ROZDZIAŁ 98

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                 Chwila, w której nie wiesz, co się wokół Ciebie dzieje? Bezcenna. Twoja mina, gdy widzisz kogoś, kogo się nie spodziewałaś? Jeszcze lepsza. Stoisz w miejscu i patrzysz w jeden punkt, lub kilka, i nie do końca wiesz, czy to prawda czy sen. Nie wiesz, jak masz się zachować i co powiedzieć. Nie wiesz, czy to nie jest spowodowane Twoim zmęczeniem i utratą krwi. Nie jesteś pewna niczego, co właśnie się dzieje wokół Ciebie. Nawet nie wiesz, czy Ty to faktycznie Ty. Tak, właśnie w tej chwili tak się czuję.

- Nie przywitasz się? - mężczyzna spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy.

- Uszczypnij mnie – powiedziałam do Stiles'a, którego mina była podobna.

- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Lydia? - dziewczyna od razu spełniła moją prośbę. - Cholera.

- Ty nie jesteś normalna – westchnął mężczyzna.

- Czy wy przypadkiem nie powinniście być tysiące kilometrów stąd?

- Nie bez powodów powiedziałem Ci o teleportacji – parsknął śmiechem Klaus. - Freya zrobiła dla nas portal.

- Mogłeś dać znać – rzuciłam oskarżycielsko. - Mało brakowało, a dostałabym zawału.

- Przynajmniej chwila ciszy by była – zaśmiał się Damon, za co dostał w tył głowy od Hayley.

- To rodzina Pierwotnych? - zapytała szeptem Malia.

- Jedyni w swoim rodzaju – odparł Klaus, podając jej rękę. - Klaus Mikaelson.

- Malia Tate albo Hale, jak wolisz.

- Córka Dereka? - Klaus spojrzał na mnie zdziwiony.

- Kuzynka Dereka – odparłam. - Córka Peter'a.

- Damon Salvatore – mężczyzna podszedł do dziewczyny i pocałował ją w dłoń.

- Na nią to nie działa – parsknęłam śmiechem. - To jest Elijah, starszy brat Klaus'a, Hayley, mama Hope i dziewczyna Elijah i Allison, której nie miałaś okazji poznać.

- To Ciebie zamieniła w wampira? - zapytał Liam, przyglądając się dziewczynie.

- Zgadza się – przytaknęła. - Tęskniłam.

- Ja też – przytuliłam ją mocno do siebie, czując od niej zaniepokojenie. - Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.

- Gdzie ten wasz Scott? - zapytał Klaus.

- Gdzieś tam – wskazałam palcem wgłąb świątyni. - Musimy go jak najszybciej odnaleźć, zanim Kate zrobi mu krzywdę.

- Co z Twoim ukochanym? - zapytał Damon, poruszając zabawnie brwiami.

- Zaraz dostaniesz w łeb – warknęłam. - Jest na zewnątrz, jest ranny i powoli umiera.

- A Ty jesteś tu, świetna ta wasza miłość.

- Zamknij się, Salvatore.

- Dość – przerwał Elijah. - Musimy się rozdzielić.

- Wiedziałem – mruknął Stiles. – Przez to wszyscy zginiemy.

- Nie, gdy my tu jesteśmy – odpowiedział mu Pierwotny. - Pójdziesz ze mną, Allison i Damon'em.

- A miałem nadzieję, że znajdę się w grupie Niny – mruknął Salvatore.

- Twoje szczęście, że idziesz osobno, bo mogłabym Cie uszkodzić – zażartowałam. - Ja idę z Malią i Lydią.

- Idę z wami – dodał Klaus, patrząc na mnie znacząco. - Młody, Isaac i Hayley pójdą razem.

- Młody ma na imię Liam – puściłam mu oczko.

- Jest coś, co powinnaś wiedzieć – zaczęła niepewnie Hayley.

- Zaczynam się bać – mruknęłam i spojrzałam na nią uważnie.

- Kol tu jest – westchnęła. - Dostaliśmy od niego wiadomość o jego wyjeździe z Beacon Hills.

- Co on tu robi? - zapytałam zdziwiona.

- Może mieć układ z tą całą Kate – stwierdził Elijah. - Uważaj na siebie, Nina. On może chcieć Cie zabić.

- Nie pozwolę mu na to – warknął Klaus. - Prędzej zginie z mojej ręki, niż ją tknie.

               I właśnie o tym mówiłam, problemy się mnożą. Nie wystarczy sama Kate z pieskami, trzeba było dowalić mi jeszcze Kol'em, który najprawdopodobniej mnie dzisiaj zabije. Pewnie, dlaczego by nie? Przecież za mało mamy problemów, trzeba dokładać nam następne. Jak mam być szczera, to zaniepokoiła mnie ta informacja. Wiem, że Pierwotny nie myśli zbyt racjonalnie i w każdej chwili może zabić kogoś z nas. A najbardziej obawiam się o przyjaciół, którzy są dla niego łatwym celem.

- Cholera – mruknęłam pod nosem. - Co z Derekiem?

- Zajmę się tym później – odpowiedział Klaus. - Nie przejmuj się, Kol go nie ruszy.

- Mam co do tego inne zdanie. Skoro chce mnie zranić, to może skrzywdzić Dereka. Doskonale wie, że mi na nim zależy.

- Nie posunie się do tego – odparł Elijah. - Nie jest na tyle głupi, aby zabijać Ci bliskich.

- Z tym bym się kłóciła – mruknęła Hayley.

- Czas na goni – powiedziałam twardo. - Trzymajcie się blisko siebie, nie odchodźcie od grupy. Stiles, nie panikuj i nie mdlej, gdy zobaczysz krew.

- Postaram się – mruknął chłopak.

- W razie czego krzyczcie, znajdziemy się nawzajem – oznajmił Klaus.

               Nie bardzo podobała mi się perspektywa rozdzielenia się, ale to najlepszy sposób, aby jak najszybciej odnaleźć Scott'a. Wszyscy znajdują się w towarzystwie silniejszej istoty, więc nie powinno być problemów w walce. Ruszyliśmy z miejsca, rozdzielając się przy tym, i skierowaliśmy się w inne miejsca. Trochę martwiłam się o Dereka, który został na zewnątrz. Z nim zostali tylko ludzie i Jordan, który nic o sobie nie wie. Kol, jeśli faktycznie tu jest i będzie chciał mnie zranić, może wziąć Hale'a za cel. Derek nie będzie w stanie się obronić i zginie szybciej, niż zdąży zamrugać. Nie wiem, co bym wtedy zrobiła.

               Szliśmy przed siebie w ciszy, nadsłuchując dźwięków dookoła nas. Najgorsze było to, że nie słyszeliśmy nic, dosłownie nic. Nie potrafiłam się skupić nawet na dźwiękach bicia serc moich towarzyszy, a to wskazywało na to, że jest ze mną naprawdę źle. Nie czułam się najlepiej, mój organizm z każdą minutą był coraz słabszy. Rana, którą mam w brzuchu, nie chciała się zagoić przez brak pożywienia, krew spływała po moich ciuchach, zostawiając krwawe ślady za mną. Przynajmniej się nie zgubimy, wrócimy po śladach. Tak, mój humor jest coraz gorszy.

               Chciałabym, aby to wszystko się już zakończyło. Nie lubię żyć w niepewności, która dobija większość osób. Wolałabym, aby Kol pojawił się właśnie przede mną i mnie zabił, kończąc tym samym moje męki. Nie potrafię myśleć racjonalnie, gdy w mojej głowie pojawia się perspektywa naszej walki. Kocham go i nie chcę, aby między nami się to wydarzyło. Nie wyobrażam sobie tego, że miałabym stanąć przed nim i zacząć walczyć, jakby był moim wrogiem. Fakt, wiele razy powtarzałam, że go zabiję, jeśli skrzywdzi moich bliskich, ale to nie prawda. Nie umiem zabić kogoś, kogo kocham i na kim mi zależy.

               Moje uczucia z każdą sekundą się zmieniają. Już dawno przestałam ogarniać samą siebie, co wcale mnie nie dziwi. Każdego kocham i każdy jest dla mnie ważny, choć nie zawsze darzę ich pozytywnymi uczuciami. Stiles jest dla mnie jak młodszy brat, na którego mogę liczyć, nigdy mnie nie zawiódł i wspiera mnie w każdej sytuacji. Lydia jest cudowną osobą o pozytywnym nastawieniu do życia, potrafi mi dogadać i mówi zawsze to, co myśli, nie owijając w bawełnę. Malia jest zakręconą osobą, która nie boi się nikogo i niczego, co niestety nie zawsze wychodzi jej na dobre, jest gotowa do poświęceń. Liam jest młodym wilkołakiem o agresywnej postawie, z którą walczy każdego dnia, wkurza mnie w nim to, że jest strasznie niepewny, a niestety w tym świecie nie można pozwolić sobie na zawahania, bo najczęściej kończy się to śmiercią. Mason jest człowiekiem, który zawsze ma dobry humor, jest zdolny do poświęceń i nie boi się powiedzieć to, co myśli, jednak jego zainteresowanie wszystkich dookoła kiedyś może wpakować go w niezłe kłopoty. Isaac jest kochanym wilkołakiem, który ma wiele przed sobą, wkurza mnie jedynie jego brak okazywania uczuć i pokerowa twarz, jednak wolałabym, aby się nie zmieniał. Scott? Cóż, jest dla mnie jak brat, którego momentami mam ochotę zabić, niejednokrotnie mnie ranił i podnosił ciśnienie, jednak jestem w stanie poświęcić dla niego życie.

                Rodzina Pierwotnych zawsze była mi bliska, bez względu na okoliczności i trudności, jakie spotkaliśmy na swojej drodze. Klaus jest cholernie porywczym facetem, z którym wolałabym nie prowadzić w przyszłości żadnej wojny. Elijah staje zawsze po stronie rodziny, bez względu na okoliczności, jest cholernie lojalny i nie boi się poplamić krwią. Rebekah jest zabawną kobietą o dziwnych upodobaniach, wielokrotnie zraniona przez bliskich, pomimo tego zawsze staje po ich stronie. Kol zawsze był inny, pewnie przez jego długie spanie w trumnie, zawsze jest sobą i nie udaje nikogo innego, jest porywczy i agresywny, lecz czasem potrafi pokazać swoją dobrą stronę. Mała Hope jest cholernie bystra jak na swój wiek, potrafi pokazać pazury i udowodnić swoją siłę. Freya jest tajemniczą osobą, którą ciężko ogarnąć, rodzina jest dla niej najważniejsza.

                  Jeśli chodzi o resztę, to każdy z nich również posiada cechy, które go wyróżniają. Hayley jest kochającą matką i wspaniałą przyjaciółką, która stanie za Tobą murem niezależnie od sytuacji, potrafi również pokazać pazury i postawić na swoim. Damon jest typowym podrywaczem, który chciałby podbić kobiecy świat, za swoimi bliskimi skoczy w ogień, nie pozwoli nikogo skrzywdzić. Pomimo tego, że często ma na sobie maskę typowego Bad Boy'a, to tak naprawdę uroczy facet, któremu kiedyś roztrzaskano serce na małe kawałeczki. Allison, była Łowczyni, teraźniejsza wampirzyca, uparta i waleczna, osoba o silnej woli i walcząca o swoje. Od przemiany bardzo się zmieniła, choć wiele jej starych cech pozostało na swoim miejscu.

                  Tak naprawdę za każdym z nich wskoczyłabym w ogień, niezależnie od konsekwencji. Każdy z nich ma w sobie coś, co mnie do nich przyciąga. Przede wszystkim każdemu z nich zależy na bliskich, niektórzy pokazują to bardziej, niektórzy mniej. Nie każdy z nich okazuje uczucia publicznie, jednak każdy je posiada. Trzeba ich poznać osobiście, aby przekonać się, że nie są wcale tacy źli. Na temat moich bliskich krążą różne historie, jednak większość z nich jest nieprawdziwa. Co poradzić, takie czasy, w których każdy wierzy w to, co chce.

- Nina, ktoś tu jest – szepnął Klaus, rozglądając się dookoła.

- Co czujesz? - zapytałam tym samym tonem.

- Coś, czego nigdy nie czułem. Ten zapach jest mi nieznany.

- To może być... - urwałam, ponieważ zostałam brutalnie rzucona przez kogoś w ścianę.

               Czy ja już kiedyś wspominałam o rzucaniu mnie na łóżko? Nie? To teraz o tym wspomnę. Dlaczego zawsze wybierają te twarde rzeczy, anie miękkie? Głowa zapewne by mi wtedy nie pulsowała, czarne plamki nie pokazałyby mi się przez oczami, a z łuku brwiowego nie leciałaby mi krew. Tak, wtedy życie byłoby łatwiejsze i każdy byłby szczęśliwszy. Chyba sama wezmę to pod uwagę, gdy będę chciała kimś rzucić.

                Zamknęłam oczy i skrzywiłam się z bólu. Słyszałam odgłosy walki toczącej się obok mnie, ale na niczym szczególnym nie mogłam się skupić. Ból promieniował do każdej części mojego ciała, co skutecznie przeszkadzało mi w odzyskaniu kontroli nad ciałem. W tym momencie najchętniej odpłynęłabym w piękniejszy świat i obudziła się za kilka godzin, ale nie mogłam tego zrobić. Właśnie toczyła się jakaś walka, która mogła nie być na naszą korzyść, a ja myślę o spaniu. Tak, Nina, nieźle wychodzi Ci obrona bliskich.

                 Z trudnościami otworzyłam oczy i spróbowałam wstać na nogi, co nie wyszło mi zbyt dobrze. Upadłam spowrotem na ziemię, krzywiąc się przy tym z bólu. Nie mogłam jakoś złapać równowagi, nawet siedzenie w prostej pozycji sprawiało mi trudności. To ten moment, w którym powinnam się pożywić, a jak na złość nie posiadałam przy sobie krwi. Dlaczego popełniłam ten cholerny błąd i nie przygotowałam się do tego odpowiednio? Przecież wiedziałam, że stoczę dzisiaj niejedną walkę, a jednak nie wzięłam ze sobą woreczków ani nawet nie wypiłam wystarczającej ilości krwi w domu.

- Nina, uważaj! - krzyk Klaus'a przebił się przez moje myśli,jednak było za późno.

                Poczułam mocny uścisk na gardle i już po chwili ktoś podniósł mnie do góry. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki, które przeszkadzały mi w widzeniu. Czułam jedynie charakterystyczny zapach, który towarzyszył mi dziś przez jakiś czas, był jednak pomieszany z czymś jeszcze. Czymś, co doskonale znałam, ale nie chciałam się do tego przyznać. Nie wierzyłam własnym zmysłom, ponieważ mogły płatać mi figle przez osłabienie, jakie ogarniało moje ciało z każdą minutą. Oddech stawał się cięższy i trudniejszy do złapania, ale postanowiłam się nie poddawać. Ostatkami sił otworzyłam oczy, które zdążyły się zamknąć nawet nie wiem kiedy, i spojrzałam na postać, która stała przede mną.

- Scott – wyszeptałam z ledwością.

                 Przede mną stał Scott, który aktualnie był jednym z Berserkerów. Skąd to wiem? Rozpoznałam go po oczach, które widziałam miliony razy, dodatkowo jego zapach jest specyficzny przez jego status Prawdziwego Alfy. Nawet zapach niedźwiedzia nie zakrył tego, co od niego było czuć. Nie wiedziałam, jak mam się zachować w tej sytuacji. To nie był Scott McCall, mój Wilczek. To była bestia stworzona przez Kate Argent, przeklętą byłą Łowczynie. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiła, ale słono za to zapłaci, przysięgam.

               Skupiłam całą moc, jaką w sobie miałam, i odepchnęłam od siebie Scott'a, który cofnął się o kilka kroków do tyłu. Nie był jednak sam, obok niego krążyli inni, którzy patrzyli na nas i przygotowywali się do ataku. Nie chciałam walczyć z Wilczkiem, jednak nie miałam wyboru. Trzeba go jakoś wyciągnąć i przywrócić do siebie, ale jak? Nie miałam nigdy do czynienia z czymś takim, więc nawet nie wiem, czy odzyskanie McCall'a jest w tym przypadku możliwe. Wiem tylko tyle, że nie mogę go zabić, nie zniosłabym jego śmierci.

                Usłyszałam strzały dochodzące z zewnątrz, a już po chwili reszta moich przyjaciół stanęła niedaleko nas. Każdy był zdziwiony widokiem rozciągającym się dookoła, co wcale mnie nie dziwiło. Chyba nikt nie spodziewał się tego, że Scott McCall, Prawdziwy Alfa, stanie jest pieprzonym Berserkerem, pieskiem Kate Argent. Musiałam spróbować z nim porozmawiać, przemówić mu do rozsądku. Miałam cichą nadzieję, że po usłyszeniu naszych głosów wróci do siebie.

- To nie jesteś Ty, Scott – zaczęłam spokojnie, podnosząc dłonie do góry. - Nie chcę z Tobą walczyć – stał jak posąg i patrzył na mnie. - Opamiętaj się, Scott, to nie jesteś Ty.

                 Popatrzył na mnie, przekrzywiając głowę w prawą stronę. Nie wiedziałam, co mu w tej chwili chodzi po głowie, ale niestety nie było to to, czego bym chciała. Ruszył na mnie z całą siłą, odrzucając mnie do tyłu. Całe szczęście, że daleko nie zaszłam i ściana znajdowała się jakieś dwa metry za mną. Przynajmniej uderzenie nie było tak duże, jak wcześniej. Zaczęliśmy walczyć, a raczej on zaczął. Ja jedynie robiłam uniki i starłam się go odepchnąć od siebie jak najdalej. Reszta moich przyjaciół zajęła się pozostałymi Berserkerami, kątem oka zauważyłam brak Klaus'a, co nie wróżyło nic dobrego. Nie miał kiedy zniknąć?

                 Scott nie odpuszczał, wyjął dziwną broń stworzoną z kości i rzucił w moją stronę, przecinając przy tym moją skórę na ramieniu. Syknęłam z bólu i zmrużyłam oczy. Żyłki wyszły na zewnątrz,a oczy zapłonęły czernią. Wiedziałam, że kontrolowanie się będzie trudne, ale musiałam spróbować wszystkiego. Syknęłam głośno i rzuciłam się na niego, przypierając go do ściany. Pokazałam kły i uderzyłam z całej siły w twarz, przez co odwrócił głowę. Musiałam go jakoś powstrzymać, może utrata przytomności coś da?

- Scott! - powietrze przeciął ogłuszający krzyk Lydii, przez co odwróciłam się do niej przodem.

                 Jak to mówią, nie odwracaj się plecami do wroga, tak? Cóż, zastanawiam się, dlaczego ja nigdy tego nie posłuchałam. Może dlatego, że w tym momencie moim wrogiem jest Scott McCall, chłopak, z którym spędziłam dzieciństwo? Złapał mnie za ramiona i przygwoździł do ściany, wydając przy tym dziwne dźwięki. Nie musiałam długo czekać na jego atak, który był nieprzewidywalny. Jego dłoń znalazła się w mojej klatce piersiowej, ściskając moje serce. Złapałam oddech, który ugrzązł mi w gardle i spojrzałam na towarzyszy. Każdy z nich stanął w miejscu, jakby czas się zatrzymał, i patrzył w naszą stronę wystraszony. Odwróciłam wzrok i spojrzałam w oczy Scott'a.

- To nic, Wilczku, to nic – wyszeptałam ostatkami sił.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro