ROZDZIAŁ 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                 Zabrałam swój nadgarstek od Cory. Zacisnęłam mocno drugą dłoń na ranie i spojrzałam na dziewczynę. Nic się nie dzieje. Coś jest nie tak. Zaczęłam wpadać w panikę, co jeśli jej tylko zaszkodziłam? Przecież krew wampira może zabić wilkołaka.

                 Spuściłam głowę w dół. Nie chciałam patrzeć na Dereka, zraniłam go. Nie uratowałam jego siostry. Zawiodłam na całej linii. Jak mogłam pomyśleć, że moja krew ją uleczy?! Przecież to było tak głupie, jak mogłam dopuścić do siebie taka myśl?

                 Poczułam szturchnięcie. Spojrzałam na Dereka, który kiwnął mi głową w stronę Cory. Spojrzałam na dziewczynę. Jej blada skóra zaczęła wracać do normalnej barwy. Sińce spod oczu zniknęły, ona zaczęła odżywać. Otworzyła oczy i spojrzała na nas.

- Jestem w niebie? - wyszeptała w naszą stronę.

- Ty? Nigdy tam nie trafisz – powiedział Derek ze łzami w oczach.

- Udało Ci się – spojrzała na mnie z uśmiechem. - Uratowałaś mnie.

- Chyba tak .

                Po moich policzkach płynęły łzy szczęścia. Udało mi się! Uratowałam Core! Nie mogę w to uwierzyć. Mocno przytuliłam dziewczynę do siebie. Ciężar z mojego serca od razu spadł, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Jednak nie jestem aż taka zła w ratowaniu innych.

- Dziękuję – wyszeptała do mojego ucha.

- Dla Ciebie wszystko .

- Nawet dzieci z Derekiem?

- Czy Ty nie przesadzasz?

               Oderwałam się od dziewczyny i obie się zaśmiałyśmy. Spojrzałyśmy na Dereka, który właśnie mordował wzrokiem swoją młodszą siostrę. Jednak było również tam coś innego. Derek kochał siostrę, widać to było gołym okiem.

- No co? Tak witasz siostrę wśród żywych?

- Za te dzieci? Tak.

               Patrzył przez chwile na nią z groźną miną, ale kilka sekund później mocno ją do siebie przytulał. Ten widok był tak cudowny, że aż miałam ochotę ponownie się rozpłakać. Byli cudownym rodzeństwem, kochali się bardzo mocno.

- Nigdy więcej mi tego nie rób.

- Postaram się - dziewczyna zaśmiała się przez łzy.

- Dobra, teraz moja kolej – powiedział Peter.

               Podszedł do najmłodszej Hale i mocno ją przytulił. To był cudowny widok. Rodzina Hale w komplecie. No, przynajmniej tym żywym. Szkoda, że nie może tu być cała rodzina. Żałowałam, ze nie mogłam im tego dać. Nie byłabym w stanie sprowadzić ich wszystkich do świata żywych.

- Dobrze mieć Cię przy sobie, mała. Nie umieraj więcej.

- Powtórzę : postaram się.

               Wszyscy byliśmy szczęśliwi. Przyznam się, że nie wierzyłam, żeby mi się udało. A jeszcze tak niedawno Klaus powiedział mi, abym bardziej w siebie wierzyła. Chyba muszę sobie wziąć jego słowa do serca. Mam nowe postanowienie : zaczynam się słuchać starszych. No, może nie zawsze i nie wszystkich, ale czasami warto.

- Wy się tu kochajcie, a ja idę po krew – powiedziałam i zniknęłam w kuchni.

                Zazdrościłam Hale'om tego widoku. Też chciałabym przytulić jakiegoś członka swojej rodziny. Niestety, nie mam już nikogo na tym świecie. Na całe szczęście mam jeszcze przyjaciół, których traktuję jak moją drugą rodzinę. Bez nich byłabym całkowicie inna.

- Nina? Wszystko dobrze? - zapytał z troską Derek.

- Tak, wszystko gra - odpowiedziałam, starając się nie rozpłakać ponownie.

- Nie widać. Masz łzy w oczach.

- To ze szczęścia - odparłam, nie patrząc na niego.

- Nina, jeśli jest coś ...

- Przepraszam, muszę odebrać – powiedziałam od razu, gdy usłyszałam dzwonek telefony. Spojrzałam na wyświetlacz. - Stiles? Coś się stało?

- Tak. Znaleźliśmy Deaton'a, udało się.

- Co z nim? - w moim głosie było słychać strach. Naprawdę się o niego bałam, był mi bliski.

- Jest wykończony, ale żyje.

- To dobrze - odetchnęłam z ulgą.

- Mam jeszcze złą wiadomość.

- Jaką? - jęknęłam załamana. Czy za mało nam złych wiadomości?

- Mama Scott'a i tata Allison.

- Co z nimi? - westchnęłam ciężko.

- Zostali porwani.

          Czas ponownie się dla mnie zatrzymał. Kolejne bliskie mi osoby są w niebezpieczeństwie. Cholera. Kolejne ofiary Darach'a? Nie znaleźliśmy jeszcze Szeryfa, a ta porywa kolejne osoby. Pięknie. Naprawdę jej się nudzi w życiu.

- Skąd wiesz? - zapytałam niepewnie.

- Deaton nam powiedział. Jennifer porwała go, aby odwrócić naszą uwagę.

- Suka. Tym razem ją zabiję i nikt mnie nie powstrzyma – spojrzałam na Dereka.

- Co robimy? - chłopak również był wystraszony, co ani trochę mnie nie dziwiło.

- Wy odwieźcie Deaton'a, a my coś zaraz wymyślimy. Przyjedźcie do mnie.

- Dobra. A co z Corą?

- Udało się. Cora jest cała, zdrowa i żywa.

- Jak to zrobiliście? - jego głos był trochę weselszy.

- Rozwiązanie było proste. Moja krew.

- Serio? Nie mogłaś wpaść na to wcześniej?

- Stiles? Chcesz mieć wszystkie kości całe?

- Tak, przydadzą się - zaśmiał się lekko.

- To nie zadawaj głupich pytań. Gdybym wcześniej na to wpadła, to Cora już dawno byłaby wśród nas.

- Wiem, przepraszam. Muszę kończyć, wpadniemy później do Ciebie.

- Mam nadzieję. Uważajcie na siebie.

- Dobrze, wy też. Pa.

               Rozłączyłam się i westchnęłam. Przetarłam ręką twarz. Czy Jennifer nie może na chwilę odpuścić? Mamy ją i Alfy na głowie. Wystarczy nam już problemów, jednak te mnożą się w zaskakująco szybkim tempie. 

- Nina?

- Derek? - zapytałam zdziwiona.

               Szczerze? Tak, zapomniałam o jego obecności w kuchni. Myślałam, że sobie poszedł. W moim obecnym stanie to nawet nie zauważyłabym jednorożca stojącego w mojej kuchni. Chyba czas się ogarnąć.

- Damy radę, jak zawsze.

- Wiem, Derek. Musimy dać radę.

- Pocałujcie się w końcu!

- Cora? Już wyzdrowiałaś? - zapytał zły Derek.

- Tak! - krzyknęła szczęśliwa.

               Zaśmiałam się. Nie ma to jak kochana, młodsza siostra. Zawsze chciałam mieć młodsze rodzeństwo, ale teraz dziękuję za jego brak. Wolałam starszą siostrę, która była mi bardzo bliska. Teraz już wiem, co miała ze mną. 

- Możemy porozmawiać? - zapytał Alfa.

- Przecież rozmawiamy - zaśmiałam się lekko.

- Na osobności - odparł poważnie, aż zaczęłam się bać.

- Jesteśmy na osobności, Derek.

- Serio? Bo wydaję mi się, że w pomieszczeniu obok jest takie małe coś, co kocha uprzykrzać mi życie.

- Na dwór? - zapytałam ze śmiechem.

- Za dwór - przytaknął od razu.

               Pokręciłam głową i z uśmiechem na twarzy skierowaliśmy się do drzwi, coś potkało się z jękiem niezadowolenia Cory. Ta dziewczyna jest niemożliwa, jednak uwielbiam ją coraz bardziej.

- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam od razu po przekroczeniu progu.

- Chciałem przeprosić.

- Za co? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Za wszystko. Od początku źle Cię oceniłem. Ty zawsze byłaś gotowa mi pomóc, a ja traktowałem Cię okropnie.

- Zapomnij. Było, minęło.

- Nie, Nina. Czuję się okropnie. Powinienem od początku Ci zaufać, a nie zgrywać bohatera. Przyjąć Twoją pomoc.

- Derek, proszę Cię - zatrzymaliśmy się kawałek od domu.

- Uratowałaś nas, uratowałaś moją siostrę. A ja? Przez ten cały czas nie okazałem Ci wdzięczności.

- Postawisz mi piwo i będziemy kwita.

- Czy Ty możesz być poważna, choć raz?

- Ej, jestem poważna. Czasami - zaśmiałam się. - Posłuchaj. Nie zrobiłeś nic złego, ok? Zależało Ci na Twoim stadzie i na rodzinie. Całkowicie rozumiem Twoje zachowanie. Dobra, przyznaję, miałam ochotę Cię zabić ...

- Nie pierwszy raz - przerwał mi z uśmiechem na twarzy.

- I pewnie nie ostatni. Nie przerywaj mi – szturchnęłam go lekko w ramię. - Pewnie też postąpiłabym ponownie. Już zresztą kiedyś Ci to mówiłam. Przestań mnie przepraszać, nic się nie stało. Jest dobrze i niech tak zostanie.

- Nie jest dobrze. Mam okropne wyrzuty sumienia. Powinienem nosić Cię na rękach za to, co dla nas zrobiłaś.

- Nie będę się o to kłócić - zaśmiałam się.

- Chcę, żebyś wiedziała, że jestem Ci okropnie wdzięczni. Nie mam pojęcia, jak Ci się odwdzięczę, ale ...

- Och, zamknij się.

               Uciszyłam go. Jak? Normalnie, pocałowałam. Tak, pierwsza zrobiłam krok. Złapałam go za kark i złączyłam nasze usta. Przez kilka sekund Derek był zdziwiony. Chciałam się odsunąć, ale on nagle pogłębił pocałunek. Pozwoliłam mu na to, byłam w niebie. Derek znakomicie całuje, a mi strasznie brakowało bliskości z drugą osobą. Dobra, przyznaję się. Brakowało mi jego bliskości. Często chciałam go pocałować, ale zawsze się hamowałam. Teraz? Nie widzę potrzeby.

- Wiedziałam!

               Usłyszeliśmy głos Cory. Oderwaliśmy się od siebie, ale nie odskoczyliśmy jak przyłapane dzieci na czymś złym. Derek dalej trzymał swoje dłonie na mojej talii, a ja swoje na jego ramionach. Czułam ciepło bijące od jego ciała i miałam ochotę zostać w tej pozycji już na zawsze.

               Spojrzeliśmy na dziewczynę, która uśmiechała się szeroko. Zaśmiałam się, patrząc to na nią, to na Dereka. Alfa wydawał się być lekko zły, jednak jego oczy zdradzały radość. Może ta przygoda będzie miała szczęśliwe zakończenie?




*****************************************************

Hej, Kochani :*

Rozdział jednak pojawił się wcześniej, kolejny pojawi się w późniejszych godzinach :)

Chciałabym wam bardzo podziękować za ponad trzy tysiące wyświetleń! Jesteście cudowni. Dzięki wam mam naprawdę wielką motywację do pisania :*

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro