ROZDZIAŁ 49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mason, uspokój się – mówiłam spokojnie, trzymając chłopaka za ramię.

- Jak mam się uspokoić?! - jego ręce wystrzeliły w górę. - To krew wilkołaka!

- Nie wiadomo, czy to krew Liam'a – powiedziałam poważnie, chociaż w środku wiedziałam, że to nie prawda.

- Nie czujesz go? Popatrz mi prosto w oczy i powiedz, że to nie jego krew.

- Mason, uspokój się, Twoje nerwy nam nie pomogą.

- Czyli to jego krew! Mój przyjaciel jest ranny, ktoś go porwał! Jak mam się niby uspokoić?!

- Mason! - nie miałam już siły do tego chłopaka, serio. - Popatrz mi prosto w oczy - wykonał moje polecenie, a ja poczułam ukłucie w sercu. - Wszystko będzie dobrze, nie panikuj. Znajdziemy Liam'a.

- Jak? - jęknął załamany.

- Ufasz mi? - zapytałam poważnie.

- Nina, musimy go znaleźć, przecież on...

- Mason! - po raz kolejny krzyknęłam, przywracając go na ziemie. - Odpowiedz na pytanie, ufasz mi?

- Ufam Ci – odpowiedział, patrząc mi w oczy.

- To teraz uważnie mnie posłuchaj – pokiwał mi głową, patrząc na mnie. - W swoim życiu przeszłam naprawdę wiele, wycierpiałam jak mało kto. Każdy, kto mnie zna wie, że zawsze dotrzymuję obietnic. Obiecuję Ci, że odnajdę Liam'a i sprowadzę go żywego.

- Jak chcesz to zrobić? Nie mamy żadnego tropu.

- Zacznij we mnie wierzyć, młody. Jeśli chcę, to potrafię naprawdę wiele zdziałać. Znalezienie Liam'a nie będzie trudne.

- Ufam Ci, Nina. Odnajdź go, sprowadź go spowrotem.

- Zrobię to, obiecuję – uśmiechnęłam się do niego lekko. - A teraz chodź.

- Gdzie? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Wracamy do samochodu, zadzwonię do Scott'a i rozpoczniemy poszukiwania.

               Chłopak przytaknął mi i już po chwili ruszyliśmy w drogę. W międzyczasie wyjęłam telefon i wykonałam połączenie do Scott'a, który nie odebrał ode mnie. Spróbowałam jeszcze kilka razy, jednak efekt był niestety ten sam. Byłam wściekła na Alfę, oby miał dobre wytłumaczenie, bo inaczej uduszę go gołymi rękoma, serio.

                Starałam się być silna, chociaż to było trudne. Tak naprawdę bałam się o Liam'a i o to, czy jest jeszcze żywy. Mogłam dać sobie rękę uciąć, że za jego zniknięciem stoi jakiś Łowca. Miałam nawet swoje podejrzenia, jednak nie były one niczym uzasadnione. Musiałam zachować spokój, aby chociaż trochę uspokoić Mason'a, który był cholernie roztrzęsiony. Co prawda mogłam go zahipnotyzować i po sprawie, jednak nie chciałam tego robić. To była ostateczność, której rzadko kiedy się łapałam.

               Wsiedliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w drogę do szkoły. Podróż minęła nam w ciszy, co nawet mi się spodobało. O wiele bardziej wolałam to, niż panikowanie Mason'a. Oczywiście w pełni go rozumiałam, ponieważ zniknął jego przyjaciel, a my odnaleźliśmy ślady jego krwi. Nie potrafiłam go uspokoić i zapewnić, że Liam jest cały i zdrowy. Nawet nie mam pewności, że uda mi się go sprowadzić żywego do domu. Ale co innego miałam mu powiedzieć?Musiałam go uspokoić, przy okazji wmawiając sobie, że wszystko będzie dobrze. Sama potrzebowałam takiego zapewnienia, aby do końca nie zwariować.

               Droga minęła nam szybko, jak zwykle nie trzymałam się żadnych znaków czy zakazów. Mason o mały włos nie zwymiotował przez moją jazdę, jednak dzielnie się trzymał. W pewnych momentach miałam ochotę śmiać się z jego min, jednak skutecznie się hamowałam. To nie była najlepsza sytuacja do śmiania się, chociaż wszystko wyglądało dosyć zabawnie. Zaparkowałam na parkingu szkolnym, a chłopak wypadł z samochodu jak poparzony.

- Ziemia, ja żyję! - krzyczał klęcząc na parkingu, przez co kilka osób na niego patrzyło. - Nigdy więcej z Tobą nie jadę.

- Przecież nie było aż tak źle – zaśmiałam się, patrząc na niego.

- Kobieto, Ty chciałaś nas zabić!

- Przypominam Ci, że jestem nieśmiertelna, mnie się nie da tak łatwo zabić.

- Dobra, zmieniam zdanie. Chciałaś zabić mnie!

- Nie panikuj, chodź szukać Scott'a.

               Z chwilowym uśmiechem na twarzy wpadliśmy do szkoły, w której mój humor diametralnie się zmienił. Przypomniałam sobie o celu, w którym tu jesteśmy. Musieliśmy odszukać Alfę, którego nie było tak łatwo znaleźć. Oczywiście poszłam na łatwiznę i już po chwili siedziałam w umyśle Scott'a, szybko namierzając miejsce jego pobytu. Od razu ruszyłam w drogę, czując za sobą Mason'a. Przez chwile chciałam go gdzieś zostawić i oszczędzić mu nerwów, jednak wiedziałam, że on tak łatwo się nie podda. W tym właśnie tak cholernie był podobny do Stiles'a, oboje byli uparci i gotowi do pomocy, nawet jeśli mieliby zginąć.

- Scott! - krzyknęłam, patrząc na chłopaka i podeszłam do niego. - Ty żyjesz? - złapałam go za ramię, jednak on nie zareagował. - Scott!

- Co? - spojrzał na mnie zdezorientowany. - Nina? Co Ty tu robisz?

- Aktualnie stoję i patrzę na Ciebie. Co się stało?

- Liam – jęknął załamany.

- Zaginął, wiem o tym. Dlaczego tak stoisz?

- Skąd to wiesz? - całkowicie zignorował moje pytanie.

- Mason do mnie zadzwonił – wskazałam na chłopaka palcem. - Biegali razem na trasie i nagle Liam zniknął. Znaleźliśmy jego krew.

- To była jego krew?! - Mason spojrzał na mnie spanikowany.

- Spokojnie, nie umiera – starałam się go uspokoić. - Plama niebyła taka duża, jest tylko lekko ranny.

- Lekko ranny?! Ja zaraz padnę – jęknął załamany.

- Co wiesz? - zignorowałam chłopaka i spojrzałam na Scott'a.

- Wiem kto ma Liam'a, a raczej kto jest odpowiedzialny za jego zniknięcie.

- Kto? - zapytałam, zaciskając pięści.

- Garrett – powiedział od razu. - Dzwonił do mnie i powiedział, że wie gdzie jest Liam.

- Zabiję gnoja – chciałam się ruszyć z miejsca, jednak Scott mi w tym przeszkodził. - Co? Mam stać w miejscu i czekać na oklaski?

- On chce coś w zamiar za Liam'a.

- Może dostać po ryju, tyle mu oferuję w zamian.

- Chce Violet – westchnął chłopak.

- Przecież ona jest aresztowana. Jak niby masz ją mu dostarczyć?

- Chce, abym pomógł mu zaatakować konwój, którym będzie wieziona i wydostać ją z stamtąd.

- On oszalał – spojrzałam zdziwiona na Scott'a. - Idę go zabić.

- Nina! Nie zrobisz tego. Znajdziemy inny sposób.

- Masz zamiar zaatakować wóz policyjny i uratować dziewczynę, która zamordowała większość istot z listy? Po moim trupie.

- Nina, proszę Cie. Znajdziemy przecież jakieś rozwiązanie. Zagramy w jego grę, przecież jesteś w tym dobra.

- Jestem, ale prędzej zatopię w nim swoje kły, niż zgodzę się na jego warunki.

- Nina, błagam Cie – jęknął załamany Alfa.

- Dobra, zaraz to załatwimy. Gdzie reszta?

- Malia gdzieś wyszła, nie mam pojęcia gdzie. Stiles, Isaac i Lydia pojechali na komisariat porozmawiać z Parrish'em.

- To będzie niezłe. Już widzę, jak wyciągają z niego informacje o tym, kim tak naprawdę jest.

- Nina, trochę wiary – popatrzył na mnie z nadzieją w oczach.

- Przecież ja nic nie mówię – podniosłam dłonie do góry. - A teraz zajmiemy się planem Garrett'a.



* Perspektywa Lydii *

- Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytałam Stiles'a, patrząc na komisariat.

- Nie mamy większego wyboru. Musimy wiedzieć, kim on jest.

- Ewentualnie weźmiemy go na tortury – odparł Isaac, idąc spokojnie przed nami.

- Ty to lepiej się nie odzywaj, wcale nie pomagasz – powiedział Stiles, patrząc na chłopaka z mordem w oczach.

- Musimy wyciągnąć z niego informacje, tak? Więc jeśli dobrowolnie nic nie powie, to zawsze można go lekko okaleczyć.

- Zamieniasz się w Ninę, a dokładnie w jej złą wersję – westchnęłam. - Musimy rozegrać to na spokojnie.

- Nudni jesteście i tyle – wzruszył ramionami i poszedł w stronę wejścia.

              Nie byłam pewna planu, który ułożył Stiles. Nie mamy żadnej pewności, że Jordan będzie chciał z nami rozmawiać, a tym bardziej zdradzi nam to, kim tak naprawdę jest. Bardziej podobał mi się plan B, a mianowicie wparowanie Niny na komisariat. Mogłaby wtedy wszystko pięknie rozegrać i mielibyśmy to, czego tak naprawdę chcemy. Ona jest dobra w te klocki, zawsze dostaje to, czego chce. Czasami chciałabym być taka sama jak ona, chciałabym być pewna siebie i uparta, jak Nina Fortem. Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze.

                Weszliśmy na komisariat i od razu skierowaliśmy się do gabinetu Szeryfa. Ponoć miał tam czekać Parrish, który się nas pewnie nie spodziewał. Oczywiście Stiles wcześniej postarał się o to, rozmawiając z tatą przez telefon. Miałam nadzieję, że nasz plan wyjdzie i nie będziemy musieli sprowadzać tu dodatkowych posiłków. Jakby nie patrzeć, Nina ma wiele na głowie, więc dodatkowa robota nie jest jej teraz potrzebna. Ma zbyt wielu wrogów na głowie, co ani trochę nie pomaga jej w normalnym funkcjonowaniu.

- Witamy serdecznie – odezwał się Isaac, wchodząc go gabinetu. - Nie spodziewałeś się nas, co?

- Co wy tu robicie? - zapytał zdziwiony Parrish.

- Przyszliśmy porozmawiać, to bardzo ważne – odezwałam się, podchodząc bliżej.

- A dokładnie to musisz nam w czymś pomóc – powiedział Stiles,podchodząc do biurka.

- Nie mogłeś poprosić ojca? Przecież to on jest tu Szeryfem –Jordan spojrzał na niego podejrzanie.

- Tak, ale polecił nam Ciebie On ma teraz coś ważnego do zrobienia.

- Dobra, co mam zrobić?

- Musisz sprawdzić tą listę – podeszłam i podała mu kawałem papieru. - Sprawdź ich wszystkich w bazie.

- Po co wam to?

- To lista osób, którzy mają zostać zamordowani. Obok nazwiska jest cena za ich śmierć.

               Jordan kiwnął głową w odpowiedzi i wziął się do pracy. Cała nasza trójka usiadła na kanapie i czekała na rozwinięcie sytuacji. Miałam mieszane uczucia co do tego wszystkiego, co dzieje się teraz wokół nas. Za dużo wrogów, za mało czasu i sił. Łowcy w dalszym ciągu biegają po mieście, nie znamy ich wszystkich niestety. Mamy coraz więcej ofiar w postaci istot nadprzyrodzonych z listy. Dodatkowo podobno jest jeszcze jednak część, na którą nie wpadliśmy. Do tego ten cały Dobroczyńca, którego danych osobowych nie znamy. I na koniec, Kol Mikaelson, dawny przyjaciel Niny, który teraz chce prowadzić z nią wojnę. Boję się o życie wampirzycy, już raz musiałam przez to przejść, drugi raz nie dam rady.

- Nic tu o nich nie ma – odezwał się nagle Parrish. - Żadne nazwisko nie znajduje się w bazie policyjnej.

- Jak to możliwe? - zapytał zdziwiony Isaac.

- Musieli nie być karani – westchnął Jordan.

- Ale spojrzałeś na wszystkie nazwiska? - zapytał podejrzliwie Stiles.

- Nie, tylko kilka pierwszych. Nie ma sensu ich sprawdzać, spoko niema żadnych poszlak. To bez sensu.

- No to popatrz tu – Stiles wstał i skazał na ostatnie nazwisko z listy. - Czytaj uważnie.

- Jordan Parrish. To ja? - mężczyzna spojrzał na nas zdziwiony. -Jestem wart pięć dolarów?

- Pięć milionów dolarów – odpowiedział mu Isaac.

- Ile?! Ja zarabiam czterdzieści tysięcy rocznie, może powinienem sam się zabić?

- Zawsze mogę Ci pomóc – wzruszył ramionami Isaac.

- Może innym razem – mruknęłam zła do chłopaka. - Potrzebujemy jeszcze czegoś.

- Czego? Mam kogoś jeszcze sprawdzić?

- Nie – pokręcił głową Stiles. - Potrzebujemy spotkać się z Meredith.

- To nie jest najlepszy pomysł – zaczął policjant. - Po ostatnim spotkaniu ona nie czuła się najlepiej.

- Wkurzyła mnie, więc wybuchłam – zaczęłam się bronić. - To nie moja wina, że ona jest głupia.

- Jest chora – sprecyzował Jordan. - Nie mogę jednak wam pozwolić kolejny raz się z nią spotkać.

- A to niby dlaczego? Przecież nie mamy zamiaru jej zabijać – prychnął zły Isaac.

- Jej stan psychiczny jest niestabilny, a wy swoimi krzykami jej nie pomagacie.

- Czyli nie ma szans, abyś nam pomógł? - spojrzałam na niego z nadzieją.

- Niestety, ale muszę odmówić. To dla dobra was wszystkich.

- Trzeba użyć innych środków – mruknął Stiles.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro