do piekieł. Dzisiaj naprawdę nie miałam głowy do imprezowania. Jedyne, na co miałam ochotę, to upicie się w samotności i przeczytanie tych wszystkich cholernych ksiąg. Miałam ochotę zahipnotyzować Lydię i zmusić ją do zostawienia mnie w spokoju, ale to mogłoby się później źle dla mnie skończyć. Gdyby odkryła prawdę, to zapewne leżałabym martwa i witała się z przodkami w zaświatach. Już chyba wolę tą durną imprezę wśród nastolatków, serio.

- Nie rób takiej miny – odezwała się radośnie Lydia. - Jedziemy na imprezę, a nie na pogrzeb.

- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że skończy się na tym drugim?

- Dlaczego Ty zawsze masz czarne scenariusze? - westchnęła ciężko. - Powinnaś się bawić, korzystać z życia.

- Korzystam z ksiąg, a nie z życia. Moje teraźniejsze położenie nie pozwala mi na bawienie się wśród młodzieży, muszę ich chronić.

- A kto ochroni Ciebie? Nina, Ty cały czas chcesz bronić innych, nie patrząc przy tym na siebie.

- Myślisz, że grupa śmiertelnych nastolatków stanęłaby w mojej obronie podczas walki z Heretykami? Oni zwialiby zaraz po tym, jakby dowiedzieli się, kim tak naprawdę jestem.

- My nie zwialiśmy – uśmiechnęła się lekko.

- Bo wy już należeliście do tego świata, więc dla was to nie była nowość.

- I tu się mylisz, moja droga – zatrzymała się na czerwonym świetle i spojrzała na mnie. - Nie znaliśmy żadnego wampira czy czarownicy, więc byłaś dla nas czymś nowym. Ja do końca nie ogarniałam tego całego świata nadprzyrodzonego, więc dla mnie byłaś wielkim szokiem.

- Ty lepiej skup się na drodze, a nie na mnie – zaśmiałam się, gdy usłyszałam trąbienie za nami. - Dobra, może i byłam nowością, ale mieliście świadomość, że istnieje ktoś taki jak wilkołak, a to już coś.

- Oni też o tym wiedzą – wzruszyła ramionami. - Każdy czyta książki czy ogląda filmy, więc jakoś by to przeżyli.

- Jeśli w tym momencie porównasz mnie do Draculi, to osobiście wyssę z Ciebie krew – zagroziłam poważnym tonem, ledwo powstrzymując śmiech.

- Gdzież bym śmiała – odparła poważnie. - Ty jesteś lepszą wersją Draculi.

- Wiadomo – parsknęłam śmiechem. - Swoją drogą, nie wszystko, co pokazują w filmach jest prawda. Telewizja często kłamie.

- Ale niektóre fakty się zgadzają. Wampiry piją ludzką krew, wilkołaki zamieniają się podczas pełni.

- Tak, oglądałaś ,,Zmierzch''? - kiwnęła mi głową w odpowiedzi. - Jedyne, co było tam prawdą, to nasza siła, szybkość i picie krwi. Nie świecimy w słońcu, a wilkołaki nie zamieniają się w duże psy. Widzisz? Nie wszystko jest prawdą.

- O matko, ale ludzie wiedzą o istnieniu drugiego świata. W każdej legendzie jest ziarnko prawdy.

- Ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć. Czasami dla nich nieistotne jest, czy coś jest prawdziwe czy zmyślone. Jeśli będą chcieli wierzyć w małe, latające Elfy, to będą je widzieć każdego dnia, chociaż ich tak naprawdę nie ma.

- A jednorożce? - zapytała ze śmiechem.

- Nie spotkałam się z żadnym – parsknęłam śmiechem. - W każdym razie nastolatkowie to nie moja bajka, ja już dawno wyrosłam ze szkolnych imprez.

- Chodzisz do nas do szkoły, udajesz jedną z nas prawie codziennie, więc możesz się z nimi bawić.

- Lydia, ja mogę się nie kontrolować. Mogę nagle stracić nad sobą panowanie i zaatakować kogoś, co wtedy? Walniesz mnie kijem w głowę? Nie oszukujmy się, w takim szale nikt nie dałby sobie ze mną rady.

- Scott już raz skręcił Ci kark.

- Tak, ale to była inna sytuacja, do tego nie był sam.

- Będzie tam Derek, Isaac i Liam, w trójkę dadzą radę.

- Szybciej to ja skręcę Hale'owi kark niż on mnie dotknie – warknęłam.

- Nie rozumiem was – pokręciła głową i westchnęła. - Oboje coś do siebie czujecie, a w dalszym ciągu uciekacie przed tym.

- Ja uciekam – przyznałam się. Nie ma sensu dłużej tego ukrywać, nie przed Lydią.

- Dlaczego? - zmarszczyła brwi. - Kochasz go, a cały czas unikasz jego wzroku i obecności, starasz się zgrywać twardą i nie okazywać mu uczuć. Dlaczego?

- Bo tak jest lepiej, uwierz.

- Niby dla kogo? - prychnęła.

- Dla niego – westchnęłam ciężko. - Mam wielu wrogów, którzy czekają na mój błąd. Gdy chcesz kogoś zranić lub go zniszczyć, szukasz u niego słabych punktów, którymi najczęściej okazuje się być ktoś bliski. Derek jest moim słabym punktem, który może zostać wykorzystany przez innych. Wy również nimi jesteście, ale nie dajecie mi odejść, nawet jakbym nie wiem co zrobiła.

- On też Ci nie pozwoli odejść, Nina. Będzie o Ciebie walczył.

- To jak walka z wiatrakami, nigdy mu się nie uda, nie mogę.

- Przecież razem dalibyście radę, możecie walczyć wspólnie.

- Nie chodzi tu o sama walkę. Pokonamy Heretyków i co dalej? Na całym świecie jest pełno osób pragnących mojej śmierci. Na każdym kroku czai się ktoś, kto chętnie wyrwie mi serce z uśmiechem na twarzy. Nie mogę pozwolić sobie na żaden błąd czy słaby punkt, który oni wykorzystają. Nie czeka nas żadna przyszłość, Lydia. Ja i Derek nie możemy być razem.

- Nigdy tego nie zrozumiem – westchnęła ciężko. - Jesteś tego pewna?

- Tak, jestem pewna. Derek to moja przeszłość, będę go w dalszym ciągu chronić, ale do niczego między nami nie dojdzie.

- Skoro tak chcesz, to dobrze – pokiwała głową. - Obiecuję, że nigdy więcej nie będę się wtrącać w waszą relacje i nie zmuszę Cie do spędzania z nim czasu sam na sam. Ale wiesz, że go nie unikniesz? W końcu należy do stada.

- Nie chcę go unikać ani przed nim uciekać. Chcę mieć z nim kontakt, ale jako przyjaciele, a nie para zakochanych. On musi ułożyć sobie życie z kimś, z kim będzie mógł mieć normalne relacje, nie będzie musiał się bać i ciągle uciekać. Zasługuje na szczęście, a ja mu tego nie dam.

- Rozumiem Cie i będę Cie wspierać – uśmiechnęła się lekko i zaparkowała na parkingu nieopodal imprezy. - Ale nie odtrącaj go i nie uciekaj, bo to was rani. Spróbuj mieć z nim normalne relacje.

- Tyle mogę zrobić, ale nic więcej. Dziękuję, że chociaż Ty mnie rozumiesz.

- Każdy w dalszym ciągu ma nadzieję na to, że do siebie wrócicie.

- Może kiedyś, ale nie teraz.

- Tak – przytaknęła. - Teraz jest czas na zabawę! - szczęśliwa wyszła z samochodu, co również uczyniłam ja.

               Impreza, takie piękne słowo, szczególnie dla młodych osób. Dlaczego ja więc się z tego nie cieszę? Odpowiedź jest prosta, muszę tu tkwić z cholernymi nastolatkami, gdzie połowa z nich jest już pijana. Alkohol czuć w powietrzu, głośną muzykę słychać z kilometra, a całujących się par nie ma końca. Wraz z Lydią przedzierałyśmy się przez tłum młodych, a ja co chwile klnęłam pod nosem na przyjaciółkę. Po jaką cholerę zgodziłam się tu przyjechać?

               Szczerze powiem, że ulżyło mi po rozmowie z Lydią. Już dawno chciałam jej o wszystkim powiedzieć, ale jakoś nie było okazji. Bałam się również, że mnie nie zrozumie, bo ja sama mam z tym problemy. Prawda jest taka, że zależy mi na Dereku i każda myśl o nim i o jakiejś kobiecie doprowadza mnie do szału. Jednak wiem, że on zasługuje na bycie szczęśliwym, a ze mną się tego nie doczeka. Moje życie to jedna, wielka walka, którą muszę toczyć prawie każdego dnia. Jego dom to Beacon Hills, a mój to Nowy Orlean. Jego rodziną są wilkołaki, a moją wampiry. Nie zaznalibyśmy szczęścia, przynajmniej nie teraz. Nie mówię, że kiedyś nie spróbuję go odzyskać, ale to nie jest ten czas. Teraz najważniejsza jest ochrona bliskich.

               Chodziłyśmy między uczniami i szukałyśmy naszych przyjaciół. Od samego zapachu alkoholu kręciło mi się w głowie, ale musiałam silnie stać na nogach. Rozglądałam się dookoła i za każdym razem miałam ochotę wyrzucić z siebie wszystko, co jadłam i piłam ostatnimi czasy. W każdym miejscu była migdaląca się para, która chętnie uprawiałaby seks na oczach wszystkich. Naprawdę to nie był przyjemny widok, szczególnie dla mnie. Miałam rozwalone serce, które próbowałam posklejać bez niczyjej pomocy, a to było trudne zadanie. Jednak nie poddam się, Derek Hale jest moją przeszłością, a nie teraźniejszością. Czas nauczyć się żyć z tą myślą.

- Przykro mi bardzo, ale na trzeźwo tego nie zniosę – mruknęłam do Lydii, która spojrzała na mnie zdziwiona. - No co?

- Dwie butelki wódki to za mało?

- Dziewczyno, ja już zdążyłam wytrzeźwieć z pięć razy, aż tak długo mnie nie trzyma. A tu za bardzo mi się nie podoba, więc bez procentów nie da rady.

- Nie przesadzaj, nie jest tak źle.

- Zależy dla kogo – mruknęłam zła. - Idę się czegoś napić, później Cie znajdę.

- Tylko postaraj się nikogo nie zabić.

- Tego nie obiecuję – puściłam jej oczko i poszłam w swoją stronę.

                  Nie miałam bladego pojęcia, w którą stronę powinnam się udać, aby odnaleźć wymarzony napój. Nawet nie wiedziałam, czy na pewno chcę pić to, co inni. Wyglądali dosyć dziwnie, a ja chyba wolę dzisiaj nie ryzykować. Pomimo tego, że ludzkie narkotyki nie działają na mnie tak, jak na śmiertelnych, jakiś tam swój udział w moim zachowaniu mają. Kiedyś spróbowałam, ale nie skończyło się to dla mnie zbyt dobrze. Oprócz bólu skręconego karku miałam długą rozmowę z mamą na temat nieodpowiedzialności na imprezach, która trwała przez trzy dni. To nie było zbyt przyjemne, serio.

               Stwierdziłam, że najbezpieczniejszym sposobem na uzyskanie alkoholu będzie magia. Skierowałam się w stronę drzew, aby być jak najdalej od tłumu, i skupiłam się na butelkach wódki, które stały u mnie w salonie. Po chwili jedna z butelek znajdowała się w mojej dłoni, a ja z uśmiechem na twarzy powróciłam do reszty. Niektórzy dziwnie na mnie patrzeli, w końcu w ich oczach jestem niepełnoletnia, a właśnie biegam z butelką alkoholu w dłoni, ale jakoś się tym nie przejęłam. Przecież i tak mam opinie tej dziwnej i niebezpiecznej, więc opinia alkoholika nie zrobi mi większej różnicy.

                Przystanęłam na uboczu i oparłam się o drzewo, podziwiając widok pijanych nastolatków. Odkręciłam butelkę i pociągnęłam kilka łyków, krzywiąc się przy tym lekko. Tyle dobrego, że jestem wampirem, więc picie bez popity wódki nie robiło na mnie większego wrażenia. Obserwowałam tańczący tłum, co chwile popijając alkohol, aż nagle natrafiłam na znajomą postać. Wyostrzyłam nieco swój wzrok, aby dostrzec dokładny zarys postaci, a po chwili zrozumiałam, że to Malia, która dziwnie się zachowywała. Tańczyła wśród uczniów, co chwile potykając się o własne nogi. To nie było normalne, bo przecież zmiennokształtni nie potrafią się upić. Pociągnęłam jeszcze kilka łyków z butelki i ruszyłam w stronę dziewczyny, po drodze oddając wódkę jakiemuś chłopakowi, który podziękował mi z uśmiechem.

- Malia – złapałam dziewczynę za ramie. - Co Ty robisz?

- Piję – podniosła do góry piersiówkę i pociągnęła spory łyk. - A Ty?

- Właśnie skończyłam pić – parsknęłam śmiechem. - Ale wiesz, że na zmiennokształtnych alkohol nie działa?

- To dziwne, bo ja czuję się pijana – na dowód swoich słów prawie się wywaliła, ale zdążyłam ją złapać w ostatnim momencie. - Widzisz?

- Aż za dobrze – mruknęłam i rozejrzałam się dookoła. - Chodź.

- Ale gdzie? Ja chcę się bawić!

- Pobawimy się za chwile, teraz musimy usiąść.

- Czy Ty zawsze ubierasz szpilki? - parsknęła śmiechem, patrząc na moje obuwie.

- Tak, nawet do lasu – pociągnęłam ją w stronę Scott'a, którego dostrzegłam niedaleko nas. - Nie polecam, serio.

- Przecież Ty możesz się w nich zabić.

- Obudzę się po kilku godzinach, żadna strata – wzruszyłam ramionami. - Scott!

- Wszędzie Cie szukałem – odparł zmachany i spojrzał na Malie. - A jej co?

- Upiła się – parsknęłam śmiechem.

- Ale wiesz, że my się nie upijamy?

- No co Ty nie powiesz, geniuszu. Ona jednak jakoś dała radę.

- Ty też do trzeźwych nie należysz – zmierzył mnie krytycznym wzrokiem. - Przecież nie możesz pić wśród nastolatków. W każdej chwili może się coś wydarzyć.

- To, że piłam alkohol jeszcze nie oznacza, że jestem pijana – mruknęłam. - Widziałeś resztę?

- Są na ławkach – kiwnął głową w daną stronę. - Trzeba ją stąd zabrać.

- Najpierw znajdźmy resztę, coś mi się tu nie podoba.

               Scott kiwnął mi głową i złapał Malie za drugą rękę, aby pomóc mi ją prowadzić. Nie było to łatwe zadanie, gdyż dziewczyna kiwała się na każdą stronę i śmiała ze swojego stanu. Nigdy nie widziałam pijanego zmiennokształtnego, więc teraz mam okazje. Chociaż sumie zdecydowanie wolę ją w trzeźwiejszej wersji, wtedy można z nią normalnie porozmawiać, bo teraz wszędzie widzi jednorożce. To znak, że coś z nią nie tak. Może ktoś dosypał jej czegoś do alkoholu? Nie wiem, jak działają na takich narkotyki, ale ta teoria może być prawdziwa.

- Gdzie Ty zaginęłaś? - zapytała oburzona Lydia. - I dlaczego Malia wygląda tak, jak wygląda?

- Upiła się – odparł Scott i posadził ją obok Liam'a. - On też?

- Niestety tak – westchnął ciężko. - Przecież oni nie mogli się upić.

- Może ktoś im coś dosypał? - zasugerowałam. - Nie wiem, jak działają na was narkotyki.

- A na Ciebie? - zapytał Alfa.

- Nie tak mocno, jak na ludzi, ale coś tam się po nich dzieje.

- Gdzie zniknęłaś? - zapytała Lydia, patrząc na mnie złowrogo.

- Odnaleźć alkohol, który w rezultacie sama sobie wyczarowałam.

- Miałaś nie pić! Nina, do cholery.

- Nie przeklinaj – pokiwałam jej palcem. - Nic mi nie jest, to tylko kilka łyków. Jak widzisz, jestem trzeźwa.

- To było nieodpowiedzialne – odparła wkurzona Ruda.

- Wiem, bo teraz boli mnie głowa – złapałam się na skroń. - I lekko mi szumi w uszach.

- Ile tego wypiłaś? - zapytał troskliwie Scott.

- Kilka łyków, ale nie piłam nic od nich – wskazałam na nastolatków.

- Skoro to nie przez ich alkohol, to przez co?

- Nie wiem, ale to jakieś dziwne. Oni – wskazałam na Malie i Liam'a – nie powinni się upić.

- A Ty nie powinnaś być w takim stanie po kilku łykach – stwierdził Alfa. - Derek dzwoni.

                Odparł nagle i odszedł kilka kroków od nas, odbierając telefon. Szum powoli ustępował, ale ból głowy w dalszym ciągu pozostał. Nie podobała mi się ta sytuacja, szczególnie gdy poczułam krew. Ktoś nieopodal nas musiał być ranny, bo zapach roznosił się w powietrzu i zbyt mocno mnie kusił. Jęknęłam załamana i wbiłam paznokcie w dłonie, aby nie zaatakować tej biednej osoby. To wszystko się źle skończy, jestem tego pewna. Od początku mówiłam, że ta impreza to jeden, wielki błąd i powinnam zostać dla świętego spokoju w domu. Teraz mam za swoje, następnym razem Ruda nigdzie mnie nie wyciągnie.

- O co tu chodzi? - szepnęła zdziwiona Lydia patrząc na Malie i Liam'a.

- Nie wiem – westchnęłam. - Coś mi tu nie gra.



********************************

Hej, Kochani :*

Jak myślicie, Nina odwali coś na imprezie? U niej wszystko jest możliwe :D

Ktoś chciałby dedykacje w następnym rozdziale? Śmiało piszcie :*

Jeśli macie jakieś pytania do mnie lub do bohaterów, również piszcie, możecie to robić pod każdym rozdziałem ;) Gdybyście chcieli ze mną porozmawiać, również piszcie na priv, chętnie pomogę w czymkolwiek lub po prostu pogadam ;)

Następne rozdziały pojawia się: w poniedziałek, w środę, w piątek i w niedzielę.

Miłej nocki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro