ROZDZIAŁ 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Weszłam do szpitala znajdującego się w Beacon Hills. Znowu tu jestem. Czuję się, jakbym wracała do siebie. Tak, jakby to miejsce było moje, jakby było moim prawdziwym domem. Nie powiem, związałam się z tym miejscem i ludźmi. Przy recepcji zauważyłam Melisse McCall, która od razu do mnie podbiegła.

- Nina! Jak dobrze Cię widzieć – przytuliła mnie mocno, co od razu oddałam.

- Ciebie również. Wytłumacz mi, co się dzieję i co mam robić.

- Isaac tu jest. Właśnie ktoś zabrał go na operacje. Nina, oni zobaczą, że coś jest nie tak. Będą problemy.

- Chłopcy wiedzą?

- Nie. Cały czas dzwonię do nich i do Dereka. Nikt nie odbiera.

- Dobra, zajmę się tym. Gdzie oni są?

- Właśnie jadą do windy. Isaac jest nieprzytomny. Kierują się na trzecie piętro.

- Dobra. Idę ratować wilczą dupę.

- Uważaj na siebie - uśmiechnęła się do mnie lekko.

- Jak zawsze – zaśmiałam się.

          Szybkim krokiem zaczęłam zmierzać w stronę widny. Przed sobą widziałam mężczyznę pchającego wózek, na którym był Isaac. Przyspieszyłam kroku, bo oni właśnie wsiadali. Podbiegłam do drzwi i w ostatniej chwili zdążyłam. Czas zacząć przedstawienie. Zaczęłam się denerwować i trząść. Zwróciłam tym uwagę mężczyzny. Alfa, z całą pewnością. Gdzieś już czułam ten zapach.

- Wszystko dobrze? - zapytał mężczyzna. Złapał haczyć, świetnie.

- Tak. To znaczy nie – zwolniłam windę magią. Muszę mieć czas . - Właśnie chcę odwiedzić ciotkę.

- I dlatego jesteś zdenerwowana? - to my jesteśmy na Ty?

- Tak. Wie Pan, nie widziałyśmy się od czterech lat. Ostatnim razem nasze spotkanie skończyło się awanturą roku. Teraz ona umiera – pierwsze piętro. Świetnie. – Boję się spotkania z nią.

- Będzie dobrze, zobaczysz.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się i spojrzałam na Isaac'a. Drugie piętro . - A ten co? Za mocno zabalował? - zaśmiałam się sztucznie.

- Nie. Jedzie właśnie na operację.

- Och ... To on ... - wskazałam na wózek - ... chyba nie powinien się ruszać, prawda?

          Mężczyzna szybko spojrzał na chłopaka. Mężczyźni są tak strasznie naiwni, że czasami chce mi się z nich śmiać. Mój ruch. Szybkim ruchem skręciłam mu kark , a on padł na ziemię.

- Pfff, Alfa się znalazł.

          Jesteśmy na trzecim piętrze. Usłyszałam zbliżające się kroki. Poczułam kolejnego Alfę, ten zapach znałam doskonale. To Derek, moja robota skończona. Uchyliłam sufit w windzie i zwiałam z miejsca zbrodni w chwili, gdy drzwi się otworzyły. Nie zobaczył mnie. Pobiegłam schodami na parter i zobaczyłam Melisse. Podeszłam do niej.

- Zadanie wykonane. Nie mów nikomu, że tu jestem. Zrobię im niespodziankę.

- Derek tu jest - wyszeptała, patrząc w moje oczy.

- Wiem. Jemu też nic nie mów. Uciekam, muszę coś sprawdzić – puściłam jej oczko i wybiegłam ze szpitala.

           Skierowałam się do lasu. Mam przeczucie, a go się nie ignoruje. Powolnym krokiem przemierzałam swoją drogę. Rozglądałam się po bokach. Nic tu się nie zmieniło. Czułam się tak, jakbym była tu wczoraj, a nie trzy miesiące temu. Z rozmyśleń wyrwał mnie szelest. Spojrzałam w stronę, z której dochodził hałas. Powolnymi cichym krokiem zmierzyłam w tamtą stronę i poczułam zapach. Znam go, to ten sam co mężczyzny z windy. Nie pamiętam do kogo on należał. Skąd ja go znam? Między drzewami zobaczyłam dwie postacie. Mężczyźni, do tego Alfy. Coś mi tu nie gra.

- Zgubiliście się, chłopcy? - zapytałam uprzejmym głosem i zbliżyłam się do nich. Znam ich. O cholera.

- Proszę, proszę. Oto nasza piękna Nina .

- Co tu robicie? - udawałam, ze wcale nie przejęłam się ich pochodzeniem.

- Szukamy pewnych osób, ale znaleźliśmy Ciebie. Kali i Deucalion się ucieszą.

- I myślicie, że dam się tak łatwo złapać?

- Damy sobie radę. Ty jesteś jedna, nas jest dwóch.

- Tak, dwóch słabeuszy. Ale mi to przeciwnicy. Jednego z waszych już dzisiaj zabiłam. Który chce być następny?

- Kogo?! - warknął jeden z nich.

- A bo ja tam wiem. Trudno was wszystkich spamiętać. Nie znam go  - wzruszyłam ramionami i zrobiłam minę niewiniątka.

- To Twój koniec, Nina. Deucalion będzie zadowolony. Poddaj się.

- Zapraszam Panie do walki.

          Pomachałam im rękoma w geście zaproszenia do walki. Długo nie czekali. Od razu jednocześnie rzucili się na mnie, próbując powalić. Serio? Jeśli myślą, że mnie powalą, to grubo się mylą. U Pierwotnych nieźle się wzmocniłam, teraz nikt nie jest mi straszny. To jest chyba najlepsza zaleta w wyjeździe do Nowego Orleanu. Wiele bitew zostało stoczonych w tamtym mieście, dzięki czemu moje umiejętności znacznie wzrosły.

         Jednym z nich rzuciłam z całej siły o drzewo, przez co głośno jęknął. Drugi wykorzystał tą sytuację i uderzył mnie mocno w głowę, przez co się zachwiałam. Poczułam krew lecącą z mojego łuku brwiowego. Co oni wszyscy do niego mają?! Wściekłam się, wyciągnęłam kły i rzuciłam się na Alfę. Wystraszył się i cofnął do tyłu. Nie dałam mu chwili na myślenie. Moje pięści leciały w jego stronę, a on nieudolnie próbował robić uniki. Nie wychodziło mu to. Moja ręka wylądowała w jego klatce piersiowej. Ścisnęłam jego serce.

- Ostatnie słowo? - zapytałam ze zwycięskim uśmiechem.

- Pierdol się – wywarczał.

- Z wielką przyjemnością.

          Wyrwałam jego serce. Ciało bezwładnie upadło na ziemię, a serce wylądowało obok jego głowy. Takie widoki nie robiły na mnie już większego wrażenia. Pewnie dlatego, ze wraz z Pierwotnymi pozbawiłam życia wiele os ob, a raczej istot nadprzyrodzonych. Odwróciłam się do drugiego Alfy. Zaczął zbierać się z ziemi. W wampirzym tempie podbiegłam do niego i złapałam za gardło przyciskając go do drzewa.

- Kogo szukacie?! - syknęłam w jego stronę, pokazując kły.

- Dereka Hale'a i pewnego nastolatka, ale nie wiem jak się nazywa.

- Ilu was tu jest?! - warknęłam.

- Całe stado - jego głos był coraz słabszy.

- Czyli ilu?!

- 38 Alf z Deucalionem.

- Już 36, dwóch martwych – zaśmiałam się z jego miny. - Tak, kochanie. Twój przyjaciel nie żyje.

- Mnie też zabijesz?

- Ciebie? Nie. Przekażesz moją wiadomość Deucalionowi.

- Jaką? - w jego oczach pojawiła się nadzieja, a mi zachciało się śmiać.

- Żeby dla dobra swojego i waszego spieprzał z miasta. Bo jeśli was dorwę, powybijam każdego.

          Puściłam go, a ten wziął głęboki oddech. Od zawsze podobała mi się ta władza, to ja decydowałam czy ktoś przeżyje. Dzięki temu miałam chorą satysfakcję z błagania moich ofiar o życie. Zaczęłam odchodzić od niego, ale coś sobie przypomniałam.

- Jeszcze jedno – odwrócił się w moją stronę przestraszony. – Pozdrów Kali ode mnie .

          Rzuciłam kulą ognia w martwe ciało Alfy, przez co drugi odskoczył wystraszony. Przez mój pobyt w domu Pierwotnych przyzwyczaiłam się do magii. Wiele razy z niej tam korzystałam. Teraz wiem, że łatwo z niej nie zrezygnuję. Zaśmiałam się głośno i skierowałam się w pewne miejsce, które obrałam za swój cel. Dom Dereka Hale'a. Muszę sprawdzić , czy on wie o Alfach. A znając jego, wie.

          Chwilę później stałam pod budynkiem, ale w środku nikogo nie było. Weszłam przez drzwi i postanowiłam poczekać. Po jakiś 10 minutach zjawił się Derek z Isaac'iem na rękach oraz Stiles i Scott.

- Nina? - spytał z niedowierzaniem Scott. Wszyscy gwałtownie się zatrzymali.

- Nie, Święty Mikołaj - przewróciłam oczami.

- Czyli to Ty – powiedział Stiles.

- Długo wam ta droga zajęła. Zdążyłam zwiać ze szpitala, przejść się po lesie, zabić kolejnego Alfę i dotrzeć tu. Na dodatek jeszcze musiałam na was czekać. Nie ładnie.

- To Ty zabiłaś tego gościa w windzie? - zapytał Stiles.

- Tak, to ja - uśmiechnęłam się szeroko.

- Chwila, chwila. Powiedziałaś ,, zabić kolejnego Alfę '' . W windzie był jeden , w lesie drugi. Co tu jest grane. Ilu ich tu jest? - zapytał zdezorientowany Scott.

- Dlatego tu jestem. O tym musimy pilnie pogadać. Bardzo poważnie pogadać.

- Ale o czym? Nic nie rozumiem – powiedział wilczek.

          Spojrzałam na Dereka i weszłam w jego myśli. On wiedział, o wszystkim wiedział i mnie nie poinformował. Odłożył Isaac'a na kanapę i spojrzał na mnie poważnych i jednocześnie przestraszonym wzrokiem. Zabiję go, tylko przyjechałam, a on już działa mi na nerwy. Spojrzałam na Scott'a i Stiles'a. Oni nic nie wiedzieli. Wróciłam wściekłym wzrokiem na Dereka.

- O Alfach – warknęłam w stronę Hale'a.



*********************************

Hej, Kochani :*

Jest obiecany rozdział :D Przepraszam, że tak późno. Ale tak jak napisałam pod prologiem, internet odmówił współpracy :(

Podoba się? Jeśli tak, zostawcie po sobie jakiś znak :)

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro