ROZDZIAŁ 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Moje poszukiwania poszły na marne. Sprawdziłam kilka miejsc, ale dziewczyny nie znalazłam. Myślałam, że ostatnie miejsce jej pobytu, to szpital. Zwiała z niego i nie zostawiła żadnej wskazówki. Odnalazłam w szkole jej krew. Prawdopodobnie została przez kogoś zaatakowana. Niestety, na miejscu poczułam zapach Alf. Wygląda na to, że oni ją znaleźli przede mną. Ze szpitala musiała uciec tu. Znając Alfy, dziewczyna już leży gdzieś martwa. Najgorsze jest to , że jest zapach kończy się w męskiej szatni, w której została zaatakowana. Przeszukałam wszystkie miejsca, ale ciała nie znalazłam. Zrezygnowana skierowałam się do domu.

          Po wejściu do budynku od razu udałam się do lodówki. Ostatnim razem, gdy tu byłam mówiłam, że muszę zrobić sobie mały odwyk. U Pierwotnych się nie dało. Tak piłam krew codziennie, ewentualnie co drugi dzień. Ciągłe walki mnie do tego zmuszały. Dzisiaj wiele nie potrzebuję. Otworzyłam lodówkę i zobaczyłam woreczki z krwią. Było ich pełno. Czyżby ktoś o mnie pomyślał? Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po jeden z woreczków. Przelałam zawartość do szklanki i wypiłam. Postanowiłam wziąć prysznic. Ten dzień był długi.

          Po odświeżającym prysznicu przyszedł czas na ubranie się. Moja garderoba była wypełniona nowymi ciuchami. Pewnie Lydia maczała w to palce. Rozejrzałam się po ubraniach. Muszę przyznać, że dziewczyna faktycznie ma gust. Co prawda wybrała bardziej kolorowe rzeczy, ale nawet mi to pasowało. Wybrałam zwykły, moim zdaniem, komplet, a do tego szpilki, które były po prostu boskie. Muszę podziękować dziewczynie za to.

           Po ubraniu się poszłam do salonu na dół. Rozsiadłam się wygodnie i włączyłam telewizor. Czas na długo oczekiwany relaks. 10 minut później moje marzenia prysły. Zadzwonił mój telefon. A mogło być tak pięknie, jednak z moim szczęściem to takie nierealne.

- Serio, Scott? Już się stęskniłeś? Daj mi odpocząć.

- Mamy problem. Gdyby to nie było ważne, nie dzwoniłbym.

- Co się stało? Alfy? - podniosłam się lekko do góry.

- Nie . Coś innego. Możesz przyjechać?

- Gdzie jesteście? - stanęłam na nogach, gotowa w każdej chwili wybiec z domu.

- Namierz mnie - jak zwykle, sam nie potrafi mi nic powiedzieć.

- Ok. Będę najszybciej jak potrafię.

          Rozłączyłam się i wyszłam z domu zamykając drzwi. Podeszłam do garażu i zobaczyłam moje kochane autko. Tęskniłam za nim, więc wybór na dzisiejszą jazdę był prosty. Wsiadłam do mojego BMW i ruszyłam z garażu. Namierzyłam szybko Scott'a, po czym skierowałam się w tamtą stronę.

          Po kilku minutach byłam na miejscu. Zobaczyłam roztrzęsioną Lydię i Allison, a obok nich Scott'a i Stilesa. Zatrzymałam gwałtownie samochód i od razu podbiegłam do nich. Nie podoba mi się ta sytuacja, dziewczyny są roztrzęsione, czuć od nich strach na kilometr.

- Co się stało? - zapytałam szybko.

- Jeleń ... On wbiegł ... Ja nie mogłam nic zrobić – szlochała głośno Lydia.

- Spokojnie, Lydia – przytuliłam ją delikatnie. – To nie Twoja wina. Wszystko będzie dobrze.

          Kiwnęłam głową na Scott'a i podeszłam to samochodu Lydii. Okrążyłam go powoli, sprawdzając każdą stronę, aż zatrzymałam się na przodzie samochodu. Widok, który tam ujrzałam, dosyć mocno mnie zdziwił. Jeleń przebił się przez przednią szybę.

- Był wystraszony, czuję od niego strasz - powiedział Scott, podchodząc do mnie.

- Przerażony. Uciekał przed czymś. Coś mocno musiało go wystraszyć.

- Potrafisz przeczytać jego myśli?

- Wiele potrafię , Scott. Ale tego nie umiem. Dodatkowo on jest martwy. Nie potrafię wejść do głowy zwierzęciu i przejrzeć jego myśli. Przykro mi.

- Podejrzewasz coś? - Alfa spojrzał na mnie z nadzieją.

- Nie. Nie wiem co się tu wydarzyło.

- A może to Alfy? - spojrzał na mnie ponownie i uniósł brwi.

- Wątpię. Muszę znać więcej szczegółów – podeszłam do dziewczyn. – Powiedzcie mi, jak to się stało.

- Na światłach zobaczyłyśmy chłopaków. Spanikowałam , więc Lydia ruszyła na czerwonym świetle. Tutaj zatrzymała samochód, bo nie wiedziałyśmy, dlaczego oni stanęli.

- Nie chcieliśmy, aby wyglądało to tak, że je śledzimy – wyjaśnił Scott, a ja pokiwałam głową.

- Popatrzyłyśmy na chłopaków, aż nagle był trzask. Jeleń wbił nam się w szybę, a my uciekłyśmy z auta.

- Czyli biegł prosto na was - popatrzyłam na samochód Lydii zamyślona.

          Chwilę się zastanowiłam. Nie wystraszył go człowiek ani inne zwierzę. Nie wbiegłby prosto w auto. Wyglądało to tak, jakby nagle stracił rozum i biegł przed siebie , nie unikając przeszkód. Ale co to takiego mogło być? Przecież sam z siebie by tego nie zrobił.

- Chodźcie, zawiozę was do domu – odezwałam się do dziewczyn. - Wy zaczekajcie, ktoś zaraz przyjedzie po auto Lydii. Potem widzimy się u mnie – skierowałam się do chłopaków.

          Wzięłam dziewczyny pod ręce i zaprowadziłam do swojego samochodu. Obie usiadły z tyłu. Lydia była przerażona, więc przez całą drogę ją uspokajałyśmy. Nie było to jednak łatwe zadanie, ponieważ dziewczyna naprawdę przeraziła się widokiem martwego jelenia i tego, co się tam wydarzyło. Najpierw ją odwiozłam do domu, później podjechałam pod dom Allison. Ta przynajmniej była trochę spokojniejsza, można było normalnie porozmawiać.

- Dobrze Cię znowu widzieć – powiedziała dziewczyna.

- Też Cię dobrze widzieć. Kolejne kłopoty nas czekają. Nie mieszajcie się do tego , co?

- Tata odpuścił. Nie chce już polować.

- I dobrze. Zrób to samo.

- Ale to moi przyjaciele, Nina.

- Moi też. Mnie nie można zabić, ale Ty jesteś łatwym celem. Obiecaj mi, że się nie wmieszać. Wejdziesz do akcji tylko wtedy, gdy my nie damy sobie rady. Ok?

- Zgoda. Obiecuję - przytuliłyśmy się na pożegnanie i dziewczyna poszła do domu.

          Ruszyłam z pod jej domu i skierowałam się do siebie. Nie jestem pewna co do obietnicy Allison. Z doświadczenia wiem, że Łowcy nie potrafią sobie tak łatwo odpuścić polowań. Ona ma to we krwi, dodatkowo jest bardzo uparta. Na podjeździe zobaczyła Jeepa Stiles'a. Czyli chłopcy już są u mnie. Weszłam do domu i usiadłam w salonie na fotelu.

- Zabrali auto? - to pierwsze pytanie, które padło z moich ust.

- Tak. Jak Ty to załatwiłaś?

- Magia, Scott - zaśmiałam się z jego miny.

- Wiesz już co tam się stało? - zapytał Stiles.

- Nie mam pojęcia. Jeleń był okropnie wystraszony.

- Czy to Alfy? - Stiles spojrzał na mnie lekko wystraszony.

- Z całą pewnością nie. Gdyby Alfy go wystraszyły, uciekałby do lasu, a nie na drogę. Ten jeleń zachował się tak, jakby stracił panowanie nad sobą. Nie wiedział co robi. Biło od niego przerażenie i dezorientacja. Coś się tam stało, ale nie wiem co.

- Jak mamy się tego dowiedzieć?

- Nie potrafię odpowiedzieć na Twoje pytanie, Stiles. Przykro mi.

          Przez kilka dobrych minut siedzieliśmy w całkowitej ciszy. Zastanawiałam się, co mogło się tam wydarzyć. Coś musiało go przestraszyć, tylko co? I dlaczego zachował się w ten sposób? Spojrzałam na chłopaków. Widziałam, że chcieli o coś zapytać. Niby tacy odważni, a prostego pytania zadać nie potrafią. Momentami są cholernie dziwni.

- Nie krępujcie się, pytajcie.

- Skąd znasz Deucaliona i jego stado? - zapytał Scott. Wiedziałam.

- To długa i bolesna historia. Kiedyś chcieli mnie w swoim stadzie, ale moi rodzice się nie zgodzili.

- Co było dalej? - zapytał Stiles.

- Nie chcę teraz o tym rozmawiać, przepraszam. Dowiecie się w swoim czasie, obiecuję – posłałam im uśmiech.

- Co zamierzasz? Wracasz do szkoły?

- Tak. Muszę mieć Cię na oku, Scott. Boję się, że Alfy Cię złapią.

- Dlaczego mnie? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Do tego jeszcze nie doszłam. Ale dowiem się, obiecuję.

          Reszta wieczoru zeszła nam na lekkiej rozmowie. Chłopcy opowiadali mi, co działo się pod moją nieobecność. Scott pochwalił się tatuażem, a Stiles wypowiedział się na temat jego głupoty. Ja w zamian opowiedziałam im, co działo się w Nowym Orleanie. Stwierdzili, że chcą poznać Pierwotnych. Zaśmiałam się na samą myśl o ich spotkaniu. To mogłoby być ciekawe doświadczenie. Szczególnie ich spotkanie z Klausem. On tylko czeka na to, aby kogoś zmienić za pomocą mojej krwi w hybrydę. Tak, jestem składnikiem to tworzenia tych istot. Bez mojej krwi hybrydy umierają po przemianie. Z własnej woli oddaję swoją krew Klausowi. Widziałam jak mu na tym zależy. Jeśli uznam coś za niestosowne, on się ze mną nie kłóci. Jesteśmy podobni do siebie. Oboje jesteśmy istotami, które nie powinny istnieć. Chyba dlatego tak dobrze się dogadujemy.

          Chłopcy opuścili mnie przed północą. Nie mając ochoty już na nic, przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Muszę się przygotować psychicznie do walki. Beacon Hills potrafi zaskakiwać. To miasto to istny magnez na kłopoty, coś już o tym wiem. Mam wrażenie, że to dopiero początek piekła.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro