ROZDZIAŁ 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

           Sen był dla mnie bardzo przyjemny. Mogłam się zrelaksować i naładować nową energią do walki z wrogiem. Jednak nie było mi dane zbyt długo wypocząć. Czas wrócić do normalnego trybu życia. Wstałam rano i zaczęłam się szykować do szkoły. Wzięłam szybki prysznic i owinięta w ręcznik wyszłam z łazienki. Udałam się do garderoby, aby wybrać ubrania na dzisiejszy dzień. Padło na białą bluzkę na ramiączkach z czarnym sercem, krótkie jeansowe spodenki z przetarciami, granatową skórę oraz czarne botki na szpilkach. 

           Zeszłam na dół, Klausa jeszcze nie było. Pewnie smacznie sobie chrapie w swoim pokoju. Weszłam do kuchni i wzięłam woreczek z krwią, którą przelałam do szklanki. Trzeba zrobić nowe zapasy, z Klausem nie da się oszczędzać. Zrobiłam kawę, którą w bardzo szybkim tempie pochłonęłam. Zostawiłam Klausowi kartkę z informacją, że pojechałam do szkoły. Ale się zdziwi.

           Przed budynkiem zobaczyłam prawie całą grupę przyjaciół : Scott, Stiles, Allison, Lydia i Isaac. Podeszłam do nich i przywitałam się z każdym buziakiem w policzek.

- Co tam? - zapytałam.

- Żadnych nowości. Każdy żyje i ma się świetnie – odpowiedział Scott.

- Szybkie przekazywanie wiadomości , Scott. A jakie szczegółowe – powiedziałam z ironią w głosie.

- No co? Mam Ci opowiedzieć cały przebieg zdarzeń .

- Nie, dziękuję.

- To czemu się czepiasz?

- Uwielbiam Cię denerwować.

           Zaśmialiśmy się ze Scott'a. Był cały czerwony na twarzy.  Nie moja wina, ze jego miny sa najlepsze. To jedno z moich ulubionych zajęć. Mam talent do podnoszenia ciśnienia innym, to nie moja wina. Nagle zadzwonił dzwonek.

- Teraz zdenerwuję Cie jeszcze bardziej. Zapraszam na biologię!

- Nienawidzę Cię - powiedział z zaciśniętymi zębami.

- Kochasz mnie.

           Uśmiechnęłam się do niego szeroko i ruszyliśmy na lekcję. Oczywiście nie było tematu interesującego mnie. Żadna lekcja mnie jeszcze nie zainteresowała. No, może wf, tam można jakoś przeżyć. Reszta jest nudna.

            W porze lunchu wyszliśmy na dwór, ponieważ pogoda dzisiaj dopisywała. Cieszyliśmy się ze spokoju, który był nam dany. Pewnie tylko przez chwilę, ale chociaż tyle dobrego. Nagle zadzwonił mój telefon, Klaus.

- Już się stęskniłeś? - zaśmiałam się do telefonu.

- Gdzie jesteś? - jego głos był poważny.

- W szkole, napisałam Ci kartkę.

- Dokładnie gdzie jesteś?

- Na trybunach ? Klaus, wszystko ok?

- Zaraz będę.

           Rozłączył się. Przez chwilę patrzyłam na ciemny ekran z niedowierzaniem. On coraz bardziej mnie zaskakuje. Nie wiem nawet, które z nas ma większy talent do zaskakiwania innych. Jednak to on dłużej chodzi po tym świecie.

- Co chciał?

- Ja ...

           Nie zdążyłam wypowiedzieć żadnego zdania, bo w oddali zobaczyłam Pierwotnego. Serio? Musiał przyleźć do mojej szkoły? Upadł na głowę, na bank. Albo tak bardzo mu się nudziło w domu, ze postanowił pognębić nas w szkole. Zawsze to jakaś rozrywka.

- Klaus? Powaliło Cię?! Co Ty tu robisz?

- Cześć wszystkim. Tak, Nina. Ciebie też miło widzieć.

- Nie zgrywaj się, palancie. Co chcesz?

- Chciałem pogadać, bo coś mi nie pasuje.

- To znaczy? - spojrzałam na niego, podnosząc brwi.

- Co masz teraz?

- Ekonomie, bo co?

- To już jej nie masz .

- Mam zwiać z lekcji, bo Ty masz urojenia?

- Dokładnie tak.

- Jesteś kretynem, wiesz?

- I tak mnie kochasz.

           Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem. Nie potrwało to zbyt długo. Kilka sekund później na moją twarz wpłynął uśmiech. Nie moja wina, ze ten cholerny Pierwotny samym swoim wyglądem potrafi mnie do czegoś namówić.

- Jasne, zrywam się.

- Ty tak na serio? - zapytał Stiles.

- Tak, a co?

- Dlaczego my tak nie możemy?

- Bo ja już skończyłam szkołę i nie potrzebuje kolejnych lekcji, a wy tak.

- To niesprawiedliwe.

- Wiem. Widzimy się później. Jakby coś się działo to dzwońcie.

           Pomachaliśmy im na pożegnanie i odeszliśmy w stronę parkingu. Chciałam wsiąść do swojego auta, ale Klaus mi w tym przeszkodził.

- Idziemy na spacer.

- I mam zostawić auto?

- Tak. Później po niego wrócimy.

            Wzruszyłam ramionami i ruszyłam na nim. Prowadził mnie w stronę lasu. Pewnie chce mnie zgwałcić, zabić i zakopać. Tak, moja wyobraźnia jest straszna. Oczywiście mimo wszystko ufałam Klaus'owi jak mało komu. Nawet, jeśli miał w planach mnie zabić, to i tak bym za nim poszła. 

- O czym chciałeś pogadać?

- Coś mi nie pasuję.

- To już wiem. Konkrety.

- W mieście ktoś się pojawił.

- Kto? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Nie jestem pewien. Ale gdy byłem na spacerze, spotkałem Peter'a.

- Hale'a?

- Tak. Zapytał się mnie, czy jesteś już gotowa .

- Na co?

- Nie wiem, ponoć się z nim umówiłaś dwie godziny wcześniej.

- Przecież byłam w szkole.

- Czyli się z nim nie umawiałaś?

- No nie - odpowiedziałam pewnie.

- Czyli mogę mieć rację.

- W czym? Klaus, możesz mówić jaśniej ? Nie lubię podchodów, dobrze o tym wiesz.

- Wydaję mi się, że w ...

            Jego wypowiedź przerwał mój telefon. Szepnęłam ciche ,, przepraszam'' i wyjęłam telefon z kieszeni. Scott. Jeszcze trochę, a zwariuję przez te ciągłe przerywanie mi w różnych sytuacjach. Czy choć przez chwilę nie mogę mieć spokoju?

- Muszę odebrać, to Scott. - Klaus tylko kiwnął głową. - Scott? Stało się coś?

- Harris zaginął.

- Że co? Jak to zaginął?

- Nie ma go nigdzie. Podejrzewamy, że został porwany. Stiles znalazł pewien schemat odnośnie mordercy. Nie pytaj kiedy na to wpadł, nie mam pojęcia.

- Dobra, gdzie jesteście?

- W szkole, zadzwoniliśmy już do Deaton'a. Może on coś wie.

- Dobra, zaraz będę - rozłączyłam się. - Przepraszam, muszę wracać do szkoły. Prawdopodobnie nasz morderca się odezwał. Pogadamy później?

- Jasne, uciekaj ratować świat.

           Zaśmiałam się i pocałowałam Klausa w policzek. Szybkim krokiem ruszyłam w drogę powrotną do szkoły. W kilka minut dotarłam na miejsce.

- Macie coś? - spytałam na wstępie.

- Jeszcze nie.

- Witaj, Nina.

- Cześć, Deaton. Przepraszam, nie zauważyłam Cię.

- Nie szkodzi. Trzeba przeszukać biurko Harris'a, może coś znajdziemy.

            Wzięłam się za przeszukiwanie rzeczy prywatnych nauczyciela. Nie natknęłam się na nic ciekawego. Harris chyba nie należał do zbyt ciekawych osób, które ukrywają w swoim biurku ciekawe rzeczy. Stiles za to chyba coś znalazł.

- Chodźcie tu – powiedział.

            Podeszliśmy do biurka. To były nasze ostatnie kartkówki. Nic dziwnego, prawda? Oprócz tego, że oceny były dziwne. Litery alfabetu, nie po kolei. Zaczęliśmy je rozkładać, aby później ułożyć w coś sensownego. D, H, A, A, C, R. Nic mi to nie przypominało.

- Chwila – powiedział Deaton.

           Weterynarz zmarszczył brwi i zaczął się intensywniej przyglądać literą. ja tam osobiście nic ciekawego nie widziałam, ale co ja tam się znam. Zaczął przestawiać kartki, aż w końcu pojawił się dziwny napis. DARACH. Nie kojarzyłam tego słowa.

- Co to?

- Raczej kto – odpowiedział Deaton.

- Więc, kto to? - zapytał Stiles.

- I kolejne pytanie, jak wpadliście na trop i jaki to trop? - zapytałam od razu.

- Później Ci wyjaśnię - powiedział Stiles.

- Lepiej teraz – powiedział Deaton.

- Zgoda. Więc, pierwsza trójka zmarłych była dziewicami, kolejną ofiarą był Kyle , który należał ROTC, teraz Harris, który kiedyś służył w armii. Więc mamy dziewice i wojowników. Jeśli się nie mylę, ofiar z każdej kategorii jest po 3 . Więc jeszcze jedna osoba zginie.

- Za późno – Lydia wpada nagle do klasy. - Chyba już nie żyje.

- To znaczy? - zapytałam.

- Coś ciągnęło mnie do pokoju muzycznego, więc tam poszłam. Nie było nauczycielki, ale słyszałam jakieś głosy. Powiedziały mi, że ona nie żyje.

- Jesteś pewna?

- Tak, słyszałam to.

- No to świetnie. Mamy sześć zabitych osób, a nie wiemy nic o mordercy – powiedziałam lekko zła.

- Właściwie, to coś tam wiemy – odezwał się Deaton. - Wiem, kim jest Darach, nie wiem która to osoba.

- To przynajmniej powiedz nam coś o Darach'u czy jak mu tam. Zawsze to jakiś trop.

- Pewnie wiecie kim jest Druid? - kiwnęliśmy głowami. Kiedyś mi o tym mówił. - Słowo Druid oznacza ,, Mądry Dąb '' . Druidzi często stawali się również Emisariuszami Alf i ich stad.

- A Ty byłeś Emisariuszem? - zapytał ciekawy Scott.

- Tak. Rodziny Hale. Ale o tym innym razem. Darach jest przeciwieństwem Druida. Oznacza on ,, Mroczny dąb '' . Jest to osoba, która zeszła na złą ścieżkę.

- Jak się tego czegoś pozbyć? - zapytałam.

- Jedynym rozwiązaniem jest śmierć. Nie można odwrócić tego, co nieodwracalne.

- Dobra, kto jest Darach'em? Sama go zabiję.

- To nie takie proste, Nina. Ciężko jest odkryć, kto jest Druidem, a co dopiero Darach'em. Takie istoty bardzo dobrze się kryją.

- Trudno, i tak go znajdę.

- Oby Twoja pewność siebie nigdy Cie nie zgubiła.

- Za późno , Deaton. Już dawno jestem zgubiona.

           Wyszłam z klasy i skierowałam się do samochodu. Chciałam pojechać do Hale'ów, może oni coś wiedzą. Nie było czasu do stracenia. Ich rodzina od pokoleń była wilkołakami, wiec zapewne znali jakieś tajemnice ze świata nadprzyrodzonego. Zatrzymał mnie głos Scott'a.

- Nina! Gdzie jedziesz?

- Do Hale'ów. Może oni coś wiedzą na temat tego czegoś.

- Dobra, daj znać jak się czegoś dowiesz. My jedziemy do Gerarda.

- Dobra, jak coś to ... Czekaj, co?! Do kogo?!

- Nie denerwuj się – powiedział ostrożnie Scott.

- Nie denerwuj się?! Jakim cudem ten staruch żyje?!

- Nie wiadomo. Uleczył się z raka, ale w dalszym ciągu leci mu ciemna substancja z różnych miejsc. Chcemy z Allison się czegoś od niego dowiedzieć.

- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?

- Bo nas nie wiedziałem. Dowiedziałem się kilka dni temu. I nie chciałem Cię denerwować.

- Dobra, nie ważne. Jak coś to dzwoń.

           Wsiadłam do samochodu i szybko odjechałam. Argent żyje, a ja nic o tym nie wiem. Przecież on chciał mnie zabić, torturował mnie. Powinnam o tym wiedzieć wcześniej. Ale nie, bo po co? Dobra, teraz to nieważne. Zajmę się tym później.

           Podjechałam pod Loft Hale'ów i weszłam na górę. Alarm się nie włączył, dziwne. Jeszcze dziwniejsze było to, co zastałam w środku. A raczej kogo.

- Dobrze się bawicie? - zapytałam opierając się o framugę drzwi. Cała trójka spojrzała na mnie. - Mogę wiedzieć, co Ty tu do cholery robisz?!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro