ROZDZIAŁ 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Od zawsze wiedziałam, że moi przyjaciele mają durne pomysły, ale teraz przeszli samych siebie. Co prawda pełnia już minęła, jednak dalej może mieć wpływ na młodych. Nie jestem za bardzo przekonana do tej imprezy, jednak zostałam bardzo szybko przegłosowana. Z własnego doświadczenia wiem, że nie warto się z nimi kłócić, w niektórych sprawach nie mam z nimi żadnych szans.

                 Oczywiście nikt mnie wcześniej nie uprzedził o czymkolwiek, więc nawet nie spakowałam odpowiedniego stroju na imprezę. Na całe szczęście mam jeszcze asa w rękawie, inaczej zwanego magią. Szybko przypomniałam sobie wszystkie sukienki, jakie mam u siebie w szafie, i przywołałam odpowiednią do siebie. Wybór padł na czarną, przylegającą do ciała sukienkę, która u góry miała prześwitujący materiał z wycięciem w dekolcie, do tego czarne, wysokie szpilki ze złotymi cekinami. Poprawiłam swój makijaż, a włosy pozostawiłam rozpuszczone. Całość prezentowała się w miarę dobrze, więc byłam gotowa na to niespodziewane przyjęcie.

                 Przebrana zeszłam na dół, słysząc na zewnątrz tłum osób. Lydia pewnie nie będzie zadowolona z ilości osób, jaką zaprosił Mason. Ten chłopak chyba nie do końca zrozumiał zdanie ,, Zaproś tylko kilku znajomych '' , które padło w późniejszej rozmowie. Już wtedy widziałam jego zmieszanie, jednak nic się nie odezwał. Teraz to dopiero zacznie się zabawa z Lydia w roli głównej, ale może chociaż nie będzie chciała go zabić. Przynajmniej ja się postaram o to, aby impreza skończyła się bez rozlewu krwi.

               Skierowałam się do drzwi wyjściowych, przy których stała już gospodyni domu. Po jej minie widziałam, że wcale nie jest zadowolona i ma ochotę zamordować każdego, kto przekroczył próg jej domu. Czyli jednak będzie trzeba ją upić do nieprzytomności, aby Mason przeżył dzisiejszy wieczór, zapowiada się naprawdę ciekawie. Podeszłam do dziewczyny i położyłam jej rękę na ramieniu.

- Zabiję tego gówniarza – wywarczała wściekła, uśmiechając się sztucznie do ludzi. Jak ona to robi?

- Ej, tylko bez takich. Dzisiaj nie miało być już żadnych walk, więc musisz się wstrzymać.

- Ale miało być tylko kilka osób - jęknęła załamana. - Przecież on zaprosił pół szkoły.

- Nie przesadzaj, to tylko jakieś trzydzieści osób – spojrzała na mnie zła, więc szybko zmieniłam taktykę. - O alkohol się nie martw, przecież zawsze mogę trochę poczarować.

- A ta tylko o jednym – przewróciła oczami. - Jeśli narobią bałaganu, to Ty się tego pozbywasz.

- Dlaczego ja? - spojrzałam na nią zdziwiona.

- Bo tylko Ty posiadasz coś takiego jak magia i sprzątasz wszystko jednym machnięciem ręki – uśmiechnęła się zwycięsko i skierowała się w stronę kuchni.

               Patrzyłam na nią, aż w końcu zniknęła z pola widzenia. Zostawiła mnie samą przy tych drzwiach i sama zapewne poszła się napić. I co ja mam niby teraz robić? Udawać kochaną gospodynie i witać gości? Wzruszyłam ramionami i sama również poszłam w ślad za Rudą, kierując się do kuchni. Na blacie stał już alkohol różnego rodzaju, a moje oczy zaświeciły się z radości. Nie oszukujmy się, uwielbiam pić, co nie oznacza oczywiście, że jestem alkoholikiem. Po prostu lubię czasami się dobrze bawić i choć na chwile zapomnieć o wszystkich problemach otaczających mnie z każdej strony.

                Zrobiłam sobie mocnego drinka i zaczęłam go powoli pić, rozglądając się za przyjaciółmi. W tłumie dostrzegłam Mason'a, który żywo rozmawiał z jakimś chłopakiem i uśmiechał się szeroko, Stiles i Malia stali przy ścianie i również o czymś rozmawiali, Derek i Isaac stali przy oknie i patrzyli krytycznym wzrokiem na przybyłych gości, a Lydia właśnie upijała się w samotności po drugiej stronie kuchni. Nie widziałam nigdzie Scott'a, ale zapewne gdzieś już się świetnie bawi. Dzisiaj postanowiłam odpuścić wszystko i po prostu świetnie się bawić.

               Zabrałam swój trunek i skierowałam się do salonu, chciałam podejść do dwójki złych wilkołaków, którzy chyba mieli ochotę zamordować połowę ludzi. Zatrzymałam się jednak gwałtownie, widząc po prawej stronie znajome sylwetki, poczułam również znienawidzony przeze mnie zapach lisa. Kira tu jest? A to Ci niespodzianka, wilczek nie mógł bez niej długo wytrzymać i sprowadził ją tu. Nie miałam jednak zamiaru się z nią kłócić, to również chciałam olać. Niech się bawią, ja im życzę szczęścia, jednak niech lepiej nie próbuje mi grać na nerwach, bo mogę niechcący ją uszkodzić.

- Nina! - Scott spojrzał na mnie wystraszony i szybko do mnie podszedł. - To nie tak jak myślisz.

- Tłumaczysz mi się, jakbym przyłapała Cie na zdradzie – zaśmiałam się i pokręciłam głową. - To nie jest moja impreza, a Ty miałeś prawo ją zaprosić.

- Nie jesteś zła? - spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Oczywiście, że nie. To Twoja dziewczyna, a Ty zaprosiłeś ją na imprezę, przecież to jest normalne – wzruszyłam ramionami i przybliżyłam się do niego. - Nawet mogę Ci obiecać, że nie powiem do niej nic głupiego ani jej nie zaatakuje.

- Serio? - jego zdziwienie było jeszcze większe, niż przed chwilą. - Co się stało?

- Dzisiaj zakopuję wszystkie topory wojenne, nawet z nią. Tylko niech nie próbuje mnie wkurzyć, bo mogę się nie powstrzymać.

- Spokojnie, ja już to załatwię. Dziękuję, jesteś najlepsza – uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Zawsze do usług – puściłam mu oczko i się odwróciłam.

                  Ponownie, w ciągu kilku minut, stanęłam jak wryta. W tłumie ujrzałam ponownie znajomą postać, która obściskiwała się z jakąś dziewczyną. To ten cały Garret czy jak mu tak było, Malia chyba nie będzie zbytnio zadowolona z jego obecności. W sumie jak dla mnie również jest trochę podejrzany, jednak nie mam na niego żadnych dowodów. Będę go jednak mieć na oku, tak w razie czego. Kto wie, co się dzisiaj wydarzy.

                 Ponownie skierowałam swój wzrok na wilkołaki stojące pod ścianą i już chciałam do nich podejść, jednak ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą Malię z butelką wódki w dłoni. Czy już kiedyś wspominałam o tym, jak bardzo ją uwielbiam? Ona chyba czyta mi w myślach i wie, że mam ochotę się zabawić.

- Nina, Ty musisz się ze mną napić – powiedziała uśmiechnięta.

- Ale wiesz, że Ty się nie upijasz? - zaśmiałam się z jej miny.

- Ale ja się upijam – wtrącił roześmiany Stiles. - Musisz się z nami napić.

- A więc idziemy do kuchni!

                 We trójkę skierowaliśmy się do wcześniej wskazanego pomieszczenia i usiedliśmy przy stole. Stiles od razu sięgnął po kieliszki i ustawił je dla każdego z nas z szerokim uśmiechem na twarzy. Coś czuję, że jutro oboje będziemy mieć problem ze wstaniem z łóżka i okropnym bólem głowy. Ale kto by się tym teraz przejmował, trzeba się bawić.

                Stiles opowiadał jakieś dziwne historie ze swojego dzieciństwa, a my z Malią śmiałyśmy się do upadłego z chłopaka. Strasznie bolał mnie brzuch ze śmiechu, jednak nie chciałam przestawać. Tak powinno być częściej, każdy z nas się świetnie bawił i zapominał o problemach, które codzienne nas spotykały. Mogliśmy zapomnieć o świecie nadprzyrodzonym i być zwykłymi ludźmi, którzy chcą się bawić i korzystać z życia. Nawet Isaac i Derek się trochę rozluźnili, nie stali już jak kołki pod ścianą. Wszystko szło w najlepszym kierunku.

- To są jakieś jaja – Lydia podeszła do nas i usiadła obok mnie wściekła.

- Co się znowu stało? - zapytałam, próbując powstrzymać śmiech.

- Jakiś koleś przywiózł beczkę piwa, której nie zamawiałam. Tyle dobrego, że jakiś chłopak za nią zapłacić, a nie ja.

- Jaki chłopak? - zmarszczyłam brwi, zaciekawiona tą osobą.

- Ten, co gra w Lacrosse i śmiał się ostatnio ze Scott'a.

- Garret – powiedział od razu Stiles, a mi się zapaliła czerwona lampka.

- Ja wam mówię, że z tym kolesiem jest coś nie tak.

- Co masz na myśli? - Malia spojrzała na mnie zaciekawiona.

- Nie wiem dokładnie, ale coś mi się w nim nie podoba. Może warto go sprawdzić?

- Nie dzisiaj – Stiles pokręcił głową i złapał w dłoń butelkę alkoholu.

- Jednak ja bym go sprawdziła.

                   Wstałam szybko z miejsca i skierowałam się do salonu, szukając wzrokiem chłopaka, którego nie mogłam za cholerę nigdzie znaleźć. Alkohol zaczął krążyć w moim krwiobiegu z zawrotną prędkością, chyba wstawanie nie było zbyt dobrym pomysłem. Chciałam jednak sprawdzić tego całego Garret'a, póki jeszcze kontaktuję, później mogłabym nie mieć już na to siły. Ktoś mi przeszkodził w dalszych poszukiwaniach, łapiąc mnie za nadgarstek. Od razu odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Isaac'a.

- Co Ty robisz? - zaśmiałam się, gdy chłopak zaciągnął mnie w tłum.

- Porywam Cie do tańca – zaśmiał się.

- Ty i taniec? A to nie jest jakieś zakazane połączenie?

- Nie, Nina. Dzisiaj się bawimy! - to będzie naprawdę udana impreza.



* Perspektywa Klaus'a *

- Czy Ty choć raz możesz ze mną normalnie porozmawiać?! - byłem już na granicy, zaraz go chyba rozszarpię.

- Nie mamy o czym rozmawiać, Klaus – powiedział ze swoim pewnym uśmiechem, który w tym momencie miałem ochotę zedrzeć mu z twarzy.

- Chyba jednak mamy, skoro zachowujesz się jak idiota. Chodzisz po mieście i mordujesz każdego, kogo spotkasz na swojej drodze, do tego spotykasz się z jakąś babą i coś knujesz.

- Zacznijmy od tego, że tym sam nie jesteś święty. Zabiłeś w swoim życiu więcej osób ode mnie, więc mnie nie pouczaj. A to z kim się spotykam to moja sprawa, nie Twoja.

- Moja, jeśli planujesz atak na moją przyjaciółkę.

- O czym Ty znowu pierdolisz? Jaki atak?

- Na Nine, kretynie! Słyszałem, że o niej rozmawiacie. Nie masz prawa jej tknąć.

- Bo co? Zabronisz mi? To jest moja sprawa, a Ty się odpierdol.

                 Odwrócił się i wybiegł z domu, zostawiając mnie wściekłego i samego. Nie mam już siły do tego idioty, każda nasza rozmowa tak się kończy. On mi nic nie mówi, nie zaprzecza, ani również nie potwierdza moich podejrzeń. Przecież nie da się tak żyć. Każdy z nas chce dla niego jak najlepiej, a on ma to głęboko w dupie i zachowuje się jak ostatni dupek.

                Wyszedłem wściekły z domu, kierując się do baru. Muszę się czegoś napić, bo inaczej zwariuję z tego wszystkiego. Nie wiem, co mam robić. Kol oszalał, a ja nawet nie znam jego planów. On zawsze uwielbiałem mieć nad wszystkim kontrolę, jednak teraz nie ma na to szans. On grozi osobie, która jest dla mnie jak siostra, a ja mam to tak po prostu zostawić? No po moim trupie.

               Dotarłem szybko do mojego celu i wszedłem do środka, zamawiając butelkę Bourbon'a i siadając samotnie przy jednym ze stolików. Nie miałem żadnego pomysłu na rozwiązanie problemu z Kol'em. Zastanawiałem się również nad tą tajemniczą kobietą, którą gdzieś kiedyś widziałem. Nie mam pojęcia, co Kol wymyślił, jednak za cholerę nie pozwolę mu skrzywdzić nikogo, kto jest mi bliski, to również tyczy się Niny.

- Problemy? - Marcel usiadł naprzeciwko mnie i spojrzał prosto w moje oczy.

- Można tak powiedzieć – machnąłem ręką do kelnera, który po chwili doniósł nam szklankę.

- Może jestem w stanie Ci jakoś pomóc? Wiesz, że możesz na mnie liczyć.

- Chodzi o Kol'a – westchnąłem i upiłem spory łyk trunku. - Kombinuje coś, obawiam się również, że chce się zemścić na Ninie za jej wyjazd i odrzucenie.

- Jeśli to prawda, to może być nieciekawie – mruknął Marcel.

- Wiem, ale co ja mam robić? Nie pozwolę skrzywdzić Niny, jednak nie mogę również skrzywdzić Kol'a.

- Zawsze możesz go zasztyletować, przynajmniej wtedy nie zrobi nic głupiego.

- Problem polega na tym, że nie mogę. Obiecałem to Ninie, a ja zawsze dotrzymuję obietnic.

- Ale teraz to inna sytuacja. Jeśli nie będzie wyboru, to musisz to zrobić. Swoją drogą ostatnio widziałem go z jakąś kobietą. Myślałem, że to pocieszenie po Ninie.

- Mylisz się – pokręciłem głową i ponownie się napiłem. - On coś z nią knuje przeciw Ninie. Widziałem kiedyś tą kobietę, ale nie mogę jej sobie przypomnieć.

- Z tym Ci nie pomogę, ponieważ widziałem ją pierwszy raz. Mogę jednak powiedzieć swoim, aby postarali się coś o niej dowiedzieć.

- To nie byłoby takie głupie – uśmiechnąłem się do niego lekko. - Jednak to musi zostać między nami, nikt nie może znać prawdy. Nie wiemy, kim jest ta tajemnicza kobieta ani co dokładnie knuje Kol. Musimy być ostrożni.

- Poproszę o to najbardziej zaufanych ludzi, spokojnie. Wszystkiego się dowiemy i przeszkodzimy mu w zemście.

- Dziękuje, Marcel, na Ciebie można liczyć.

- Kiedyś Ty mi pomogłeś, więc czas się odwdzięczyć. Zresztą lubię Ninę i nie pozwolę jej skrzywdzić, mam u niej mały dług.

- Oby tylko udało nam się powstrzymać Kol'a, zanim będzie za późno.

- Uda nam się, Klaus, my zawsze dajemy radę.

- Oby tak było, przyjacielu. Oby tak było.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro