ROZDZIAŁ 68

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                  Sytuacja życiowa potrafi się zmienić z sekundę na sekundę. W jednej chwili jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a po chwili pojawia się coś, co niszczy Twój idealny świat. Nie spodziewasz się tego, co może nastąpić. Nie potrafisz się do tego przygotować, choć nie wiem jak bardzo byś się starał. To, co dzieje się wokół nas, zapisane jest w gwiazdach. Przeznaczenia nie da się zmienić, nie ma na świecie takiej siły.

                    Od zawsze wiedziałam, że jestem inna. Nikt nie musiał mnie w tym uświadamiać, zdawałam sobie z tego sprawę. Informacje na mój temat nie były czymś, co mogłoby mnie zaskoczyć. Każdego dnia tak naprawdę uczyłam się samej siebie. Moja moc czasami przerastała mnie, jednak starałam się to wszystko opanować. Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. Nie przypuszczałabym, jak bardzo to jest mylne.

                    Telefon od Freyi skutecznie wyprowadził mnie z równowagi. Słyszałam wiele historii i legend, jednak w większość nie wierzyłam. Tym bardziej nigdy nie sądziłabym, że może mieć to coś wspólnego ze mną. Byłam Niną Fortem, a nie jakimś dziwnym źródłem złej energii. Chciałam być zwykła, szara, taka normalna. Zdążyłam pogodzić się z faktem, że moje życie nigdy nie będzie kolorowe. Pogodziłam się z tym, że pod moje nogi zawsze będą kładzione kłody, które ciężko pokonać. Pogodziłam się z faktem, że do końca swoich dni będę musiała posilać się ludzką krwią, aby przeżyć. Nie potrafię jednak pogodzić się z faktem, że mogę być niszczycielem.

                 Mama kiedyś opowiadała nam historię dotyczącą niszczycieli. Ponoć raz na kilkaset lat pojawia się taka istota, która zdolna jest do zniszczenia wszystkiego, co wokół niej istnieje. Potrafi jednym ruchem ręki pozabijać każdego w zasięgu jej wzroku. Może zniszczyć świat żywych i umarłych. Jest w stanie zakończyć to, co zostało kiedyś stworzone. Pokonać wszystkie wampiry, czarownice, Heretyków, wilkołaków, Hybrydy, dosłownie każdą istotę nadprzyrodzoną. Zniszczyć zaświaty i przodków, którzy nie potrafiliby się przed tym obronić. Może obudzić zło, które zostało kiedyś uspane. Potrafi zniszczyć wszystko, dosłownie wszystko.

                  Nigdy nie połączyłam się z tą historia, mama sama powtarzała, że nie ma opcji, aby któraś z nas otrzymała tak wielką moc niszczenia. Okazuje się jednak, że mogła się mylić. Okazuje się również, że tak naprawdę sama siebie nie znam. Myślałam, że jestem w pełni świadoma swojego życia i swojej siły. Jak widać, jestem nieświadoma wszystkiego. Nie wiem nawet, co mam w tym momencie zrobić. Jak zatrzymać coś, czego się nie zna?

                  Postanowiłam choć na chwilę zapomnieć o tym, czym lub kim jestem lub mogę być. Nie ma żadnych dowodów na to, że to właśnie ja jestem pieprzonym niszczycielem. Nie mam zamiaru tego tak zostawić, chcę dowiedzieć się wszystkiego na ten temat, ale nie teraz. Wydaję mi się, że te informacje mogłyby mnie załamać, a tego chwilowo nikt nie potrzebuje. Mogłabym wybuchnąć i zrobić krzywdę komuś, kto na to nie zasługuje. Wygląda na to, że nie mogę się nawet denerwować, ponieważ mogłabym aktywować tego całego niszczyciela.

                  Dziwne jest to, że do tej pory nic takiego się nie wydarzyło. Nie oszukujmy się, jestem osobą cholernie wybuchową, gniew towarzyszy mi na co dzień, to żadna nowość. Skoro tyle razy straciłam kontrolę, to dlaczego jeszcze nic strasznego się nie wydarzyło? Czy możliwe jest to, że mój brak kontroli miał coś wspólnego ze złymi mocami czyhającymi w moim ciele? Może to właśnie niszczyciel jest winien wszystkiemu, co złego zrobiłam w swoim życiu? Wiele by się wyjaśniło, ale boję się poznać prawdę. Co jeśli faktycznie to ja jestem zagładą świata nadprzyrodzonego?

                W gniewie, który opanował moje ciało po telefonie Freyi, nie byłam chyba do końca sobą. Stojąc teraz w salonie i patrząc na to, co się w nim dzieje, mam ochotę uderzyć się w głowę, mocno i skutecznie. Wszędzie walają się odłamki szkła, meble są przewrócone, zdjęcia porozrzucane, w ścianach są dziury zrobione moimi dłońmi. Tak, wpadłam w szał. Dlaczego? Z powodu informacji, których nigdy wolałabym nie usłyszeć. Świadomość tego, do czego mogłabym być zdolna, załamała mnie. Przeze mnie może zginąć cały świat nadprzyrodzone, Scott, Lydia, Isaac, Allison, Liam, Derek, Cora, rodzina Pierwotnych, dosłownie wszyscy. Jak mam im teraz spojrzeć w twarz wiedząc, że mogę zakończyć ich życie w ułamku sekundy?

               Na całe szczęście, lub nieszczęście, moje myśli zostały przerwane przez dzwoniący telefon. Podeszłam do stołu znajdującego się w kuchni i spojrzałam na ekran. Pojawiło się na nim imię Stiles'a, a mi automatycznie podniósł się puls. Mogę odebrać mu bliskie osoby, to mnie przeraża. Muszę jednak wziąć się w garść i spróbować jakoś z tym żyć, nie dając dojść do słowa ciemnej stronie.

- Co tam? - zapytałam od razu po odebraniu.

- Gdzie jesteś?

- W domu, zaraz wychodzę i jadę do szkoły.

- Dopiero? Wiesz o tym, że lekcje zaczynają się za pięć minut?

- Miałam małe komplikacje – odparłam z wahaniem, patrząc na zniszczone pomieszczenie. - Zresztą, nie ważne. Dzwonisz tylko po to, aby poinformować mnie, o której zaczynają się lekcje?

- Nie, dzwonię po to, aby powiedzieć Ci, że nie idziemy do szkoły.

- A co ja jestem, wasz opiekun prawny? Nie musisz mnie informować o takich sytuacjach, Stiles – powiedziałam lekko rozdrażniona, po chwili waląc się w głowę. Dlaczego to powiedziałam?

- Nie zrozumieliśmy się. Ty również do szkoły nie dotrzesz.

- Bawisz się w wróżbitę? Nie wiedziałam, że Cie to kręci.

- Wstałaś lewą nogą czy jak? - oj, nie chciałbyś wiedzieć. - W każdym razie zbieraj swój seksowny tyłek i przyjeżdżaj do Scott'a.

- A co tam rozdają? Za darmo nie jadę.

- Pewne informacje dotyczące Dobroczyńcy i listy śmierci.

- Przekonałeś mnie. Za kilka minut będę.

- Wiem, jak Cie namawiać do różnych rzeczy. Muszę to kiedyś wykorzystać.

- Nie rozpędzaj się, młody. To, że aktualnie mam gorszy okres w swoim życiu, wcale nie oznacza, że można mnie owinąć wokół palca.

- To się jeszcze okażę, jestem uparty.

- Ja bardziej – odparłam i złapałam za klucze od domu. - Za kilka minut się widzimy.

- Przygotuj się na burzę mózgów. Musimy obmyślić plan.

- Zawsze jestem przygotowana. Do zaraz.

- Uważaj na siebie.

- Stiles, jadę samochodem do domu Scott'a , a nie do Nowego Orleanu.

- Wiem, ale po Tobie można się wszystkiego spodziewać.

- Dzięki, to bardzo miłe – odparłam sarkastycznie i weszłam do samochodu. - Już odpalam auto i jadę.

- Czyli to ten moment, w którym muszę się rozłączyć?

- Dokładnie. Na razie – sama wcisnęłam czerwoną słuchawkę, bo on pewnie by tego nie zrobił.

                   Z całych sił starałam się wcisnąć sprawę Dobroczyńcy i listy śmierci na pierwszy plan. Musiałam zapomnieć o tym, co przekazała mi Freya. Wiem, że to będzie trudne zadanie, ponieważ będę w jednym pomieszczeniu z osobami, które kocham nad życie i które mogę pozbawić tego życia, jednak muszę być silna. Mam dla kogo, muszę walczyć, nie poddawać się. Nie mogę zawieść mamy, która oddała za mnie życie. Dla niej jestem w stanie zrobić wszystko.

                Droga minęła mi dosyć nerwowo. Nie potrafiłam odgonić od siebie złych myśli, jednak musiałam to zrobić. Nie chciałam, aby moi przyjaciele zauważyli, że coś ze mną jest nie tak. Nie mogłam ich ponownie zasmucać złymi informacjami ani tym bardziej mówić im o moich problemach. Zbyt wiele teraz się dzieje, abyśmy myśleli o wszystkim naraz. Muszę to jakoś załatwić na spokojnie, najlepiej sama. W grę wchodzi ewentualnie Freya, zna ten świat trochę lepiej ode mnie. Może będzie w stanie mi jakoś pomóc?

              Zaparkowałam pod domem Scott'a i wzięłam kilka głębokich wdechów. Musiałam przestawić swoje myślenie i całkowicie wyprzeć z umysłu informacje o niszczycielu. Nie chciałam nim być, nie mogłam nim być. Istniała szansa, że Freya się pomyliła. Tej myśli się będę trzymać, tak wyjdzie najlepiej na tą chwilę. Wysiadłam z pojazdu i już po chwili stałam pod drzwiami Scott'a. Oczywiście,jak to ja, weszłam do środka bez pukania i skierowałam się do salonu, skąd słyszałam głosy przyjaciół.

- Co to za pilne informacje, przez które nie mogłam iść do szkoły? - zapytałam od razu po wejściu do salonu.

- Bo Ty tak bardzo uwielbiasz tam chodzić – odparł sarkastycznie Stiles. - Musimy złapać Dobroczyńce.

- Nie no, ten to powinien dostać medal za najlepszego detektywa wmieście – parsknęłam śmiechem. - Tyle to każdy wie, geniuszu. Pytanie brzmi, w jaki sposób mamy to zrobić?

- Mamy pewien plan – powiedział niepewnie Scott.

- Który jest głupi – dopowiedział Liam. - Nina w życiu się na to nie zgodzi.

- Jest ryzykowny, ale może nam się udać – stwierdził Scott.

- Jest bardzo ryzykowny, to głupota.

- Stop – przerwałam im. - Powie mi ktoś w końcu, co to za plan?

- Porażę prądem Scott'a – odparła Kira, nie patrząc na mnie.

- Zrobisz co? Na głowy żeście upadli?

- Mówiłem – powiedział zadowolony Liam.

- Kto na to wpadł? - spojrzałam na wszystkich, którzy znajdowali się w pomieszczeniu.

- To jest ryzykowne, ale jedyne, co mamy – odparł Scott, patrząc na mnie błagalnie.

- Co chcesz tym zyskać? Śmierć? Bo jeśli tak bardzo chcesz umrzeć to mogłeś powiedzieć, załatwiłabym Ci mniej bolesną śmierć.

- Chodzi raczej o chwilową śmierć – powiedział niepewnie. - Moje serce będzie bić wolniej, dzięki czemu wszyscy pomyślą, że jestem martwy.

- A jak nie przeżyje to wyciągniesz go z zaświatów – dopowiedział zadowolony Stiles.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie mam tam wstępu, chyba że martwa? Nie będę w stanie wyciągnąć stamtąd Scott'a, przodkowie mi na to nie pozwolą. To nie ma sensu. W jaki sposób ma nam to pomóc złapać Dobroczyńce?

- Już wyjaśniam – odparł w dalszym ciągu zadowolony Stiles. - Każde morderstwo musi być potwierdzone wizualnie. Morderca musi wysłać zdjęcie do Dobroczyńcy, a ten wtedy przelewa pieniądze.

- Nie chcę wiedzieć, skąd Ty o tym wiesz. Co nam to daje? Wyślemy zdjęcie martwego Scott'a i co dalej?

- Właśnie nie wyślemy. Dobroczyńca będzie musiał przyjść i sam zobaczyć ciało Scott'a.

- I myślisz, że on jest na tyle głupi, aby dać się złapać? Przecież to Łowcom zależy na kasie, a nie jemu.

- Przecież będzie chciał zobaczyć, czy faktycznie umarłem – odparł zmieszany Scott.

- Po co miałby to robić? Przecież Twoja śmierć nie przyniesie mu zysków finansowych, jedynie pozbędzie się kolejnej osoby z listy. To on rozdaje pieniądze, a nie je dostaje, Scott.

- Scott jest najwięcej warty, Dobroczyńca czeka na jego śmierć – wtrąciła Kira. - Może będzie chciał przyjść i na własne oczy zobaczyć Prawdziwego Alfę, który jest martwy.

- Wątpię w to – pokręciłam głową. - Co, jeśli nie przyjdzie? Jeśli nikt się nie pojawi?

- Wtedy obudzę Scott'a, nic się nie stanie – zapewniła lisica.

- Nie panujesz nad swoją mocą, Kira. Nie jesteś w stanie zapewnić mnie, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jaką masz pewność, że go nie zabijesz? Skąd wiesz, że będziesz w stanie go później uratować i przywrócić mu normalny puls?

- Moja mama mi pomoże - wzruszyła ramionami.

- Nina, nie mamy wyjścia – powiedział błagalnie Scott. - Musimy spróbować wszystkiego, coraz więcej istot umiera. Nie możemy stać z boku i czekać na zbawienie, które samo do nas nie przyjdzie.

- Wiem, wilczku, ale boję się. Nie wiem, czy w razie czego będę wstanie Cie jakoś uratować.

- Nie będzie takiej potrzeby – zapewnił, chociaż ja nie chciałam w to wierzyć.

- Kiedy zamierzacie to zrobić?

- Za chwile powinna pojawić się moja mama – odparła Kira. - Musimy jeszcze rozstawić dodatkowe kamery w szpitalu i wtedy będziemy obserwować wszystkich ludzi.

- W takim razie ja tam pojadę. Nie zniosę widoku umierającego przyjaciela.

- Ja pojadę z Tobą – powiedział Stiles i stanął przy mnie. - Zajmiemy się kamerami, a wy załatwcie to tu – machnął ręką.

- A co ze mną? - zapytał nagle Liam.

- Możesz się wycofać – odparł Scott. - Jeśli się boisz, nie musisz brać w tym udziału.

- Nie boję się – stwierdził, jednak na kilometr było czuć jego kłamstwo.

- W takim razie zostać tutaj – powiedziałam i spojrzałam na niego. - Pomożesz Kirze w razie potrzeby, my sobie poradzimy. Informuj mnie o wszystkim, co się będzie tu działo. Jeśli coś pójdzie nie tak, zadzwoń do mnie do razu.

- Masz to jak w banku.

- Jedziemy – zakomunikował Stiles. - Jadę Jeep'em, spotkamy się pod szpitalem.

                   Kiwnęłam mu głową i oboje wyszliśmy na zewnątrz. Wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam w drogę do szpitala. Nie podobał mi się ten pomysł, jednak nie mogłam im odmówić. To Scott jest Alfą, więc to on podejmuje decyzje. Nie mogę wiecznie go bronić i robisz wszystkiego za niego, ponieważ wtedy się niczego nie nauczy. Jeśli coś pójdzie nie tak, to znajdę sposób, aby ściągnąć go z powrotem do świata żywych. Jeszcze nie wiem jak, ale zapewne na coś wpadnę.

                Droga nie zajęła mi zbyt długo, po kilku minutach byłam już na miejscu. Wysiadłam z pojazdu i niecierpliwie czekałam na Stiles'a. Zdecydowanie wolałabym mieć to wszystko już za sobą. To nie tak,że nie wierzę w Scott'a, po prostu się martwię o niego. Plan nie jest wcale taki idealny, jak im się wydaje. Dobroczyńca z pewnością nie jest głupi i nie da się tak łatwo złapać w pułapkę. Po co niby miałby widzieć osobiście martwe ciało Scott'a? Przecież mu nie zależy na kasie, to Łowca powinien się o to postarać. Miejmy tylko nadzieję, że on wcale nie będzie taki mądry i uda nam się odkryć jego tożsamość.

- Jestem – powiedział Stiles. - Gotowa do zamontowania kamer?

- Jak zawsze – puściłam mu oczko i oboje weszliśmy do środka.

                    Umieszczanie kamer w szpitalu nie było takie łatwe, jak się mogło na początku wydawać. Musieliśmy uważać, aby nikt nas nie nakrył, zakrywaliśmy siebie nawzajem, odwracaliśmy uwagę personelu i pacjentów. Niektórzy dziwnie na nas patrzyli, ale wtedy robiłam groźna minę i najczęściej po prostu odchodzili. Nikt nie zadawał nam niewygodnych pytań, więc jakoś udało nam się to wszystko zakończyć.

- Dobra, teraz ja idę na górę – zakomunikował Stiles po kilku minutach. - Włączę laptopy i podłączę się do kamer.

- Ja pójdę znaleźć Melisse i ją po wszystkim poinformuję, żeby nam na zawał nie padła.

- Dobry pomysł, nie pomyślałem o tym wcześniej.

- Właśnie do tego tu jestem – puściłam mu oczko i skierowałam się w swoją stronę.

                     Zastanawiam się, w jaki sposób mam przekazać Meliss'ie informacje o chwilowej śmierci jej syna. Podejdę i co jej powiem? ,,Hej Melissa, Scott za kilka minut będzie martwy, ale nie martw się, jakoś go z tego wyciągniemy. Co chcesz na obiad?'' Tak, to bardzo dobry pomysł, jedzeniem odwrócę jej uwagę. Nie mam pojęcia, dlaczego ja się tak tym stresuję. Robiłam w życiu gorsze rzeczy, a nie potrafię porozmawiać z osobą, którą znam kilka ładnych lat. Naprawdę nie jest ze mną najlepiej.

- Przepraszam – mruknęłam, gdy poczułam, że na kogoś wpadam.

- Nic się nie stało – od razu spojrzałam na stojącego przede mną mężczyznę. - Nic Ci nie jest?

- Nie, spokojnie – uśmiechnęłam się lekko. - Jesteś ranny?

- Skąd to pytanie? - zmarszczył brwi.

- Czuję od Ciebie krew. Co się stało?

- Nie jestem ranny, wydaje Ci się – odwrócił ode mnie wzrok. Kłamie.

- Derek, co się stało? - warknęłam na niego cicho. - Dlaczego jesteś ranny? - wyciągnęłam telefon, który zawibrował mi w kieszeni. - Cholera.

Sms od Liam'a : ,,Już czas."



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro