ROZDZIAŁ 92

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Każdego dnia myślę sobie, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Zbyt wiele w życiu przeszłam, aby było coś, co mnie całkowicie zadziwi. Nie zwracam już większej uwagi na wrogów i na to, kim oni są, bo przeszłam już chyba przez każdy możliwy scenariusz. Nie liczę ran zdobytych podczas walki czy zwykłej ochrony bliskich, bo jest ich zbyt wiele. Nie wracam uwagi na to, w jaki sposób ktoś pozbawi mnie chwilowo życia, bo ciężko byłoby mi przypomnieć sobie to wszystko, co działo się do tej pory. Nie liczę własnych potknięć ani błędów, bo nie starczyło by mi na to życia. Jednak istnieje na świecie ktoś, kto potrafi mnie zaskoczyć i to chyba się nigdy nie zmieni. Ktoś, kto jednym, zwykłym zdaniem potrafi sprowadzić mnie do parteru bez większego wysiłku. Ktoś, kogo czasami, przez jego głupotę, mam ochotę zabić i zakopać głęboko w lesie.

- Co kurwa?! - krzyknęłam zdziwiona do telefonu. - Czy was do reszty pojebało?!

- Kultura w Twoim przypadku sięgnęła dna - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami. - Za niedługo będziemy w Beacon Hills, skarbie, szykuj się na przyjęcie gości.

- Po jaką cholerę wy tu jedziecie? - zapytałam zdziwiona, chyba coś przespałam.

- Dostałem wczoraj sms'a od Kol'a. Kazał nam przyjechać do Beacon Hills, inaczej więcej nie zobaczymy Rebekah – wytłumaczył spokojnie, jakby mówił o pogodzie.

- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?!

- Nie miałem czasu – odparł spokojnie, a we mnie się zagotowało.

- Ty cholerny idioto! Mogłeś mnie uprzedzić, przygotowałabym się jakoś na to wszystko!

- Nie ma się do czego przygotowywać. Kol najwyraźniej chce z nami walczyć, więc to dostanie.

- Klaus – jęknęłam załamana. - To Twój brat, a Ty chcesz z nim walczyć?

- Przykro mi, ale teraz to za wiele. Kol przegiął porywając Rebekah, przekroczył wszelkie granice. Nie ma opcji, abym zostawił to bez walki.

- Może mu wcale nie chodzi o walkę? Może chce się spotkać i porozmawiać?

- I właśnie dlatego porwał moją siostrę i kazał przyjechać do miasta, w którym aktualnie się znajdujesz – odpowiedział sarkastycznie. - Kiedy Ty wreszcie przejrzysz na oczy? Dorośnij, Nina, to nie jest bajka, a Kol nie jest dobrym księciem na białym koniu.

- Oboje dobrze wiemy, że mi na nim zależy – westchnęłam ciężko i spojrzałam nagle na Dereka. - Poczekaj chwile.

                Jestem mistrzem już chyba w każdej dziedzinie. Nie ma to jak rozmawiać z kimś i mówić, że zależy mi na jakimś facecie w obecności byłego chłopaka. Proszę bardzo, nagroda za największą głupotę świata wędruje do mnie. Uśmiechnęłam się lekko do zdenerwowanego Hale'a i skierowałam do wyjścia, nie mogłam prowadzić tej rozmowy przy nim. Wiem, że dalej mu na mnie zależy, a moje słowa mogą go zranić. Nie chcę robić nic, co mogłoby go zaboleć. Wątpię, aby zrozumiał to, jaki przekaz mają moje słowa, więc wolę nie ryzykować. Nie potrafiłabym później spojrzeć mu w oczy po tym, co by usłyszał.

- Dobra, teraz możemy porozmawiać – usiadłam na ławeczce przed domem i starałam się jakoś przygotować do tej rozmowy, która do najłatwiejszych należeć z pewnością nie będzie.

- Nina, ja wiem, że Kol jest dla Ciebie ważny, ale zabawa się skończyła. On przekroczył wszelkie granice, nie ma dla niego ratunku.

- Dla Ciebie ponoć też nie było, a jednak udało nam się wyciągnąć Cie z otchłani zła. Każdy zasługuje na szanse, Klaus, nawet Twój brat. Nie wiemy, co tak naprawdę ma zamiar zrobić. Może nie chce walki, a rozmowy. Nie przekreślajmy go tak od razu.

- I do tego potrzebna była mu Rebekah?

- Tak, sam pomyśl. Gdyby chciał z Tobą się spotkać, to co byś zrobił?

- Wyrwał mu serce nie czekając na wyjaśnienia.

- No właśnie, może to jest jego plan? Może się nawrócił i chce pokoju między nami. Oboje wiemy, że Rebekah jako jedyna potrafiła z nim rozmawiać wtedy, gdy wy się od niego odwracaliście.

- A może chce nas wszystkich pozabijać, a Ciebie zostawić na sam koniec, abyś cierpiała najbardziej?

- Nie sądzę – zaprzeczyłam i ponownie westchnęłam. - Ja wiem, że gdzieś tam jest dobry Kol, tylko coś go hamuje.

- A ja wiem, że go kochasz, ale to go nie usprawiedliwia – warknął. - Nie ma dla niego ratunku, skoro był w stanie uprowadzić własną siostrę, Nina. To nie jest ten sam Kol, z którym chodziłaś na spacery czy imprezy. On się zmienił, postradał rozum.

- Nie wiemy nawet, dlaczego się tak zachowuje. Najpierw powinniśmy znaleźć powód, a dopiero później go osądzać.

- Wiemy – odparł ostrożnie. - Znam powód.

- To nie oświeć – warknęłam. - Dlaczego nic mi nie mówiłeś?

- Bo to dotyczy Ciebie – odpowiedział niepewnie.

- Mnie? - zapytałam zdziwiona. To fakt, Kol chce mojej śmierci i podejrzewałam, że ja jestem winna, ale nawet nie wiem, dlaczego.

- Kol Cie kocha – odpowiedział szybko. - Nie tak, jak Ty go.

- Chyba nie rozumiem – odparłam zaskoczona. - Kocha mnie nie jak brat siostrę?

- Dokładnie – westchnął. - Twój wyjazd go załamał, wkurzył się, że wrócisz do Dereka i będziesz z nim szczęśliwa. Nie potrafił znieść myśli, że mogłabyś stworzyć rodzinę z kimś innym. Że mogłabyś być szczęśliwa z kim, kto nie jest Kol'em. Zabolało go to, że odrzuciłaś jego osobę i nie pozwoliłaś mu jechać z Tobą do Beacon Hills.

- Dlaczego mi nic nie powiedział? Dlaczego nie porozmawiał ze mną?

- Oboje znamy Kol'a i oboje wiemy, że raczej nie lubi mówić o swoich uczuciach. Krył się z tym przed wszystkimi, a Tobie dawał znaki.

- Których ja nie dostrzegałam – dokończyłam jego myśl. - Boże, teraz wszystko rozumiem. Te pocałunki, przytulanie mnie, spacery za rękę. Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam?

- Bo myślałaś, że to normalne. Od zawsze się tak zachowywaliście, więc to nie była dla Ciebie nowość. Nie mogłaś tego zobaczyć, Nina.

- Ale powinnam się domyślić, że coś jest nie tak. Powinnam wiedzieć, że on daje mi znaki.

- Nikt nie był w stanie tego dostrzec. Kol zbyt dobrze się z tym krył, nie chciał, aby ktoś o tym wiedział.

- Jednak Ty to zrobiłeś – odpowiedziałam ostro. - Dlaczego nie ja, do cholery?

- Nie – zaprzeczył spokojnie. - Kol sam się do tego przyznał. Sprowokowałem go, a on w nerwach przyznał się do wszystkiego.

- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś? Może wtedy do niczego by nie doszło, Rebekah byłaby teraz z wami!

- Nie wiedziałem, że tak to się skończy. On postradał rozum, Nina. Nie widziałaś jego wzroku, gdy o tym mówił. To nie był mój brat, z którym kiedyś miałem dobre kontakty. To nie był nawet ten sam Kol, który chciał mnie zabić za zasztyletowanie. On zachowywał się jak wariat, zdolny do wszystkiego.

- Gdybyś mi powiedział, to może jakoś udałoby mi się go przekonać do rozmowy. Może jakoś wpłynęłabym na jego decyzje, nie byłoby teraz tego całego zamieszania.

- Teraz już za późno na zmiany. Szykuje się wojna, to nieuniknione. Zrobię wszystko, aby odzyskać siostrę i powstrzymać Kol'a.

- To nie może się tak skończyć – wyszeptałam załamana. - To wszystko jest pojebane.

- Wiem, mała, ale jakoś damy radę. Przejdziemy przez to razem.

- Nie pozwolę Ci go zabić, Klaus. Nie pozwolę Ci wysłać go na tamten świat. To moja wina, że on się tak zachował, to ja jestem winna, więc to ja mam zamiar to załatwić i zapłacić za swój błąd.

- Spokojnie, nie mam zamiaru go uśmiercać – uspokoił mnie. - Musimy go jedynie pokonać, aby nic złego nie zrobił.

- I co, znowu go zasztyletujesz? Każesz mu spędzić kolejne stulecia w trumnie?

- Zasztyletuję, owszem – odpowiedział spokojnie. - Nie chcę go ponownie zamykać w trumnie, to tylko chwilowe rozwiązanie. Później jakoś go naprawimy, namówimy do zmiany decyzji.

- Patrz jak chętnie będzie rozmawiał z Tobą po tym, jak znowu wbijesz mu sztylet. Już zapomniałeś, co działo się ostatnio?

- A co mam zrobić?! - krzyknął, aż podskoczyłam.

- Pozwól mi z nim porozmawiać, daj mi szanse, Klaus. To walka między mną, a Kol'em.

- Nie, to walka między nami wszystkimi. Ruszył moją rodzinę, groził jej śmiercią, a ja tego tak nie pozostawię.

- On też jest twoją rodziną, to Twój brat. Nie możesz z niego rezygnować, krew z Twojej krwi.

- Nie, do kiedy odwrócił się od nas i rozpoczął wojnę. Nina, ja rozumiem Twoje zdenerwowanie, ale czasu nie cofniesz. Stało się, musimy walczyć.

- Chcę chociaż spróbować, pozwól mi na jedną rozmowę.

- Ale nie zrobisz tego sama, my będziemy przy Tobie.

- Jeśli to jedyna możliwość, to zgoda. Masz nie atakować, dopóki nie będzie takiej potrzeby.

- Zgoda – westchnął ciężko. - Jak sytuacja z Łowcami?

- Już uspokojona, wczoraj doszło między nami do walki, ale lista została zamknięta, więc więcej ataków na nas nie będzie.

- Chociaż jednak dobra wiadomość - zaśmiał się. - Uważaj na siebie i oczekuj nas, za niedługo będziemy.

- Wy też uważajcie, dotrzymaj tylko słowa.

- Spokojnie, zawsze dotrzymuję – rozłączył się, a ja jęknęłam załamana.

                Moje życie to jakiś cholerny cyrk. Wszystko dzieje się tak szybko i niespodziewanie, że przestałam już dawno to ogarniać. W jednej chwili mój świat się rozpada za pomocą kilku wypowiedzianych słów. Wszystko, co do tej pory zbudowałam, rozsypuje się jak domek z kart. Zdecydowanie na trzeźwo tego nie zniosę, co to to nie. Wstałam z ławki i skierowałam się z powrotem do salonu. Każdy patrzył na mnie z zaciekawieniem, jednak nie odezwałam się ani słowem. Sama chyba muszę to wszystko poukładać i spróbować ogarnąć to, co się wokół mnie dzieje. Jedna tragedia po drugiej, polecam własne życie.

               Nigdy nie sądziłam, że Kol może poczuć do mnie coś więcej. Byliśmy sobie bliscy, to fakt, ale myślałam, że tak ma być. Nie brałam na poważnie jego słów czy gestów, bo to było dla mnie coś normalnego. Od początku tak się zachowywaliśmy, więc nie widziałam tam nic, co mogłoby mi dawać jakieś sygnały. Postawiliśmy sobie granicę, której nigdy mieliśmy nie przekraczać. Mieliśmy się nie zakochać w sobie, a jeśli tak się stanie, to mieliśmy być ze sobą szczerzy. Najwyraźniej wcale nie jestem taka mądra, za jaką mnie wszyscy mają. Kol starał się udowodnić mi swoje uczucia, a ja byłam ślepa, nic nie zauważyłam. Złapałam za butelkę wódki i pociągnęłam dużego łyka, który zaczął palić moje gardło. Tego mi właśnie było trzeba, chwila rozluźnienia.

                Byłam wściekła samą na siebie. Po jednej stronie brat, który grozi mi śmiercią i porywa własną siostrę, a po drugiej stronie drugi brat, który chce zabić tego pierwszego. A pośrodku oczywiście ja, waleczna Nina Fortem. Do dupy z taką walecznością, skoro przynoszę same problemy. To przeze mnie rodzina Mikaelson'ów została skłócona. Gdyby nie ja, gdyby nie moje pojawienie się na tym cholernym świecie, to wszystko wyglądałoby całkowicie inaczej. Nikt nie musiałby umierać z mojego powodu, nikt nie musiałby się kłócić ani poświęcać w moim imieniu. W moich żyłach momentalnie popłynął gniew, który zaczął rozsadzać mnie do środka. Złapałam pierwszą lepszą butelkę i rzuciłam nią o ścianę, rozbijając na małe kawałeczki. Nie chciałam tego czuć, chciałam się tego pozbyć.

Nie daj mu się kontrolować, jesteś silniejsza – w mojej głowie rozbrzmiał głos mamy.

               To trochę śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, ze jest martwa. Moje ciało od razu zareagowało i uspokoiło się do tego stopnia, że zaczęłam logicznie myśleć. Nie wiem, jak mama to robi, ale wychodzi jej to rewelacyjnie. Gdyby nie ja, to zapewne żyłaby sobie teraz spokojnie w Mystic Falls i pomagała innym, jak to robiła przed śmiercią. Gdyby nie ja, to wiele rzeczy potoczyłoby się całkiem inaczej. Czy mam do siebie żal? Owszem, poczucie winy również. Zawsze będę zła na siebie za to, do czego wszystkich doprowadziłam. Mama ma jednak racje, nie mogę sobie pozwolić na wybuchy gniewu. Nie po to oddała własne życie, aby zmarnowała to na zabijanie. Przecież jestem Fortem, my się nie poddajemy bez walki, jesteśmy na to zbyt silni.

- Nina? - zapytała ostrożnie Lydia. - Wszystko dobrze?

- Nic nie jest dobrze – odpowiedziałam szczerze, nie widziałam powodów, aby ją okłamywać. - Nic nigdy nie będzie dobrze, ale żyje się dalej.

- Co się stało? - zapytała przejęta Malia.

- Będziesz miała okazje poznać rodzinę Pierwotnych, właśnie tu jadą.

- Po co? - zapytał zszokowany Derek.

- Kol chce się z nami spotkać w Beacon Hills, nie pytaj dlaczego. Nikt nie wie, co mu chodzi po głowie.

- Pomożemy Ci, nie zostawimy Cie z tym samej. Powiedz tylko, co mamy zrobić - zaoferował Stiles.

- Dobrze – przytaknęłam. - Pomożecie mi, zostawiając mnie samą.

- Co? - zapytali wszyscy naraz.

- Potrzebuję chwili dla siebie, proszę.

- To chyba nie jest najlepszy pomysł – zaprzeczyła Lydia.

- Muszę pobyć sama i poukładać sobie to wszystko w głowie. Muszę się skupić i wpaść na genialny pomysł, a do tego potrzebuję spokoju.

- Jesteś pewna? - Derek spojrzał mi w oczy.

- Tak, jestem pewna – przytaknęłam.

               Niechętnie, ale jednak, moi przyjaciele opuścili mój dom, wcześniej się żegnając. Nie chciałam przy nich ustalać wszystkiego, bo oni nie powinni być w to zamieszani. Wystarczająco już rodzina Pierwotnych się w to zaangażowała, chociaż osobiście wolałabym załatwić wszystko samodzielnie. Z drugiej jednak strony wiem, że nie byłabym w stanie sama pokonać Kol'a, jest dla mnie zbyt silny. Co ja mówię, nawet nie stanęłabym z nim do walki, poddałabym się na samym początku i dałabym się mu zabić.

               Potrzebuję chwili sam na sam, aby wszystko sobie poukładać. Muszę pomyśleć nad tym, co jeszcze mogłabym zrobić, aby naprawić tą durną sytuacje. Mogłabym powiedzieć Kol'owi, że stworzę z nim związek, jeśli wypuści Rebekah, ale co dalej? Mielibyśmy żyć w kłamstwie, które prędzej czy później by wyszło? Nie wiem, czy mogłabym z nim być. Owszem, kocham go, ale nie tak, jak on mnie. Nigdy nie brałam go pod uwagę jako kandydata na mojego chłopaka czy męża. Był moim bratem, moją bratnią duszą, moją odskocznią. Co ja mam teraz zrobić?

               Oczywiście, jak to była w moim życiu, taka chwila długo nie potrwała. Przecież nie mogłabym posiedzieć przynajmniej godzinę w ciszy i samotności, bo co to byłoby za życie. Zawsze musi się stać coś, co skutecznie mi we wszystkim przeszkodzi. Już po parunastu minutach po domu rozbrzmiał dźwięk telefonu, który złapałam od razu w dłoń. Imię, które wyskoczyło na ekranie, oznaczało jedno. Kłopoty, które dobijają mnie z każdej strony, mnożą się jak szalone. Westchnęłam ciężko i odebrałam połączenie.

- Co się stało? - zapytałam od razu.

- Przyjdź do szkoły, coś się dzieje z Liam'em – i to by było na tyle z mojego spokoju.



***********************

Hej, Kochani :*

Dzisiaj trochę więcej Klaus'a, przynajmniej teoretycznie :D

Chciałabym was serdecznie zaprosić do przeczytania opowiadania Black-RedWolf ,,Siostra, Przyjaciółka i Mate'', które znajdziecie na jej profilu. Pojawił się dopiero prolog i pierwszy rozdział, ale zapowiada się naprawdę ciekawie, polecam <3

Kolejne rozdziały pojawią się: we wtorek, w czwartek i w sobotę.

Miłego wieczoru :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro