ROZDZIAŁ 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

              Nasz poranek był okropny. Każdy z nas wstał obolały i zmęczony. Nic dziwnego. Spaliśmy na podłodze w niewygodnych pozycjach. Przeczytaliśmy wszystkie księgi, ale nie znaleźliśmy żadnej informacji odnoście ratunku Cory. Byłam jednocześnie wściekła i załamana. Musze jej pomóc, tylko jak?

               Wszyscy pojechali do domu, a ja postanowiłam ponownie zajrzeć do ksiąg. Może jednak coś przeoczyłam? Przeszukiwałam każdą kartkę, przeczytałam każde słowo. Znalazłam tylko dwa , dosyć dziwne zdania napisane przez moją mamę :

,, Rozwiązanie jest blisko. Nie szukaj go tam, gdzie to oczywiste '' .

               Co to znaczy? Nie mam bladego pojęcia. Mamo? Słyszysz mnie? Jaja sobie ze mnie robisz czy co? Jeśli to miał być żart to brawo, udało Ci się. Nie rozumiem tych zdań. Ok, rozwiązanie jest blisko. Jakie, kurwa , rozwiązanie?! Czy to dotyczy Cory, czy nie?!

                Najgorsze jest to, że nie zostało to napisane przy żadnej istocie nadprzyrodzonej. Jest to na osobnej kartce, przez co nic z tego nie rozumiem. Odłożyłam księgi na bok i poszłam wziąć prysznic. Może wtedy uda mi się pozbierać myśli.

                 Stałam tak już od jakiś 30 minut. Woda uderzała w moje ciało, a rozwiązania brak. Zaraz zwariuję. O co w tym wszystkim może chodzić i dlaczego to właśnie Cora została otruta?Moją czynność przerwał mi telefon dzwoniący w sypialni. Owinęłam się szybko ręcznikiem i wybiegłam z łazienki. Może to Derek? Spojrzałam na telefon. Scott.

- Co tam? - zapytałam zmęczonym głosem.

- Jak tam? Żyjesz? - on najwidoczniej nie był w lepszym stanie ode mnie.

- Można tak powiedzieć. Przeszukałam jeszcze raz księgi, ale nic nie znalazłam. Zaraz szlag mnie trafi na miejscu.

- Spokojnie, znajdziemy coś. Pamiętasz, że dzisiaj jest koncert?

- Jaki koncert? - zapytała zdziwiona, znowu coś przespałam?

- No, w szkole. Pamięć o ofiarach i te sprawy.

- Faktycznie. Wypadło mi to z głowy. O której?

- O 18.

- Czyli mam jeszcze ...

- Godzinę, tak dokładnie.

- Co?! - krzyknęłam zdziwiona. Kiedy mi ten czas minął?

- No! Co Ty, przespałaś pół dnia?

- Bardzo śmieszne, Scott. Zasiedziałam się nad tym czymś, co wcale mi nie pomogło.

- Wyrobisz się?

- Jak zawsze. A może ja lepiej zostanę? No wiesz, spróbuję coś jeszcze znaleźć.

- Nie ma mowy. Przeszukaliśmy wszystko, co mogliśmy.

- Mało przekonywujący jesteś.

- W szkole będzie Jennifer, która jest prawdopodobnie Darach'em. Może kogoś zabić.

- Dobra, masz mnie. Widzimy się pod szkołą.

- Na taką odpowiedź czekałem.

                Rozłączyłam się. Dzieciak mną manipuluje, to nie jest normalne. Wróciłam do łazienki i dokończyłam szybko prysznic. Wybrałam na dzisiaj ubrania, czyli czarną koszulkę z krótkim rękawkiem zawiązywaną u dołu, czarne spodnie oraz czarne szpilki, wysuszyłam włosy i zrobiłam makijaż. Zostało mi jeszcze 10 minut. Szybka jestem.

               Wzięłam woreczek z krwią i wypiłam. Tak na wszelki wypadem. Jeśli faktycznie będzie tam Darach, to bitwa gwarantowana. A ja mam zamiar być przygotowana. Nie mogę sobie pozwolić na osłabienie organizmu z powodu braku krwi, nie teraz.

                Wyszłam szybko z domu i wsiadłam do audi. Była pierwsza, a nie chciałam męczyć się jeszcze z szukaniem czegoś innego. Zostało mi 5 minut na dotarcie do szkoły. Świetnie, znowu złamię prawo. Czy ja choć raz mogę jechać zgodnie z przepisami?

                 Zaparkowałam na parkingu szkolnym i wypadłam szybko z samochodu. Koncert już się zaczął, a ja jestem spóźniona. Nina i jej wielkie wejścia. Pobiegłam pod sale i najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi. Prześlizgnęłam się do środka, otrzymując kilka złych spojrzeń. O co im chodzi? Przecież nikomu w niczym nie przeszkodziłam.

            Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przyjaciół, którzy powinni być już na miejscu. Zauważyłam Scott'a i Stiles'a stojących pod jedną ścianą, Isaac'a i Allison pod kolejną. Szukałam wzrokiem Lydii, ale zobaczyłam tylko jej tyły, gdy wychodziła.

,, Gdzie poszła Lydia? '' zapytałam w myślach Scott'a.

,, Nie mam pojęcia ''

                 Rozejrzałam się po sali. Lydia zniknęła i nie wracała od dobrych paru minut. Nie zauważyłam nigdzie Jennifer, która była organizatorką. Czyli jednak miałam rację co do niej. Wyszłam dyskretnie z sali i poszłam poszukać przyjaciółki. Zajrzałam do kilku klas, ale przerwały mi krzyki. Odwróciłam się szybko. Wrzask dochodził z sali gimnastycznej. Pobiegłam szybko w tamtą stronę i wpadłam na Isaac'a.

- Co się stało?

- Pianistka nie żyję.

- Jak? - spojrzałam spanikowana, zaczęłam się lekko obawiać o życie innych.

- Nie wiem. Zaczęli grać jakąś dziwną melodię, a następnie struna oderwała się i przecięła jej szyję.

- Tu jesteście . Gdzie reszta? - podbiegła do nas Allison.

- Nie widzieliście ich?

- Ja widziałem, jak wychodzili z sali.

- Pewnie są na zewnątrz. Chodźcie.

                Wybiegliśmy na zewnątrz. Miałam cichą nadzieję, że jest z nimi Lydia. Nie znalazłam jej. Oby dziewczyna była cała i zdrowa. Przecież Darach nie mógł jej zabić, bo po co? Jaki miałby w tym cel? Chociaż teraz to już można się wszystkiego spodziewać. Dobiegliśmy do chłopaków.

- Widzieliście Lydie?

- Nie. Nie wybiegła – odpowiedział Stiles.

- Cholera jasna! Nie to, że Lydia zaginęła, to jeszcze mamy kolejną ofiarę. Do tego nie ma cholernego Darach'a, którego mam zamiar ...

               Nie dokończyłam. Przerwał mi okropny krzyk, przez który upadłam na ziemię zakrywając uszy. Scott i Isaac poszli w moje ślady. Nigdy wcześniej nie słyszałam takiego krzyku. To na pewno nie człowiek. To musi być ...

- Lydia – powiedział Scott.

- Właśnie o tym samym pomyślałam. Musimy ją znaleźć.

                 Pognaliśmy wszyscy do szkoły i rozdzieliliśmy się . Ja pobiegłam ze Scott'em i Stiles'em, a Allison z Isaac'iem. Swoją drogą, ich chyba do siebie ciągnie. Jeszcze trochę, a zostaną parą. Jeśli już nią nie są.

                 Podbiegliśmy do jednej z klas i otworzyliśmy drzwi. A tam kto? Lydia i Jennifer Blake we własnej osobie. Co było nie tak? Blake chciała udusić Lydię. Cudnie. I niech mi ktoś kiedyś powie, ze moja intuicja jest zła. Od początku mówiłam, ze ta kobieta jest zła.

- Stiles! Tutaj! - krzyknął Scott.

            To on nie biegł za nami? Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Przez to wszystko zaczęłam się sama gubić, więc nic dziwnego, ze zgubiłam gdzieś po drodze przyjaciela. Weszłam do klasy i skierowałam się w stronę Blake.

- Puść Lydię - powiedziałam pewnie.

- Dlaczego? Swoją drogą, mądra jesteś. Kiedy domyśliłaś się, kim jestem?

- Skąd wiesz, że się domyśliłam?

- Nie wyglądałaś na zdziwioną, gdy tu weszłaś.

- Gdy nie przeszłaś kręgu. Wiedziałam, że z Tobą jest coś nie tak.

- A jednak Derek Ci nie uwierzył.

- Jego strata - wzruszyłam ramionami.

- Chyba jednak Twoja też.

- Nic Ci do tego. Puść Lydię.

- Dlaczego? - spojrzała na mnie z uśmiechem.

- Co ona Ci zrobiła?

- Mi? Nic. Ale może zrobić.

- O czym Ty mówisz?

- Jesteś taka mądra, a nie wiesz, kim jest Twoja przyjaciółka?

- Oświeć mnie - warknęłam zła w jej stronę.

- Jest Banshee. Słyszałaś kiedyś o takiej istocie?

- Obiło mi się o uszy. Ale puść ją. Nie będę się więcej powtarzać.

                Ta tylko zaśmiała się. Zauważyłam kontem oka, że Scott przybliża się w stronę kobiet. Ale to nie wszystko. Stiles stał pod jednymi drzwiami, a drugimi wszedł właśnie Szeryf. No to klops. Lepiej być nie mogło, serio.

- Opuść broń – powiedział Szeryf. - Wypuść dziewczynę i ręce do góry.

- Oj, Szeryfie. Pożałujesz swojej decyzji.

                 W tym momencie Scott rzucił się na Blake, a ta rzuciła nic o ścianę. Stiles chciał wejść, ale drzwi zostały zablokowane przez biurko. Lydia upadła na podłogę. A ja? Stałam w miejscu i byłam gotowa do ataku na tą przeklętą kobietę.

- Tylko Ty i ja . Zobacz, co mogłybyśmy razem stworzyć. Pozbyłybyśmy się Alf.

- Najpierw pozbędę się Ciebie.

                 Rzuciłam się w jej stronę, ale ona była szybsza. Zrobiła cholerny unik, przez co wpadłam na ławkę. Wkurzyła mnie. Nie chciałam jednak stracić kontroli przy Szeryfie, wiec z ledwością utrzymałam swoja przemianę. Odwróciłam się do niej, a ona trzymała Szeryfa.

- Gra skończona. Co mi teraz zrobisz?

- Pewnie Cię zabiję – zrobiłam krok w jej stronę.

- Nie radzę. Chcesz, a by ojciec Twojego przyjaciela umarł już teraz?

- Wypuść go, weź mnie.

- W innych okolicznościach bym się zgodziła. Ale nie, dziękuję.

                 Zaśmiała się szyderczo i wraz z Szeryfem wyskoczyła przez okno. Usłyszałam krzyk Stiles'a. Machnęłam ręką, aby odsunąć biurko i podbiegłam do Lydii. Miała czerwony ślad na szyi.

- Coś Cię boli? - zapytałam przejęta jej stanem.

- Trochę szyja. To ona, prawda?

- Tak, jednak miałam rację.

- Gdzie mój tata?

- Spokojnie, Stiles.

- Jakie spokojnie?! Scott, ona porwała mi tatę!

               Spojrzałam na niego ze smutkiem. Cholerna Blake, cholerny Hale, cholerne istoty nadprzyrodzone, cholerne rytuały i morderstwa. Gdyby Hale mnie posłuchał, nie byłoby tej sytuacji. Ale nie, po co mi wierzyć.

- Znajdziemy Twojego tatę. Całego i zdrowego, obiecuję. Zrobię wszystko.

- Wiem, Nina. Ufam Ci.

                 Przytulił się do mnie, a ja westchnęłam. Byłam tak blisko, a nie zrobiłam nic. Nie uratowałam go. Znowu ktoś przeze mnie cierpi. Nie, Nina. To nie Twoja wina. Zrób wszystko, aby to naprawić. Misja na teraz? Uratować szeryfa Stilinskiego i Core Hale. To moje piorytety.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro