ROZDZIAŁ 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Stoisz przed mężczyzną, który skradł Twoje serce i wywrócił Twoje życie do góry nogami. Co robisz? Pewnie uśmiechasz się szeroko i wpadasz w jego ramiona mówiąc, jak bardzo się za nim stęskniłaś. A co robi Nina Fortem? To co zawsze, udaje brak uczuć. Nie jest to trudne w moim przypadku, ponieważ większą część swoich uczuć ukryłam gdzieś głęboko w sobie, nie pozwalając im wyjść na światło dzienne. Elijah stwierdził jakiś czas temu, że częściowo wyłączyłam człowieczeństwo, aby nikt więcej nie mógł mnie zranić. Czy to możliwe? Wychodzi na to, że tak. Ja nawet nie miałam pojęcia, że to potrafię. Ważne jest jednak, że działa skutecznie. Dzięki temu mogę stać się suką Niną, dla której żadne uczucia się nie liczą.

               Widok, który miałam przed sobą, był cholernie śmieszny. Starałam się pohamować wybuch śmiechu, jednak moje kąciki ust uniosły się do góry. Derek Hale, który swoją drogą się zmienił, stoi przede mną z otwartymi ustami i wielkimi oczami. Nigdy tak bardzo zdziwionego go nie widziałam, jak teraz. Zawsze miał wszystko pod kontrolą, a teraz? W końcu jest sytuacja, w której nawet on nie wie jak ma się zachować. To napawało mnie dziwną satysfakcją.

               Nie dawało mi coś jednak spokoju. Zaciągnęłam się mocniej powietrzem i tym razem to ja byłam zdziwiona. Mianowicie nie czułam od Dereka takiej samej mocy, jak cztery miesiące temu. Nie pachniał już Alfą, a Betą. Tylko dlaczego? Przecież nie pozbyłby się statusu z własnego wyboru. Coś musiało się stać, tylko nie wiem co. I nawet nie wiem, czy chcę to wiedzieć. Jest możliwość, że gdyby przytrafiło mu się coś złego, zrobiłoby mi się go szkoda i chciałabym go chronić za wszelką cenę. Tego zrobić nie mogę.

- Co tu robisz? - Derek otrząsnął się i spojrzał podejrzliwie na mnie.

- Stoję? - wskazałam na siebie rękoma i zaśmiałam się pod nosem.

- Co robisz w mieście? - wywarczał w moją stronę.

- Schowaj ząbki, piesku. Na mnie to nie działa.

- Mówiłam, że wredna – mruknął damski głos, który zwrócił moją uwagę.

- Proszę, proszę – powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Jest i moje pożywienie.

- Nawet się nie zbliżaj – powiedziała, gdy zrobiłam krok w jej stronę.

- Bo co? - zaśmiałam się i zrobiłam kolejny krok.

- Strzele – odpowiedziała i wyjęła zza paska pistolet, celując we mnie.

- Naprawdę niczego się nie nauczyłaś – pokręciłam rozbawiona głową. - Jestem nieśmiertelna, skarbie. Twoje naboje na mnie nie działają.

- Chętnie sprawdzę – odbezpieczyła broń.

- A ja chętnie sprawdzę, czy Twoja krew smakuje tak samo, jak ostatnio.

- Nina! - ryk Dereka przeciął powietrze. - Na głowę upadłaś?

- A Ty co? Zamieniłeś się ze Scott'em i masz zamiar bawić się w obrońcę?

- To nie jesteś Ty – powiedział zdziwiony. - Ty taka nie jesteś.

- Niby jaka, co?

- Nie pijesz ludzkiej krwi prosto z żył – powiedział pewnie.

- Nie znasz mnie, Derek. Nigdy mnie nie znałeś.

- To nie jesteś Ty. Zmieniłaś się – pokręcił głową i popatrzył prosto w moje oczy. - Co się stało?

- Głupie pytanie – prychnęłam. - Mam zacząć wymieniać od początku? Sam pomyśl, co mi zrobiłeś.

- Nie zrobiłem tego specjalnie – natychmiast mi przerwał.

- Pewnie, wcale nie uważałeś mnie za krwiopijcę, którym jestem – zaśmiałam się. - Smaczna jesteś - skierowałam się do ciemnoskórej.

- Tylko mnie tknij, a ...

- A co? - przerwałam jej i przemieściłam się z prędkością wampira, stając za nią. - Zabijesz mnie? - wyszeptałam jej do ucha.

- Tak – jej tętno znacznie wzrosło, co mnie ucieszyło.

- Nie masz ze mną szans – zbliżyłam usta do jej szyi, obserwując resztę. - Nie jesteś w stanie mnie zabić – prawą dłonią odgarnęłam jej włosy na lewą stronę. - Nikt nie jest w stanie mnie zranić.

- Co Ty robisz? - głos Lydii był przerażony, tak samo jak jej wyraz twarzy.

- To, co każdy wampir robi – powiedziałam spokojnie, mierząc każdego z nich wzrokiem.

- Nina, my nie zabijamy – odparł twardo Scott.

- To nie zabijaj, przecież ja Cie do tego nie zmuszam – wzruszyłam ramionami rozbawiona.

- Ty też nie zabijesz Braeden – powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Czy ktoś powiedział, że chcę ją zabić? - zapytałam i oddaliłam się lekko od kobiety. - Nie zabijam swoich ofiar, przynajmniej się staram.

- Swoich ofiar? - Alfa spojrzał na mnie zdziwiony.

- Tak, Scott, swoich ofiar. Przecież muszę się jakoś pożywiać.

- Piłaś krew z woreczków – wyszeptał zdziwiony.

- Dobrze powiedziane, piłam. Czas przeszły jest tu idealnie użyty. Zmieniło się to jednak, gdy wyjechałam wraz z Allison. Jestem wampirem, a nie potulnym kotkiem.

- Nie lubisz krwi prosto z żył – powiedział twardo Derek.

- Próbujesz przekonać siebie czy mnie? - zaśmiałam się głośno. - Chyba już ustaliliśmy, że Ty mnie nie znałeś. Żadne z was na dobrą sprawę mnie nie znało. Sami wykreowaliście Ninę Fortem, która była grzeczna i była na każde wasze zawołanie. Ludzie się zmieniają – wzruszyłam ramionami, czując lekkie ukłucie na sercu. - Swoją drogą, Derek, szybko mnie zastąpiłeś – spojrzałam na Braeden. - Dobra jest w łóżku?

- To nie tak – pokręcił głową. - Nas nic nie łączy.

- Mało interesujące – przerwałam mu. - Jednak nie odpowiadaj na moje pytanie, bo wcale mnie to nie interesuje.

- Dlaczego taka jesteś? - Stiles spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. No tak, to ja jestem teraz najgorsza.

- Już tłumaczę – stanęłam tak, aby wszystkich widzieć. - Odkąd przyjechałam do was pierwszy raz, strasznie się zmieniłam. Nie byłam osobą, nie byłam prawdziwą Niną. Robiłam wszystko, aby was uratować i jednocześnie nie zranić. Prosty przykład Dereka – wskazałam na mężczyznę. - Tyle razy chciałam go zabić, jednak za każdym razem się powstrzymywałam. Chciałam dla was jak najlepiej, oddając przy okazji swoje serce. Zaangażowałam uczucia, które nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne. Wy natomiast się mną pobawiliście. Każdy z was, bez wyjątku, w jakimś stopniu mnie zranił. Jedni mniej – tu spojrzałam na Isaac'a, Lydię oraz Stiles'a – inni bardziej – tu popatrzyłam na Scott'a i Dereka. - Podczas pobytu u Pierwotnych uświadomiłam sobie, jak wielką miłością was obdarzyłam. Jak bardzo mi na was wszystkich zależało. Ratowałam nawet ją – wskazałam na Kirę – choć niejednokrotnie miałam ochotę ją zabić. Poświęcałam się dla was dniami i nocami, wymyślałam nowe plany, zasłaniałam własnym ciałem i ryzykowałam własnym życiem.

- Nina – odezwała się Lydia ze łzami w oczach.

- Nie przerywaj – powiedziałam do niej spokojnie. - Kiedyś jedno z was powiedziało mi, że przecież po każdym skręceniu karku czy przebiciu serca odżywam. To prawda, umieram tylko na kilka godzin. Ale czy ktoś z was zastanowił się nad tym, co się wtedy dzieje z moją duszą? Odpowiem za was, nie. Dlaczego? Bo to was nie interesowało. Nikt nigdy mnie o to nie zapytał, wyjątkiem była Allison. Ta dziewczyna wie o mnie więcej, niż wy wszyscy razem wzięci. Powiem wam, co się wtedy ze mną dzieje. Moja dusza trafia do zaświatów. Tam rządzą przodkowie, którzy strasznie za mną nie przepadają.

- Czyli nie jestem jedyna – mruknęła cicho Kira.

- Coś mi się wydaję, że ktoś też chce tam trafić – powiedziałam w jej stronę, a jej oczy zrobiły się wielkie. -Jestem wampirem, mam świetny słuch. Następnym razem nie mów tego na głos – puściłam jej oczko. - Na czym ja skończyłam? A, przodkowie. Więc oni za mną nie przepadają i uważają, że nie mam prawa żyć. Sami, jako duchy, nie mogą mi zbyt wiele zrobić. Jednak gdy jestem chwilowo martwa, moja dusza znajduje się w ich świecie. Zgadnijcie, co wtedy się dzieje? Nie pijemy razem kawki i nie plotkujemy o innych. Torturują mnie na każdy możliwy sposób, sprawiając mi ogromny ból.

- Nina – Lydia podbiegła do mnie i wtuliła się we mnie, cicho szlochając.

- To nic przyjemnego, uwierzcie – przytuliłam Rudą i głaskałam ją po plecach. - Więc niech nikt więcej nie wyskakuje mi z tekstem, że przecież ja i tak odżywam – mówiłam już spokojnie, przez trzęsącą się Lydie. - Jeśli chcecie poczuć taki sam ból jak ja, mogę wam go zaprezentować. Nie wiem jednak, czy ktoś z was będzie w stanie to przeżyć.

                Przyciągnęłam Lydię mocniej do siebie, całując ją we włosy. Dziewczyna trzęsła się lekko, płacząc w moje ramiona. Wiedziałam, że jest wrażliwą osobą. Nie chciałam w żaden sposób sprawiać jej bólu, ale musiałam im to powiedzieć. To nie jest takie proste, jak im się do tej pory wydawało. Gdy Klaus mi kiedyś o tym opowiadał, nie wierzyłam. Dopóki sama nie umarłam i nie trafiłam do świata przodków. Nie mogłam się otrząsnąć przez tydzień po tym wydarzeniu. To dlatego tak bardzo unikam śmierci i robię to tylko w ostateczności.

- Dlaczego zaatakowałaś Braeden? - Derek przerwał ciszę, patrząc na mnie.

- Byłam zła – wzruszyłam ramionami, lekko odpychając Lydię i uśmiechając się do niej. - Lepiej?

- Tak, przepraszam – pocałowałam ją w czoło, wzdychając.

- Byłaś zła? - Derek był jednocześnie zdziwiony i zły.

- Nie miałam zamiaru jej gryźć – zaczęłam tłumaczyć. - Gdyby nie wyjęła broni i nie celowała we mnie, to bym tego nie zrobiła.

- Czyli to moja wina? - kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.

- Sprowokowałaś mnie. Chciałam tylko zobaczyć, do kogo należy ten zapach i lekko Cie postraszyć.

- Jesteś nienormalna – pokręciła głową.

- A Ty zaraz martwa – syknęłam w jej stronę.

- Nina! - Derek złapał mnie za rękę, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie. - Uspokój się.

- Jesteś przedostatnią osobą, która ma prawo mi mówić co mam robić.

- Nina! - tym razem to Stiles na mnie krzyknął, więc spojrzałam na niego.

                Wskazał ręką na Lydię, która wydawała się być w transie. Jej wzrok był całkowicie nieobecny, jakby znalazła się w innym świecie. Nagle ruszyła z miejsca, a ja spojrzałam na Dereka, który dalej trzymał mnie za rękę i patrzył na mnie zdziwiony. Ruchem głowy wskazałam mu, aby mnie puścił. Od razu spełnił moją niemą prośbę, a ja ruszyłam za dziewczyną.

               Lydia nie kierowała się dróżką, szła praktycznie po krzakach. Najlepsze było to, że żadne gałęzie jej nie przeszkadzały. Niby była w transie, a zręcznie omijała wszystkie przeszkody, czego nie mogę powiedzieć o Stiles'ie. Słyszałam przekleństwa, które co chwile wypływały z jego ust. Nawet przez chwile chciałam się odwrócić i zwrócić mu uwagę, ale nie mogłam zgubić Lydii. Ona mnie zadziwiała z każdym dniem coraz bardziej. Naprawdę żałuję, że nie jestem w stanie jej pomóc i odkryć jej mocy.

               Nagle stanęła za drzewami, co mnie zdziwiło. Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w jej stronę, zwiększając tempo. Poczułam zapach krwi oraz odór śmierci. Podeszłam do dziewczyny, która stała z otwartymi ustami i wielkimi oczami. Stanęłam przy niej, a ta natychmiast wtuliła twarz w moje ramię, ponownie zanosząc się płaczem. Pod naszymi stopami leżało ciało, które niewątpliwie należało do wilkołaka. Dziewczyna była martwa, ktoś ją musiał zamordować, na co wskazywały ślady krwi.

- Boże – Scott przystanął po mojej drugiej stronie, patrząc na martwe ciało.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro