ROZDZIAŁ 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               W życiu bywają takie chwile, w których masz serdecznie dość wszystkiego. Każda czynność wywołuje u Ciebie ból nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny. Nie potrafisz poradzić sobie z czymś, przerasta Cie jakiś problem. Czujesz się tak, jakbyś rozpadał się na kawałki. Nie widzisz dla siebie żadnego rozwiązania, nikt nie jest w stanie Ci pomóc. Jedyne o czym myślisz, to śmierć, szybka i bezbolesna. Tak właśnie mniej więcej czuję się teraz ja, po ugryzieniu Liam'a. Moje ciało jest rozrywane na małe kawałeczki, a ja nie mogę krzyczeć z bólu. Dlaczego? Liam jest jeszcze bardziej przerażony tą sytuacją, niż ja.

                Liam jest młodym wilkołakiem, który jeszcze mało wie o naszym świecie. Istnieje wiele istot, o których on nawet nie słyszał. To jest jego pierwsza pełnia, przez co nie wie, jak ma się zachować i co się z nim dokładnie dzieje. Mogę jedynie się domyślić, co on czuje w tym momencie. Byłam w podobnej sytuacji, zaraz po przemianie czułam się jak mała, zagubiona dziewczynka. Nie byłam jednak wtedy sama, miałam pomoc ze strony przyjaciół. Liam ma tak samo, ma nas, a my mu we wszystkim pomożemy.

                Zostałam sama z młodym wilkołakiem, który nie wyglądał najlepiej. Cały się trząsł, był wystraszony tą sytuacją. Próbowałam go uspokoić i zapewnić, że nic mi nie będzie, jednak on nie chciał mnie słuchać. W kółko mnie przepraszał i wyzywał samego siebie. Moje słowa były dla niego jak płachta na byka, nie działały zbyt pozytywnie. Postanowiłam się na chwile uciszyć i pozwolić mu zająć się myślami, sama zrobiłam dokładnie to samo.

                W swoim życiu przeżyłam wiele, jednak nigdy nie miałam okazji być przy młodym wilkołaku podczas pierwszej pełni. Zazwyczaj starałam się trzymać od nich z daleka, aby nie narazić się na niebezpieczeństwo. Niby jestem silniejsza i spokojnie dam im radę, jednak podczas pełni są o wiele silniejsi niż zazwyczaj. Ich ugryzienie nie działa na mnie pozytywnie, cierpię często godzinami. To nie jest nic przyjemnego, dlatego najczęściej uśmiercam się w takich momentach, aby chociaż trochę zminimalizować ból. Liam będzie pierwszym wilkołakiem, któremu mam zamiar towarzyszyć podczas całej pełni. Jestem w stanie się poświęcić i zaryzykować, dla niego.

                 Starałam się jak tylko mogłam, aby ukryć ból. Nie wiem czemu, ale zaczęłam go odczuwać o wiele wcześniej, niż zwykle. Najczęściej skutki ugryzienia odczuwałam mniej więcej po godzinie, jednak teraz to się zmieniło. Może to dlatego, że Liam jest młody i przed pierwszą pełnią? Nie mam pojęcia, ale kiedyś zapytam o to Klaus'a. Kto ma wiedzieć najlepiej, jak nie Pierwotna Hybryda? On zna odpowiedzi na każde pytanie, no prawie każde.

               Po kilku minutach Stiles wraz z Malią, Lydią i Isaac'iem weszli do męskiej szatni i od razu skierowali się w naszą stronę. Stiles podszedł do mnie z troską na twarzy i popatrzył smutno na moją ranę. Uśmiechnęłam się do niego, aby się nie martwił. Ugryzienie mnie nie zabije, przynajmniej nie tak na zawsze. Jednak muszę jak najszybciej się pożywić i wziąć lekarstwo, które znajduje się w moim domu. Powinnam je nosić przy sobie, przecież codziennie znajduję się w towarzystwie wilkołaków.

- Jak się czujesz? - Stiles popatrzył mi prosto w oczy jakby chciał sprawdzić, czy kłamię.

- Jest dobrze – uśmiechnęłam się lekko.

- Nie wyglądasz najlepiej – odezwał się Scott, który podszedł do nas i spojrzał na moją rękę. - Bardzo boli?

- Trochę – skrzywiłam się. - Nigdy wcześniej jad wilkołaka nie zaczynał tak szybko działać.

- I co teraz? - Stiles był wyraźnie wystraszony.

- Spokojnie, nic mi nie będzie – odpowiedziałam szybko, mając nadzieję, że choć trochę go uspokoiłam. - Muszę tylko się pożywić i zażyć lekarstwo, które mam w domu.

- Dlaczego go nie masz przy sobie? - Lydia wraz z resztą podeszła do nas. - Przecież to mogło się stać każdego dnia i o każdej porze.

- Nie pomyślałam o tym, że zostanę ugryziona – odpowiedziałam jej. - Ale nic mi nie będzie – dodałam od razu, gdy tylko zobaczyłam Liam'a.

- Zraniłem Cie – powiedział załamany chłopak.

- Pocieszę Cię, ja też ją ugryzłem – Isaac spojrzał na młodego. - Nie jesteś pierwszy.

- Ale mi pocieszenie – prychnął Stiles, za co go trzepnęłam w ramię.

- Widzisz, Liam? Isaac też mnie ugryzł i jakoś żyję. Po Tobie też przeżyję.

- Serio? - chłopak spojrzał na mnie z nadzieją.

- Serio, nic mi nie będzie. Złego diabli nie biorą – zaśmiałam się, aby rozluźnić atmosferę.

- Ale ja Ci zrobiłem krzywdę. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Jestem agresywny, nie potrafiłem tego zatrzymać. Chciałem Cie zabić, ugryzłem Cie. A co, jeśli ...

- Stop – przerwałam mu. - Przestań się obwiniać, nic się takiego nie stało. Nie tylko Ty mnie zaatakowałeś, więc spoko. Nie panowałeś nad sobą, ale popracujemy nad tym.

- Jak chcesz to zrobić?

- Jestem jedną z najbardziej agresywnych osób, jakie chodzą po tym świecie.

- Nie widać – Mason wszedł do sali i spojrzał na nas.

- Bo umiem z tym walczyć – uśmiechnęłam się do niego. - Zawsze możecie zapytać Klaus'a, nie był zadowolony z mojego zachowania, choć sam nie jest lepszy.

- Już sobie go wyobrażam – zaśmiał się Stiles. - Zły Klaus próbuje uspokoić złą Ninę. To musiało być dobre.

- Nie było, gdy musieli mi skręcać kark – na samo wspomnienie mnie skrzywiło.

- Poznam go? - Mason spojrzał na mnie z nadzieją.

- Pewnie tak, ona ma głupie pomysły i nie jest wykluczone to, że kiedyś tu zawita. Strasznie polubił to miejsce.

- A nas pokochał – powiedział sarkastycznie Scott. - W szczególności wtedy, gdy chciał nas zabić.

- Chciał was zabić? Ale czad – Mason był zachwycony.

- No nie wiem, ja się go trochę bałam – powiedziała szczerze Lydia. - Nie na co dzień masz okazje poznać Pierwotną Hybrydę, która chce Cie zabić za narażanie jej przyjaciółki na śmierć.

- Przesadzacie – machnęłam ręką. - Klaus wcale nie jest taki zły. Kiedyś był, owszem, ale teraz jest spokojny.

- Ty to nazywasz spokojnym zachowaniem? - Stiles spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - To chyba nie chce wiedzieć, jaki był wcześniej.

- Był zły, okrutny, bez uczuć. Zabijał każdego, kto go wkurzył. Nie martwił się niczym, każdy się go bał, nikt nie stawał mu na drodze. Był najniebezpieczniejszy z całego rodzeństwa, trzymał ich krótko. Był w stanie ich zasztyletować, bo taki miał humor. Każdy musiał być na jego zasadach, przestrzegać jego prawa, inaczej kończył martwy.

- Chyba jednak nie chcę go poznać – mruknął przestraszony Mason.

- Ale teraz jest spokojniejszy – powiedziałam od razu. - Odkąd Hope pojawiła się na świecie, Klaus stara się nie zabijać bez przyczyny. Chroni ją, jest jego oczkiem w głowie. Nikogo nie sztyletuje, chroni swoją rodzinę. Teraz to aniołek w porównaniu do starego życia. Jest nieszkodliwy.

- W życiu w to nie uwierzę – prychnął Stiles. - Przerażał mnie bardziej, niż Derek.

- Skończmy temat Klaus'a – zaśmiałam się.

- Ale ja chcę posłuchać o nich – powiedziała zawiedziona Malia.

- Posłuchasz, obiecuję. Opowiem Ci wszystko, co zechcesz, ale nie teraz. Jaki macie plan na pełnie?

- Zabieramy ich do domku nad jeziorem, jest pusty i mój. Klucze już mam, wzięłam od mamy – odpowiedziała Lydia.

- Dobra, kiedy jedziemy?

- Najlepiej to teraz - odparł Scott. - Dzwoniłem do Dereka, jest gotowy nam pomóc.

- Dlaczego on? - jęknęłam załamana.

- Był Alfą, jest silny i może nam pomóc.

- Weźmy Peter'a - powiedziałam pewnie.

- Chyba jad zaczął na nią działać – szepnął Stiles.

- Słyszałam, kretynie – popatrzyłam na niego zła. - W takim razie zwijamy się, trzeba się pakować.

- Jak to zrobimy?

- Jak to jak? - spojrzałam na Scott'a zdziwiona. - Każdy jedzie do domu i bierze swoje rzeczy, następnie wyruszamy w podróż dookoła świata.

- Serio jad działa – ponownie szepnął Stiles.

- Jak się zabierzemy? - Scott zignorował uwagę przyjaciela.

- Ja, Ty i Malia pojedziemy Jeepem – zaczął Stiles, patrząc na każdego z nas. - Liam, Mason i Isaac pojadą razem, a Nina weźmie Lydie i Dereka. Pasuje?

- Dlaczego Derek jedzie ze mną? - ponownie jęknęłam.

- Bo się kochaliście i może do siebie wrócicie.

- Stiles, Twoje dni są policzone – warknęłam.

- Dobra, później będziecie sobie grozić. Teraz jedziemy – powiedziała Lydia i wstała z miejsca.

                 Wzruszyłam tylko ramionami i skierowałam się do wyjścia. Nie miałam nawet zamiaru się kłócić, z Lydią zresztą się nie dało. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i pozbyć się tego cholernego bólu. Dobrze, że zostawiłam sobie te pół woreczka krwi. Niewiele da, ale jednak może trochę uspokoi mój organizm, który cholernie potrzebuje pokarmu. To czasami straszne i meczące, jednak swojego życia nie zmienię. Nie ma szans na to, abym mogła być ponownie zwykłą czarodziejką.

                 Wyszłam na świeże powietrze i od razu poczułam się lepiej. Szybko przemieściłam się do swojego samochodu i wsiadłam do środka, wyciągając woreczek z krwią. Sprawdziłam, czy nikt nie patrzy, i od razu wypiłam całą zawartość. Przez chwile poczułam się nasycona, jednak wiedziałam, że ten stan długo nie potrwa. Szybko odpaliłam silnik i od razu, z piskiem opon, skierowałam się do domu.

                 Po kilku minutach naprawdę szybkiej jazdy dotarłam do domu i wyskoczyłam z samochodu jak poparzona. Skierowałam się do sypialni, w której trzymałam swoje lekarstwo. W takich chwilach dziękowałam Klaus'owi za to, że był hybrydą. Bez jego krwi cierpiałabym okropnie i pewnie wyzywała wszystkie wilkołaki istniejące na świecie. A tak przynajmniej nie musiałam się męczyć i mogłam szybko pozbyć się bólu.

                 Od razu dopadłam się do szafki z różnymi substancjami i chwyciłam odpowiednią fiolkę. Przechyliłam ją, przystawiając do ust, i opróżniłam. Mój organizm natychmiast zareagował na dawkę, którą zażyłam. Rana po ugryzieniu Liam'a zaczęła się goić, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Niestety nie znikła do końca, trochę to potrwa, jednak teraz to nie było już moim problemem. Nie będę przynajmniej się już męczyć. W tym momencie nie mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek osłabienie organizmu. Czeka nas ciężka noc, podczas której będziemy pilnować dwójki zmiennokształtnych, którzy mogą narobić niezłego bałaganu.

                 Nie przebierałam się, ponieważ mój strój mi odpowiadał. Zaczęłam się pakować do niewielkiej torby, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mam pojęcia, co Lydia ma w tym swoim domku, więc wolałam wziąć swoje rzeczy, aby później nie klnąć na własną głupotę. Spakowałam również dwie fiolki z lekarstwem, musiałam być na wszystko przygotowana. Ciekawa jestem, jak zareagowałabym na ugryzienie Malii. W końcu ona nie jest wilkołakiem, więc może lekarstwo od Klaus'a wcale by nie zadziałało?

                  Gotowa i spakowana zeszłam na dół, od razu kierując się do kuchni. Moje nogi poprowadziły mnie do lodówki, w której powinna znajdować się krew. Uśmiechnęłam się, widząc zapełnione półki. Musiałam zacząć więcej płacić temu kolesiowi, bo naprawdę dobrze sobie radzi. Wyjęłam dwa woreczki i przelałam sobie do szklanki, biorąc się od razu do spożywania. W międzyczasie dostałam sms'a od Lydii, że jest już gotowa, więc musiałam się pospieszyć.

                 Spakowałam sobie kilka woreczków do torby i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Wrzuciłam torbę do bagażnika i ruszyłam z piskiem opon pod dom Lydii. Co prawda Loft Dereka był bliżej, jednak nie chciałam z nim jechać sama w samochodzie. Nie chciałam w ogóle się z nim widzieć przez najbliższe dni, jednak los chciał inaczej. Nie wiem, czy będę potrafiła normalnie z nim porozmawiać.

                  Podjechałam pod dom dziewczyny, która już gotowa stała na zewnątrz i czekała na mnie. Wrzuciła swoją torbę do bagażnika i usiadła z przodu. Od razu zapięłam swoje pasy, aby nie słuchać jej narzekać na tryb mojej jazdy. To miłe, że się tak o mnie troszczy. W ciszy ruszyłyśmy z podjazdu, kierując się w stronę lokum Hale'a. Cisze przerwała oczywiście Lydia, która nie potrafiła usiedzieć w ciszy.

- Boisz się?

- Czego? - zerknęłam na nią zdziwiona.

- Spotkania z Derekiem.

- A czemu mam się bać?

- Całowaliście się, Nina. Kiedyś byliście razem, teraz to wygląda trochę inaczej.

- Skąd wiesz o pocałunku?

- Chyba każdy widział to, co działo się na dachu szpitala – zaśmiała się cicho. - Co masz zamiar zrobić?

- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Derek jest dla mnie ważny, ale mnie zranił. Może go jeszcze kocham, sama już w sumie nie wiem, lecz nie wiem też, czy potrafię z nim jeszcze być. Ta sytuacja mnie przerasta.

- Może warto mu dać szanse?

- Nie wiem – pokręciłam głową. - Wiele się wydarzyło w moim życiu, ciężko jest wrócić do przeszłości.

                  Dziewczyna nic więcej nie powiedziała, siedziała cicho. Czy chcę wrócić do Dereka? Nie mam pojęcia. Łączyło nas coś wyjątkowego, lecz nietrwałego. Oboje popełniliśmy błąd, lecz czy jest on do naprawienia? Długo będę miała w pamięci jego krzyki i wyzwiska kierowane w moją stronę. Nie potrafię o tym ot tak zapomnieć i zacząć z nim życie od nowa. Nie łatwo jest zapomnieć coś, co Cie zraniło.

                   Po kilku minutach byłyśmy już pod Loftem Dsereka. Widok, który tam zastałyśmy, zadziwił mnie i jednocześnie wkurzył. Derek stał w towarzystwie ciemnoskórej kobiety, którą ugryzłam w lesie. Braeden? Chyba jakoś tak. Uśmiechali się do siebie, a mnie krew zalewała. Pieprzona kobieta, która ewidentnie go bajerowała. Zatrzymałam samochód niedaleko i zacisnęłam dłonie na kierownicy. Resztami rozsądku powstrzymywałam się, aby tam nie wyjść nie zabić tej baby, która go bajeruje.

- Ty wcale go nie kochasz i nie jesteś zazdrosna – powiedziała sarkastycznie Lydia.

               W odpowiedzi syknęłam na nią, bo sama nie wiedziałam co mam powiedzieć. Byłam zła, ale czy zazdrosna? Cholera, to jest dziwna sytuacja. Derek pożegnał się z ciemnoskórą i wsiadł do samochodu, rzucając zwykłe ,, cześć'' . Jak przeżyję ten weekend w jego towarzystwie, to będzie święto. Powinnam dostać za to jakąś nagrodę.

- To będzie ciężki weekend – mruknęłam sama do siebie i ruszyłam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro