ROZDZIAŁ 76

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                Ile to ja w swoim życiu powtarzałam, że nic mnie nie zdziwi? Z milion razy, byłam tego wręcz pewna, a tu proszę. Nie to, że Lydia ściąga mnie to Loftu mojego byłego faceta, którego z wielką chęcią omijałabym szerokim łukiem, to jeszcze na środku pomieszczenia jest niespodzianka w postaci kolesia, który chyba faktycznie dopiero co wyszedł z pożaru. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby nie był w połowie nagi i byłby strażakiem, ale on jest policjantem! Jestem w stanie zrozumieć wiele rzeczy, ale to jest jedna z tych, które mnie po prostu zadziwiają, nic z tego nie rozumiem, totalnie.

               Znam wiele osób, które zachowują się dosyć dziwnie, jestem jedną z nich. Istoty nadprzyrodzone są różne, tak naprawdę nikt nie zna wszystkich ras chodzących po świecie. Nawet sam Klaus Mikaelson nie jest w stanie wymienić każdego, kto pochodzi z naszego świata. Nigdy jednak nie miałam problemu z rozpoznawaniem istot nadprzyrodzonych, zawsze odczuwałam ich zapach lub aurę, która ich otaczała. Gdzie popełniłam błąd, skoro nie domyśliłam się wcześniej, że Jordan Parrish jest jednym z nas? Owszem, wiedziałam, że coś go z nami łączy, ale tylko dzięki tej przeklętej liście śmierci, w innym przypadku za cholerę bym na to nie wpadła.

               W pomieszczeniu panowała kompletna cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami. Każdy wpatrywał się we mnie, jakbym była jakimś duchem albo dziwnym stworzeniem, a to przecież nie ja powinnam być w centrum uwagi. Lydia stała obok Jordan'a, który siedział w krótkich spodenkach na krześle, jego ciało było pokryte popiołem. Za to Scott, Isaac oraz Derek stali kawałek dalej i najwyraźniej o czymś wcześniej rozmawiali, jednak teraz patrzyli na mnie zdziwieni. Nie rozumiem, o co im chodzi, przecież jeszcze nic głupiego nie zrobiłam.

               Ruszyłam przed siebie, ostrożnie stawiając kroki, jakbym bała się, że zaraz ta podłoga się osunie, a ja spadnę w dół, daleki dół. Jak mam być szczera, to już sama nie byłam pewna, czy to jest prawda. Moje koszmary niestety są zbyt realne, abym mogła je odróżnić od jawy. Teraz, gdy tak na to wszystko patrzę, to dociera do mnie fakt, jak bardzo moje życie stało się skomplikowane. Jak mam walczyć z wrogiem, skoro nawet nie mam pewności, czy on jest realny? Podeszłam do chłopaków, cały czas zerkając po drodze na Parrish'a, i stanęłam obok Scott'a, który teraz wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. A temu znowu o co chodzi?

- Uszczypnij mnie – powiedziałam do niego pewnie.

- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Uszczypnij mnie, to nie jest takie trudne – Alfa niepewnie podniósł dłoń i wykonał moje polecenie. - Dobra, to bolało.

- A mogę wiedzieć, po co Ci to było?

- Nie byłam pewna, czy to jest prawda – mruknęłam.

- Dlaczego miałaby nie być? - Isaac spojrzał na mnie zdziwiony.

- Ostatnio mam zbyt realne sny i nie bardzo je odróżniam od rzeczywistości. Nie ważne – machnęłam ręką. - Dlaczego on jest podpalony?

- Tego właśnie nie wiemy – odpowiedziała mi Lydia.

               Podeszłam powoli do Parrish'a i popatrzyłam na jego twarz. Był w popiole, co zdążyłam zauważyć już wcześniej, jednak nie posiadał żadnych ran. Teraz dokładnie widziałam jego wyraz twarzy, który wskazywał na to, że mężczyzna sam nie ogarnia, co się wydarzyło. Nic dziwnego, skoro sam nie ogarnął, że jest na liście śmierci, a Łowcy polują na niego, aby się dorobić na jego śmierci. Zaciągnęłam się zapachem pochodzącym z jego ciała i nie potrafiłam odgadnąć, kim on jest. Postanowiłam sprawdzić to inaczej. Podeszłam jeszcze bliżej i złapałam go za dłoń, przez co jego mięśnie się spięły, a ja usłyszałam warknięcie wydobywające się z gardła Hale'a. Skąd to wiem? Tylko on mógł tak zareagować, to proste.

- Czyli tego jeszcze nie utraciłeś – parsknęłam śmiechem.

               Skupiłam się na Jordan'ie i popatrzyłam na jego twarz. Wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami, jakby chciał zmusić mnie do mówienia, co jednak mu nie wychodziło. Od dawna nie byłam podatna na wzrok innych, nikt nie mógł tym nic na mnie wymóc. Tak to się kończy, gdy zbyt długo przebywa się w towarzystwie Pierwotnych, można się od nich naprawdę wiele nauczyć. Próbowałam wejść mu do głowy,aby sprawdzić jego myśli, jednak to nie było proste. Istniała blokada, która mnie powstrzymywała, ale nie ma przecież rzeczy niemożliwych.

               Skupiłam się mocniej, wykorzystując moc, którą w sobie miałam i zaczęłam powoli burzyć mur, który najwyraźniej sam zbudował, nawet nieświadomie. Niektóre osoby to potrafią, chociaż nawet o tym niewiedzą. To utrudnia sprawę takim, jak ja, jednak nie jest to nie do przejścia. Trzeba tylko wiedzieć, jak to zrobi, aby było skuteczne. Po chwili przedostałam się do jego umysłu i zaczęłam szperać w wspomnieniach, aby znaleźć coś, co mogłoby mi pomóc w odkryciu prawdy.

               Zobaczyłam jego nastoletnie życie, uczęszczał do jakiejś szkoły, jednak tonie było w Beacon Hills. Widać było, że Jordan należał raczej do tych popularnych ludzi, ponieważ w tych wspomnieniach nigdy nie był sam, zawsze ktoś stał u jego boku. Później przeniosłam się do wspomnień z wojska, kiedy chciał zostać technikiem EOD. Odbywał szkolenia, które miały mu w tym pomóc. Pracował ciężko i wytrwale, dostawał pochwały od przełożonych, dzięki czemu czuł się pewniejszy, był z siebie dumny. Następnie znalazłam się na wojnie w Afganistanie, gdzie pracował nad rozbrajaniem jakichś bomb. Swoją drogą, to nie było zbyt łatwe zadanie. Przecież to może w każdej chwili wybuchnąć i rozerwać człowieka na kawałki. Ostatnie wspomnienie, które miał z tego czasu, to właśnie wybuch. Bomba eksplodowała, atakując go i zabijając na miejscu. Najwyraźniej nie była zbyt skuteczna, aby zabić taką istotę nadprzyrodzoną, jaką właśnie był. Później wszystko było niewyraźne, aż zobaczyłam komisariat w Beacon Hills. Tak, jakby między wybuchem, a przyjazdem do miasta nie żył lub był w śpiączce. Ewentualnie ktoś mógł wymazać z jego pamięci te chwile, jednak jakoś nie bardzo pasował mi ten scenariusz.

               Oderwałam się od niego i przyjrzałam dokładnie. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Każda istota nadprzyrodzona zostałaby martwa po takim wybuchu, nie przeżyłaby. Musiał być kimś całkowicie innym od nas. Bomba potrafi zabić nawet wampira, oprócz mnie i Pierwotnych, więc on nie mógł nim być. Wilkołak również nie przeżyłby wybuchu, zostałby rozerwany raz na zawsze. Hybryda i Heretyk również odpadają, oni również skończyliby dwa metry pod ziemią. W sumie to żadna ze znanych mi istot nie przeżyłaby tego,co przeżył Jordan. Najwyraźniej ogień nie robił mu krzywdy, tylko jakim cudem?

- I co? - zapytała po chwili Lydia. - Wiesz coś?

- Został rozerwany przez bombę – powiedziałam spokojnie, zastanawiając się nad tym, co zobaczyłam w jego umyśle. Nie było tam nic, co by mi powiedziało wprost, kim on jest.

- Co? - Isaac podszedł do mnie i spojrzał jak na wariatkę. - To niby jakim cudem on tu jest?

- A bo ja wiem? - wzruszyłam ramionami. - Najwyraźniej bomba nie zabiła go ostatecznie. Musiał odrodzić się po wybuchu, tak jak ja po skręceniu karku albo po przebiciu serca.

- W takim razie czym on jest? - zapytał Scott, stając wraz z Derekiem obok Isaac'a.

- Jednym z nas – odparłam. - Nie wiem jednak, jaką jest rasą.

- Rasą? - zapytał zdziwiony Jordan.

- Tak, ale o tym później – machnęłam na niego ręką. - Mam pomysł.

               Dobra, może nie był tym jednym z najlepszych pomysłów, ale warto spróbować. Popatrzyłam na swoją dłoń, która po kilku sekundach wytworzyła ogień. Płomień przemieszczał się między moimi palcami, a ja patrzyłam na niego zafascynowana. Od zawsze podobał mi się ten żywioł, bardzo często kiedyś z niego korzystałam. Ogień jest niszczycielski, potrafi spalić prawie wszystko, więc to właśnie dlatego magicy tak często go wykorzystują. Skoro Jordan przeżył wybuch bomby i najwyraźniej jakiś pożar, to pewnie jest ognioodporny. Jak inaczej to sprawdzić, jak nie poprzez poparzenie?

- Co Ty masz zamiar zrobić? - zapytała lekko wystraszona Lydia.

- Podpalić go – wzruszyłam ramionami.

               Oczywiście nikomu ten pomysł nie przypadł jakoś specjalnie do gustu, ale nie miałam zamiaru ich słuchać. Skoro mamy dowiedzieć się, czym jest, to trzeba jakoś to sprawdzić. Przybliżyłam dłoń do Jordan'a, który chciał uciec. Złapałam go drugą ręką i przytrzymałam na miejscu, a następnie skierowałam na jego dłoń lekki strumień ognia i obserwowałam jego reakcje, która niestety mnie nie zadowoliła. Mężczyzna zaczął krzyczeć z bólu i mnie wyzywać, więc szybko przerwałam swoją czynność.

- Przepraszam – powiedziałam do niego skruszona. - Myślałam, że to Cie nie zaboli.

- Skąd taki pomysł? - jęknął, patrząc na poparzoną dłoń.

- Skoro przeżyłeś wybuch bomby, to ogień nie powinien Cie skrzywdzić – złapałam za ranną rękę i przejechałam lekko swoją dłonią, uleczając jego rany. - Nic z tego nie rozumiem.

- Czyli nie wiesz, czym on jest? - Scott spojrzał na mnie zrezygnowany.

- Nie potrafię określić tego, do jakiej kategorii należy.

- Co o nim wiemy? - zapytał Derek, patrząc na mnie i przyprawiając mnie o zawał serca. Czy on musi na mnie tak patrzeć?

- Ja tu jestem – wymruczał Jordan.

- Jest jednym z nas – powiedział Isaac, olewając wypowiedź Parrish'a.

- Dokładnie – przytaknęłam głową. - Przeżył wybuch bomby na wojnie, później jego wspomnienia są zamazane.

- Co to znaczy? - zapytała Lydia.

- Od wybuchu do przyjazdu na komisariat Beacon Hills nie ma nic. Nie zobaczyłam żadnej sceny tak, jakby ktoś usunął mu pamięć lub byłby w śpiączce, ewentualnie mógłby być jeszcze martwy.

- Więc coś nie tak jest z jego umysłem – stwierdził Scott. - Dodatkowo wygląda, jakby wyszedł z pożaru.

- Jednak ogień mu szkodzi – dopowiedziałam. - Nic z tego nie rozumiem.

- Ja też nie – odezwał się Jordan. - Możecie mi to jakoś wyjaśnić?

- To zależy, co byś chciał wiedzieć – odparłam.

- Kim wy jesteście? I o czym mówicie?

- Czyli zaczynamy historie od początku – westchnęłam ciężko i usiadłam na kanapie. - Może zacznę od tego, kim jest każdy z nas. Scott jest wilkołakiem, dokładnie Prawdziwym Alfą. Stał się nim dzięki swojej dobroci serca i walce o ludzi. To bardzo rzadko spotykane, więc masz okazje poznać swego rodzaju legendę – Jordan zdziwiony kiwnął głową.

- Jakim cudem stał się wilkołakiem?

- Takiej reakcji się nie spodziewałam - zaśmiałam się. - Został ugryziony przez Peter'a Hale'a, który był wtedy Alfą i jest wujkiem Dereka. Później został zabity, ale to innym razem. Dalej jest Isaac, który jest wilkołakiem Betą przemienionym przez Dereka. Lydia jest Banshee, czyli istotą wyczuwającą śmierć. Potrafi odnaleźć martwe ciała lub przewidzieć czyjąś śmierć. Derek jest wilkołakiem Betą, kiedyś Alfą, teraz aktualnie staje się chyba człowiekiem, ponieważ traci swoje zwierzęce moce.

- A Ty? - Jordan spojrzał na mnie.

- Ja jestem w połowie czarownicą i w połowie wampirem. Moja mama była wiedźmą, a tata wampirem. Taka się urodziłam, jednak mój wampirzy gen został zatrzymany. Zabiłam swoją matkę, dzięki czemu został aktywowany i jestem teraz tym, kim jestem.

- Zabiłaś własną matkę? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Nie do końca tak to było, zostałam do tego zmuszona, ale o tym też innym razem.

- Kim w takim razie jestem ja?

- Tego właśnie nie wiem. Jesteś kimś dziwnym, nie spotkałam się jeszcze z taką osobą, jak Ty.

- Są jeszcze tacy, jak wy, których znam?

- Owszem – kiwnęłam głową. - Liam, ten młody chłopak, jest wilkołakiem Betą przemienionym przez Scott'a. Kira jest Kitsune, czyli jakby płonącym lisem.

- A syn Szeryfa?

- Jest człowiekiem, chociaż przez chwile był opętany przez demona. Była jeszcze Allison, która pochodzi z rodziny Łowców, jednak teraz aktualnie jest wampirem zamienionym przeze mnie i mieszka u moich przyjaciół w Nowym Orleanie. Malia jest kojotkołakiem, przez kilka lat żyła w ciele kojota, jednak udało nam się ją sprowadzić do ludzkiej postaci. To chyba wszyscy.

- Kto o was wie? - chyba ta historia go zainteresowała.

- Szeryf, Melissa McCall i Chris Argent. Razem współpracujemy ze sobą i pomagamy sobie w różnych sytuacjach.

- O co chodzi z tą listą śmierci?

- Dobroczyńca ją stworzył, za każdą istotę nadprzyrodzona w Beacon Hills jest cena, nie ma tam jedynie mnie i Isaac'a z niewiadomych nam przyczyn. Najwięcej wart jest Scott.

- Kto to Dobroczyńca?

- Tego nie wiemy, ale staramy się go odnaleźć i powstrzymać.

- A Ci Łowcy? Kim oni są?

- Tego też nie wiemy. Każdy może być Łowcą, na przykład Violet i Garrett. Ta dwójka próbowała zabić Scott'a i Brett'a, więc... - przerwałam wypowiedź, gdy usłyszałam dzwoniący telefon. -Przepraszam, to Damon – mruknęłam i odebrałam połączenie. - Co tam?

- Robi się gorąco – odpowiedział wampir.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro