ROZDZIAŁ 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                 Czasami życie stawia przed nami przeszkody, których nie jesteśmy w stanie przejść. Potrzebujemy pomocy, lecz nie zawsze po nią sięgamy. Jesteśmy uparci i twierdzimy, że ze wszystkim poradzimy sobie sami. Cierpimy, jednak nie pokazujemy tego po sobie. Wszystko, co dzieje się wokół nas, staramy się zostawić dla siebie. A jeśli by tak podzielić się swoim bólem z innymi? Wtedy byłby o wiele mniejszy, a my byśmy nie byli z tym sami. Czasami trzeba schować dumę w kieszeń i powiedzieć innym, co nam leży na sercu. Tak właśnie postąpiłam ja.

                 Nie wiedziałam, czy to dobre wyjście z tej sytuacji, jednak musiałam zaufać intuicji. Moi przyjaciele zasługiwali na prawdę, a ja nie mogłam ich dłużej oszukiwać. Nie potrafiłam grać dłużej silnej kobiety, która ma wszystko pod kontrolą. Prawda była taka, że mój świat zaczął się sypać, a ja nie potrafiłam temu zapobiec. Z każdej strony otaczały mnie problemy, a ja stałam pośrodku tego wszystkiego całkowicie bezradna. Nie potrafiłam wybrać strony, z której najpierw zaczęłabym usuwać kłody. To powoli zaczęło mnie przerastać, przez co mój umysł płatał mi coraz większe figle.

                 Po rozmowie z przyjaciółmi poczułam ogromna ulgę. Poczułam się tak, jakby ktoś nagle zabrał z moich pleców wielki głaz, który przeszkadzał mi w swobodnym poruszaniu się. Byłam lżejsza i spokojniejsza, gdy oni znali prawdę. Nie chciałam oczywiście ich mieszać do wojny pomiędzy mną, a Kol'em, jednak zasługiwali naprawdę, która była okrutna. Sama nie wiedziałam, co mam robić i jak się zachować w tej sprawie, oni również byli bezradni.

                 Walka z Kol'em była niczym walka z wiatrakami. Ten facet był potężny i sprytny, miał milion myśli na sekundę. Nikt nie potrafił przewidzieć jego ruchu, ponieważ był zmienny niczym pogoda. To właśnie dlatego był najlepszy w tym, co robił. Osobiście wiele razy widziałam go podczas starcia z wrogiem i już dawno przysięgłam sobie, że za cholerę nie będę z nim nigdy walczyć. A teraz co? Szykuje się coś, na co ja nie mam kompletnie wpływu. Moje słowa nie docierają do niego, słowa jego rodzeństwa również są dla niego niczym. Żyje w swoim własnym świecie, z którego nie chce wyjść. Widzi tylko to, co chce widzieć. Czuje tylko to, co chce czuć. Jak mam go przekonać do zmiany decyzji, skoro on nawet nie ma zamiaru ze mną porozmawiać?

- Nie przejmuj się, poradzimy sobie z nim – Scott położył mi dłoń na ramieniu.

- Co? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Poradzimy sobie z Kol'em, nie pozwolimy mu Cie skrzywdzić.

- Ty chyba oszalałeś – spojrzałam na niego zła. - Nie ma opcji, abyście z nim walczyli. Kol jest nieprzewidywalny i cholernie mściwy, zabije was, jeśli tylko staniecie mu na drodze.

- To co? Mamy pozwolić mu rzucić się na Ciebie? - zapytał wściekły Isaac, patrząc na mnie gniewnie.

- Nie macie na to patrzeć, ale również nie macie się w to mieszać. To jest nasza sprawa i to my odegramy w tym główne role.

- A my postoimy z boku i będziemy jeść popcorn, podczas gdy wybędziecie się zabijać – powiedział sarkastycznie Stiles, a ja zmierzyłam go wzrokiem. - Nie ma opcji, abyśmy Cie samą z nim pozostawili. Jeśli on jest nieobliczalny, to tym bardziej potrzebujesz pomocy.

- I co mu zrobisz? Jebniesz go kijem po łbie?

- Jeśli będzie trzeba, to tak. Mam metalowy w bagażniku, na coś się w końcu przyda.

- Zgupiałeś do reszty – pokręciłam zrezygnowana głową. - Nie mieszacie się do tego, ja się tym zajmę.

- Pewnie, patrz jak się na to zgadzamy – prychnęła Malia. - Nie zawsze to Ty nas będziesz bronić.

- Dokładnie, teraz to my obronimy Ciebie – odezwała się Lydia poważnym głosem.

- Bardzo mi miło, że chcecie mnie obronić i stanąć w mojej obronie, jednak w życiu się na to nie zgodzę.

- Dlaczego? - jęknął załamany Scott. - Dlaczego nie dajesz sobie pomóc?

- To nie tak – ponownie pokręciłam głową. - Znam Kol'a od kilku lat i wiem, do czego jest zdolny. Ten facet to chodząca zagadka, w życiu nie zdołacie go pokonać. Nie ma na niego mocnych, niczego się nie obawia. Jego motto to : Po trupach do celu. Jak myślicie, co z wami zrobi, gdy staniecie mu na drodze? Nie przywita was z otwartymi rękoma, tylko od razu rzuci się wam do gardła i rozszarpie na miejscu.

- A co zrobi z Tobą? Ucieszy się na Twój widok? - odparł sarkastycznie Stiles.

- Nie mam pojęcia, co on zrobi. I właśnie tu leży problem. On jest nieprzewidywalny, do cholery. Nie mam zamiaru z nim walczyć i żadne z was tego również nie zrobi. Postaram się to naprawić, porozmawiam z nim jeszcze. Może uda mi się go przekonać do zmiany zdania.

- Wierzysz w to? - Lydia spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.

- Nie wierzę już w nic, ale nie mam nic do stracenia. Trzeba łapać się wszystkiego, co jeszcze pozostało. A teraz przepraszam, ale jestem padnięta i mam ochotę jechać od domu.

- Jedź, odpoczynek dobrze ci zrobi – Scott uśmiechnął się do mnie lekko.

- Gdyby coś się działo to macie od razu dzwonić.

- O to się nie martw – Malia puściła mi oczko.

               Pożegnałam się z każdym buziakiem w policzek i skierowałam się do samochodu. Miałam dosyć dzisiejszego dnia, a czekała mnie jeszcze rozmowa z Derekiem. Nie mam pojęcia, czego ten człowiek może ode mnie chcieć, ale zaczynam się powoli obawiać. Nie był ostatnio chętny do rozmowy ze mną, a teraz sam proponuje spotkanie? Coś mi tu nie gra, ale nie będę teraz zastanawiać się nad tym głębiej. Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż głupie pomysły Hale'a.

                Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik, patrząc na swoje odbicie w lusterku wstecznym. Nie wyglądałam najlepiej i niestety nie wiedziałam, czym to było spowodowane. Mój organizm był zmęczony, potrzebował odpoczynku, na który ja niestety nie mogłam sobie pozwolić. Musiałam być zwarta i gotowa, aby w każdej chwili stawić czoło wrogom, których z każdym dniem przybywało. Dodatkowo musiałam dowiedzieć się, jaka była przyczyna mojego złego stanu, aby w jakiś sposób temu wszystkiemu zapobiec. Czeka mnie dzień pełen wrażeń, nie ma co.

                 Ruszyłam lekko z parkingu, aby nie potrącić żadnego ucznia biegającego po parkingu. Dzieciaki miały niezłą zabawę, przyglądając się policjantom, którzy byli na terenie szkoły. Swoją drogą, nawet nie znałam przyczyny ich przyjazdu tu, zapomniałam zapytać o to resztę. Dowiem się później, teraz czas pojechać do domu i poszukać jakiegoś rozwiązania w sprawie mojego stanu.

                Droga do domu na szczęście nie zajęła mi zbyt długo, z czego bardzo się cieszyłam. Mogłam w spokoju przesiedzieć kilka godzin, w oczekiwaniu na pieprzonego Hale'a, który jest strasznie zmienną osobą. Raz jest dla mnie miły, później totalnie mnie olewa, a na końcu prosi o spotkanie. Czy to jest normalne? Oczywiście, że nie, ale to w końcu Derek Hale, jego w życiu nie ogarnę.

               Weszłam do domu i od razu skierowałam się do ściany, za którą ukryte są półki z księgami mamy. Nie wiem, dlaczego ich nie zabrałam ze sobą, ale chyba chciałam, że by tu zostały. Były naprawdę niewielkie szanse na to, aby moi wrogowie kiedykolwiek wpadli na pomysł, że właśnie w tym mieście je trzymam. A może po prostu to miała być kolejna wymówka, abym kiedyś powróciła do miasta?Już sama siebie przestałam ogarniać, zaczęłam gubić się w swoim własnym życiu.

               Wyjęłam wszystkie księgi, w których mogłam znaleźć coś interesującego, i skierowałam się z nimi do salonu. Następnie poszłam do kuchni i zaparzyłam sobie mocną kawę, wzięłam również woreczek z krwią i przelałam zawartość do szklanki. Kto wie, może właśnie brak substancji był powodem mojego złego samopoczucia i słabej kontroli? I tak nie miałam zamiaru zrezygnować z przeszukania ksiąg, tam zawsze może być coś interesującego.

                Położyłam się na ziemi na brzuchu i sięgnęłam po pierwszą księgę. Zaczęłam kartkować tom i przeglądać wszystkie zamieszczone tam informacje. Moja mama miała głowę na karku, zapisała tu wszystko, co mogłoby kiedykolwiek się przydać. Przynajmniej ona myśli o takich szczegółach, bo u mnie dosyć często jest z tym ciężko. Zawsze działam na spontanie, a później przez kilka godzin zastanawiam się, jak udało mi się coś zrobić. To jest chyba właśnie największy błąd, jaki zawsze popełniam.

              Odłożyłam pierwszą księgę, nie znajdując w niej nic ciekawego, i złapałam za następną. Powtórzyłam czynność z poprzedniej, popijając przy tym kawę, od czasu do czasu pijąc się również krwią. Mój umysł działał na pełnych obrotach i próbował wychwycić jakiś szczegół, który mógłby mnie zainteresować. Nagle mój wzrok przykuło pewne zdanie, które już kiedyś gdzieś słyszałam. Dokładnie wczytałam się w tekst, który znajdował się niżej i otworzyłam szeroko oczy.

- A to ciekawe – szepnęłam sama do siebie, a po chwili otworzyłam szerzej oczy. - To niemożliwe.



* Perspektywa Scott'a *

                Gdy Nina wyjawiła nam prawdę, poczułem pewnego rodzaju ulgę. Nareszcie otworzyła się przed nami, a ja mogłem wreszcie w jakiś sposób ją zrozumieć. Wszystko dookoła zaczęło ją przytłaczać, a ona przestała radzić sobie z problemami, których z każdym dniem przybywało. Każda sytuacja wiele ja kosztowała, chociaż uparcie starała się to ukrywać. Naprawdę zacząłem się o nią obawiać, ponieważ nie była w stanie dłużej tak funkcjonować.

                Zastanawia mnie zachowanie tego całego Kol'a. Co prawda nie znam go osobiście, jednak wiele o nim słyszałem. Klaus kiedyś opowiadał nam o relacjach brata i Niny, więc nie rozumiałem jego toku rozumowania. Z tego co wiem, Kol dbał o Nine i nie pozwolił nigdy zrobić jej jakiejkolwiek krzywdy. Bardzo dbał o jej bezpieczeństwo i szczęście, był jej Aniołem Stróżem. Więc czemu teraz tak nagle zaczął zachowywać się jak ostatni dupek? Coś mi nie pasowało w tej sytuacji, miałem zamiar dowiedzieć się co to takiego. Pomogę jej, chociaż miałaby mnie później za to zabić.

- Co robimy? - zapytała Lydia.

- Musimy jej jakoś pomóc – odpowiedział jej Stiles.

- Przecież ona nas zabije – Malia wyglądała na lekko wystraszoną. - Masz zamiar jej nie słuchać?

- A czy my kiedykolwiek jej posłuchaliśmy? - zapytałem, patrząc na dziewczynę. - Nina zbyt wiele poświęciła dla nas, teraz czas się jej odwdzięczyć.

- Przecież sama mówiła, że walka z tym całym Kol'em to samobójstwo.

- Nikt tu nie mówi o walce – odparł Isaac. - Możemy spróbować załatwić tą sprawę inaczej. Na początek potrzebujemy mieć stały kontakt z Klaus'em

- To załatwię – powiedział zadowolony Stiles.

- Niby jak? - Malia spojrzała na niego zdziwiona.

- Wykradnę jego numer z telefonu Niny, w tym jestem dobry.

- Scott! - głos Liam'a zmusił mnie do obejrzenia się za siebie. - Wszędzie was szukamy.

- Coś się stało? - spojrzałem na młodego.

- Szukają Garrett'a – odpowiedział Mason, patrząc na nas. - Gdzie Nina?

- Źle się poczuła i pojechała do domu. Wiem, że szukają Garrett'a.

- Nie ma go w szkole – uśmiechnął się lekko Liam.

- To też wiemy, nie pomagasz – odparł mu Stiles.

- Nie rozumiecie? - Mason spojrzał na nas zdziwiony. - Można przeszukać jego rzeczy i może znajdziemy coś ciekawego.

- To nie głupie – mruknąłem i wstałem z miejsca. - Liam, idziesz ze mną.

- Ja? - chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

- Czas nauczyć Cie paru sztuczek – mruknąłem do niego i skierowałem się do przyjaciół. - Wy postarajcie się przeszukać jego rzeczy, my sprawdzimy szafkę w szatni.

                Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w stronę szkoły, czując za sobą obecność Liam'a. Uśmiechnąłem się pod nosem i przyspieszyłem kroku. Chciałem nauczyć Liam'a kilku wilkołaczych sztuczek, dzięki czemu będzie potrafił poradzić sobie w przyszłości, gdy mnie zabraknie. Chciałem go nawet wysłać na kilka treningów do Niny, jednak nie chciałem jej teraz zawracać głowy. Ma już zdecydowanie wystarczająco dużo zajęć na następne stulecie.

                Weszliśmy do szatni upewniając się wcześniej, że nikogo tam nie ma. Ruszyliśmy w kierunku szafek i zaczęliśmy je przeszukiwać. Postanowiłem sprawdzić również inne szafki, aby nakryć kogoś, kto również był zamieszany w te całe łowy. Tak więc jak podszedłem do szafki Garrett'a, a Liam zajął się resztą. Cały czas nadsłuchiwałem, czy ktoś przypadkiem nie idzie. W międzyczasie pokazałem Liam'owi, jak otworzysz zamek bez niszczenia go. Mam nadzieję, że sobie poradzi.

                Otworzyłem szafkę Garrett'a i ujrzałem na dnie sportową torbę. Schyliłem się do niej i zajrzałem do środka, dostając przy tym zawału serca. W środku było pełno pieniędzy, które zapewne chłopak zarobił poprzez morderstwa, jakich się dokonał do tej pory. Wyjąłem szybko telefon, zrobiłem zdjęcie i wysłałem je do Stiles'a. Zamknąłem następnie torbę i wsunąłem ją pod ławkę, aby nikt jej nie zauważył, musiałem ją stąd zabrać.

- Znalazłeś coś? - zapytał nagle Liam, a ja zastanowiłem się nad odpowiedzią.

- Nie, nic tu nie ma – skłamałem.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro