ROZDZIAŁ 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Specjalna dedykacja dla Imperiiuus za niesamowity ship Kolina, który tak wspaniale się przyjął <3



* Perspektywa Klaus'a *

                Życie w Nowym Orleanie było dla mnie w tym momencie zbawieniem. Kiedyś byłem okrutny, fakt. Zabijałem każdego, kto stanął na mojej drodze, sztyletowałem własne rodzeństwo, bo taki miałem kaprys. Przez wiele lat raniłem swoich bliskich nie zdając sobie z tego sprawy. Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem Niny. Ona pokazała mi świat z zupełnie innej strony. Opieka nad nią dała mi wiele domyślenia, chciałem ją chronić. W niektórych momentach życia traktowałem ją nawet jak własne dziecko, którym muszę się zaopiekować. Chciałem pokazać jej życie wampira z innej strony, nie chciałem, aby była taka sama jak ja.

                   Wszystko zaczęło pięknie się układać wraz z wiadomością o tym, że zostanę ojcem. Na samym początku nie chciałem mieć tego dziecka, ponieważ jeszcze bardziej musiałbym się zmieniać. Dookoła było pełno wrogów, którzy tylko czekali na mój błąd. Byłem gotowy nawet pozbyć się matki mojego dziecka wraz z nim, jednak skutecznie przeszkodziła mi w tym właśnie Nina. To po rozmowie z nią, którą odbyliśmy przez całą noc przy alkoholu, zrozumiałem swój błąd i swoje złe myślenie. Ona otworzyła mi oczy, za co będę jej wdzięczny do końca swoich ni.

                  Hope jest moją nadzieją, moją gwiazdą z nieba, moim oczkiem w głowie. Dla niej jestem w stanie zrobić dosłownie wszystko, ochronić ją w każdej sytuacji. Gdy pierwszy raz miałem ją na rękach, po prostu się rozpłynąłem. Miałem przy sobie swoją córeczkę, krew z mojej krwi. Byłem cholernie dumny i postanowiłem bronić ją własną piersią. Gdy czarownice postanowiły ją zabić, cała rodzina wraz z Niną na czele postawiła się za Hope i nie pozwoliła jej ruszyć. Każdy z nas był wręcz zakochany w tym dziecku, które wniosło wiele ciepła do naszego życia.

                   Nina pokazała mi świat, w którym okrucieństwo nie było najważniejsze. Pokazała mi, że rodzina zawsze powinna stać na pierwszym miejscu, powinniśmy się wspierać. Ona, obca mi osoba, pokazała mi, że życie może być piękne. Traktowała moją córkę jak własne dziecko, stawała u mojego boku podczas walki z wrogami, poświęcała swoje życie dla mojej rodziny. Robiła wszystko, aby każdy z nas był bezpieczny, aby Hope nie była w żaden sposób zagrożona. Od zawsze potrafiła rzucić wszystko i jechać pomagać innym. Nieważne dla niej było, czy to ktoś bliski czy całkowicie obcy. Ona stawała do walki z każdym, nawet najsilniejszym wrogiem.

                Czy było mi smutno, gdy wyjechała? Jak cholera. Nie mogłem jej jednak zatrzymywać, ponieważ to była jej decyzja, a ja zawsze ją szanowałem. Nina jest osobą nieprzewidywalną, często arogancką i wredną, potrafi zabijać z zimną krwią kiedy trzeba, jednak jest również kochana, opiekuńcza i gotowa do poświęceń. Dlatego właśnie nie zdziwiłem się, gdy usłyszałem jej decyzję o wyjeździe do Beacon Hills. Wiedziałem, że ta kobieta prędzej czy później tam wróci. Nie ważne, co mówiła na ich temat, kochała ich i była w stanie ponownie stanąć u ich boku w walce. Od zawsze taka była, to się u niej nigdy nie zmieni.

                    Właśnie wracamy razem z Hope ze spaceru, na który wyciągnęła mnie wręcz siłą. Ta mała istotka, którą kocham nad życie, ma w sobie wiele energii i poczucia humoru. Jest jednak często uparta, tego pewnie nauczyła się od Niny, bo nie ode mnie. Uwielbiała spędzać czas z wampirzycą. Kiedyś nawet stwierdziła, że gdy dorośnie to chce być taka sama, jak Nina. Nie mam nic przeciwko, wyrośnie z niej wspaniała kobieta. Ma wiele moich cech, jednak mam nadzieję, że z wiekiem one znikną lub chociaż zmaleją.

- Co tu się stało? - głos mojej córeczki wyrwał mnie z zamyślenia.

- Co? - spojrzałem na nią zdziwiony, a następnie przeniosłem wzrok na salon. - Freya? - puściłem dłoń córki i podszedłem do siostry, która siedziała skulona na kanapie. - Co się stało? - wskazałem na rozwalony stolik. - Hope, idź do siebie.

- Dobrze, tatusiu – natychmiast spełniła moją prośbę.

- Kol się stał – westchnęła Freya. - Znowu poszedł na miasto i pewnie zabił kilka osób.

- Dawno wyszedł? - zapytałem zły, zaciskając pięści.

- Niedawno, pewnie siedzi teraz w barze i pije jak zwykle.

- Przypilnuj Hope – ruszyłem do drzwi wyjściowych.

- Co chcesz zrobić?

- Pogadam z nim na poważnie, to nie może tak być. Za długo pozwalaliśmy mu na szaleństwa, teraz to się skończy.

                  Nie czekając na odpowiedź, wyszedłem z budynku. Byłem zły na Kol'a, ostatnio mu naprawdę odbija. Wiem jaki jest tego powód, jednak nie może się tak zachowywać. Może kiedyś byłem taki sam, jednak ja potrafiłem się zmienić, on również to potrafi. Nie mam zamiaru patrzeć na jego złe uczynki i siedzieć cicho, podczas gdy moje dziecko musi na to wszystko patrzeć. Mam zamiar z nim porozmawiać i zmusić do tego, aby zaczął się normalnie zachowywać.

                Szedłem ulicami Nowego Orleanu wściekły. Nikt nie ma prawa się tak zachowywać, w szczególności nie mój brat. Jest wzorem dla Hope tak samo jak Nina. Co mam jej powiedzieć? ,, Wujek Kol ma okres i wali mu na dekiel '' ? Tak, ona z pewnością to zrozumie. Skierowałem się od razu do jego ulubionego baru, w którym ostatnio jest stałym gościem. Zabije go, jeśli zajdzie taka potrzeba. Stanąłem przez szybą i spojrzałem do środka, szybko odnajdując tam brata. Jednak nie był sam, był tam z jakąś kobietą. Przyjrzałem jej się dokładnie i zamarłem.

- Przecież ja ją skądś znam – wyszeptałem sam do siebie.



* Perspektywa Niny *

                   Wszystko jest pięknie i jak zwykle musi się zniszczyć. Znalazłam nareszcie wspólny język z Derkiem, spokojnie rozmawialiśmy, nawet miało dojść do pocałunku. I co? Liam'owi zachciało się warczeć i zrywać łańcuchy. Dodatkowo stwierdził, że spacer po lesie dobrze mu zrobi. Mam ochotę zamordować go gołymi rękoma, chociaż pewnie i tak tego nie zrobię, mam za miękkie serce do każdego z nich.

,, Scott, Liam nam zwiał. Pobiegł w stronę lasu, ruszamy za nim '' szybko przekazałam mu wiadomość w myślach.

- Trzeba złapać Liam'a, zanim zrobi coś głupiego – odezwałam się na głos do Dereka.

- No to zaczynamy pościg.

                 Kiwnęłam mu głową w odpowiedzi i zerwałam się z miejsca, biegnąć w stronę lasu. Nie podobała mi się perspektywa biegania w szpilkach, jednak większego wyboru nie miałam. Teraz liczyła się każda minuta, Liam mógł nieźle narozrabiać. Jest w tym wszystkim nowy i nie panuje nad sobą, a to może się skończyć jakąś tragedią. Nie potrzebne są nam teraz dramaty, mamy wystarczająco dużo problemów na głowie.

                   Wbiegliśmy do lasu, a następnie rozdzieliliśmy się. W ten sposób o wiele szybciej go znajdziemy, niż gdybyśmy byli razem. Każde z nas przeszuka inną część lasu i może znajdziemy naszego uciekającego wilczka. Modliłam się o to, aby nic mu się nie stało. To dla niego nowość i pewnie sam jest okropnie wystraszony całą tą sytuacją, co jest całkowicie zrozumiałe.

,, Malia jest spokojna, Isaac z nią zostanie w razie czego, biegnę za wami do lasu '' myśli Scott'a szybko płynęły do mojej głowy.

,, Postarajmy się go znaleźć i uspokoić. Może być agresywny, więc uważajcie '' tym razem odezwałam się do obydwu.

                  Otrzymałam twierdzące odpowiedzi, więc ze spokojem mogłam biec dalej, narzekając na swoją głupotę i te przeklęte szpilki, które tak bardzo kiedyś uwielbiałam. Teraz z pewnością pójdą na śmietnik, a ja i tak następnym razem również nie ubiorę czegoś wygodniejszego do biegania, taka natura. Starałam się wyłapać zapach Liam'a, on sam nie potrafił go w żaden sposób ukryć. Nie zajęło mi to zbyt długo, już po chwili miałam trop.

                  Szybko skierowałam się w stronę, z której dochodził zapach młodego wilkołaka. Biegłam jak najszybciej, musiałam go znaleźć i unieszkodliwić w jakikolwiek sposób. Nawet gdybym ponownie miała go pozbawić przytomności, czego naprawdę nie chciałam powtarzać. To nie jest nic miłego, ale czasami nie ma wyboru i trzeba robić okropne rzeczy, aby uratować komuś życie. Droga była paskudna, a bieganie między krzakami nie było czymś przyjemnym. Na mojej twarzy pojawiło się kilka zadrapać, jednak nie miałam zamiaru się tym teraz przejmować, Liam grał najważniejszą rolę.

                   Po kilkuminutowym biegu ujrzałam polanę, na której znajdował się wilkołak. Odetchnęłam z ulga i stworzyłam wokół niego barierę, aby nie mógł uciec już w żadną stronę. Chyba mnie wyczuł, bo spróbował uciec, niestety odbił się od niewidzialnej dla niego bariery i upadł na ziemię wściekły. Spokojnym krokiem podeszłam w jego stronę i spojrzałam na jego wściekłą twarz. Ile bym dała, aby choć trochę odebrać mu ten gniew, który tak bardzo rozwala good środka. Będę musiała z nim o tym porozmawiać i pomóc mu to przezwyciężyć.

- To znowu Ty – warknął, patrząc na mnie żółtymi oczami pełnymi gniewu.

- Liam, ja chcę Ci pomóc – powiedziałam spokojnie i stanęłam przy barierze.

- Jak? Mi się już nie da pomóc. Ja jestem potworem!

- Nie gorszym ode mnie – mój ton w dalszym ciągu był spokojny, nie mogłam go sprowokować w żaden sposób.

- Ty nie jesteś wilkołakiem – chyba rozmowa ze mną zaczęła go uspokajać, ponieważ przestał warczeć.

- Ale jestem wampirem, Liam. To o wiele gorsze, uwierz.

- Ty w pełnie nie tracisz kontroli.

- Ale tracę ją cały czas. Każdego dnia i każdej nocy mogę stracić nad sobą panowanie i kogoś zaatakować. Jeśli chcesz to mogę Ci coś o sobie opowiedzieć.

- Jak chcesz – machnął ręką, jednak w jego głosie wyczułam zaciekawienie.

- Więc opowiem – kiwnęłam głowa i usiadłam na trawie. - Co byś chciał wiedzieć?

- Wszystko, co możesz mi powiedzieć – zaciekawiony usiadł obok mnie, tyle że po drugiej stronie bariery.

- Nazywam się Nina Fortem, urodziłam się jako czarownica z genem wampirzym, który był uśpiony. Miałam starszą siostrę, miała na imię Elizabeth. Byłyśmy bardzo zżyte ze sobą, wszystko praktycznie robiłyśmy wspólnie. Elizabeth uczyła mnie magii, a ja jakoś nieszczególnie słuchałam jej rad i robiłam wszystko po swojemu. Nigdy nie kończyło się to dobrze – zaśmiałam się i zauważyłam cień uśmiechu u Liam'a. - Na każdej imprezie wspólnie się bawiłyśmy i obgadywałyśmy chłopaków, na następny dzień razem umierałyśmy z bólu głowy. Miałyśmy świetny kontakt z rodzicami, którzy byli bardzo kochani i wyrozumiali. Czasami zdarzały się kłótnie między nami, jednak szybko się godziliśmy. Byliśmy zgraną rodziną.

- Ale wszystko się skończyło, prawda? - Liam spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

- Zgadza się – przytaknęłam. - Pewnego razu do naszego domu przyszedł niejaki Deucalion, Alfa wszystkich Alf. Miał swoje własne stado składające się właśnie z Alf, które wcześniej, dla siły i władzy, zabiły swoje stada oraz Emisariuszy. Był krwawym Alfą, chociaż nie od początku. Wcześniej był dobrym i wyrozumiałym wilkołakiem, który nawet współpracował z matką Dereka. Wszystko się zmieniło w dniu, w którym stracił wzrok. Stał się zimnym i okrutnym mordercą, dla którego liczyła się tylko władza. Chciał mieć w swoim stadzie najsilniejszych i właśnie dlatego przyszedł do nas.

- Ale przecież wy nie jesteście wilkołakami, a raczej nie byłyście – spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Nie byłyśmy, jednak posiadałyśmy niezwykłą moc. Nie było na świecie istot takich, jak ja i Elizabeth. Są heterycy, jednak oni się do nas różnią. Muszą posiadać amulet, z którego biorą swoją magię, my natomiast używamy swojej własnej, którą mamy w sobie. Deucalion bardzo chciał mieć nas w swoim stadzie, jednak moi rodzice się na to nie zgodzili – przełknęłam głośno ślinę.

- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – Liam już całkowicie doszedł do siebie.

- Zaczęłam, to skończę – uśmiechnęłam się lekko. - Dał nam czas do pełni, następnie miał sam po nas przyjść i zabrać siłą. Niestety, nie dotrzymał słowa. Przyszedł wcześniej i nas zaatakował. Zabił mojego tatę oraz Elizabeth, ja i mama zostałyśmy przy życiu. On wiedział jak odblokować mój gen wampirzy. Musiałam zabić kogoś, a wtedy stałabym się tym, kim jestem teraz. Alfy przytrzymały moją mamę i mnie, wkładając mi do ręki nóż. Nabili moją mamę na niego, przez co ją zabiłam i stałam się wampirem. Nie zabrali mnie jednak ze sobą, nie mieli na to szans.

- Dlaczego? Przecież im zależało na Tobie.

- Przybyła rodzina Pierwotnych, która mnie obroniła. Nie pozwolili Deucalian'owi mnie zabrać, zaopiekowali się mną. Początki były bardzo trudne, nie potrafiłam opanować swojej złości, zabijałam przypadkowe osoby. Niejednokrotnie kończyło się to moi złamanym karkiem, ponieważ inaczej nie mogli mnie uspokoić. Długo musiałam się uczyć kontroli, aż pewnego razu mi się to udało.

- Jak to zrobiłaś? - oczy Liam'a lekko się zaświeciły w nadziei.

- Oni mi pomogli – uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - Każdego dnia był ze mną ktoś inny. Każdy z nich pokazywał mi świat ze swojej perspektywy. Bracia Salvatore i rodzina Pierwotnych, to było moje wsparcie i moja nowa rodzina. Każdy z nich się starał jak mógł, abym doszła do siebie i nie myślała o bólu, który rozrywał mnie od środka. Pewnego razu, gdy byłam na cmentarzu u rodziców, zrozumiałam swój błąd. Rodzice zawsze byli ze mnie dumni i mnie kochali, bez względu na moje przewinienia. Chciałam się zmienić dla nich, być lepsza niż do tej pory. Myśl o rodzinie dała mi siłę do walki i zmiany samej siebie. To oni byli moją kotwicą, której używałam przy każdym ataku agresji. Później już bez tego potrafiłam się uspokoić, moje ataki ustały. Miałam jednak wyrzuty sumienia, dlatego zaczęłam wszystkim dookoła pomagać. Dlatego również trafiłam tutaj, aby pomóc Scott'owi i reszcie, której nie znałam.

- Jesteś w stanie mi pomóc? Zrobisz wszystko, aby pomóc mi z agresją?

- Tak, Liam. Po to tu jestem, aby Ci pomóc.

- A Nina Fortem zawsze dotrzymuje słowa – odezwał się głos za mną należący do Scott'a.

- Cokolwiek by się nie działo, ta kobieta odda za Ciebie życie i będzie Cie bronić w każdej sytuacji – dodał Derek, uśmiechając się do mnie.

- Bo jesteśmy stadem, rodziną, musimy sobie pomagać – uśmiechnęłam się do chłopaka i zdjęłam barierę.

- Dziękuję – rzucił się na mnie i mocno przytulił. - Jesteś naprawdę niesamowita.

- Staram się – zaśmiałam się i wstałam z nim z ziemi, łapiąc go za dłoń. - Wracajmy do reszty.





***********************

Hej, Kochani :*

Jest kolejna dedykacja, na następny rozdział również już jest. Ktoś chce dedykacje w rozdziale 28? Pisać śmiało :)

Pamiętajcie, ze zależy mi bardzo na każdej waszej opinii, nie ważne czy dobrej czy złej. Wszystko się dla mnie liczy i pomaga w pisaniu <3

Akcja jak widać trochę nudna, jednak wszystko się rozwinie, zapewniam was ^^ Macie jakie specjalne życzenia co do dalszych rozdziałów? Chcielibyście coś bardziej zobaczyć, a coś mniej? Może macie jakieś sugestie? Jestem otwarta na każdą sugestie, wiec śmiało piszcie. Nie musi być komentarz, może być nawet wiadomość priv, jeśli tak wolicie <3 

Miłej nocki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro