ROZDZIAŁ 61

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                Czasami w życiu bywa tak, że czujesz coś, czego tak naprawdę nie ma. Czasami jest tak, że nie czujesz nic, a jednak coś jest. Tak, wiem, to dziwne i skomplikowane, ale sama do końca nie potrafię tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób. Czuję zapach śmierci, jednak nie mam żadnej pewności, że to jest prawdziwe, a nie potrafię tego w żaden sposób udowodnić. Może jestem przewrażliwiona? Tak, to byłoby nawet bardzo prawdopodobne.

                 Ktoś mi kiedyś powiedział, że kobieca intuicja jest niezawodna i najczęściej się sprawdza. Czy w tym wypadku też tak jest? Czy moja intuicja nie kłamie? Odkąd pamiętam, zawsze miała racje. Na przykład w momencie śmierci mojej rodziny. Od rana czuła, że coś jest nie tak, a później stała się straszna tragedia. Podczas walki ze stworem zwanym Kanimą, którego nie znaliśmy tożsamości czułam, że to ktoś znajomy, nie myliłam się. Podczas ataku na stado Alf czułam, że coś może nam się wymknąć spod kontroli i prawie straciliśmy Dereka. Podczas walki z Nogitsune wiedziałam, że kogoś stracimy, w tym również się nie myliłam. Najpierw Stiles, później śmierć Allison, którą udało mi się uratować, a na końcu śmierć Aiden'a, na którą już nie miałam takiego wpływu. Każda sytuacja w moim życiu nauczyła mnie zwracać uwagę na szczegóły i nigdy nie wątpić w intuicje, która potrafi wiele zdziałać.

                  Więc dlaczego właśnie w tym momencie nie chciałam w nic wierzyć? Prosta odpowiedź, bałam się. Skoro czułam śmierć, to coś było nie tak. Nie potrafiłam określić, z której strony ta śmierć przyjdzie. Wiedziałam jednak, że ten dziwny facet może mieć z tym coś wspólnego, ale nie potrafiłam dokładnie określić jego pozycji w tym wszystkim. To było cholernie wkurzające, ta moja bezradność i niewiedza kiedyś doprowadzą mnie o śmierci.

               Zerknęłam na tajemniczego mężczyznę, który wydawał się być zadowolony z całej sytuacji. Dokładnie sprawdzał każdego z nas, jakby szukał jakichś oznak, jednak nie mógł nic ciekawego zobaczyć. Jedynie na ciele Sydney widniała jakaś dziwna wysypka, której nie potrafiłam w żaden logiczny sposób wytłumaczyć. To wszystko wydawało mi się dziwne, jak zresztą większość sytuacji w moim życiu. Czy to nie mogłoby być o wiele łatwiejsze? Wtedy moglibyśmy pokonać wszystkich bezproblemowo, a tak? Męcz się, człowieku i główkuj nad rozwiązaniem. Czasami mam dość życia, ale co poradzić. Sama siebie nie uśmiercę, a nie dam nikomu się zabić, oprócz swoim bliskim, którzy również tego nie zrobią. To dosyć skomplikowana sytuacja, wiem.

               Facet zaczął dziwnie zerkać na zegarek, a następnie na każdego z nas. Obserwował ruchy wszystkich po kolei, a następnie zerknął na drzwi, jakby czekał na jakiś znak. Zaczął chować ręce pod biurko i coś robić, jednak nie mogłam nic zobaczyć. Naprawdę w tym momencie miałam ochotę rzucić się na niego i go zabić, jednak nie mogłam tego zrobić przy tylu świadkach. Moja kontrola była w dobrym stanie, a na trzeźwo nigdy bym tak nie naraziła bliskich. Po mojej złej akcji wszyscy moglibyśmy mieć nieźle przejebane, tak kulturalnie mówiąc.

                Nagle jakby wszystko wokół zniknęło, facet usiadł prosto i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego usta lekko drgały jakby w uśmiechu, ktoś mu coś napisał czy jak? Zacisnęłam pięści i czekałam na jakikolwiek jego zły ruch. W ostateczności zrobiłabym z nim porządek, najwyżej miałabym później dużo roboty z hipnotyzowaniem wszystkich świadków tego zdarzenia, ale czego nie robi się dla ochrony swoich.

- Nina, nie rób nic głupiego – szepnął Scott, patrząc na mnie wystraszony.

- Przecież ja nic nie robię.

- Patrzysz na niego z mordem w oczach, to nigdy się dobrze nie kończy.

- Nie moja wina, że on mnie prowokuje.

- W jaki sposób? - uniósł brwi, przyglądając mi się uważnie.

- Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, przez co mam ochotę wyrwać mu serce.

- Kontrolujesz się?

- Tak, a co? Obawiasz się, że nie wytrzymam i zrobię tu rzeźnie?

- Jak mam być szczery, to tak. Po Tobie można się wszystkiego spodziewać.

- Nie przesadzaj, aż tak durna nie jest – odezwał się Stiles.

- Czyli w jakimś stopniu jestem?

- Może raczej szalona, wpadasz na głupie pomysły, uwielbiasz ryzykować własne życie, masz często ochotę...

- Stop – przerwałam mu, zanim na dobre się rozkręcił. - To idzie za daleko. Nie mam zamiaru go teraz zabijać, spokojnie.

- Ja tam bym go zabiła – szepnęła Malia. - Na początku urwałabym mu wszystkie palce.

- I kto tu ma myśli mordercze – parsknęłam śmiechem. - Malia, my nie zabijamy.

- To Scott tak mówi, nie Ty.

- To prawda, oni nie zabijają. Jak dla mnie możesz się na niego rzucić.

- Nina! - krzyknął Scott, przez co kilka osób na nas spojrzało. - Czy Ty się dobrze czujesz?

- Ja? Znakomicie, nigdy wcześniej nie czułam się lepiej.

- To mogę wiedzieć, dlaczego namawiasz innych do złego?

- Złego? Przecież zabicie cymbała siedzącego za biurkiem to nic złego, to dobra sprawa.

- Wy nie jesteście normalni - mruknęła Lydia, kręcąc przy tym głową.

- Byłoby nudno, gdyby byli - wzruszył ramionami Isaac.

               I tak właśnie zaczęła się rozmowa na temat naszej głupoty, przez którą się wyłączyłam. Nie chciałam słuchać żadnych argumentów, które zapewne i tak by do mnie nie trafiły. Miałam swój rozum i wiedziałam, kiedy co mogę zrobić. Gdybym faktycznie była głupia, to ten koleś dawno leżałby bez serca, a ja bawiłabym się w terapeutę dla światków tego wspaniałego widowiska. Starałam się jednak powstrzymać z całych sił przed rzuceniem się na niego, co było dosyć trudne, ale jakoś mi to wychodziło.

- Słyszałaś? - odezwał się nagle Scott, patrząc na drzwi.

- Co miałam słyszeć? - zmarszczyłam brwi.

- Ktoś krzyczy na korytarzu, to chyba Natalie.

               Popatrzyłam najpierw na niego, później na Lydie, a na końcu na drzwi. Wyostrzyłam słuch i starałam się wychwycić jakiś dźwięk dochodzący z zewnątrz. Po chwili usłyszałam głos Natalie, jednak jej głowa nie do końca do mnie dochodziły. Scott spojrzał na mnie wystraszony, a ja poderwałam się z miejsca i skierowałam do wyjścia.

- A Pani gdzieś się wybiera?

- Jak najdalej od Pana, nie chcę się zarazić głupotą.

                Wyszłam, nie słuchając jego słów, i stanęłam na środku korytarza. Trwało tu niezłe zamieszanie, Natalie stała w miejscu i wymachiwała rękoma, krzycząc coś do uczniów, którzy chodzili w kółko, mało jej słuchając. Za mną pojawili się przyjaciele, którzy patrzyli w tą samą stronę, co ja. Miałam złe przeczucia, które teraz jeszcze bardziej dały się we znaki. Coś czułam, że będą niezłe problemy.

                Poczułam się być obserwowana. Rozejrzałam się dookoła, szukając kogoś, kto by na mnie patrzył, jednak nikogo szczególnego nie ujrzałam. Nawet ten dziwny facet nie wyszedł z klasy, co już było dla mnie mega podejrzane. Podświadomość mówiła mi, że to on za tym wszystkim stoi, a ja jej wierzyłam, nigdy mnie nie okłamała. To dziwne, że czasami nasze złe myśli się sprawdzają, teraz chyba właśnie rozpoczyna się moje własne piekło.

                 W duchu modliłam się, aby nie spełniły się moje koszmary z przyjaciółmi na czele. Widziałam doskonale ich śmierć, jakby to działo się tuż obok mnie. Scott został pozbawiony głowy za pomocą miecza, a ja nie mogłam nic zrobić. Isaac leżał cały we krwi, jego głowa leżała kawałek dalej. Malia rozmawiała ze mną, aż nagle tajemnicza osoba wyrwała jej głowę. Liam zdążył krzyknąć, zanim coś przecięło go na pół. Stiles zdążył krzyknąć moje imię, patrząc na mnie ze strachem w oczach, a po chwili jego serce zostało przebite przez sztylet, który może zabić mnie. Lydia w kółko krzyczała imiona zmarłych, a lista wydawała się być bez końca. Później krzyknęła swoje własne imię i straciła życie, upadając na ziemi. A ja? Stałam w miejscu i nie potrafiłam żadnego z nich obronić, to było straszne.

- Nikt nie opuszcza terenu szkoły! - głos Natalie obudził mnie ze złych myśli. - Wszyscy uczniowie i nauczyciele mają zostać w środku.

- Co tu jest grane? - szepnął Scott, patrząc najpierw na kobietę, a następnie na mnie.

- Coś się dzieje, ale nie wiemy jeszcze, co to takiego – odpowiedział mu Stiles, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

- Detektyw pierwsza klasa - prychnęłam. - Dzieje się coś złego, ktoś robi niezłe zamieszanie.

- Masz coś konkretnego na myśli? - zapytał Isaac, stając obok mnie.

- Ten facet od egzaminów jest dziwny, to pewne.

- Nina, nie zaczynaj znowu – jęknął Scott.

- Ale sam zobacz, on nas wszystkich obserwował. Gdy Sydney upadła na ziemie, on się uśmiechnął, jakby o to mu właśnie chodziło.

- Nie czułem od niej zapachu wilkołaka.

- Ja też nie, ale dziwnie pachniała. Poza tym pomyśl logicznie, Scott. Pojawia się obcy facet, który nagle przekłada egzamin, wcześniej nas o tym nie informując. Ja dwa razy prawie tracę kontrolę, każdy z nas słyszy okropny pisk, przez który nie potrafimy logicznie myśleć. Dziewczyna upada nagle na ziemie, robi jej się słabo i pojawia się dziwna wysypka na jej ciele. Za mało Ci dowodów, że coś jest nie tak?

- Nie mamy żadnej pewności, że to właśnie on za tym wszystkim stoi.

- Nina może mieć racje – poparła mnie Malia. - Ten koleś też mi się nie podoba.

- Tobie większość się nie podoba – prychnął Alfa.

- Ja też popieram Nine – odezwała się Lydia. - Ten facet jest dziwny.

- Więc co chcecie z tym zrobić? - westchnął zrezygnowany Alfa.

- Ja bym go sprawdziła. Hipnoza może nie zadziałać, więc spróbowałabym wejść mu do głowy.

- Dlaczego hipnoza nie zadziała? - zapytał zdziwiony Isaac.

- Mam dziwne wrażenie, że ten koleś doskonale wie, czym jestem. Nie bez powodów powiedział, że ja nie będę miała problemów ze zdaniem egzaminu.

- Co to ma do hipnozy?

- Człowiek, aby obronić się przed wampirem, pije najczęściej werbenę. Ona potrafi zrobić nam krzywdę i neutralizuje nasze wpływy na ludzi. Każdy, kto ma do czynienia z naszym światem, pije właśnie ją i czuje się o wiele pewniejszy. Niektóre wampiry nawet ją piją.

- Po co, skoro im szkodzą? - zapytała zdziwiona Malia.

- Po to, aby była mniej szkodliwa. Organizm się do niej przyzwyczaja, jednak to długi i bolesny proces.

- Na Ciebie też działa szkodliwie?

- Nie tak bardzo, jak na zwykłe wampiry, ale działa. Wypala skórę, jest przy tym niesamowity ból. Często używa się jej do tortur, w szczególności Łowcy z tego korzystają.

- Ciebie też tym torturowali?

- Żeby to raz. Wlewali mi werbenę do gardła, próbując mnie w ten sposób boleśnie zabić, jednak słabo im to wyszło.

- Koniec o torturach - przerwał nam Stiles. - Co robimy?

- Ja bym sprawdziła kolesia.

- Ja bym go zostawił w spokoju – odparł Scott.

- Dlaczego? Przecież sprawdzenie go nie zrobi nikomu krzywdy.

- Moim zdaniem to bez sensu, on nie zrobił nic, co mogłoby wskazywać na jego powiązanie z Łowcami. On tylko patrzył.

- Jak dla mnie to wystarczy. Przecież nie zaszkodzi go sprawdzić. Będziemy mieli wtedy tylko pewność co do jego osoby.

- Nie ma mowy, nie zrobisz tego. 

- Nie zabronisz mi – warknęłam lekko zła. - Zrobię to, co uważam za słuszne.

- Lydia? - Stiles spojrzał wystraszony na dziewczynę, więc też spojrzałam w jej stronę. - Dobrze się czujesz?

- Nie bardzo – szepnęła, podpierając się ściany.

- Jesteś strasznie blada. Co jest? - podeszłam do niej i złapałam za ramie.

- Śmierć nadchodzi – powiedziała wystraszona i spojrzała na mnie.

- Tego jest za wiele, dzwonię po Dereka – skierowałam się do klasy i odnalazłam mój woreczek, w którym leżało urządzenie. Nie zwracałam uwagi na mężczyznę siedzącego przy biurku, wróciłam do przyjaciół. - Co dokładnie czujesz?

- Nie wiem, wszędzie jest śmierć – odpowiedziała dziewczyna. - To źle, prawda?

- Cholernie źle – odparł przerażony Stiles.

- Nic nie jest pewne – zapewniłam ją. - Cholera, nie mam zasięgu. Sprawdźcie u siebie.

- Ja też nie mam – powiedziała Malia, a za nią reszta powtórzyła tą czynność. - Co jest?

- Nie wiem, ale jedno jest pewne, będą kłopoty – odezwał się Stiles, a ja przytaknęłam.

- Będą kłopoty – powtórzyłam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro