ROZDZIAŁ 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Czasami jest tak, że musimy wiele wycierpieć, aby w końcu spotkało nas szczęście. Ważne jest, aby się nie poddawać. Aby po każdym upadku wstać o wiele silniejsi i z dumą kroczyć dalej. Pokazać wszystkim, że jesteśmy silni i potrafimy poradzić sobie z każdym problemem. Szczęście wróci do każdego z nas. Jedni muszą czekać na nie długo, do innych przychodzi o wiele szybciej.

                Dzisiejsza noc była dla mnie wyjątkowo spokojna. Nie śniły mi się żadne koszmary, wręcz przeciwnie. Widziałam wszystkich, na których mi zależy, czułam tą radość i miłość, będąc w ich towarzystwie. Wstałam więc rano z uśmiechem na twarzy, pełna energii i pozytywnego nastawienia. Chyba nic nie będzie w stanie zepsuć mi tego pięknego dnia, nawet pójście do szkoły.

                Wyskoczyłam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Miałam ochotę na kąpiel, jednak czas mi na to nie pozwalał. Gdybym nie musiała załatwiać pewnej, bardzo ważnej sprawy, to zapewne mogłabym sobie pozwolić na chwile relaksu. Wskoczyłam pod prysznic, nucąc sobie nikomu nie znaną melodię. Sięgnęłam po żel o zapachu czekolady i wtarłam dokładnie w ciało, a następnie zmyłam go. Włosy umyłam kokosowym szamponem, a na końcu dokładnie opłukałam swoje ciało letnią wodą.

                  Owinięta w ręcznik, wyszłam spod prysznica i wtarłam w ciało balsam czekoladowy. Włosy szybko wysuszyłam za pomocą magii i pod razu wzięłam się za robienie makijażu, który miał dopełnić cały mój wygląd. Gotowa skierowałam się do garderoby po dzisiejsze ciuchy. Padło na kwiatową, zwiewną bluzkę, czarne spodnie, czarną skórę i oczywiście czarne botki na szpilkach. Naprawdę muszę udać się na zakupy, dobrze mi to zrobi.

                 Gotowa zeszłam na dół i od razu skierowałam się do kuchni. Na śniadanie postanowiłam zjeść tosty oraz wypić kawę. To akurat się u mnie nie zmieniło, kawa z rana zawsze musi być. Wzięłam się za przygotowanie śniadania, w między czasie rozmyślając nad swoim życiem. Chciałam wszystko rozegrać inaczej, a wyszło jak zawsze. W sumie to było do przewidzenia, Beacon Hills zmienia ludzi. Chciałam przez dłuższy czas być inną osobą, a tu po kilku dniach wracam do punktu wyjścia. Ale jak mam być stanowcza, skoro wokół mnie są osoby, które kocham? Grozi im niebezpieczeństwo, nie mogę tak po prostu sobie wszystko odpuścić i żyć po swojemu. Czasami trzeba się poświęcić dla dobra innych.

                Zastanawiam się, co mam uczynić z Derekiem. Zależy mi na nim, przyznaję się bez bicia. Jednak ten mężczyzna okropnie mnie zranił, wolał uwierzyć w coś, co powiedziała mu nieznajoma osoba. Swoją drogą miałam ochotę zabić Mason'a, jednak Damon zrobił to za mnie, za co bardzo mu podziękowałam. W każdym razie Hale chyba postanowił walczyć, ale po co? Nie dałam mu żadnych sygnałów, prawda? Chociaż już sama nie wiem, czy chcę, aby sobie mnie odpuścił. Może taka walka by mu się przydała?

                 Następny jest nie kto inny, jak Jordan Parrish. Przystojny brunet o zielonych oczach i pięknym uśmiechu. Nie znam go zbyt dobrze, widziałam go raptem kilka razy, jednak wydał mi się być fajnym facetem. Zgodziłam się na kawę, bo czemu by nie? Dobra, zrobiłam to trochę po złości Derekowi, ale kto by się tam czepiał szczegółów. Mam jednak pewne obawy co do Jordana. Ja jestem wampirem, a on człowiekiem, przynajmniej z tego co wiem. To nie mogłoby wyjść na dłuższą metę, byłabym dla niego zagrożeniem. Ale cóż, czas pokaże.

                Jest jeszcze Kol Mikaelson, chłopak, z którym chyba mam najwięcej wspólnego. Jest dosyć skomplikowaną osobą, jednak można go rozgryźć, jeśli się tego chce. Z nim toczyłam wojnę dosyć długo, jednak na końcu doszliśmy do porozumienia. Brakuje mi go, nawet bardzo. Kol jest dla mnie jak brat, zresztą tak jak cała rodzina Pierwotnych, jest mi bliski. Kocham go, nie zaprzeczę. Jednak czy to jest miłość czysto braterska? Może to jest coś więcej? Sama pogubiłam się w swoich uczuciach i nie wiem, co mam robić.

                Moje życie nigdy nie należało do prostych, ale teraz to już przesada. Za dużo niewiadomych i pytań bez odpowiedzi. Nie mam żadnych wskazówek, które ułatwiłyby mi zadanie. Nie mam również za bardzo kogo się poradzić, ponieważ nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie tego, co przeżywam ja. Jedynie Klaus jest mi najbliższy, jednak z nim nie będę rozmawiać o swoich problemach, skoro ma wiele swoich. Chyba ponownie muszę się z tym zmierzyć sama.

               Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyłam skończyć robić śniadanie i je zjeść, wypijając kawę do końca. Moje rozmyślania kiedyś doprowadzą do tragedii, robię wtedy wszystko mechanicznie. Wsadziłam brudne naczynia do zmywarki i skierowałam się do przedpokoju. Obejrzałam się ostatni raz w lustrze i wyszłam z domu, kierując się do garażu. Wybrałam BMW, z którą nie potrafię się już rozstać, ostatnio popełniłam błąd zostawiając ją tu. Wsiadłam do pojazdu i skierowałam się w całkowicie inną stronę, niż szkoła. Wyciągnęłam telefon i włączyłam na głośnik, wybierając odpowiedni numer telefonu. Po czterech sygnałach usłyszałam dobrze znany mi głos.

- Nina? Coś się stało?

- Nie, wszystko gra – uśmiechnęłam się sama do siebie. - Dzwonię w pewnej sprawie. Jesteś w szpitalu?

- Jeszcze tak, za godzinę kończę. Stało się coś?

- Potrzebuję czegoś ze szpitala – powiedziałam niepewnie i zagryzłam wargę.

- Wielka zmiana – zaśmiała się. - Dwa wystarczą?

- Jesteś boska, wystarczą.

- Dobra, to już załatwiam i czekam na dole.

- Będę za jakieś pięć minut. Do zobaczenia.

                Rozłączyłam się uśmiechnęłam sama do siebie. Melissa to kobieta, na której zawsze można polegać. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, tym razem nie było inaczej. Postanowiłam spróbować chociaż ponownie przerzucić się na krew z woreczka, jednak z krwi prosto z żył nie zrezygnuję tak całkowicie. Muszę się jednak ograniczyć, ponieważ nie jestem już w Nowym Orleanie, tu panują troszkę inne zasady.

                Po upływie pięciu minut wjechałam na teren szpitala i zaparkowałam niedaleko wjazdu dla karetek. Napisałam sms'a do Melissy z informacją o moim miejscu zatrzymania się i cierpliwie czekałam na kobietę. Muszę uzupełnić swoją lodówkę w domu, przecież kobieta nie będzie co chwilę okradać szpitala z krwi i mi przekazywać. Muszę to załatwić jak najszybciej.

- No hej – Melissa wsiadła do środka, podając mi dwa woreczki z krwią. - Jesteś pewna, że tyle Ci wystarczy?

- Tak , spokojnie – uśmiechnęłam się. - Nie wiem, co ja bym bez Ciebie zrobiła.

- Pewnie ugryzłabyś kogoś – zaśmiała się. - Wytrzymasz w takim stanie w szkole?

- Wytrzymam, w razie czego zerwę się z lekcji i wrócę do domu. Zresztą zaraz załatwię sobie dostawę do domu i będziesz miała spokój z mojej strony.

- Ja zawsze Ci pomogę, wiesz o tym – spojrzała na mnie z troską, a mi się zrobiło ciepło na sercu. - Cieszę się, że pogodziłaś się ze Scott'em.

- Ja też – odparłam szczerze. - Nie potrafiłam być na niego wiecznie zła. W końcu jest dla mnie jak brat, młodszy i wkurzający brat.

- A tacy popełniają błędy. Zrób wszystko, aby to się nie powtórzyło.

- Postaram się, jednak to jego decyzja, nie moja.

- Wiem, mała – uśmiechnęła się. - Muszę uciekać, bo zaraz wyrzucą mnie ze szpitala, a Ciebie ze szkoły.

- Żeby to pierwszy raz – zaśmiałam się. - Dziękuję za to i przepraszam za kłopot.

- Dla Ciebie wszystko, skarbie – pocałowała mnie w policzek i tyle ją widzieli.

                 Uśmiechnęłam się sama do siebie, ten dzień zapowiada się coraz lepiej. Nawet taka Kira nie jest w stanie mi go zniszczyć, najwyżej ją zabiję.Odpaliłam samochód i ruszyłam w stronę szkoły, w między czasie wykonując kolejny telefon. Tym razem zadzwoniłam do gościa, który wcześniej załatwiał mi krew. Obiecał, że zrobi to do południa.Na moje szczęście posiadał kluczę od mojego domu, więc nie musiałam przy tym być. Jest zahipnotyzowany, więc nie muszę się obawiać tego, że mnie okradnie.

                 Po drodze zatrzymałam się na leśnej drodze i sięgnęłam po woreczki z krwią. Muszę się zmienić, jeśli nie chcę się ze wszystkimi kłócić. Zresztą chcę się również zmienić sama dla siebie. Życie wampira jest fajne, ale chyba nie dla mnie. Zabijanie niewinnych nie jest moim ulubionym zajęciem, jednak o tym z winą już nie wspomnę. Takich z wielką chęcią pozbawiam życia, to się akurat nie zmieni. Z krwią również przystopuję, ponieważ w innym wypadku będzie mi ciężko chodzić do szkoły pełnej ludzi. Już teraz odczuwam zmiany w moim organizmie i chęć zamordowania wszystkich dookoła. Wypiłam półtora woreczka krwi, pół postanowiłam zostawić w razie czego. Kto wie, co się wydarzy w szkole.

                  Ponownie ruszyłam z miejsca, tym razem jadąc prosto do szkoły. Kolejny dzień w tym piekle, które ma czegoś nauczyć dzieci. Ja osobiście uwielbiałam uczęszczać do szkoły, jednak nie z powodu nauki oczywiście. Miałam zgraną klasę i często mieliśmy problemy za zachowanie. Jednak to był świetny czas, który z chęcią bym powtórzyła. Teraz jest całkowicie inaczej, no może trochę podobnie jest. Teraz muszę pilnować innych, aby nikomu nie stała się krzywda. Muszę mieć oczy dookoła głowy i w razie potrzeby interweniować i ratować innych. Czasami to ciężkie, jednak chyba lubię to robić.

                    Zaparkowałam na swoim stałym miejscu i westchnęłam. Mój dobry humor jeszcze bardziej dał o sobie znać, gdy w oddali zobaczyłam swoich przyjaciół. Stała z nimi również Kira, jednak nie miałam zamiaru się nią przejmować. Ona mi nie zagraża, wiem to. Mam nadzieję, że na poważnie wzięła sobie moje ostatnie ostrzeżenie i przestanie podnosić mi ciśnienie, bo to się może naprawdę źle dla niej skończyć.

                   Wyszłam z samochodu i zabrałam swoją torbę. Woreczki schowałam do schowka, raczej nikt nie powinien ich widzieć na siedzeniu. Zamknęłam pojazd i udałam się w stronę przyjaciół, oczywiście z uśmiechem na twarzy. Każdy z nich patrzył na mnie z zadowoleniem, jedynie Stiles lekko się skrzywić.

- Hej wam – uśmiechnęłam się. - A Tobie co?

- Masz tu coś – wskazał na moje usta, a ja pod razu je wytarłam. - Już – uśmiechnął się.

- Dziękuję i przepraszam.

- Powiedz mi, że nie zgarnęłam jakiejś osoby po drodze – jęknął Scott.

- Zgarnęłam Twoją mamę – puściłam mu oczko, a on pobladł. - Wyniosła mi krew ze szpitala.

- Boże – wysapał wystraszony. - Ja padnę na zawał przez Ciebie.

- Narzekasz, przynajmniej życie ze mną jest ciekawe.

- Tu się muszę zgodzić – uśmiechnął się szeroko Mason. - Już nie mogę się doczekać reszty Twoich umiejętności.

- Jeszcze nie raz zobaczysz, spokojnie – puściłam mu oczko.

- Żyję z wariatami – mruknęła wesoło Lydia.

- Bez nas świat byłby nudny – wzruszyłam ramionami. - Gotowi wkroczyć do piekła?

- Skąd ona ma tyle energii? - Stiles mruknął pod nosem, jednak zdołałam go usłyszeć.

- Wy dajecie mi siłę, Stiles. Wy jesteście moją energią – uśmiechnęłam się do nich i skierowałam do szkoły. To będzie wielki dzień.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro