ROZDZIAŁ 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

           Ustaliliśmy z Chrisem nowy plan schwytania bet. Aktualnie biegam po lesie i rozstawiam broń Łowcy. Ma to zagonić wilkołaki do szkoły. Znajduje się ona daleko od ludzi, dzięki czemu bety nie zrobią nikomu krzywdy. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym o tym, aby łapać wilkołaki czy współpracować z Łowcami. Odkąd pojawiłam się w Beacon Hills, wiele w moim życiu się zmieniło.

          Biegłam ile sił w nogach pomiędzy drzewami. Usłyszałam odgłosy walki, więc skierowałam się w tamtą stronę. Zauważyłam Isaac'a i Scott'a, którzy walczyli z Corą. Nieopodal nich siedziała zapłakana i wystraszona dziewczyna. Podeszłam do niej, nadal obserwując walkę. Chłopcy sobie radzili. Ja muszę pomóc tej dziewczynie.

- Wszystko dobrze? - zapytałam.

- Co to jest? Czym oni są?

          Spojrzałam w ich kierunku, aby sprawdzić stan walki. Cora uciekła, Isaac ruszył za nią. Scott spojrzał na mnie, kiwnął mi głową i ruszył w pościg. Musze szybko załatwić sprawę z tą dziewczyną i im pomóc.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie – zaczęłam. - Za niedługo pojawi się tu policja. Poczekaj na nich, dobrze? Postaraj się nie ruszać z miejsca.

          Nie czekałam na jej odpowiedź. Ruszyłam za wilkołakami. Podczas pełni są cholernie szybcy i silni. Zdążyłam się o tym przekonać podczas walki z Boyd'em. Skubaniec ma siłę w ręce.

          Właśnie zbliżyłam się do budynku szkoły, z daleka usłyszałam dźwięk samochodu. Argent dojechał na miejsce. Wszyscy spotkaliśmy się przed wejściem.

- Jak tam? - zapytałam.

- Cora nam zwiała – odpowiedział Scott.

- To nic – powiedział Argent. - Będą kierować się ścieżką wyznaczoną przez nas. Przybiegną tu i wbiegną do budynku.

- A jeśli nie wbiegną? - zapytałam.

- A niby dlaczego mają nie wbiec? Jak inaczej ominą budynek?

- Dachem – powiedział Scott.

           Spojrzeliśmy na niego. W oddali zobaczyłam bety. Nie kierowały się do wejścia. Czy Scott musi mieć tak często rację? Zdecydowanie wolę, gdy żadne z nas nie ma racji z tych złych sprawach. To byłoby o wiele lepsze.

- Zagonie ich – powiedział Chris.

- Nie, ja to zrobię. Jestem szybszy – odpowiedział Isaac i pobiegł w stronę bet.

- Resztę robimy zgodnie z planem. Cokolwiek by się nie działo, pamiętajcie, że nie możemy ich zabić – powiedziałam i skierowałam się do wejścia.

          Podążałam korytarzami i poczułam Dereka. Bety stanęły przed nim w dużej odległości. Nikt nie osłaniał ich od tyłu, a to był nasz błąd. Już chciały uciec, więc wkroczyłam do akcji. Co prawda tego nie było w planie, ale większego pola do popisu teraz nie mamy.

- Hej! Wilczki! Gdzie się wybieracie? - wyszłam zza rogu. Ci spojrzeli na mnie. - Nie chcecie się pobawić ?

- Zabiję Cię! - ryknął Boyd.

          Spojrzałam na Dereka. Chyba nie spodobał mu się mój pomysł. Cóż się dziwić, mu nic się nie podoba. W szczególności to, co robię i wymyślam. A że często działam na spontanie, to nawet nie jest w stanie mnie powstrzymać. Nikt nie wie, jaki będzie mój kolejny ruch. Ten pomysł może się jednak okazać zły. Trudno, za późno na odwrót.

- Tak? - skierowałam się do Boyd'a. - Chciałabym to zobaczyć.

- Zgodnie z życzeniem .

          Oboje z Corą warknęli w moją stronę i rzucili się w moim kierunku. Niewiele myśląc zaczęłam przed nimi uciekać. Nie dam się tak łatwo złapać, a co . Wbiegłam do piwnicy, byli tuż za mną. Przeskoczyłam ich i skierowałam się do drzwi, wypadłam szybko stamtąd. Usiadłam na schody, a Derek ze Scott'em zamknęli za mną drzwi. Byłam cholernie zmęczona.

- Czy Ciebie pojebało do reszty ? Co to było? - odezwał się Derek. Wiedziałam.

- Mogli nam uciec - powiedziałam spokojnie. - Musiałam ich jakoś przegonić do piwnicy. To było jedyne co mi przyszło do głowy.

- To było cholernie nieodpowiedzialne. Nic Ci nie jest?

- Oprócz tego, że jestem poobijana, w większości miejsc na ciele mam rany od pazurów i jestem cholernie zmęczona? To nie, nic minie jest.

- Ale humorek dalej dopisuje. Czyli wszystko dobrze.

- Tak – zaśmiałam się. - A co z wami?

- Mi nic nie jest – odpowiedział Alfa.

- Cicho – powiedział Scott.

          Przyłożył ucho do drzwi i przez chwile wsłuchiwał się w dźwięki dochodzące z piwnicy.  Popatrzyłam na niego zdziwiona. Gorzej z nim czy jak? Jego oczy zrobiły się wielkie.

- Kurwa - kolejny raz tego dnia przeklnął.

- Scott, wyrażaj się. Co jest?

- Słyszę bicie serc.

- To chyba dobrze. Znaczy, że jeszcze się nie pozabijali - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Ty nie rozumiesz. Słyszę trzy serca.

- Trzy? - zapytał zaskoczony Derek.

- Tak. Ktoś tam jest.

- Cholera – powiedziałam.

- Otwórz drzwi, idę tak.

- Idę z Tobą – wstałam ze schodów.

- Nie – odpowiedział Derek. - To są moje bety. Ja muszę to zrobić.

- Derek, nie dasz rady. Daj sobie pomóc.

- Nie pomożesz mi, jeśli one Cię zaatakują bądź zabiją. Proszę, Nina.

- Zgoda – westchnęłam. - Ale jeśli usłyszę, że nie dajesz rady, wchodzę.

- Zgoda.

          Kiwnął głową Scott'owi, a ten otworzył mu drzwi i szybko za nim zatrzasnął. Spojrzał na mnie. Dlaczego on musi być taki uparty? Mam złe przeczucia,  a one rzadko kiedy mnie oszukują.

- Będzie dobrze – powiedział.

- Oby - westchnęłam.

          Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Wsłuchiwaliśmy się w odgłosy walki. Zaczęłam się cholernie denerwować, Derek jest tam sam. Bety są dwie, dodatkowo są pod wpływem pełni. Do tego wszystkiego jeszcze jakiś durny człowiek jest w środku. Przecież to misja samobójcza. Nie wytrzymam.

- Scott, otwórz drzwi - zerwałam się z miejsca.

- Radzi sobie.

- Scott, otwórz - warknęłam w jego stronę.

- Nie, Nina. Miałaś wejść jak przestanie sobie radzić.

- Scott! Otwórz te pieprzone drzwi!

          Ten spojrzał na mnie wystraszony, ale spełnił moją ,, prośbę '' . Otworzył drzwi i szybko zamknął. Od razu uderzył we mnie zapach krwi, dużej ilości krwi. Poradzi sobie, pewnie. Skierowałam się w stronę zapachu, ale daleko nie doszłam. Zostałam ponownie przez kogoś mocno odepchnięta. Wstałam szybko z podłogi i rozejrzałam się. Cora stała kawałek ode mnie w bojowej pozycji. Czyli zaczynamy walkę.

          Rzuciła się w moją stronę. Nie mogę jej zabić. Muszę tylko jakoś ją powstrzymać. Tylko jak? Pozbawić przytomności. Niewiele myśląc rzuciłam się na nią i próbowałam powalić na ziemię. Bezskutecznie. Waliła swoimi rękoma gdzie popadnie. Byłam coraz bardziej podrapana. Złapałam ją mocno za ramiona i rzuciłam o ścianę. Już nie wstała z ziemi. Trochę się przestraszyłam. Podeszłam do niej ostrożnie, żyje. To dobrze.

          Skierowałam się do Dereka. Był cały podrapany, z jego ciała ciekła krew. Obok niego leżało ciało Boyd'a. Usłyszałam jego serce, więc też żyje. Podeszłam do Alfy. W tym czasie drzwi otworzyły się. Odwróciłam się i zobaczyłam Scott'a z Isaac'iem. Spojrzałam ponownie na Dereka.

- Chodź – powiedziałam.

          Pomogłam mu wstać z ziemi. Był strasznie zmęczony i mocno ranny. Chciałam zabrać go do domu i pomóc w uleczeniu się. Nie zgodził się.

- Muszę zająć się człowiekiem.

- Derek, nie dasz rady. Nie masz siły. Ja się nim zajmę.

- Nie. To wasza nauczycielka angielskiego .

- Blake? - zapytał Scott.

- Chyba tak. Idźcie już, zanim was zobaczy.

- Derek ... - przerwał mi natychmiastowo.

- Nina, zajmij się Boyd'em i Corą. Proszę. Spotkamy się u Ciebie.

- Dobrze.

          Puściłam go i podeszłam do chłopaków. Podnieśli nieprzytomne wilkołaki. Ostatni raz spojrzałam na Dereka i wyszłam z piwnicy w towarzystwie przyjaciół. Wszyscy skierowaliśmy się do mnie. Po drodze napisałam również do Stiles'a, Allison i Lydii. Pora pokazać im prawdę, całą prawdę.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro