ROZDZIAŁ 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Perspektywa Lydii *

               Rozmowa z Niną nie należała do łatwych i przyjemnych. Wydawało mi się, jakbym rozmawiała z całkowicie inną osobą. To nie była ta sama Nina, którą tak dobrze znałam. A może w ogóle jej tak naprawdę nie znałam? Była pijana, to pewne. Nie zachowywała się jak trzeźwa osoba. A przecież miała pilnować Allison. Może wcale tak nie jest? Może Allison już nie żyje? Nie, powinnam przestać tak myśleć . Co jak co, Nina należy do osób, które zawsze dotrzymują słowa. Jeszcze ten mężczyzna, który odebrał telefon i nazwał ją Mikaelson. Kto to do cholery był?

               Potrząsnęłam głową i weszłam z powrotem do domu. Czas porozmawiać ze Scott'em, coś mi tu nie gra. Wściekł się, gdy zaproponowaliśmy telefon do Niny, ona zachowuje się całkowicie inaczej. Jeszcze te jej słowa ,, Nie jestem pewna, czy mnie chcecie '' . Co to niby ma znaczyć? Dlaczego pomyślała, że jej nie chcemy? Coś się wydarzyło, a ja nie mam pojęcia co. Wiem jedno, dowiem się tego za wszelką cenę. Moja przyjaciółka ma problem, a ja mam zamiar jej pomóc go rozwiązać.

- Gdzie byłaś? - zapytał wkurzony Scott i zmierzył mnie wzrokiem.

- Teraz się tym przejmujesz? - zapytałam zła, patrząc na niego z mordem w oczach.

- O co Ci chodzi? - Scott był wyraźnie zdziwiony moim wybuchem.

- Zachowujesz się tak, jakbyś miał wszystko pod kontrolą. W rezultacie wisi nad nami śmierć, a Ty nie masz zamiaru poprosić nikogo o pomoc. Nie jesteś Bogiem, Scott. Nie poradzisz sobie sam.

- Nie mam zamiaru mieszać w to Niny – warknął na mnie. - Ona zasługuje na odpoczynek. Za dużo już namieszaliśmy w jej życiu. Ona chce zacząć nowy rozdział w swoim życiu, a my ani trochę jej w tym nie pomagamy, ściągając ją co chwile do Beacon Hills. Poradzimy sobie sami.

- Kogo Ty chcesz oszukać, co? - wtrącił się Isaac, patrząc na Alfę. - Nie damy sobie rady sami, doskonale o tym wiesz. Nina jest nam potrzebna, aby rozwiązać tą sprawę.

- Isaac ma racje – poparłam chłopaka. - Prawdopodobnie ktoś stworzył Listę Śmierci, ktoś na nas poluje za pieniądze. W jaki sposób chcesz poradzić sobie w tym sam?

- Nie jestem przecież sam, mam was – odparł spokojnie, patrząc na każdego z nas.

- Jesteśmy tylko nastolatkami, Scott – odpowiedział Stiles, patrząc na przyjaciela. - Nie poradzimy sobie z Łowcami, nawet ich nie znamy. Ktoś wycenił wasze życie na duże pieniądze, coraz więcej istot nadprzyrodzonych ginie. W jaki sposób chcesz sobie z tym poradzić? Jesteśmy bezradni.

- Nie ściągnę tu Niny. Ona wyraźnie powiedziała, że chce od nas odpocząć i zacząć życie od nowa. Pozwólmy jej na to, zasługuje na spokój.

- Chwila – przerwała nagle Malia. - Kim jest ta cała Nina?

- Brunetka, ładna, zgrabna, zawsze nas broniła – zaczął wymieniać Stiles, a Malia spojrzała na niego jak na głupiego. - Ta, co Cię ubrała po tym, jak Cię znaleźliśmy w lesie.

- A ta, faktycznie była ładna – odparła dziewczyna. - I ładnie pachniała.

- Dobra, to zmierza w złym kierunku – mruknął syn Szeryfa. - W jaki sposób masz zamiar poradzić sobie z naszym nowym wrogiem? - Usiadł ciężko na kanapę i spojrzał na Scott'a.

- Musimy znaleźć osobę, która stworzyła tą listę. Znaleźć wszystkich, którzy na niej są i odkryć, czy jej takich list więcej.

- Jak chcesz to zrobić? - zapytałam i spojrzałam na niego.

- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę – podrapał się po karku. - Nina nie ma wstępu do miasta, a wy nie macie prawa do niej dzwonić.

- Za późno – wyszeptałam i spojrzałam na swoje buty.

- Co?! - Scott zerwał się z miejsca i spojrzał na mnie zdziwiony.

- No co? Ty nie chciałeś po nią dzwonić, więc sama to zrobiłam – wzruszyłam ramionami.

- I co Ci powiedziała? - Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach. A ponoć tak bardzo chciał dać jej spokój.

- Była pijana, telefon odebrał jakiś koleś mówiąc, że nazywa się Nina Mikaelson.

- Nina jest po ślubie?! - Tym razem z miejsca zerwał się Isaac.

- Nie jest, ten ktoś kłamał. Nina chwile później to wytłumaczyła. Twierdziła, że nie jest pewna, czy my będziemy ją chcieli.

- Przecież chcemy – odparł zdziwiony Stiles. - O co jej chodzi?

- Ona się zmieniła, jestem tego pewna. Nawet głos miała trochę inny niż zazwyczaj. Na koniec powiedziała, że przyjedzie jak wytrzeźwieje. Stara Nina od razu chciałaby nam pomóc.

- Mówiłem wam, a wy nie słuchacie – powiedział zły Scott. - Ona chce mieć spokój i nie chce mieć z nami nic wspólnego.

               To wyznanie okropnie mnie zdziwiło. Ani trochę nie pasuje to do Niny. Przecież ta kobieta na każdym kroku chciała nas bronić. Narażała własne życie tylko po to, abyśmy byli bezpieczni i przede wszystkim żywi. Co takiego się wydarzyło, że ona zmieniła nastawienie do nas?



* Perspektywa Niny * ( następny dzień )

               Poranek to najgorsza pora dnia dla każdego, kto uwielbia imprezować. Za każdym razem powtarzam sobie, że to był ostatni taki wyskok i więcej nie tknę alkoholu. Oczywiście kończy się to zazwyczaj tak, że już pod wieczór jestem w stanie nietrzeźwości i ledwo kontaktuję. Chciałabym choć raz utrzymać się w nowym postanowieniu dłużej, niż kilka godzin, ale to jest zbyt trudne.

               Z ledwością otworzyłam oczy, które natychmiast zamknęłam. Światło okropnie poraziło moje biedne oczy, które za cholerę nie chciały się przyzwyczaić do oświetlenia, jakie dawało słońce. Powtórzyłam czynność otwarcia oczu kilka razy, aż w końcu mi się udało. Teraz będzie tylko gorzej. Ostrożnie usiadłam na łóżku, od razu łapiąc się za głowę. Niby wampiry nie mają kaca? Nonsens. Przeżywamy to chyba bardziej od ludzi. Głowa okropnie pulsuje i wydaje się, jakby zaraz miała nam eksplodować. Niech nas teraz ktoś zaatakuje, to jesteśmy na straconej pozycji, przynajmniej ja.

               Wstałam ostrożnie z łóżka i popatrzyłam w dół. Nawet spałam w ubraniach, które miałam na sobie. W pokoju unosił się odór alkoholowy, przez który chciało mi się wymiotować. Dopadłam szybko do okna i otworzyłam je szeroko. Świerze powietrze zawsze działa na mnie kojąco w takich sytuacjach. Skierowałam się do łazienki, aby zmyć z siebie zapach alkoholu. Nie wiem nawet czy jej sens, skoro wieczorem zapewne zawitamy w kolejnym barze, upijając się do nieprzytomności.

               Weszłam do pomieszczenia i natychmiast zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania. Weszłam pod prysznic, rozkoszując się ciepłą wodą spływającą po moim ciele. Wtarłam w ciało truskawkowy żel, dokładnie myjąc ciało. Nie było to łatwe zadanie, gdyż widziałam jeszcze wszystko podwójnie. Niby zimny prysznic by mi pomógł, ale cholernie go nie lubię. Umyłam dokładnie włosy, które okropnie śmierdziały wódką. Chyba wolę nie wiedzieć dlaczego. Stałam tak jeszcze kilkanaście minut, pozwalając wodzie dotrzeć do każdego zakamarku mojego ciała.

               Wyłączyłam prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Trochę lepiej się czułam, chociaż do perfekcji jeszcze wiele mi brakowało. Skierowałam się do szafy, wybierając strój na dzisiejszy dzień. Padło na szarą, krótką bluzkę z odkrytym brzuchem, czarne spodnie, skórę oraz czarne botki na obcasach. Wysuszyłam włosy, układając je po swojemu i zostawiając rozpuszczone, wykonałam makijaż i byłam gotowa do pokazania się ludziom.

               Zejście na dół było dla mnie niczym wykonanie najtrudniejszej misji świata. Wszystko falowało, było podwójne. To ani trochę nie pomagało mi w sytuacji. Powoli, trzymając się mocno barierki, zeszłam po schodach. Na dole podziękowałam Bogu za to, że mi się udało. Zastanawiam się, jak reszta sobie z tym poradzi. To będzie zabawny widok.

               Trzymając się lekko za głowę, weszłam powoli do kuchni. Modliłam się o to, aby nikogo w środku nie było. Bałam się obejrzeć za siebie i zobaczyć, w jakim stanie jest salon. Klaus mnie zabije, już czuję to ostrze przebijające moje serce. Niestety, ale moje modły nie zostały wysłuchane. W pomieszczeniu zauważyłam Allison, która piła krew i śmiała się ze mnie. Jęknęłam żałośnie, sięgając do szafki po jakieś tabletki na ból głowy.

- Kacyk? - zaśmiała się dziewczyna i spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy. Miałam ochotę ją walnąć, serio.

- A to taki dziwny widok z rana? - zapytałam sarkastycznie i wzięłam do ust dwie tabletki, popijając wodą.

- Po stanie salonu stwierdzam, że impreza cholernie udana – zaśmiała się.

- Nie mów tak brzydko, dziewczynko – odparłam. - Aż tak źle wygląda?

- Wyglądał – poprawiła mnie, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. - Wraz z Elijah'ą i Frey'ą posprzątaliśmy cały ten bałagan. Gdyby Klaus to zobaczył, to cała wasza trójka byłaby pozbawiona głów.

- Dziękuje, dobre duszyczki. Muszę usiąść – powiedziałam i skierowałam się na kanapę znajdującą się w salonie. - Dziękuję wszystkim za tak wspaniałych przyjaciół.

               Allison przyszła do mnie chwile później, wręczając mi szklankę z krwią. Uśmiechnęłam się do niej w podziękowaniu za napój bogów, który teraz był mi tak cholernie potrzebny. Krew z woreczka to nie to samo, co krew prosto z żył, ale czymś trzeba się zaspokoić. Tak, od dłuższego czasu nie szczędzę sobie krwi ludzkiej prosto z żył. Postanowiłam się nie ograniczać. Moje życie jest zbyt kruche, abym przestrzegała jakiekolwiek zasady. Zresztą one są po to, by je łamać, prawda?

               Siedziałyśmy w ciszy, która w tym momencie najbardziej mi odpowiadała. Nie miałam siły nawet się odezwać, oddech był dla mnie ciężki. Miałam ochotę ponownie zatopić się w pościeli i przespać najbliższe dni. Wiem jednak, że nikt by mi na to nie pozwolił. Za każdym razem gdy tak robiłam, byłam brutalnie zrzucana z łóżka, co najczęściej kończyło się okropnym upadkiem na ziemię i serią przekleństw. Moje rozmyślenia przerwał huk, który rozniósł się po całym domu. Spojrzałam zdziwiona na schody i ujrzałam Kol'a, który właśnie po nich spadał. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Widok jednego z Pierwotnych spadającego ze schodów to coś, co mogłabym oglądać codziennie, nawet po kilka razy. Allison chyba była innego zdania, bo zerwała się z miejsca i natychmiast podbiegła do wampira, pomagając mu dostać się na kanapę.

- Jak lądowanie? - zapytałam, śmiejąc mu się w twarz.

- Zaraz skręcę Ci kark, Fortem – wysyczał zły w moją stronę.

- Fortem? - udawałam zdziwiona. - A wczoraj byłam jeszcze Mikaelson.

- Co? - popatrzył na mnie zdziwiony, a ja się zaśmiałam pod nosem.

- Odebrałeś wczoraj mój telefon, cymbale. Powiedziałeś Lydii, że nazywam się Mikaelson.

- Nie pamiętam – złapał się za głowę.

- Dzwoniła do Ciebie Lydia? - Allison nie kryła zdziwienia.

- A co w tym dziwnego? - Ani trochę nie rozumiałam jej zdziwienia.

- Ty z nią rozmawiałaś? - Dobra, to zaczyna się robić dziwne. Chyba znowu coś przespałam.

- Tak, Allison, rozmawiałam z Lydią. Co w tym dziwnego?

- To, że ostatnio z żadnym z nich nie chciałaś rozmawiać. Po kłótni ze Scott'em chciałaś się od nich odciąć ostatecznie, a wczoraj rozmawiałaś z Lydią.

- Pokłóciłam się ze Scott'em, jak to pięknie zdążyłaś zauważyć, a nie ze wszystkimi. I tak porozmawiałam wczoraj z Rudą, to chyba nie grzech.

- A o czym rozmawiałyście? - I właśnie został włączony tryb ,, Allison jest ciekawa '' , to nigdy nie jest miłe. Ta dziewczyna chce wiedzieć wszystko, i to dosłownie.

- Nie pamiętam dokładnie – wzruszyłam ramionami. - Chyba mają kłopoty, bo prosiła mnie, żebym przyjechała i im w czymś tam pomogła.

- I co zrobisz? - Usiadła obok mnie i spojrzała zaciekawiona. - Pojedziesz tam, prawda?

- Nie wiem, czy to ma sens. Ostatnio dowiedziałam się, co oni wszyscy o mnie myślą. Po co mam jechać i ich ratować?

- Nina – spojrzała na mnie błagalnie, a ja wzruszyłam ramionami.

               To nie tak, że są mi obojętni. Zawsze będą dla mnie ważni, to się nigdy nie zmieni. Jednak nigdy nie zapomnę tego, co widziałam w ich umysłach. Może oni nie byli tego świadomi, ale to jedno i to samo. Ich myśli mówiły same za siebie. Do tego ta kłótnia ze Scott'em. Nasza rozmowa nie należała do najmilszych. Nie wiem, czy jestem gotowa stanąć z nim twarzą w twarz. A co jeśli nagle stracę kontrolę? Przecież ja go mogę nawet zabić. Muszę to wszystko przemyśleć i dokonać jakiegoś wyboru.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro