ROZDZIAŁ 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Czas powitać kolejny, jakże przepiękny dzień. Po wczorajszej akcji zdążyłam do siebie dojść. Pomogło mi w tym oczywiście wypicie krwi. Wstałam z łóżka i , jak co rano , udałam się do łazienki. Wzięłam pobudzający prysznic i zabrałam się za szykowanie do szkoły. Czy to dobry pomysł, aby już się pokazać? Moim zdaniem, tak. To prędzej czy później i tak by wyszło. Mam zamiar pokazać Alfą, że nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. Wybrałam na dzisiejszy dzień ubrania, czyli jeansy z przetarciami, jasną zwiewną koszulę oraz granatową skórę i niebieskie szpilki z odsłoniętymi palcami. Z wybranymi ubraniami weszłam do łazienki.

          Na dzisiejsze śniadanie wybrałam kawę i krew. Muszę się jeszcze troszkę ,, podleczyć '' po wczorajszym, chociaż czuję się już świetnie. A tak na serio, to nie chce mi się nic robić. Wiem, leniuch ze mnie. Ostatnimi czasy po prostu tak mam, nic nie chce mi się szykować normalnego do jedzenia.

           Po skończonych czynnościach ostatni raz przejrzałam się w lustrze i wyszłam z domu, zamykając drzwi. Nigdy nie wiadomo, komu wpadnie do głowy włamanie. Udałam się do garażu. Zastanawiałam się nad dzisiejszym samochodem. Wybrałam Nissana.

          Pod szkołą spotkałam przyjaciół i razem wybraliśmy się do środka. Stiles i Scott wyglądali na zdenerwowanych. Coś ich gryzie. Zresztą, taki widok jest u mnie prawie codziennością. Od prawie zawsze chłopcy wyglądają, jakby ktoś miał ich zaraz pozbawić życia.

- Hej, co jest? - zapytałam.

- Nic – odpowiedział Scott.

- Przecież widzę. Ślepa nie jestem.

- Martwimy się – powiedział Stiles.

- Czym? - spojrzałam na nich z troską.

- Tobą. Wczoraj byłaś martwa , a dzisiaj chodzisz sobie po szkole. Przecież bliźniaki wpadną w szał, gdy Cię zobaczą.

- Więc zrobimy wszystko, aby jej nie zobaczyli – powiedziała Lydia.

- Jak chcesz to zrobić? - zapytał syn Szeryfa.

- Normalnie. Zajmę się Aiden'em, a wy załatwcie Ethan'a.

- Ja to zrobię z wielką chęcią.

- Isaac, chyba nie o to chodziło Lydii – powiedziałam.

- I tak to zrobię – powiedział.

          Odszedł od nas szybkim krokiem. Zaczynałam się o niego martwić. Jeśli szczeli mu coś do głowy, to może skończyć się nie za ciekawie. Isaac należy do bardzo porywczych osób. Dodatkowo bliźniaki szczególnie zaszli mu za skórę, co nie wróży nic dobrego. Zadzwonił dzwonek.

- Idziemy na lekcje. Na szczęście dzisiaj nie mam pierwszych lekcji z bliźniakami – powiedziałam. - Dopiero po lunchu. Do tego czasu coś wymyślimy.

          Uśmiechnęliśmy się do siebie i wybraliśmy na lekcję. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie ciężko. W szczególności z Isaac'iem. Jest wściekły na Ethan'a, chociaż wczoraj tłumaczyłam mu całą sytuację. On mnie nie słuchał. Nie dziwię mu się, pewnie też bym chciała kogoś zabić, gdyby ktoś skrzywdził moich bliskich.

          Pierwsze zajęcia minęły szybko. Umówiliśmy się wszyscy pod szafką Scott'a, aby wymyślić dalszy plan działania. Skierowałam się szybko w wyznaczonym kierunku. Uczniowie w pośpiechu wybiegali ze szkoły. Zmarszczyłam brwi.

- Coś przespałam? - powiedziałam do przyjaciół.

- Chyba nie tylko Ty.

- Co się dzieję? - zapytałam zdziwiona, gdy tłum ludzi zaczął wybiegać na zewnątrz.

- Nie mam pojęcia – odpowiedziała mi ponownie Lydia.

          Przez chwilę patrzyliśmy na biegający tłum. Postanowiłam zatrzymać jednego z uczniów w celu dowiedzenia się, co się dzieję. Jestem zbyt wielkim leniuchem dzisiaj, aby iść i sprawdzić to samodzielnie. Ale przecież mam do tego prawo, wczoraj by lam martwa.

- Hej – złapałam jakiegoś chłopaka za ramię. - Co się dzieje na zewnątrz?

- To wy nie wiecie? - zapytał podekscytowany.

- Gdybym wiedziała, to bym się nie pytała – warknęłam.

- Biją się .

- Kto? - spojrzałam na niego z mordem w oczach.

- Nie wiem. Dwóch chłopaków - odpowiedział wystraszony.

           Puściłam go i spojrzałam na przyjaciół. Każdy z nich miał zdziwioną minę. Nie dziwię się, w tej szkole bójki to rzadkość.  Rozejrzałam się dokładnie po wszystkich. Kogoś mi brakowało. Cholera.

- Isaac – powiedziałam.

          Całą gromadą ruszyliśmy szybko na zewnątrz i skierowaliśmy się w stronę tłumu. Uczniowie coś krzyczeli. Przepychałam się przez tłum, a oni patrzyli na mnie krzywo. Nie zwracałam na to uwagi. Dotarłam do bójki. O nie. Tylko nie to .

- Isaac, przestań!

          Chłopak zatrzymał w powietrzu pięść i spojrzał na mnie wystraszony. Podeszłam do niego i odciągnęłam od Ethana. Spojrzałam na przyjaciela z wyrzutem, a później spojrzałam na Alfę. Ten patrzył na mnie ze zdziwieniem. No tak, przecież jestem martwa.

- Idziemy – powiedziałam do Isaac'a i pociągnęłam go za ramie.

- Nina! - krzyknął Ethan.

- Odwal się! - odkrzyknęłam mu bez odwracania się w jego stronę.

          Nie zatrzymałam się, nie odwróciłam. Bo po co? Mam mu teraz w tłumie ludzi tłumaczyć, jakim cudem żyję? Przecież to było chore. Chłopak, przez którego straciłam wczoraj życie, nie zasługiwał na moje tłumaczenia. Szkoda mi było słów. Nie tak to się miało skończyć. Nie chciałam się tak szybko pokazywać bliźniakom. Zatrzymałam się w pustym korytarzu i spojrzałam na Isaac'a.

- Co to miało być?

- Jak to co? Zajmowałem się nim.

- Isaac - warknęłam ostrzegawczo.

- Sprowokował mnie, dobra?!

- Jak? - westchnęłam ciężko, patrząc na niego.

- Popatrzył na mnie. Następnie podszedł z bratem i powiedział, że mu przykro z Twojego powodu.

- I dlaczego go uderzyłeś?

- Tak. Przepraszam - słyszałam skruchę w jego głosie.

- Spokojnie, nie mam Ci tego za złe. Ale nie rób tak więcej, dobrze?

- Postaram się.

          Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam. To naprawdę słodkie, że wstawił się za mną i chciał bronić na każdym kroku. Jest świetnym przyjacielem. Takich jak on to ze świecą szukać. Nie każdy jest w stanie to zrobić, jednak Isaac się nie wahał. Jest wyjątkowy, chociaż on sądzi inaczej. 

- Nina?

          Odezwał się jakiś głos za mną. Odwróciłam się i ujrzałam bliźniaków. Patrzyli na mnie, jakby zobaczyli ducha. No cóż, w połowie tak jest. Oboje wczoraj widzieli, jak Kali przebijała moje serce sztyletem, który rzekomo miał mnie pozbawić życia tak na stałe. Na ich miejscu pewnie tez bym miała taką minę. 

- Ty żyjesz? - zapytał zdziwiony Ethan.

- Nie, umarłam - odpowiedziałam sarkastycznie.

- Możemy pogadać?

- Jeszcze masz czelność prosić ją o rozmowę?!

- Isaac! Spokojnie – położyłam mu dłoń na ramieniu. - A my nie mamy o czym rozmawiać. Co mam wam powiedzieć?

- Jakim cudem Ty żyjesz? - zapytał Aiden.

- Normalnym. Wasza cholerna Kali nie wie, jaka broń może mnie zabić. Zadowolony? Raczej nie. Zniszczyłam Twój genialny plan pozbycia się mnie, co?

- Ja nie chciałem. Nie wiedziałem, że Kali spróbuje Cię zabić.

- To już wiesz, kretynie.

- Isaac. Nie warto. A wam dobrze radzę, żebyście nie zbliżali się do mnie i moich przyjaciół. Pewnego dnia puszczą mi nerwy i was zabiję.

          Spojrzałam na nich gniewnie. Może trochę przesadziłam. W sumie Ethan nie chciał mojej śmierci.  Doskonale widziałam jego myśli, a tak nic nie było przeciwko mnie.A może jednak chciał? Ja już sama nie wiem. Zaczynam się w tym wszystkim powoli gubić.

- A co wy tu robicie? - spojrzałam w stronę głosu. Dyrektor, świetnie.

- Nic, rozmawiamy sobie – powiedziałam.

- Zapraszam do mojego gabinetu .

- W jakim celu? I niby za co?

- Za bójkę - odpowiedział spokojnie dyrektor.

- Ale ja się nie biła - od razu chciałam się jakoś obronić.

- Bez dyskusji, Panno Fortem.

          Popatrzyłam na niego z wyrzutem i ruszyłam razem z resztą za nim. Cholerny, stary buc. Już chyba Gerard był lepszy. Albo nie, nie był. Całą czwórką usiedliśmy w jego gabinecie i patrzyliśmy na niego. Siedziałam między Isaac'iem, a Ethan'em. To mi się trafiło.

- A teraz proszę mi powiedzieć , jaki był powód bójki.

- Pobili się o buty – powiedziałam.

- Słucham? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Zadaje Pan głupie pytania, to ma Pan głupie odpowiedzi.

- Panno Fortem.

- Słucham, Panie Dyrektorze.

- Zapytam jeszcze raz, jaki był powód?

- A skąd ja mam to wiedzieć? Przecież to nie ja się biłam, tylko tych dwóch – wskazałam na chłopaków.

- Chłopcy?

          Cisza. Żaden z Panów odważnych się nie odezwał . Mogłam się tego spodziewać. Jak mam nas uwolnić z tego bagna? Zawsze mogę go zahipnotyzować, lecz dawno nie używałam tego. Jak zwykle muszę wpaść na genialny pomysł.

- Nina nie ma z tym nic wspólnego – odezwał się Isaac. - To moja wina.

- Proszę kontynuować.

- Bo ... Ja kocham Ninę, a ona wczoraj umówiła się z Ethan'em. Byłem zazdrosny i go uderzyłem. Powiedział, że ona będzie jego.

          Moja szczęka wylądowała na kolanach, a oczy na podłodze. Isaac, jesteś mistrzem w kłamaniu. Serio. Lepszej wymówki nie mogłeś wymyślić? Geniusz zbrodni się znalazł.

- Przepraszam, ale Ethan nie jest gejem?

- Jestem – odpowiedział chłopak.

- To ja nic nie rozumiem – odparł Dyrektor.

- Powiedziałem tak, bo chciałem zrobić na złość Isaac'owi. Nie wiedziałem, że mnie pobije.

          Teraz dwóch gra w jednej lidze? Ja chyba naprawdę coś przespałam. Albo jeszcze śnię. Nie widziałam, że dożyję dnia, w którym ta dwójka się ze sobą w czymś zgodzi.

- Widzi Pan? Ja nie mam z tym nic wspólnego.

- Wręcz przeciwnie. Sama Pani słyszała. Pobili się przez Panią.

- A to moja wina? - spojrzałam na niego zła.

- W pewnym sensie tak.

- Pan chyba upadł na głowę. Moja wina, że jeden kretyn się zakochał, a drugi kretyn chciał go wkurzyć  ?

- Słownictwo, Panno Fortem.

- Jak widać , mam dobre prychnęłam w jego stronę, zakładając ręce na piersi.

- Cała czwórka zostaje dzisiaj na karze.

- Słucham?! - tego było za wiele . - Za co ja mam mieć karę? Przecież to nie ja się pobiłam. Rozumiem, że Aiden ma ją mieć , bo był tam i ich nie rozdzielił. Ale ja? Pogrzało Pana do reszty?

- Ty za słownictwo.

- Ja za słownictwo? To chyba Pan jeszcze wszystkiego nie słyszał.

- Nina – pociągnął mnie za rękę Isaac. To ja stałam?

- Tak jak powiedziałem, cała czwórka ma karę po lekcjach. Do widzenia.

          Wyszłam zła z jego gabinetu. On sobie chyba jaja robi. Co za cholerny kretyn. Jakim prawem mam mieć karę? No dobra, nie należę do grzecznych uczennic, ale to już przesada. Dzisiaj akurat nic złego nie zrobiłam. Nawet przeszkodziłam im w bójce, to takie złe? Dogonił mnie Isaac.

- Szczęśliwy? Lepszej wymówki nie mogłeś wymyślić? - zaśmiałam się z chłopaka.

- No co. To pierwsze, co mi do głowy wpadło.

- Dobry jesteś – zaśmialiśmy się.

- Nina, poczekaj – dogonili nas bliźniacy.

- O nie, nie mam ochoty z wami rozmawiać. Chcecie coś? Wyślijcie list. Nara .

          Odeszliśmy z Isaac'iem od nich i skierowaliśmy się do naszych przyjaciół.  Serio nie miałam ochoty na rozmowę z bliźniakami. Niby Ethan nic złego nie zrobił, ale zawsze mógł ukryć swój motyw zbrodni.Śmiali się z wymówki Isaac'a, a ja przez chwilę pomyślałam, że może to prawda.

- Isaac? Mogę zadać Ci pytanie?

- Tak - spojrzałam na mnie uśmiechnięty.

- A odpowiesz szczerze?

- Pewnie. O co chodzi?

- Kochasz mnie?

- Tak - odpowiedział pewnie.

- Ulg ... czekaj, co?!

- Nina, kocham Cię – zaśmiał się. - Tak samo jak Ty kochasz nas. Jesteś dla mnie jak starsza siostra.

- I tylko tak mnie kochasz?

- Tak, a co Ty myślałaś?

- Nic.

          Zaśmiałam się z własnej głupoty. Chyba jest ze mną gorzej, niż myślałam. Jak mogłam dopuścić do swojej myśli to, że Isaac może mnie kochać w inny sposób? Chyba jest ze mną gorzej, niż myślałam. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro