ROZDZIAŁ 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

             Dzisiaj, ponownie, nie idę do szkoły. Oczywiście nie jestem z tego powodu smutna, wręcz przeciwnie. każdego dnia mam ochotę strzelić sobie w głowę za durny pomysł z powrotem do szkoły .Klaus postanowił wrócić do Nowego Orleanu, więc chcę się z nim pożegnać. Wstałam rano z łóżka i szybko się ogarnęłam. Ubrałam na siebie zwykłe czarne dresy oraz męska bluzę należącą kiedyś do Stefana. Zeszłam na dół, aby pożegnać Klausa.

- Przepraszam – odezwał się mężczyzna .

- Za co? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Za to, że Cię opuszczam - był smutny, widziałam to w jego oczach.

- Klaus, przecież ja to rozumiem. I tak byłeś tu zbyt długo. Już dawno powinieneś wracać - uśmiechnęłam się do niego lekko.

- Nawet porządnie Ci nie pomogłem.

- Jak to nie? Uratowałeś moich przyjaciół. Będę Ci wdzięczna do końca życia.

- Ty uratowałaś moją córkę.

- Bo ją kocham. A Ty moich przyjaciół nie bardzo trawisz.

- Ej, trochę ich lubię.

- Serio? - spojrzałam na niego rozbawiona. Nie spodziewałam się po nim takiej odpowiedzi.

- Tak troszeczkę - spojrzał na mnie, szeroko się uśmiechając.

- Kocham Cię i dziękuję za wszystko.

- Ja Ciebie też , mała. W razie czego wiesz gdzie mnie szukać.

- Wiem, wzajemnie. Ucałuj ode mnie wszystkich.

- Braci nie pocałuję - skrzywił się.

- To chociaż pozdrów.

- Tyle mogę zrobić. Do zobaczenia, słońce.

- Do zobaczenia.

              Przytuliliśmy się do siebie. Będzie mi go cholernie brakowało. On był jedyną osobą, która rozumiała mnie tak w stu procentach. Byliśmy do siebie bardzo podobni, dzięki temu właśnie zaleźliśmy wspólny język. Uwielbiałam spędzać czas w jego towarzystwie, uspokajało mnie to i dawało siłę do walki z codziennością. Klaus odsunął się ode mnie, a ja wystawiłam przed siebie ręce. Już miałam go odesłać do domu, ale mi przerwał.

- Pamiętaj, jesteś silniejsza niż Ci się wydaje. Nigdy w siebie nie zwątp.

- Dziękuję.

              Zrobiło mi się miło na sercu. Skupiłam się na Nowym Orleanie i odesłałam Klausa. Westchnęłam. Będzie mi go brakowało. Dom bez niego jest cholernie pusty. Usiadłam na kanapie i przez chwile gapiłam się w ścianę. Muszę coś zrobić ze swoim życiem. Wszystko się wali, a ja muszę pozostać silna. Nie jestem robotem, sama sobie nie dam rady. Muszę kogoś poprosić o pomoc, muszę zacząć przyjmować pomoc innych. Moje rozmyślania zostały przerwane przez telefon.

- Co tam, Lydia? Znalazłaś ciało? - zapytałam od razu.

- Bardzo śmieszne – odezwała się dziewczyna po drugiej stronie. - Co robisz?

- Siedzę samotnie w domu, a co? - odpowiedziała podejrzliwie.

- Klausa nie ma?

- Nie. Odesłałam go już do domu - coś mi się wydaję, ze ona coś kombinuje.

- Więc wychodzisz.

- Gdzie? - zapytałam zdziwiona. Może jednak znalazła to ciało?

- Na zakupy? - bardziej spytała niż powiedziała. Jednak ja wiedziałam, ze z nią nie ma co się kłócić.

- Z kim i po co?

- Ze mną - prychnęła do telefonu.

- A Ty nie w szkole? Przepraszam, Lydia, ale to nie najlepszy pomysł. Mam trochę spraw na głowie i ...

- Dość – przerwała mi dziewczyna. - Nie jestem w szkole, bo zaliczyłam większość przedmiotów już dawno. Brakuje mi towarzystwa, a Ty musisz chociaż na chwilę się rozerwać. Nie przyjmuję odmowy. Za 5 minut będę pod Twoim domem. Szykuj się.

             I tak po prostu się rozłączyła. Ona mnie czasami przeraża. Zastanawiam się, która z nas jest starsza. Wstałam z kanapy i skierowałam się do garderoby. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i się przebrałam. Wybrałam ciemną bluzkę z długim rękawem obszytym siateczką, czarne spodnie, czarną skórę oraz czarne botki na szpilkach. Podczas ubierania butów, moje drzwi się otworzyły. Lydia bez zaproszenia wbiła do środka. Mogłam się tego spodziewać.

- Masz szczęście. Już miałam siłą Cię stąd wyciągać.

- Dzięki. Czy wy kiedyś nauczycie się pukać?

- Nigdy.

             Zaśmiałyśmy się obie i wyszłyśmy z mojego domu. Oczywiście takiej odpowiedzi mogłam się po niej spodziewać. Tak naprawdę to żadne z nich nie fatyguje się i nie puka w drzwi, wchodzą jak do siebie. Nie przeszkadza mi to, w końcu są moja rodziną. Zamknęłam drzwi i skierowałam się do jej samochodu.

- Lydia, jesteś niemożliwa. Dziękuję.

- Wiem. Nie masz za co dziękować.

- Mam. Gdyby nie Ty, teraz pewnie siedziałabym w domu i zastanawiała się nad całą sprawą.

- O to chodzi. Nina, za dużo myślisz. Za dużo na siebie bierzesz. Każdy musi czasami odpocząć. Nawet Ty.

- Wiesz, że o tym samym ostatnio ciągle myślę?

- Serio? Więc jestem jednak medium.

- Pewnie tak.

             Dotarłyśmy do galerii i wzięłyśmy się za zakupy. To były świetnie spędzone 3 godziny. Co prawda byłyśmy zmęczone, ale też szczęśliwe. Miałyśmy pełno nowych ciuchów. Co się dziwić, Lydia Martin uwielbia zakupy. Dzięki niej mogłam choć na chwile zapomnieć o wszystkich problemach, jakie mamy. Ta dziewczyna ma prawdziwy dar podnoszenia ludzi na duchu. Dziewczyna zaciągnęła mnie do kawiarni. Chciałam z nią o czymś porozmawiać.

- Wiesz już, co Ci jest? - postanowiłam przerwać cisze panującą między nami.

- W jakim sensie? - spojrzała na mnie uważnie.

- No, te wizje. Znajdujesz ciała, to nie jest normalne.

- Wiem, ale nie mam pojęcia, co mi jest.

- Opowiedz mi o tym - poprosiłam. Może coś mi przyjdzie do głowy?

- Więc ... miewam przeczucia, czasami czuję, że ktoś zginie. Innym razem słyszę dziwne głosy, których nie słyszy nikt inny. Za każdym razem, gdy znajduję ciało, chcę znajdować się w innym miejscu.

- Coś jakby Cię ciągnęło do ciał?

- Tak. Wiesz co mi jest?

- Jeszcze nie. Ale znajdę odpowiedź, obiecuję.

- Ale to później. Masz za dużo na głowie.

- Znajdę chwilę ...

- Nie. Teraz nie potrzebuję odpowiedzi. Zajmiemy się tym kiedy indziej.

              Zgodziłam się z nią. Może to i lepiej? Pewnie gdybym podjęła się tego teraz, nie spałabym nocami. Nie mam czasu dla samej siebie, jednak bardzo chciałabym pomóc Lydii. Żadne z nich nie powinno borykać się z problemami związanymi ze światem nadprzyrodzonym. Oni nigdy nie powinni zostać do niego wciągnięci. Reszta rozmowy zeszła na lżejsze tematy. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Lydia jest kolejną wspaniałą osobą. Cieszę się, że ją znam. Potrafi podnieść człowieka na duchu i pomóc.

             Po pewnym czasie dziewczyna odwiozła mnie do domu. Chciałam, aby została, ale musiała wracać do domu. Weszłam do siebie i odniosłam torby z ubraniami do garderoby. To był naprawdę dobrze spędzony czas w towarzystwie Lydii. Uwielbiam ją, choć zakupy z nią potrafią wymęczyć nawet wampira. Chciałam je rozpakować, ale dostałam sms'a od Isaac'a.

,, Derek, pomocy ''

              Albo pomylił numery, albo chce pomocy u Dereka w lofcie. Spróbowałam zadzwonić, ale nie odebrał. Wzruszyłam ramionami i zeszłam na dół. Pewnie znowu się kłócą i Isaac chce, abym uspokoiła Alfę. Graniczy to z cudem. Ostatnio nie mam z Derekiem najlepszych kontaktów. Między nami ciągle dochodzi to jakichś kłótni, nad którymi nie potrafię zapanować. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje.

             Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Pojechałam pod loft Hale'a. Weszłam powoli powoli na górę. Poczułam zapach Alf, co nie wróżyło niczego dobrego. Musiałam być jednak przygotowana na wszystko, nic nie może mnie zaskoczyć, przynajmniej nie powinno. To, co tam zastałam, przeraziło mnie. Derek klęczał na podłodze zalanej wodą, był trzymany przez bliźniaków. Przed nim był Boyd, którego trzymała Kali. Ułamek sekundy później pazury Dereka znalazły się w klatce piersiowej Boyd'a. Nie zdążyłam wykonać żadnego ruchu. Chłopak padł na ziemię.

             Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałam, co się dzieję. Patrzyłam tylko w Boyd'a, a raczej jego ciało. To było tak nierealne, że nie wierzyłam w to. Wydawało mi się, ze to zwykły sen, z którego się zaraz obudzę. Jednak nie miałam racji, to nie był sen. Nie słyszałam bicia jego serca. Boyd nie żyje. On umarł.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro