ROZDZIAŁ 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Perspektywa Niny *

               Ludzki umysł potrafi zmieścić w sobie dużą ilość głupich pomysłów. W takim razie ile może mieścić umysł pół wampira i pół czarownicy? Nieskończoną ilość, znam z własnego doświadczenia. Od zawsze moje pomysły były zwariowane, nierealne do zrobienia, nieodpowiednie, głupie. Tak, w szczególności były i nawet na dalszą głupie. Nigdy nie nauczyłam się, aby najpierw dziesięć razy pomyśleć, a dopiero później działać. Zawsze wszystko muszę robić na spontanie.

               Wyjazd z Nowego Orleanu był jednym z takich pomysłów. Tak naprawdę to nawet nie miałam dłuższej chwili, aby o tym wszystkim pomyśleć i zaplanować dokładnie swoje kroki. Co mam niby zrobić? Wpaść do miasta i krzyknąć ,, Kryjcie się złe istoty, bo Nina Fortem powróciła '' ? Tak, to jest genialny plan. I zapewne na granicy miasta będzie stała cała paczka moich przyjaciół z Kirą na czele i przywitają mnie fanfarami, gratulując zmiany na gorsze. Matko, nie wiem co ja mam w tej głowie.

               Następny nieprzemyślany krok to mój cholerny transport. Nie koniecznie chodzi mi o mój samochód, bo go akurat kocham, ale czemu wybrałam właśnie ten środek transportu? Przecież jestem w połowie czarownicą, tak? Wielokrotnie przenosiłam się z miejsca na miejsce, więc czemu nie zrobiłam tego tym razem? Na to pytanie chyba nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć, a w szczególności nie ja. To wszystko przez Allison, nawet nie dała mi się z tym wszystkim dobrze przespać, a namówiła mnie na tą cholerną pomoc. Przykro mi, ale sen po alkoholu nie służy w dobrym myśleniu i ocenieniu danej sytuacji.

               Wściekła na samą siebie jak i na wszystkich dookoła zatrzymałam się na jednym z poboczy, jakie spotkałam po drodze. Wysiadłam wściekła z samochodu i miałam ochotę się zamordować, wcześniej pozbawiając życia jakiegoś przypadkowego przechodnia. A co jest w tym najlepszego? Jestem na jakimś cholernym zadupiu, w którym nie ma żywej duszy. I proszę, tak kończą się genialne pomysły Niny Fortem. Jeśli istnieje nagroda za głupotę życia, to z pewnością będę nominowana. Czy ja choć raz zacznę uczyć się na błędach?

               Usłyszałam w oddali dźwięk zbliżającego się samochodu. Kim bym była, gdybym nie skorzystała z możliwości nakarmienia się ludzką krwią? Dobra, kiedyś bym nawet o tym nie pomyślała, ale przebywanie dniami i nocami w towarzystwie Kol'a Mikaelson'a wiele zmienia w życiu. Niewiele myśląc wyszłam na środek ulicy i zaczęłam machać jak opętana rękoma, aby zatrzymać pojazd, który nadjeżdżał właśnie zza zakrętu. Po chwili zatrzymał się przede mną. Ze środka wysiadł młody, dość przystojny mężczyzna z uśmiechem na twarzy. Ciekawe czy też by się tak cieszył, gdyby znał moje plany dotyczące jego życia.

- Coś się stało? - podszedł do mnie, patrząc prosto w moje oczy. Musiałam to wykorzystać, bo jakby inaczej.

- Wsiądź do samochodu i wjedź do lasu. Następnie wysiądź z niego i poczekaj na mnie – zahipnotyzowałam go, a koleś od razu uczynił to, co mu kazałam.

               Nie powiem, aby hipnoza była czymś nieprzydatnym. Za każdym razem możesz namieszać komuś w głowie, a on nieświadomie uczyni wszystko, co mu się rozkaże. To dosyć ciekawe i zabawne na swój sposób. Oczywiście tylko dla osoby, która wykonuje hipnozę, dla ofiar to mniej przyjemne. Mężczyzna odjechał szybko i skierował się na leśną drodze. Zamknęłam swój samochód i udałam się za nim. Wysiadł z pojazdu i stanął przed nim, patrząc na mnie.

- A teraz się Tobą pożywię. Co prawda nie miałam tego w planach, ale kto by się tym przejmował.

               Zaśmiałam się i w wampirzym tempie dopadłam swoją ofiarę, zatapiając w jego szyi kły. Mężczyzna zaczął krzyczeć, co wcale mnie nie zdziwiło. Nawet się szarpał, ale nie miał najmniejszych szans. Czemu nie kazałam mu się oddać w moje ręce? Bo wtedy nie byłoby to ciekawie. Uwielbiam krzyk ofiar, które błagają o wolność i życie. To napawa mnie pewnego rodzaju siłą i satysfakcją. Mam wtedy pewność, że to ja jestem Panią życia i śmierci, ode mnie zależy los tej osoby, która traci swoją krew.

               Niestety, zbyt się zamyśliłam, a serce faceta po chwili przestało bić. Cholera, ja wcale nie chciałam go zabić. Chciałam tylko się pożywić i zostawić go przy życiu. Ale cóż, co poradzić. Już za późno na ratunek. Przeniosłam ciało do samochodu, następnie machnęłam dłonią, a pojazd wraz z martwym mężczyzną zapłonął. Przynajmniej ja staram się ukrywać dowody zbrodni, nie to co Kol. Ten to potrafi zostawić wysuszone ciało nawet na środku ulicy. Dobrze, że przynajmniej tego się od niego nie nauczyłam. Zresztą ja rzadko kiedy zabijam swoje ofiary, są dla mnie tylko pokarmem.

               Powróciłam do swojego samochodu i otworzyłam bagażnik. Nie mam zamiaru jechać kolejnych godzin, skoro mogę poradzić sobie w całkowicie inny sposób. Wyjęłam swoje rzeczy i odeszłam od pojazdu. Będzie mi go trochę szkoda, ale zawsze mogę kupić następny. Kolejna zaleta bycia wampirem. Chyba jednak podoba mi się takie życie. Za pomocą magii popchnęłam samochód w las, a następnie podpaliłam. Patrzyłam przez chwilę na ogień, a następnie westchnęłam. Naprawdę zrobiłam się okropna, wcześniej nigdy nie zniszczyłabym swojego samochodu. Zamknęłam oczy i pomyślałam o swoim domu w Beacon Hills.

                 Jak zawsze, przy każdym lądowaniu, poczułam lekkie ukłucie w brzuchu. Otworzyłam oczy i ujrzałam swój salon. Nic tu się nie zmieniło od mojego ostatniego pobytu w domu. Byłam pewna, że chłopcy zrobili niezłą imprezę i będę musiała odbudować przynajmniej połowę budynku. Jednak oni nie są mną, tylko ja jestem do tego zdolna. Zapewne również bali się konsekwencji, jakie by ich spotkały po rozwaleniu mojego domu. Skierowałam się do sypialni, która również była w nietkniętym stanie. Nikt tu chyba nie zaglądał od mojego wyjazdu. Wzruszyłam ramionami i położyłam torby na ziemię, później się nimi zajmę. Zeszłam na dół i od razu wyszłam na świeże powietrze. Chyba czas odwiedzić stare kąty w tym mieście i sprawdzić, co takiego się tu zmieniło.

                Zamknęłam drzwi na klucz, który znalazłam na szafce w przedpokoju i ruszyłam przed siebie. Niektórzy patrzyli na mnie z lekkimi uśmiechami, inni ze strachem, a jeszcze inni nie zwracali na mnie uwagi. Nie rozumiem tych drugich, skąd u nich ten strach? Przecież nie zrobiłam nic złego, przynajmniej jeszcze nie. Nie, żebym miała zamiar na dzień dobry narozrabiać, ale kto tam wie. Znając mnie to zaraz coś się stanie, co będzie miało jakiś związek ze mną.

               Jakoś nie mam ochoty na chodzenie wśród ludzi. To nie tak, że mam ochotę zabić każdego, komu bije serce. Aż takiej słabej kontroli to jeszcze nie mam. Mogę nawet znajdować się w jednym pomieszczeniu z kimś rannym, a go nie ruszyć. Po prostu odzwyczaiłam się od ich towarzystwa. Skierowałam swoje kroki do lasu. Mam w nim dużo wspomnień, a przy okazji mogę się wyciszyć. Szłam powoli ścieżkami leśnymi, wspominając wszystko, co mnie tu spotkało. Nigdy nie będę na to narzekać, ponieważ to były piękne chwile. Kto wie, może tu powróci chociaż część tej Niny, która chciała wszystkich chronić? Tego nie wiem, chcę jednak odkryć prawdziwą siebie. Nie mam zamiaru się przyzwyczajać ponownie do przyjaciół, ani tym bardziej ponownie pozwolić sercu zakochać się w Dereku. Wydaję mi się jednak, że tak naprawdę to wcale nie przestałam go kochać. Jest w moim sercu jeszcze żar, który łatwo można przekształcić w prawdziwy ogień. Nauczyłam się jednak walczyć z uczuciami i mam zamiar to wykorzystać.

               Moje rozmyślania przerwał pewien dźwięk, który znałam aż za dobrze. Usłyszałam bicie serca, poczułam płynącą krew w ludzkich żyłach. Co prawda głodna nie jestem, ale zawsze można kogoś postraszyć. Skierowałam się natychmiastowo w stronę tego człowieka, aby zacząć zabawę. Oczywiście zaczęłam łamać gałęzie, aby wystraszyć swoją potencjalną ofiarę. Ujrzałam kobietę, ciemnoskórą o ciemnych włosach. Rozglądała się dookoła, jednak jej puls za bardzo się nie podwyższył. A to dziwne, ponieważ strach powinien zawładnąć jej ciałem w takiej chwili. Nie czuję od niej zapachu istoty nadprzyrodzonej. Wyszłam zza drzew i oparłam się o jedno z nich z uśmiechem na twarzy.Kobieta od razu skierowała się w moją stronę, wyciągając pistolet i mierząc we mnie.

- Schowaj to, bo sobie krzywdę zrobisz – powiedziałam lekko rozbawiona.

- Kim jesteś? - nie wiem, kim ona jest, ale w jej głosie nie usłyszałam strachu.

- A Ty? - ruszyłam w jej kierunku, a ta mocniej ścisnęła broń. - Nie jesteś wilkołakiem, ani żadną istotą nadprzyrodzoną. Nie pachniesz też Łowcami. Co tu robisz?

- Pierwsza zadałam pytanie – warknęła w moją stronę, a ja się zaśmiałam.

- Widać , że jesteś nowa – pokręciłam głową i stanęłam przednią. - Jestem kimś, kogo nie da się zabić. Nie chcesz mieć we mnie wroga, uwierz. Nikt nie wyszedł żywy z wojny ze mną. Opuść broń.

- W takim razie będę pierwszą, która pozbawi Cie życia.

               Tego było już za wiele. Ta laska grała mi na nerwach, a ja tego nie będę tolerować. Szybko przemieściłam się i stanęłam za nią, a ona strzeliła do drzewa. Złapałam ją za dłoń i szybko wytrąciłam pistolet, a następnie zacisnęłam swoją dłoń na jej gardle. Moje kły się wysunęły, domagając się krwi. Nie mogłam jej nie ukarać, bo wtedy nikt by się nie bał do mnie mierzyć. Wbiłam się w jej szyję, co było chyba błędem. Natychmiast dostałam się do jej umysłu, w którym ujrzałam obraz Petera i Dereka. Rozmawiała z nimi, gadali o czymś. Doskonale się znali, czułam to. Ona jest z nimi.

                Natychmiast oderwałam się od niej, a ta upadła na ziemie i popatrzyła na mnie ze strachem i czymś jeszcze, czego nie mogła zidentyfikować. Popatrzyłam na nią i zmarszczyłam brwi. Skądś ją znam, tylko skąd? Nie miałam jednak zamiaru się nad tym zastanawiać i od razu zwiałam z miejsca zdarzenia. Skoro ona współpracuje z Hale'ami, to oni bardzo szybko dowiedzą się o mojej obecności w mieście. Nie tam miałam to rozegrać.



* Perspektywa Dereka *

               Od mojego powrotu z Meksyku wiele się zmieniło. Nie jestem już Alfą, a Betą. Nie mam pojęcia, co takiego zrobiła mi Kate, jednak mam zamiar się zemścić. Ona dawno powinna wąchać kwiatki od spodu, a nie biegać po świecie jako istota nadprzyrodzona. Do tego ma swoich sługusów, którzy na jej rozkaz zabiją niemal każdego. To, co dzieje się w mieście, nie wróży nic dobrego. Do tego jeszcze ta cała lista, którą Scott wraz ze stadem stara się rozpracować. Nie wiem, ile udało im się rozszyfrować, ponieważ teraz nawet nie miałem chwili, aby z nimi poważnie porozmawiać. Muszę się z nimi spotkać i obgadać całą tą sprawę.

- Nie uprzedzaliście mnie o innych istotach – moje rozmyślenia przerwała Braeden, najemniczka wynajęta przez Petera do odnalezienia pieniędzy, które Kate ukradła ze skarbca Hale.

- O czym Ty mówisz? - Peter natychmiastowo znalazł się na dole i spojrzał na kobietę. - Dlaczego ja czuję krew?

- Pewnie dlatego – pokazała nam szyję, z której jeszcze lekko krwawiła. - Ktoś mnie zaatakował.

- Co to znaczy? - czasami zastanawiam się, czy Peter potrafi myśleć. Zadaje strasznie głupie pytania.

- Byłam w lesie i sprawdzałam teren. Chciałam odnaleźć jakieś ślady, które naprowadziłyby mnie na tą waszą Kate. Usłyszałam szelest, więc wyciągnęłam broń i rozejrzałam się dookoła. Nagle zauważyłam dziewczynę, która stała oparta o drzewo.

- Jak wyglądała i czym była? - podszedłem bliżej Braeden i spojrzałem dokładnie na ślady, które zdobiły jej szyję. Zaniepokoiło mnie to. Błagałem, aby zaprzeczyła mojej teorii.

- Ładna , kręcone, ciemne włosy, ciemne oczy, szczupła z idealną figurą, mocny makijaż, wybuchowy charakter, wredna i arogancka. Ponoć istota , której nie da się zabić. Z pewnością to nie był wilkołak. Wydaję mi się, że to był ...

- Wampir – przerwałem jej i spojrzałem na Petera.

- Znam tylko jedną osobę, która zgadzałaby się z tym opisem – powiedział przejęty mój wujek, z cieniem uśmiechu na ustach.

- Nina Fortem – wyszeptałem.













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro