ROZDZIAŁ 84

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                W życiu bywają takie momenty, w których masz już kompletnie wszystkiego dość. Zaczynasz zazdrościć nawet zwierzętom, które zapadają w sen zimowy. Ile bym dała, abym również mogła zasnąć na dłuższy czas i obudzić się w następnym stuleciu. Tak po prostu rzucić wszystko i zniknąć na jakiś czas, odcinając się od wszystkiego, co mnie otacza. Zapomnieć o tych złych momentach w życiu, które prześladują mnie dniami i nocami. Wyrzucić z pamięci wszystko, co do tej pory się zdarzyło. Mogłabym również wyrwać serce i pozostawić je głęboko w ukryciu, aby nikt go nie znalazł.

                 Ostatnio wokół mnie dzieją się rzeczy, których sama nie potrafię do końca ogarnąć. Chciałabym zacząć przewidywać przyszłość i przyszykować się na to, co mnie czeka, jednak jest to niemożliwe. Z każdą chwilą mam ochotę zasztyletować samą siebie, wyłączyć człowieczeństwo i przestać czuć, zniknąć z pola widzenia bliskim i zaszyć się na bezludnej wyspie. Czasami chciałabym rzucić wszystko i zapomnieć, zacząć życie od nowa, bez przeszłości, z samą przyszłością. Nie patrzeć za siebie i nie walić się w głowę za błędy, jakie zdążyłam popełnić w swojej drodze. Zacząć wszystko z czystą kartą.

                  Wiem jednak, że jest to cholernie niemożliwe. Nikt nie zapomni tego, co uczyniłam. Nikt nie wybaczy mi błędów, jakie popełniłam. Nikt nie zapomni tego, jak wymordowałam połowę miasta, zabijając komuś żonę, męża, przyjaciół czy dzieci. Moja przeszłość będzie się za mną ciągnąć w nieskończoność, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Nie mogę wymazać wszystkim pamięci o mnie, to nierealne. Nie potrafię zmienić przeszłości, przez co moja przyszłość jest nieciekawa. Sama popełniam błędy, przez które później mam ochotę skoczyć pod pociąg. Co jest ze mną nie tak? Dlaczego tak bardzo chcę utrudnić sobie życie?

                 Wczorajsza sytuacja nauczyła mnie, że powinnam zacząć myśleć również o sobie. Powinnam zwracać uwagę na własne szczęście, aby nie uciekło mi między palcami. Wczoraj, gdy leżałam ranna na ziemi, byłam otoczona przyjaciółmi, którym na mnie zależy. Przez chwile byłam szczęśliwa, nawet rana w brzuchu nie przeszkadzała mi w radości. Wszystko zmieniło się przez osoby, które przekroczyły próg sali, w której wtedy się znajdowaliśmy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zrozumiałam swój błąd. To, jak bardzo uciekałam przed uczuciami, zaatakowało mnie ze zdwojoną siłą.


* Wspomnienie *

               Leżałam z dłonią przyciśniętą do brzucha i słuchałam słów wypływających z ust przyjaciół. Wiedziałam, że moje zachowanie skończy się wielką awanturą. Scott miał do mnie pretensje, ponieważ nie pozwoliłam mu walczyć. Isaac oczywiście musiał wypomnieć mi to, że nie jestem Bogiem, który załatwi wszystko. Malia krzyczała, że narażałam swoje życie dla nich. Jedynie Liam był mi wdzięczny za uratowanie mu życia. Przynajmniej on potrafił w tej sytuacji zachować się miło w stosunku do mnie.

- Jak mogłaś to zrobić?!

- Scott, już to przerabialiśmy – westchnęłam ciężko, próbując ukryć ból. - Nie pierwszy raz nie dopuściłam was do walki.

- No właśnie! - Isaac wyrzucił dłonie do góry. - Dlaczego Ty zawsze musisz robić wszystko sama?

- Chcę was chronić, tak trudno to zrozumieć? - warknęłam lekko zła. - Nie mogłam pozwolić, aby oni was zranili.

- Ale Ciebie już mogli – Malia westchnęła ciężko. - Nie możesz tak robić, Nina. Mogłaś zginąć.

- Obudziłabym się kilka godzin później, mała strata.

- Ty dalej nic nie rozumiesz – mruknął Derek. - Myślisz tylko o sobie.

- W którym momencie? W tym, w którym stanęłam do walki z Łowcami chcącymi zabić moich przyjaciół? Czy w tym, w którym obroniłam ich własnym ciałem?

- Nina! - Lydia podbiegła do mnie, natychmiast kucając u mojego boku. - Co się stało?

- Łowcy się stali, będę żyć.

- Nie rób mi tego – w jej oczach pojawiły się łzy. - Bałam się o was.

- Nic nam nie jest – uśmiechnęłam się lekko.

- Nic, bo wielka Pani Nina Fortem musiała nas obronić – warknął Scott. - Jesteśmy stadem, musimy działać razem.

- Uratuj mu dupę, to jeszcze będzie zły.

- Ty cały czas nas ratujesz, do cholery! Kto ma uratować Ciebie?!

- Czyli żadna nowość – odezwała się ciemnoskóra kobieta wchodząc do pomieszczenia.

- Braeden – szepnął Derek i wstał z miejsca. - Nic Ci nie jest?

- Mi nie, co z Tobą? - zapytała z troską.

- Jestem cały – uśmiechnął się lekko.

- Scott! - kolejny damski głos dotarł do moich uszu. - Jesteś cały?

- Tak – chłopak uśmiechnął się.

               Patrząc na nich, czułam dziwną pustkę w sercu. Kira wtuliła się w Scott'a i pocałowała mocno w usta. Derek i Braeden patrzyli na siebie z troską i uczuciem, którego nie potrafiłam określić. Malia stanęła przy Stiles'ie i niepewnie go objęła, chłopak za to z całej siły przyciągnął ją do swojego torsu. Każdy z nich miał kogoś, kogo w jakiś sposób darzył uczuciem. Lydia miała swoją własną bajkę, do której nie chciała nikogo wpuścić, chociaż ja wiem, że jej serce jest przez kogoś zajęte. Liam i Mason byli ze sobą blisko, oczywiście jako przyjaciele. Isaac w dalszym ciągu darzył Allison uczuciem, które nie wygaśnie zbyt szybko. A ja? Nie mam nikogo, komu oddałabym swoje serce. Może to i lepiej?


                Noc w większości minęła mi na rozmyślaniu o moim beznadziejnym życiu. Nie mogłam zmrużyć oka, ciągle myśląc o swojej przyszłości, która stała pod znakiem zapytania. Nie potrafiłam określić tego, co będę robić za kilka lat. Kiedyś chciałam założyć rodzinę, mieć u boku mężczyznę życia, a teraz? Zostałam sama, bez kogoś, kto przytuliłby mnie na dzień dobry i dobranoc. Na własne życzenie pozbyłam się ze swojego życia faceta, którego darzyłam uczuciem. Nie chcę tego zmieniać, ale momentami cholernie mi go brakuje. Wiem jednak, że Derek ma prawo ułożyć sobie życie u boku innej kobiety, przy której będzie szczęśliwy. Może to właśnie Braeden zostanie jego wybranką? Nie znam jej zbyt dobrze, oprócz smaku jej krwi, ale wydaje się być dobrą partnerką dla Hale'a. W każdym razie życzę im szczęścia, bo na to zasługują.

                Wstałam leniwie z łóżka i przeciągnęłam się, słysząc strzelanie kości. Byłam cholernie zmęczona po nieprzespanej nocy, ale wiedziałam, że nie zmrużę oka. Sięgnęłam po telefon na szafce nocnej i sprawdziłam godzinę. Nie opłacało mi się spieszyć, ponieważ i tak nie miałam najmniejszego zamiaru pojawiać się w szkole. Może powinnam ją rzucić? Nie potrzebuję dodatkowej edukacji w swoim życiu, to tylko strata czasu. Reszta poradzi sobie beze mnie, zresztą zawsze mogę się tam pojawić w razie problemu. Nie miałam żadnych nieodebranych połączeń czy sms'ów, co lekko mnie zasmuciło. Może faktycznie powinnam sobie to wszystko odpuścić i wyjechać jak najdalej?

                Z głową pełną sprzecznych myśli skierowałam się do łazienki i zrzuciłam z siebie ubrania, a następnie weszłam pod prysznic. Puściłam letnią wodę, która od razu zaczęła uderzać w moje spięte ciało, co pomagało mi w logicznym myśleniu. Sama nie wiedziałam, co miałam w tej sytuacji zrobić. Miałam kilka wyjść, ale każde z nich nie wydawało się być tym najlepszym. Gdybym tu została, byłabym narażona na krwawiące serce, gdyż widok Dereka z inną kobietą za bardzo by mnie bolał. Wyjazd do Nowego Orleanu równa się z wieczną walką z czarownicami i wampirami, które ośmielą się zbuntować. Wyjazd do Mystic Falls będzie dla mnie zły ze względu na wspomnienia, które z pewnością uderzą w mój umysł. Zbyt wiele złego stało się w tym mieście, abym potrafiła spokojnie spędzić tam jakiś czas. Zniknięcie również byłoby zbyt ryzykowne, ponieważ nie potrafiłabym zostawić przyjaciół i nie wiedzieć, co u nich słychać. Każdego dnia martwiłabym się, czy nic im nie grozi. Mogłabym również poprosić któregoś z Pierwotnych o wymazanie pamięci i wtedy mogłabym spokojnie opuścić wszystkich, na których mi zależy. Wątpię jednak, aby ktoś się na to zgodził, nawet Klaus. Wychodzi na to, że muszę żyć dalej, chociaż mam ochotę zakopać się głęboko w ziemi.

                Sięgnęłam po truskawkowy żel pod prysznic i nalałam sobie trochę na dłoń, a następnie zaczęłam wcierać go w ciało. Momentalnie w mojej głowie pojawiły się wspomnienia wspólnej kąpieli z Derekiem, który zawsze upierał się, aby mnie umyć. Nigdy mu nie odmówiłam, co później kończyło się w łóżku, ale jakoś nie narzekałam. Zawsze to robił delikatnie, zmysłowo, co dodatkowo potęgowało moje podniecenie, więc gdy zaprosił mnie do łóżka, nie protestowałam. Sama czasami błagałam go, abyśmy przenieśli się do innego pomieszczenia, na co zawsze się zgadzał.

                 Nasze życie było ułożone, codziennie rano budziliśmy się w swoim towarzystwie i zasypialiśmy razem. Poranne posiłki spędzone razem, popołudnia i wieczory, strasznie mi tego brakowało. Derek zawsze wiedział, czego potrzebuję. Wiedział, kiedy ma mnie przytulić, a kiedy wyciągnąć ze mnie wszystkie informacje, jakie siedziały mi w głowie. Od zawsze potrafił odgadnąć, jaki humor mam w danej chwili i czy warto przybliżać się do mnie, czy lepiej uciekać na drugi koniec miasta. Był moim ideałem, który straciłam, częściowo z własnej woli. On zawsze pozostanie w mojej pamięci, a w moim sercu będzie specjalne miejsce dla niego, jednak nie dostanie go już w moim życiu. Za bardzo go kocham, aby narażać jego życie i pozwolić mu na bycie u mego boku. Jestem skazana na samotność, z którą muszę nauczyć się żyć.

                   Wyszłam spod prysznica, owijając się ręcznikiem. Podeszłam do lusterka i o mało nie krzyknęłam, widząc swoje straszne odbicie w lustrze. Nie wyglądałam najlepiej, co ostatnio przestawało mnie zadziwiać. Każdej nocy było coraz gorzej, a ja nie potrafiłam nic z tym zrobić. Złapałam od razu za kosmetyczkę, z której wyjęłam wszystko, co mogłoby pomóc mi zatuszować swój okropny stan. Od razu wzięłam się za tuszowanie skutków nieprzespanej nocy, mając ochotę przy tym płakać. Jak bardzo musiałam jeszcze spieprzyć sobie życie, aby w końcu zasztyletować samą siebie? Włosy wysuszyłam za pomocą magii, co dzisiaj nie wyszło mi zbyt dobrze. Zawsze udawało mi się ułożyć je tak, aby wyglądały dobrze, a dzisiaj miałam przysłowiowe siano na głowie. Jęknęłam sfrustrowana i zaczęłam machać rękoma, próbując doprowadzić się do porządku.

                 Po kilkunastu minutach ciężkiej walki nareszcie wyglądałam w miarę normalnie, chociaż do tego jeszcze trochę mi brakowało. Wkurzona do granic możliwości wyszłam z łazienki i skierowałam się do garderoby, klnąć pod nosem na sama siebie. Mój humor był dzisiaj zdecydowanie okropny i lepiej, żeby nikt nie wchodził mi w drogę, bo mogłabym kogoś uszkodzić, umyślnie. Zabrałam koronkowy komplet czarnej bielizny z szafki i narzuciłam na siebie, a następnie spojrzałam na półki ubrań, których było zdecydowanie za dużo. Wybrałam zwykłe, czarne spodnie, do tego ciemnobrązową bluzkę na ramiączkach obszytą koronką, czarne botki na szpilkach i czarną skórę. Oczywiście, kolor czarny idealnie odzwierciedla mnie i moje powalone życie.

                Gotowa zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni, po drodze mijając zdjęcia rodzinne wiszące na ścianie. W tym momencie miałam ochotę się ich jak najszybciej pozbyć, gdyż rodzina, która znajdowała się na fotografiach, wgapiała się we mnie uśmiechnięta. Nawet ich widok nie był w stanie poprawić mi humoru, co było dosyć dziwne. Zawsze pomagali mi w różnych sytuacjach, jednak dzisiaj chyba nic nie było w stanie podnieść mnie na duchu. Chyba czas poszukać sobie sztyletu, dzięki któremu zasnę na długi czas. Przy okazji wybiorę sobie piękną trumnę, w której spędzę kolejne stulecia, z daleka od wszystkich żywych istot znajdujących się na planecie. Tak, ten plan mógłby wypalić.

                 Weszłam do kuchni i machnęłam ręką, robiąc sobie kawę. Nie chciałam czekać na gotującą się wodę, a skoro posiadam magię, to czas trochę jej poużywać. Usiadłam na jednym z krzeseł i przywołałam do siebie dwa woreczki krwi. Muszę zrobić sobie kolejne zapasy, ponieważ mój ulubiony napój zaczyna się kończyć, a na to nie mogę sobie pozwolić. Rozerwałam lekko woreczek i zaczęłam pić krew, wysuszając go od razu i rzucając opakowanie na ziemie. Tego mi było trzeba, od razu poczułam się trochę lepiej. Sięgnęłam po kubek z kawa i również pociągnęłam dużego łyka, krzywiąc się przy tym. Połączenie zimnego i ciepłego nie było dobrym pomysłem, ale nie będę teraz na to narzekać.

                 Musiałam w jakiś sposób spożytkować dzisiejszy dzień, więc postanowiłam zabrać się za przeszukiwanie ksiąg mamy w celu odnalezienia kilku informacji, które są dla mnie interesujące. Przeniosłam się do salonu i przywołałam księgi, których ostatnio nie zdążyłam przeglądnąć przez Lydie, która wparowała mi do domu i wyciągnęła mnie siłą na durną imprezę. Swoją drogą miałam rację co do zakończenia zabawy, nie skończyła się dla nas zwykłym kacem, a moją raną na brzuchu. I kto miał racje? Usiadłam na podłodze i wyciągnęłam dłoń po pierwszą księgę, jednak moją czynność przerwał mi dźwięk dzwoniącego telefonu. Jęknęłam sfrustrowana i podniosłam się z podłogi, udałam się w wampirzym tempie na górę, do sypialni. Złapałam za urządzenie i spojrzałam zła na ekran, jednak mój wyraz twarzy od razu się zmienił. Lekko wystraszona wcisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha.

- Klaus? Coś się stało?

- Mam ochotę Cie zabić – warknął zły, aż przeszły mnie ciarki. No to pięknie.

- Co się stało? - zapytałam, próbując zrobić wszystko, aby mój głos był naturalny.

- Rebekah się stała, ot co. Wiedziałaś, prawda?

- To zależy o czym – mruknęłam pod nosem, kierując się do salonu.

- O jej spotkaniu z Kol'em – kolejne warknięcie z jego strony, nie jest dobrze.

- Cholera – mruknęłam. - Skąd wiesz?

- Rebekah zostawiła list w pokoju, w którym napisała o spotkaniu i o tym, że jeśli nie wróci, to mamy się skontaktować z Tobą.

- Nie zwróciła? - zapytałam zmartwiona. - Co ja narobiłam.

- Nie rozumiem – odparł zdziwiony. - Co Ty narobiłaś i co miałaś z tym wspólnego?

- Rebekah zadzwoniła do mnie i powiedziała, że Kol do niej napisał. Zapytała, czy ma się z nim spotkać, a ja powiedziałam, że osobiście bym się z nim spotkała.

- Więc ona posłuchała i zrobiła to – dokończył za mnie.

- To moja wina – jęknęłam załamana. - Mogłam jej zabronić, albo chociaż poinformować Cie o tym.

- Nie obwiniaj się o to, ona mogła ich na to spotkanie i bez Twojego zdania.

- Gdybym coś zrobiła, to pewnie byłaby teraz z wami. Cholera, trzeba ją namierzyć.

- Freya się właśnie za to zabrała. A Ty przestań się obwiniać, Rebekah ma też swój własny rozum.

- Jesteś dziwny, Klaus. Jeszcze przed chwilą chciałeś mnie zabić.

- Oboje doskonale wiemy, że nie byłbym zdolny do tego. Powiedziałem tak, bo znalazłem list i się wkurzyłem, bo nic mi o tym nie powiedziałaś.

- Chciałam, ale stwierdziłam, że Ty od razu polecisz do Kol'a i go zabijesz.

- Trzeba było tak zrobić, teraz przynajmniej Rebekah nie byłaby poszukiwana.

- Też spróbuję ją namierzyć, może coś to da.

- Ty zajmij się swoimi sprawami, Freya się tym zajmie. Masz zbyt wiele na głowie.

- Mam siedzieć na dupie i czekać na zbawienie?

- Nie, masz zająć się problemami w Beacon Hills, a my zajmiemy się resztą.

- Rebekah zaginęła przeze mnie, muszę coś zrobić.

- Zrób, zajmij się sprawami miasta, a my zajmiemy się poszukiwaniami.

- Klaus – warknęłam ostrzegawczo.

- Twój ton na mnie nie działa, skarbie. Koniec tematu, wracaj do zajęć.

- Cholerny dupek – warknęłam, gdy usłyszałam dźwięk rozłączonego połączenia.

               Cholera, sama wpakowałam ją w to bagno. Gdybym tak bardzo nie uparła się na jej spotkanie z Kol'em, to nic by się nie stało. Dlaczego ja zawsze liczę na czyjąś zmianę, a później ktoś musi przez to cierpieć? Przecież to było do przewidzenia, że Kol może coś kombinować. Do ostatniej chwili wierzyłam jednak, że zmienił się i zrozumiał swój błąd. Jednak, jak widać, myliłam się co do niego. Nie mogę wierzyć, że mógłby coś zrobić swojej siostrze. Mimo wszystko kocha Rebekah, to jego rodzina. Ona zawsze stała po jego stronie, gdy reszta się odwróciła. Jaki miałby w tym zysk, gdyby ją zabił? Przecież to nie ma najmniejszego sensu.

               Usiadłam wkurzona na podłodze i wzięłam się za księgi, które w tym momencie okropnie paliły mnie w dłonie. Musiałam coś zrobić, aby pomóc Rebekah, jednak co? Nie mogłam za wiele zrobić, gdy byłam w Beacon Hills, a mój wyjazd stąd też nie wchodził w grę. Odłożyłam księgę i spróbowałam skontaktować się z Pierwotną za pomocą myśli, jednak zobaczyłam jedynie ciemność. Coś ją blokowało, nie pozwalało mi na swobodne porozumiewanie się z nią. To jeszcze bardziej uświadomiło mnie w przekonaniu, że Kol wcale się nie zmienił. Heretycy mogli mieszać w tym palce, a wtedy nie byłoby zbyt kolorowo. Byli w stanie ukryć Rebekah, a my mielibyśmy problem z jej namierzeniem.

- Macie już coś? - zapytałam, odbierając dzwoniący telefon i nie patrząc nawet na ekran.

- Ale co mamy mieć? - zapytał damski głos.

- Lydia? Cholera, nic takiego – westchnęłam. - Coś się stało?

- Tak, za kilka minut będę u Ciebie.

- W jakiej sprawie? - zapytałam zirytowana, naprawdę nie miałam ochoty na czyjeś towarzystwo.

- Nie możesz siedzieć sama w domu, więc Ci potowarzyszę.

- Mam zajęcie, muszę przeglądnąć księgi i znaleźć coś na temat Jordan'a.

- Świetnie, jestem za kilka minut i Ci pomogę, pójdzie szybciej.

- Ale Lydia – nie zdążyłam dokończyć, ponieważ dziewczyna się rozłączyła.

                Czy dzisiaj jest jakiś dzień rozłączania się, zanim Nina Fortem będzie zdolna odpowiedzieć? Warknęłam zirytowana i złapałam za księgi, przeszukując je dokładnie. Oczywiście nie potrafiłam się zbytnio na tym skupić, ale musiałam się czymś zająć, aby nie myśleć o tej całej sytuacji z Rebekah. Skoro Klaus stwierdził, że nie jestem im potrzebna, to nie będę się wpieprzać, chociaż mam na to ogromną ochotę. Wiem jednak, że z Pierwotnym nie ma co się kłócić, to jak rozmowa ze ścianą. On jest na tyle uparty, aby do końca moich dni kłócić się ze mną o drobiazg. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc zdziwiona spojrzałam w tamtą stronę.

- Bierzemy się do pracy – powiedziała zadowolona Lydia, wchodząc do salonu z uśmiechem na twarzy.

- A już myślałam, że zgubiłaś drogę – mruknęłam pod nosem.

- O to się nie martw, mam nawigacje w telefonie.

- Niech mnie coś strzeli – jęknęłam załamana. - To będzie długi dzień.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro