ROZDZIAŁ 54

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co masz na myśli? - starałam się, aby mój ton głosu był w miarę spokojny, chociaż to było dosyć ciężkie.

- Garrett nie żyje, nie dorwaliśmy Violet, Szeryf i mój tata są w szpitalu.

- Co się dokładnie tam wydarzyło? - moje serce przyspieszyło swój rytm, a ja czułam, jakby ziemia osuwała mi się spod stóp.

- Jechaliśmy z Garrett'em za autem policyjnym, którym mój tata i Szeryf przewozili Violet. Miałem zatrzymać ich samochód, aby chłopak mógł uwolnić swoją dziewczynę, jednak coś poszło nie tak.

- Scott, nie każ mi się ciągnąć za język – jęknęłam załamana.

- Coś staranowało policyjny samochód, przewracając go. Podbiegliśmy do niego z Garrett'em, a wtedy ledwo przytomny Szeryf powiedział, że oni dalej tu są.

- Jacy oni? - zmarszczyłam brwi. To jednak mamy więcej wrogów?

- Nie wiem, jak ich nazywają. Takie dziwne istoty z maskami na twarzach z kości zwierzęcych. Mieli na sobie skórę niedźwiedzia oraz kości przyczepione do klatki piersiowej. Strasznie silni i ciężko ich pokonać.

- Co się stało dalej?

- Zaatakował nas jeden, Garrett zaczął z nim walczyć. Od tyłu zaszedł go drugi i po prostu zabił. Włączyłem się do walki, ale na niewiele to dało. Oberwałem później w głowę i obudziłem się w szpitalu.

- Co z Szeryfem i Twoim ojcem?

- Są poobijani, ale ich stan jest dobry. Mi też w sumie nic nie jest, więc trzeba zacząć działać.

- Dopiero co oberwałeś w głowę, a Ty już chcesz iść działać?

- Nie mamy czasu, Nina. Trzeba odnaleźć Liam'a, póki jeszcze żyje. Jeśli w ogóle żyje, bo takiej pewności nie mamy. Widziałaś co tojad zrobił z Brett'em, a jeśli Liam już leży gdzieś martwy?

- Nie leży, czuję go, więc jest jeszcze żywy. Jaki masz plan?

- Właśnie nie mam żadnego – jęknął załamany chłopak. - Nawet nie wiem, gdzie zacząć poszukiwania, Garrett nic mi nie zdradził.

- Ja wiem, gdzie on jest, tak mniej więcej. Gdy weszłam wcześniej do jego głowy, słyszałam śpiew ptaków i czułam zapach drzew. On musi być gdzieś w lesie.

- To przecież zbyt duża powierzchnia, aby go odnaleźć.

- A masz jakiś inny pomysł? Nie? To świetnie, spotkamy się przy wjeździe do lasu.

- Będę tak za chwile – westchnął zrezygnowany i się rozłączył.

               Scott ma racje, szukanie Liam'a w lesie to jak szukanie igły w stogu siana. Nie mamy jednak większego wyboru, skoro to jedyny punkt zaczepienia, jaki posiadamy. Nie mogę się z nim skontaktować ani w żaden sposób namierzyć, więc to znacznie utrudnia nam poszukiwania. Pozostaje nam bieganie po lesie i czekanie na cud, może któremuś z nas uda się go odnaleźć. Liam jest zbyt młody, aby umrzeć, ma jeszcze całe życie przed sobą. Nie powinno go to spotykać, to jest nieludzkie. Nie rozumiem tych durnych Łowców, ale cieszę się, że Garrett nie żyje, w przeciwnym razie sama pozbawiłabym go życia i to w bardzo bolesny sposób.

                 Wybiegłam szybko z domu, zamknęłam drzwi na klucz i skierowałam się do samochodu. Miałam przeczucie, aby go nie chować do garażu, a one nigdy mnie nie zawodzą. Jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o Liam'a, na pewno go odnajdziemy, całego i zdrowego, a przede wszystkim żywego. Uruchomiłam silnik i z piskiem opon wyjechałam na ulice, kierując się w stronę lasu. Musieliśmy się spieszyć, ponieważ każda minuta jest na wagę złota.

               Teraz mam ochotę strzelić sobie w głowę za swoją głupotę. Zamiast jechać do tej przeklętej Meredith i próbować wyciągnąć z niej informacje, których i tak nam nie podała, mogłam od razu ruszyć na poszukiwania młodego, a może już byłby wśród nas. A tak?Zmarnowałam tylko czas, który Liam'owi jest cholernie nie na rękę. Znając Garrett'a, poczęstował go żółtym tojadem, tak samo jak Brett'a. Jeśli mam racje, to Liam może być już po drugiej stronie, albo jego organizm może być już cholernie słaby.

                Jechałam najszybciej, jak to tylko było możliwe, kierowcy trąbili na mnie oraz rzucali różnymi epitetami w moją stronę, ale nie zwracałam na to uwagi. Normalnie pewnie wyszłabym z samochodu i porozmawiała z nimi po swojemu, jednak teraz nie było na to czasu. Nie wiedziałam, w którą stronę się kierować, aby odnaleźć młodego wilkołaka. Tak naprawdę to nawet nie miałam większej pewności, że on jeszcze żyje. Powiedziałam tak Scott'owi, aby go uspokoić,a przy okazji okłamać samą siebie. Ponoć pozytywne myślenie czyni cuda, więc czemu bym miała nie spróbować?

                 Dojechałam do celu, zgasiłam samochód i wyszłam szybko na zewnątrz. W oddali słyszałam dźwięk nadjeżdżającego motoru, więc pewnie Scott pojawi się tu za minutę lub dwie. Musieliśmy obmyślić plan działania, a najlepiej by było ściągnąć całe stado do pomocy. Najgorsze było to, że każdy był zajęty, więc jakoś musimy poradzić sobie sami. Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu, który szybko znalazł się w mojej dłoni.

- Klaus, nie mam czasu teraz rozmawiać.

- Ale to ważne, musisz mnie wysłuchać.

- Ważne to ja mam teraz zadanie, muszę odnaleźć młodego wilkołaka, który został zaatakowany przez Łowce żółtym tojadem i umiera gdzieś w lesie.

- Nie możesz go namierzyć?

- Właśnie tu jest największy problem, nie mogę. Nie mam pojęcia dlaczego, ale to nam wcale nie pomaga.

- Nina, ja też mam bardzo ważną informacje.

- Zadzwonię później, dobrze? - zapytałam, widząc podjeżdżającego Scott'a. - Później mi o wszystkim opowiesz, na razie.

                Nie czekałam na dalszą część rozmowy, od razu się rozłączyłam. Wiem, że Klaus dzwoni do mnie w sprawie Kol'a i Lily, jednak oni są dla mnie najmniejszym problemem w tym momencie. Życie Liam'a jest o wiele ważniejsze od dwójki idiotów chcących się na mnie zemścić. Jeśli chcą ze mną wojny, to proszę ich bardzo, chętnie stanę naprzeciwko i zawalczę o siebie. Nie mam zamiaru się poddać, mam dla kogo żyć. Mam dla kogo walczyć o siebie, nie pozwolę Kol'owi zniszczyć coś, co jest dla mnie ważne. To jest jego świadomy wybór, tak samo jak moja świadoma decyzja.

- Jestem – powiedział nagle Scott. - Co robimy?

- Musimy się rozdzielić. Ja pójdę w jedną stronę, a Ty w drugą.

- Nie lepiej zadzwonić po resztę i ich tu ściągnąć?

- Za długo nam to zejdzie, Scott. Nie mamy czasu czekać na nich. Rozdzielamy się, wykorzystaj swoje wszystkie zmysły, damy radę.

- A jeśli nie znajdziemy go na czas?

- Scott – złapałam go za ramiona i zmusiłam do spojrzenia w moje oczy. - My zawsze dajemy sobie radę, Scott. Zawsze udaje nam się wyjść ze wszystkiego cało. Jesteśmy silni i waleczni, Liam też taki jest. Odnajdziemy go, zdrowego i żywego. Nie ma dla nas rzeczy nie możliwych. My nigdy się nie poddajemy, Alfo, zawsze walczymy do końca, teraz też to zrobimy.

- Damy radę? - zapytał z nadzieją.

- Damy radę – uśmiechnęłam się lekko. - Bierzesz tamtą część – machnęłam ręką w podaną stronę – a ja biorę drugą. Jeśli go znajdziesz, skontaktuj się ze mną w myślach.

- Ty też daj mi od razu znać.

- Masz to jak w banku – puściłam mu oczko.

                 Każde z nas ostatni raz na siebie spojrzało i ruszyliśmy na poszukiwania. Wyostrzyłam wszystkie swoje zmysły, aby nie przeoczyć żadnego szczegółu. Musieliśmy znaleźć młodego, wierzyłam w to, że nam się uda. Przystanęłam na chwile i ponownie spróbowałam wejść do głowy Liam'a, jednak skutek był ten sam co wcześniej, był nie do namierzenia. Ruszyłam dalej przed siebie, rozglądając się dokładnie dookoła.

                  Nagle przystanęłam w miejscu, wsłuchując się we wszystkie dźwięki. Ponownie usłyszałam ryk i już wiedziałam, że mi się to nie przesłyszało. Wiedziałam, że to nie był głos Scott'a, więc to musiał być Liam. A skoro słyszę jego głos to oznacza, że chłopak dalej żyje. Ruszyłam natychmiast w jego stronę, próbując nie zabić się o jakiś korzeń wystający z ziemi. Martwa to raczej się na nic nie przydam.

                    Pędząc za głosem Liam'a, trafiłam na małą polanę. Rozejrzałam się dokładnie, zaciągając mocno zapachem. On musi być gdzieś blisko, czuję go. Ponownie weszłam w jego umysł, starając się wychwycić jakiś szczegół, jednak nie mogłam do niego dotrzeć. Zaczęłam dokładnie rozglądać się dookoła i ujrzałam studnie. Stała nieopodal dużego drzewa, dlatego na początku nie rzuciła mi się w oczy. Natychmiast zerwałam się z miejsca i podbiegłam tam. Czułam coraz mocniej zapach wilkołaka, on musiał tam być. Słyszałam drapanie paznokci o kamienie, tak jakby ktoś się wpinał po ściankach studni. Doskoczyłam do niej, łapiąc Liam'a w ostatniej chwili za dłoń. Spojrzałam na niego ze strachem, a następnie odetchnęłam z ulgą. Pomogłam mu się wydostać na zewnątrz, a chłopak od razu wtulił się w moje ciało.

,,Mam Liam'a'' przekazałam Scott'owi w myślach i mocno przytuliłam chłopaka.



* Perspektywa Scott'a *

                  Czułem się jak najgorszy Alfa na świecie. Nie potrafiłem uchronić swojego własnego Betę, którego sam stworzyłem. Nie potrafiłem go odnaleźć i ochronić przed wrogami. Nie zrobiłem nic, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. I to ja nazywam się Prawdziwym Alfą? Przecież to chore. Jest o wiele lepszych osób ode mnie, więc dlaczego to właśnie mnie spotkało? Nigdy tego nie zrozumiem i chyba do końca życia nie pogodzę się z tym, że tak łatwo pozwoliłem zranić swojego Betę.

                  W takich momentach, jak ten, cieszyłem się, że w moim życiu pojawił się ktoś taki jak Nina Fortem. Kobieta silna i niezależna, zawsze chętna do pomocy, mająca głowę na karku. W każdej sytuacji potrafi zachować zimną krew i zrobić wszystko, aby uratować swoich bliskich. Bez niej w tym momencie pewnie biegałbym jak szalony po lesie i krzyczał wniebogłosy, próbując się nie rozpłakać. Wiem, że jeśli ona usłyszałaby teraz moje myśli, to zapewne dostałbym po łbie, ale jakoś szczególnie o to nie dbam. Ja mam swoje zdanie na jej temat i nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć jej się za wszystko, co dla mnie zrobiła.

                   Poszedłem za radą wampirzycy i uruchomiłem wszystkie zmysły, jakie posiadałem. Głęboko zaciągnąłem się zapachem, jednak nie wyczuwałem żadnego śladu po wilkołaku. Dokładnie wsłuchiwałem się we wszystkie dźwięki, jednak nie słyszałem nic, co mogłoby naprowadzić mnie na ślad Liam'a. Miałem oczy szeroko otwarte, używając wzroku Alfy, jednak nic nie dostrzegałem. To było cholernie trudne, a ja nie potrafiłem nic zrobić. Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać. Skoro już jestem Prawdziwym Alfą, to muszę się wykazać i zrobić wszystko, aby odnaleźć wilkołaka.

,,Mam Liam'a'' w myślach usłyszałem głos Niny.

,,Naprawdę? Nic mu nie jest? Żyje? Co z nim?'' zasypałem ją pytaniami, czekając niecierpliwie na odpowiedź, która nadeszła kilka sekund później.

,,Jest ranny, ma w organizmie małą ilość tojadu, ale jednak go ma. Jest wyziębiony i wystraszony, ale żyje. Muszę go zabrać do siebie, a tak pozbyć się w jego organizmu trutki.''

,,Kieruj się do auta, zaraz będę.''

                Ulga, jaką w tym momencie odczułem, była niewyobrażalna. Liam jest z Niną, cały i zdrowy, a przede wszystkim żywy, a to jest najważniejsze. No dobra, może nie jest zdrowy, ale ważne jest jego życie. Wiem, że Nina mu pomoże, to wychodzi jej najlepiej. Chciałem jak najszybciej dojść do jej samochodu i osobiście zobaczyć chłopaka, jednak przeszkodził mi w tym dzwoniący telefon. Wyjąłem natychmiast urządzenie z kieszeni i spojrzałem na ekran. Zmarszczyłem brwi widząc imię na ekranie i odebrałem połączenie.

- Chris? Stało się coś?

- Potrzebuję Twojej pomocy, Scott. Masz czas?

- Właśnie Nina znalazła Liam'a, chciałem zobaczyć co z nim.

- Z Niną będzie bezpieczny. Mam pewien trop, ale potrzebuję wilkołaka, aby to sprawdzić.

- Co to za trop? - zmarszczyłem brwi.

- Związany z Kate. Możemy ją odnaleźć, ale musisz mi w tym pomóc. Mam coś, dzięki czemu możemy ją namierzyć. Potrzebuję do tego Twojego węchu.

- Dobra, gdzie jesteś?

- Bądź zaraz u mnie pod domem. Pospiesz się, czekam.

- Już jadę – rozłączyłem się.

,,Nina?'' zapytałem w myślach.

,,Co się stało?''

,,Dzwonił Chris, potrzebuje mojej pomocy z odnalezieniem Kate. Poradzicie sobie?''

,,Tak, leć do niego i dawaj jak coś znać. Ja zabieram Liam'a do siebie.''

,,Uważajcie na siebie i uratuj mu życie, błagam.''

,,Uratuję, nie martw się. Wy też na siebie uważajcie i wzywajcie w razie czego.''

,,Dzięki.''

                 Ruszyłem szybko z miejsca i pobiegłem w stronę swojego motoru. Wiem, że Liam jest w dobrych rękach, Nina nie da go skrzywdzić. Właśnie dlatego zgodziłem się pomóc Chris'owi, w innym wypadku kategorycznie bym odmówił. Wampirzyca doskonale zajmie się wilkołakiem, a my może odnajdziemy Kate i zakończymy tą sprawę raz na zawsze. Co prawda ją jej nie zabiję, jednak nie mogę tego samego powiedzieć o Chris'ie. Jest wściekły na swoją siostrę i pewnie nie cofnie się przed niczym. Czeka nas ciekawe spotkanie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro