ROZDZIAŁ 94

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Życie nigdy nie było proste, zawsze pojawiały się przeszkody na drodze. Na każdym kroku pojawia się coś, przez co musimy stanąć w miejscu i pozbyć się tego tak, aby nikt na tym nie ucierpiał. Niestety zbyt często te problemy się mnożą, tworząc spirale zła. Nie ważne, że na Twojej głowie jest kilka spraw, dojdą do nich następne, pojawiając się niespodziewanie i w tym samym czasie. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję, nigdy się nie pogodzę z tym.

                 Odczuwanie czyjegoś bólu nie jest czymś przyjemnym. Nie boli mnie nic fizycznie, nie krwawię ani nic nie pali mnie do środka, jednak jest to rodzaj bólu psychicznego. Moim zdaniem jest o wiele gorszy, gdyż z ranami potrafię sobie poradzić, z psychicznymi niestety nie. W jaki sposób odczułam to, że Chris Argent jest ranny? To dosyć proste, dzięki magii. Jakiś czas temu, oczywiście w sekrecie przed innymi, rzuciłam pewne zaklęcie, które miało przywiązać mnie do Chris'a, Stiles'a, Lydii i Mason'a. Dlaczego tylko do nich? Jako jedyni nie potrafią się szybko zregenerować i biorą udział w walkach ze złem.

               Magia jest bardzo rozległa dziedzina, którą można wykorzystywać w każdej sytuacji. Ja wykorzystałam ją do obrony bliskich i do sprawdzania ich stanu. Wiedziałam, że jeśli powiem im prawdę, to za cholerę się na to nie zgodzą, więc postanowiłam ukryć ten fakt. Każdy z nich jest przywiązany do mnie, dzięki czemu odczuwam ich ból i wiem, gdzie aktualnie się znajdują, gdy są ranni, bez wchodzenia im do głowy. Podczas wczorajszej walki z Łowcami również to zaklęcie działało, jednak na szczęście Chris nie został ranny. Gdyby było inaczej, mogłabym mieć lekki problem ze skupieniem się na walce.

- Skąd to wiesz? Co z nim? - zapytał wyraźnie wystraszony Liam.

- Powiedzmy, że pomagam sobie magią – wyjaśniłam. - Jest ranny, ktoś użył do tego czegoś metalowego. Żyje, ale mocno krwawi i jego stan może się znacznie pogorszyć.

- Chwila, jak to za pomocą magii? Rzuciłaś zaklęcie? - Mason spojrzał na mnie zdziwiony.

- Chyba nie muszę wam tłumaczyć się z tego, co robię.

- Musisz – zaprzeczył natychmiast Liam. - Jesteśmy stadem i powinniśmy mówić sobie prawdę.

- Jeśli czepiasz się już szczegółów, to przypominam, że oficjalnie nie należę do waszego stada.

- Mówiłaś, że jesteśmy stadem, że pomagamy sobie nawzajem. Może i odeszłaś od nas, ale my nie odeszliśmy od Ciebie – wyjaśnił młody wilkołak, patrząc na mnie uważnie.

- Stare zaklęcie przywiązania – westchnęłam ciężko.

- Na czym to polega? - Mason zmarszczył brwi.

- Przywiązuję się do danej osoby i odczuwam jej ból. Wiem, kiedy zostanie zraniona, czym i w jakim miejscu się znajduje.

- Połączyłaś się tylko z Chris'em? - Liam spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Nie – ponownie westchnęłam. - Przywiązałam się również do Lydii, Stiles'a i do Ciebie, Mason.

- Czyli jak teraz ktoś mnie zrani, to Ty będziesz o tym wiedzieć?

- Dokładnie tak – kiwnęłam głowa.

- Ale dlaczego tylko do nich, a nie do wszystkich? - zapytał Liam.

- Ta magia jest wyczerpująca, trudno byłoby mi utrzymać kontakt ze wszystkimi. Zresztą wy jesteście wilkołakami, więc uleczacie się o wiele szybciej – wyjaśniłam spokojnie. - Ludzie nie potrafią się regenerować, są w większym niebezpieczeństwie.

- Więc robisz za naszego Anioła Stróża – stwierdził Mason, uśmiechając się przy tym.

- Mniej więcej – mruknęłam pod nosem. - A teraz przepraszam bardzo, ale Anioł Stóż ma zadanie do wykonania.

- Jedziemy z Tobą – powiedział pewnie Liam.

- Nie ma mowy – pokręciłam głową. - Poradzę sobie sama, wy zajmijcie się sobą.

- A to przypadkiem nie jest tak, że powinniśmy trzymać się razem i walczyć u swojego boku?

- Możliwe, ale ja nie trzymam się zasad – wzruszyłam ramionami. - Jesteś jeszcze osłabiony, Liam, a ja poradzę sobie sama.

               Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w tym momencie mogłam ich zranić. Zrobiłam to nawet świadomie, ale tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Sama nie wiem, czego mam się spodziewać i co mogę zastać w miejscu, w którym obecnie znajduje się Chris. Nie wiem, czy nie spotkam po drodze kogoś, kto chętnie zrobiłby trofeum z mojej głowy albo nie wyrwałby mi serca, aby później zjeść je na śniadanie. Nie będę ryzykować życiem nastolatków, poradzę sobie sama. To nie jest coś, czego jeszcze nie doświadczyłam. Ratowanie tyłków innych leży w mojej naturze od lat.

- Co mamy przez ten czas robić? - jęknął zrezygnowany Mason.

- Jedźcie do domu i pograjcie w jakieś durne gry. Ja jadę ratować Łowce, który kiedyś chciał mnie zabić. Co za ironia losu – prychnęłam. - Zbierać tyłki, czas na zabawę.

- Czyli jedziemy z Tobą? - zapytał z nadzieją Liam.

- Nie, wasza zabawa będzie o wiele bezpieczniejsza od mojej i nie chcę słyszeć sprzeciwu.

               Oboje mruknęli coś niezrozumiałego pod nosem i skierowali się do samochodu Mason'a. Odetchnęłam z ulgą i zamknęłam drzwi na klucz, a następnie weszłam do garażu i wsiadłam do mojego ulubionego BMW. Jak się bawić, to po całości. Odpaliłam silnik i zamknęłam oczy, skupiając się na Chris'ie. Po chwili miałam pełen obraz tego, co on widział i wyczuwałam jego obecność o wiele mocniej, niż przed chwilą. Znałam swój cel, do którego musiałam jechać. Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyłam w drogę do tuneli.

               Jak to bywa w miastach, na drogach roiło się od samochodów. Czasami zastanawia mnie ludzka głupota, która najwyraźniej nie zna granic. Skoro ludzie jadą w tą samą stronę czy pracują w tym samym miejscu, to nie lepiej zabrać się w kilka osób jednym autem i zaoszczędzić na paliwie? Gdybym ja miała taki wybór, z pewnością ugadałabym się z kimś i byłoby o wiele lepiej. Dobra, może sama osobiście tego nie robię, ale ja jestem wampirem i mam kupę kasy na koncie, więc dla mnie strata paliwa nie jest straszna. Gdybym jednak była człowiekiem, to robiłabym zapewne wszystko, aby zaoszczędzić pieniądze, na które musiałabym ciężko zarabiać.

               Droga nie była zbyt przyjemna i bezpieczna, to drugie oczywiście nie było wyjątkiem. Chciało mi się śmiać, gdy widziałam kierowców, którzy zjeżdżali mi z drogi jak tylko zobaczyli markę i rejestracje samochodu. Większość mieszkańców już chyba wie, kto siedzi za kierownicą i wolą nie ryzykować utraty zdrowia bądź życia. To prawda, bardzo często jeżdżę akurat tym autem, więc nie dziwi mnie fakt, że oni doskonale zdają sobie z tego sprawę. Przeklinają mnie pewnie na wszystkie strony, jednak to nie robi mi większej różnicy. Gdybym miała policzyć, ile razy ktoś mi groził, nie starczyłoby mi na to życia.

               Zaparkowałam samochód na jakimś totalnym pustkowiu i wyszłam na zewnątrz. Zaczynało się robić chłodniej i ciemniej, a ja mam zamiar biegać po kanałach, zajebiście. Westchnęłam ciężko i ruszyłam przed siebie, nie zaszłam jednak daleko, gwałtownie się zatrzymałam na widok nieznanego samochodu. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do pojazdu, oglądając go z każdej strony. W środku nie było nikogo, na fotelu leżały tylko jakieś kartki, drzwi również były zamknięcie. Wygląda na to, że mam towarzystwo, którego nie znam, a może znam?

                Ruszyłam przed siebie i weszłam do tuneli rozciągających się pod Beacon Hills. Szczerze mówiąc, sama nigdy nie przypuszczałabym, że coś takiego może znaleźć się pod tym miastem. Jak widać, jeszcze wiele tajemnic jest do odkrycia, a ja może odkryję połowę z nich?Wyostrzyłam swoje zmysły, aby wykryć w razie czego zagrożenie i ruszyłam przed siebie. Nie było tu zbyt przyjemnie, ale nie miałam większego wyboru i musiałam brnąć w to dalej. Z góry kapała woda, dookoła unosił się zapach stęchlizny i wilgoci. Współczuję Chris'owi, że musi teraz być w takim miejscu bez możliwości większych ruchów. Wiedziałam, że miał mało czasu, dlatego czym prędzej szłam przed siebie, krzywiąc się przez zapachy dochodzące do mnie z każdej strony.

                W pewnym momencie poczułam czyjąś obecność niedaleko mnie. Zmarszczyłam brwi i skupiłam się na zapachu tej osoby, jednak przez odór wilgoci nie poczułam nic konkretnego. Wiedziałam jedynie tyle, że to jest istota nadprzyrodzona. W grę wchodziła Kate albo Berserker, ale nie miałam co do tego żadnej pewności. Dlaczego akurat oni? To proste, pieprzona Argent wróciła do miasta i stara się zabić Scott'a McCall'a, pewnie w zemście za wymordowanie jej rodziny. Nie ważne, że młody nie miał z tym nic wspólnego, to jest Kate, tego nie ogarniesz.

                 Skupiłam się na tej tajemniczej osobie i pozwoliłam kłom wyjść na zewnątrz. Byłam gotowa do ataku w razie potrzeby, chociaż zdecydowanie wolałabym nie walczyć w tych warunkach. Powoli i najciszej, jak tylko byłam w stanie zrobić to w szpilkach, podeszłam w stronę pobytu intruza. Stał do mnie tyłem, dzięki czemu mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Zdecydowanie był to mężczyzna, lekko wyższy ode mnie i umięśniony. Czyli moja teoria jest błędna, to nie Kate ani nie jej piesek. Świetnie, więc kogo tu niesie? Przygotowałam się do ataku, a w tym samym czasie ten ktoś wyjął pistolet i odwrócił się w moją stronę z lufą wycelowaną w moją głowę.

- Przynajmniej jeden nie celuje w serce – parsknęłam śmiechem.

- Nina? - zapytał zaskoczony męski głos.

- Jordan? - odparłam tym samym tonem, próbując naśladować jego głos. - Zgubiłeś drogę na komisariat?

- Śledziłem Peter'a i dotarłem aż tutaj. A Ty co tu robisz?

- Szukam Chris'a, gdzieś tu jest, ranny i umierający.

- Skąd to wiesz? - zmarszczył brwi.

- Magia wiele pomaga w życiu – puściłam mu oczko. - Idziesz?

                  Odwróciłam się od niego i skierowałam w swoją stronę, a już po chwili słyszałam jego kroki za mną. Uśmiechnęłam się pod nosem i kontynuowałam wędrówkę. Zdziwiła mnie jego obecność, jak widać jest dobrym policjantem. Ciekawi mnie fakt, co tu robił Peter? Przecież nie ma nic wspólnego z Kate, prawda? A może jednak ma? Ten koleś to jedna, wielka zagadka, którą cholernie ciężko rozgryźć. Stanęłam na chwile w miejscu i weszłam do głowy Chris'a, aby odnaleźć jego dokładne położenie. Mężczyzna był coraz słabszy, co dodatkowo mnie zdenerwowało.

- Co jest? - zapytał cicho Jordan.

- Nie tak głośno, bo obudzisz szczury – parsknęłam śmiechem. - Chris jest niedaleko, jest coraz słabszy.

- Humor dopisuje – mruknął pod nosem. - Co mu się właściwie stało?

- Jak do niego dojdziemy, co sam go zapytasz o to.

- A Ty nie wiesz? - tak, bo jestem chodzącą wyrocznią i wiem dosłownie wszystko.

- Nie – prychnęłam. - Mam ograniczone pole informacyjne. Wiem tyle, ile muszę wiedzieć, aby uratować czyjeś życie.

- Moje też byś uratowała?

- To zależy, czy byś mnie wkurzył – wzruszyłam ramionami z uśmiechem na twarzy.

               Prawda jest taka, że uratowałabym go, gdyby była taka potrzeba. Jordan jest naprawdę miłym facetem, z którym można fajnie spędzić czas. Co prawda brakuje mu trochę pewności siebie, jednak wszystkiego można się nauczyć. Jego przyszła kobieta będzie miała ogromne szczęście, mając u swojego boku takiego faceta, jak Parrish. Usłyszałam za sobą cichy śmiech mężczyzny, przez co moje kąciki ust również powędrowały do góry. Zaczynam go coraz bardziej lubić.

               Oboje szliśmy blisko siebie, gotowi do obrony lub ataku. Chciałam jak najszybciej odnaleźć Chris'a i wyjść z tego przeklętego miejsca. Ani trochę mi się tu nie podobało, co nie jest niczym dziwnym. Chyba tylko idiota byłby w stanie zostać tu z własnego wyboru. Nie, nie mam na celu obrażenia nikogo, co to to nie. Przecież każdy ma swój własny rozum i robi to, co chce.

               Jordan dosłownie deptał mi po piętach i zaglądał przez ramię, sprawdzając teren. Przez chwile nawet zastanawiałam się, które z nas jest silniejsze i kto kogo będzie bronił w razie ataku wrogów. To było nawet miłe z jego strony, że chciał mnie obronić przez innymi. Próbował nawet mnie wyprzedzić i osłaniać przód, ale zaszłam mu drogę i nie pozwoliłam na to. Jakby nie patrzeć, to ja odradzam się niczym Feniks z popiołu, a on mógłby wąchać kwiatki od spodu. Wolałam nie ryzykować i siebie postawić na pierwszej linii, skoro i tak nic nie było w stanie mnie zabić.

               Przystanęłam gwałtownie, przez co Jordan wpadł na moje plecy. Jego dłonie znalazły się na mojej talii, przez co moje mieście się napięły. Nikt od dłuższego czasu nie trzymał mnie w ten sposób, to było dla mnie dziwne. Czułam jego ciepły oddech na karku, przez co na rękach dostałam gęsiej skórki. Mój własny oddech stał się cięższy, a serce zabiło o wiele mocniej, niż zazwyczaj. Dobra, to jest dziwne, w normalnych sytuacjach nie reaguję tak na bliskość drugiej osoby, zachowuję się normalnie. Co się ze mną dzieje? Może to przez te wszystkie wydarzenia, który miały miejsce w ostatnim czasie?

- Jordan – wyszeptałam.

- Nina – szepnął do mojego ucha, przez co zamknęłam oczy.

- Chris jest blisko - przełknęłam ślinę i wyrwałam się z jego uścisku. - Chodź.

               Przyspieszyłam kroku, aby jak najszybciej uciec z tego miejsca. Nie powiem, to było miłe uczucie, jednak nie dla mnie. Nie mogłam ponownie wejść w czyjeś życie i koncertowo go spieprzyć. Jordan był zbyt niewinny, abym mogła go zniszczyć. Miał w sobie samą dobroć, a ja zamieniłabym go w istnego diabła. Przynajmniej raz w życiu mam zamiar kierować się rozumiem, a nie sercem. Dla wszystkich tak będzie najlepiej, dla mnie tak będzie najlepiej. Moje myśli zostały przerwane przez widok Chris'a, który był dosłownie przybity do ściany. Zmarszczyłam brwi i podbiegłam do niego, patrząc przerażona.

- Chris? - złapałam jego twarz w swoje dłonie.

- Nina – wyszeptał z ledwością. - Chyba umieram.

- Nie ma mojej warcie – powiedziałam twardo i złapałam za pręt. - To trochę zaboli, zaraz poczujesz się lepiej – kiwnął mi słabo w odpowiedzi głową. - Jordan, trzymaj go.

                Mężczyzna od razu wykonał moją prośbę i stanął obok Chris'a, łapiąc go za ramiona. Spojrzałam zmartwiona na twarz Argent'a, a ten patrzył na mnie z niemą prośbą. Tyle mi wystarczyło. Złapałam mocno za pręt i wyciągnęłam go z ciała Chris'a z jego głośnym jękiem. Skulił się w bólu i mało brakowało, aby upadł na ziemie, jednak Jordan go przytrzymał. Odrzuciłam metal za siebie i kucnęłam przyrannym mężczyźnie, który nie wyglądał najlepiej. Zabiję tego, kto mu to zrobił, przysięgam.

- Podam Ci krew, dobrze? - zapytałam spokojnie rannego, na co kiwnął mi głową.

                    Podwinęłam rękaw kurtki, cały czas patrząc w oczy Chris'a, i wysunęłam kły. Wbiłam je w nadgarstek, od razu czując metalowy posmak w ustach i przyłożyłam go do twarzy Argent'a. Złapał słabą dłonią moją rękę i przysunął krwawiący nadgarstek do ust. Moja krew zaczęła spływać do jego gardła, a ja czułam lekkie słabnięcie spowodowane utratą cieczy. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. To prawda, podawanie krwi przez wampira nie jest czymś bolesnym, jednak u mnie jest troszeczkę inaczej. Na ogół również nic nie odczuwam, chyba że jestem osłabiona bądź ranna, wtedy to wygląda właśnie tak, jak teraz.

- Co się stało? - zapytałam, zabierając swój nadgarstek od Chris'a.

- Znalazłem to miejsce dzięki kości, którą został zraniony Scott. Znalazłem Kate i Peter'a, oni razem spiskują.

- Peter i Kate? Tego się nie spodziewałam.

- Chcą złapać Scott'a, pewnie spróbują go zabić.

- Jasna cholera – mruknęłam pod nosem. - Jedziemy do mnie, trzeba zwołać resztę.

                Całą trójka wyszliśmy z tuneli, po drodze o mało nie zabijając się przez mokrą podłogę, jeśli mogę to tak nazwać. Musieliśmy podtrzymywać Argent'a, bo pomimo tego, że podałam mu swoją krew, jego organizm jeszcze przez chwile będzie osłabiony. Niestety, nasza krew nie dodaje nikomu siły, a mogłoby to ułatwić wiele spraw. Szczęście jest takie, że Chris nie ma już w brzuchu ogromnej dziury i nie leje się z niego krew. Gdybyśmy przybyli chwile później, moglibyśmy już zamawiać mu trumnę. Coś mi się wydaje, że Allison by mnie za to zabiła z zimną krwią.

                 Zgodnie stwierdziliśmy, że Chris pojedzie z Jordan'em, zadzwonią po Dereka i Stiles'a, a ja zgarnę po drodze Liam'a i Lydie. Podałam Parrish'owi jedną parę kluczy od mojego domu i ruszyłam przed siebie. W trakcie jazdy wykonałam dwa telefony do przyjaciół, którzy mieli czekać przed swoimi domami. Jechałam dosyć szybko, aby nie tracić ani minuty. Jakby nie patrzeć, czas tu jest najważniejszy. Skoro Peter zaczął współpracować z Kate, to oznacza kłopoty. Nie mam pojęcia, co go do tego skłoniło, ale nie wróży to nic dobrego.

                Pierwszą zgarnęłam Lydie, która była zaniepokojona całą sytuacją. Starała się nie okazywać swojego strachu, jednak wyczuwałam go w powietrzu. Nic dziwnego, przy naszym szczęściu mogło się stać dosłownie wszystko. Nawet nie zwróciła mi uwagi na niezapięte pasy, a to oznaczało, że jest naprawdę źle. Następnie podjechałyśmy po Liam'a, który właśnie żegnał się z Mason'em. Oboje wyglądali na przejętych, ten drugi dodatkowo był smutny. Podejrzewam, że to ma jakiś związek z tym, że nie zabieramy go ze sobą. Chętnie bym to zrobiła, ale nie mogę go narażać. Przyjdzie jeszcze czas, w którym Mason będzie uczestniczył w różnych akcjach, ale jeszcze nie teraz.

- O co chodzi? - zapytał Liam, wsiadając na tylne siedzenie.

- Kate i Peter współpracują ze sobą, zaatakowali Chris'a, a teraz polują na Scott'a. Tak w skrócie – wzruszyłam ramionami i ruszyłam spod domu chłopaka.

               Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało, najwyraźniej byliśmy we własnych światach. Ja osobiście myślałam nad torturami, które zafunduję Kate i Peter'owi, którego zdążyłam polubić. Serio widziałam w nim bratnią duszę, z którą mogłabym się dogadać w każdej sytuacji. Wydawał się być fajnych mężczyzną i świetnym kompanem do imprez. Jak widać, najwyraźniej się pomyliłam w jego ocenie. Co do Kate, cóż. Z nią nigdy nie byłam zbyt blisko, zapewne przez broń, którą zawsze celowała w moje serce. W każdym razie Pani Łowczyni za bardzo za mną nie przepadała, nie ma się co dziwić, kilka razy chciałam ją zabić. Sama wielokrotnie mi się naraziła, więc niech się nie dziwi.

- Jaki mamy plan? - zapytała Lydia.

- Jeszcze go nie mamy, ale zaraz na coś wpadniemy – mruknęłam i zatrzymałam się przed domem. Wyszłam z samochodu i skierowałam się do drzwi, czekając przed nimi na Chris'a i Jordan'a, którzy właśnie do nas dołączyli. - Myślałam, że pójdzie wam szybciej.

- Korki były – odparł Parrish, a ja parsknęłam śmiechem.

                   Weszliśmy wszyscy do mojego domu i zajęliśmy miejsca w salonie. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że danie kluczy Jordan'owi nie było najlepszym pomysłem. Przecież i tak nie wszedłby bez mojego zaproszenia do środka. Tak, Nina i jej myślenie wygrywa wszystko. Nie trzeba było długo czekać na resztę, ponieważ już po chwili w moim salonie zjawili się Derek, Braeden, Stiles, Malia i Isaac. Każdy usiadł na wolnym miejscu i wpatrywał się we mnie. Jak zwykle, dlaczego to ja zawsze muszę przekazywać złe wieści?

- Dobra, więc tak w skrócie, Peter i Kate współpracują ze sobą i chcą dorwać Scott'a.

- Nie mamy z nim kontaktu – kontynuował Chris, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Ani on ani Kira nie odbierają telefonu.

- Byli u mnie w Lofcie na randce – odparł Derek.

- Zrobiliście sobie podwójną randkę? - zapytał ze śmiechem Isaac.

- Nie było nas w domu – warknął Hale. - Zniknęli, zanim zdążyłem wrócić.

- Czyli możemy założyć, że zostali porwani – mruknęłam. - Chwila.

               Zamknęłam oczy i skupiłam się na McCall'u. Skoro nie ma z nim telefonicznego kontaktu, to trzeba sobie radzić w inny sposób. Na samym początku widziałam ciemność, więc istnieje możliwość, że jest nieprzytomny bądź ma coś na głowie. Wejście do jego umysłu nie było zbyt trudne, ponieważ nie posiadał żadnej bariery, która mogłaby mnie zatrzymać. To, co wyczułam w jego umyśle, prawie zwaliło mnie z nóg. Czy ja już mówiłam, że kłopoty to nasze drugie imię?

- Kurwa – warknęłam zła.

- Co jest? - zapytał od razu Chris.

- Pakujcie się, jedziemy do Meksyku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro