ROZDZIAŁ 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Cora i Derek zostali u mnie na noc. Peter zwinął się wieczorem , nie mówiąc, dokąd idzie. Młoda Hale oczywiście stwierdziła, że skoro się całowaliśmy z Derekiem, to mamy razem spać. Starszy Hale okazał szacunek do mnie i przespał się w jednym z pokoi gościnnych. Oczywiście nie miałabym nic przeciwko, gdyby spał ze mną, jednak wolałam nie spieszyć się z niczym.

               Przez pół nocy nie mogłam spać. Zastanawiało mnie to, co jest między mną, a Derekiem. Nigdy żadne z nas nie przyznało się do swoich uczuć. W sumie całowaliśmy się dopiero drugi raz. Może dla niego to nic nie znaczyło? Może oboje potrzebowaliśmy zbliżenia i dlatego się całowaliśmy? Miałam cholerny mętlik w głowie, którego nie mogłam się za cholerę pozbyć.

               Wstałam rano z łóżka i pognałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, lekko rozluźniając ciało po ciężkiej nocy. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do garderoby, aby wybrać sobie strój na dzisiejszy dzień. Padło na jasne jeansy z przetarciami, szarą bluzkę na ramiączkach, szarą bluzkę na krótki rękawek z czarnym nadrukiem oraz czarne botki na szpilkach. Zrobiłam jeszcze makijaż, włosy zostawiłam rozpuszczone jak zawsze i gotowa zeszłam na dół.

               W kuchni nie zastałam nikogo. Pewnie jeszcze śpią. Wstawiłam wodę na kawę i wyjęłam woreczek z krwią. Przelałam zawartość do szklanki, a kawę zalałam wrzątkiem. Postanowiłam na śniadanie zrobić naleśniki. Najprostsze i najszybsze do zrobienia. Mam nadzieję , że rodzeństwo Hale je lubi. W sumie, kto nie lubi naleśników?

               Pół godziny później na dół zeszła Cora. Weszła do kuchni i ziewnęła głośno. Zaśmiałam się z niej. Uroczo wyglądała po wstaniu z łóżka. Ciekawa jestem, czy Derek też wygląda podobnie z rana. Tak, moja fantazja zaczęła działać.

- Hej - powiedziała sennie dziewczyna.

- Hej. Kawy? - odpowiedziałam z uśmiechem.

- Kocham Cię.

- Uznam to za tak – zaśmiałam się. - Jak Ci się spało?

- Szczerze? Nigdy lepiej się nie wyspałam , jak u Ciebie.

- Miło mi to słyszeć. Oto Twoja kawa.

- Dziękuję – dziewczyna uśmiechnęła się. - Derek jeszcze nie wstał?

- Chyba nie. Przynajmniej go nie widziałam. Naleśniki?

- Zawsze i wszędzie – podałam dziewczynie talerz z naleśnikami. Obok postawiłam nutelle, owoce i bitą śmietanę. - Dlaczego nie spałaś z Derekiem?

- Co? - spojrzałam na nią zdziwiona.

- No wiesz. Wczoraj się całowaliście. Wyglądaliście na szczęśliwych.

- Cora, jedz śniadanie.

- Kochasz go? - spojrzała na mnie.

- Cora - jęknęłam w odpowiedzi.

- Odpowiedz - powiedziała pewnie głosem nie znoszącym sprzeciwu. To zdecydowanie ma po Dereku.

- Możesz nie męczyć ludzi z samego rana? - do kuchni wpadł Derek. Uratowana! - Dzień dobry.

- Dzień dobry. Kawy? Naleśniki?

- Tak i tak - kiwnął mi głową.

- Ej, ja przynajmniej powiedziałam, że ją kocham z rana. A Ty?Jakieś ładne słówka na początek dnia?

- Jesteś kochana, dziękuję – skierował się do mnie.

- Jesteście niemożliwi – zaśmiałam się.

- Po śniadaniu wracamy do loftu – powiedział Derek.

- Po moim trupie – odpowiedziałam.

- No, braciszku. Zostaniemy tu na zawsze. Nie ma opcji, abyś ją zabił.

- Zamknij się – Cora podniosła ręce do góry w geście kapitulacji. - Dlaczego?

- Alfy? Derek, oni tam mogą po was przyjść.

- Nie boję się. Poradzę sobie - wzruszył ramionami, a we mnie zaczęło się gotować.

- Znowu zaczynasz? - zapytałam zła.

- Mamy tu zostać i siedzieć Ci na głowie?

- Na to nie pozwolę. Jesteście za ciężcy.

- Wiesz o co mi chodzi - przewrócił oczami, a ja miałam ochotę strzelić go w łeb.

- Dla mnie to nie problem. I tak jestem tu sama. Wy możecie zostać tak długo, jak chcecie.

- Mnie przekonała. Ja zostaję . Derek? Proszę.

               Chłopak spojrzał na swoją siostrę, na mnie i ponownie na nią. Zrobiła słodką minę. Ja bym się zgodziła na jego miejscu. Rozczuliła mnie tym. Cora wiedziała, jak zagrać, aby było po jej myśli.

- Zgoda - odparł mężczyzna, wzdychając ciężko.

- Jej! Kocham Cię! - Cora rzuciła się na niego, a ja się zaśmiałam.

- Ale musimy jechać do loftu po rzeczy.

- Zgoda - dziewczyna odpowiedziała od razu z uśmiechem.

- Ty nie. Ja z Niną pojedziemy, a Ty zostajesz. Taki jest mój warunek.

- Chcesz być z nią sam na sam? - szepnęła Cora, co całkowicie jej się nie udało.

               Zaśmiałam się z miny Dereka. Cora była szczęśliwa, ja również. Zachowywaliśmy się tak naturalnie. Aż ciężko w to uwierzyć. Po tym, co nas spotkało do tej pory, normalność była czymś wręcz nierealnym, tylko zwykłym marzeniem.

- Dobra, zbieramy się w takim razie.

               Spojrzałam na Dereka. Ale jego mina mówiła, że nawet mam nie próbować się sprzeciwić. Wzruszyłam ramionami, skierowałam się do wyjścia. Nie chciałam się z nim kłócić, nie widziałam w tym sensu.

- Uważajcie na siebie – powiedziała Cora.

- Jak zawsze - odpowiedziałam z uśmiechem.

               Wyszliśmy z budynku i poszliśmy do mojego garażu. Otworzyłam bramę i weszłam do środka. Derek zatrzymał się w miejscu. Również się zatrzymałam i spojrzałam na niego zdziwiona. Co on, ducha zobaczył czy jak?

- Kobieto, po co Ci tyle aut?

- I tak jest ich mało. Niektóre zostały w Mystic Falls, a inne w Nowym Orleanie.

- Jesteś prawdziwa? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Dlaczego pytasz? - zmarszczyłam brwi. Czy on coś dzisiaj brał?

- Bo nie znam kobiety, która miałaby takie auta.

- Wybierasz któreś?

- Ferrari? - popatrzył na mnie z nadzieją.

- Wsiadaj - wzruszyłam ramionami i skierowałam siew stronę samochodu.

- Mogę poprowadzić?

- Po moim trupie.

               Derek zrobił minę obrażonego dziecka i wsiadł do środka. Jednak to prawda, że faceci są dużymi dziećmi. Wyjechałam z garażu i skierowaliśmy się do loftu. Droga minęła nam na zwykłej, przyjaznej rozmowie. Mieliśmy wiele tematów, które nam się nie kończyły.

               Dotarliśmy na miejsce, ale coś mi nie pasowało. Spojrzałam na Dereka, myślał podobnie do mnie. Weszliśmy powoli na górę. Poczułam czyjeś zapachy. Weszliśmy ostrożnie do środka.

- Lydia? - spojrzałam zdziwiona na dziewczynę.

- Nina? Dobrze, że jesteście.

- Co on tu robi? - wskazałam ruchem głowy na chłopaka stojącego obok Lydii.

- Chciałem pogadać i ostrzec was – odezwał się Ethan.

- Przed czym? - zapytałam podejrzliwie.

- Przed Kali. Ona chcę Cię zabić, Derek.

- Żadna nowość – odpowiedział mu Derek.

- Może lepiej zniknijcie, co? - powiedziała wystraszona Lydia.

- Za późno – powiedziałam.

               Wyczułam zapach Alf, był dosyć specyficzny, nie dało się go pomylić z żadnym innym. W drzwiach zjawiła się Kali z Aiden'em. Kali uśmiechnęła się wrednie, a chłopak pokiwał głową z niedowierzaniem.

- Nie rób tego, Aiden – odezwał się jego brat.

- Od kiedy Ty stoisz po ich stronie, co?

- A dlaczego Ty chcesz go zabić? Nic Ci nie zrobił.

- Zabił Ennisa - warknął bliźniak.

- Tego nie wiesz, to nie on.

- Dobra, chłopcy. Pogadacie później. Czego chcesz, Kali? - postawiłam kilka kroków do przodu, aby ochronić Dereka przed kobietą.

- Zabić go - wskazała na Dereka.

- Dlaczego? Przecież to nie on zabił Ennisa. Zrobił to Deucalion.

- Kłamiesz! - warknęła wściekła w moją stronę.

- Niby po co?

- Bo chcesz chronić swojego kochanka.

- Nie prawda. Kali, proszę Cię. Kiedyś byłaś inna. Pamiętasz?

- Te czasy się skończyły. Zabiję Dereka czy tego chcesz czy nie.

- Nie pozwolę Ci na to.

               Byłam gotowa chronić Dereka, nie mogłam pozwolić Kali na zaatakowanie go. BYłam gotowa do ataku, jednak coś mi w tym przeszkodziło. Wielka szyba, która była na suficie, rozpadła się. Do środka wpadła Jennifer mierząc wzrokiem Kali. Chciałam się na nią rzucić, ale przeszkodził mi Derek. Byłam cicho, chociaż miałam ochotę się na nią wydrzeć. Rozejrzałam się po Lofcie, Lydia i Ethan siedzieli na podłodze. Chłopak ochronił Lydie przed odłamkami szkła.

- Julia – wysyczała Kali.

- Julia? - zdziwiłam się. - A nie Jennifer?

- Och, nie pamiętasz mnie, prawda?

- A powinnam? - zmarszczyłam brwi.

- Przyjaźniłaś się z Kali. Ja też. Ale później mnie zabiła dla władzy i siły.

- Julia, emisariusz.

- Zgadza się - kiwnęła mi głową.

- Zabiłaś ją? - spojrzałam zdziwiona na Kali.

- Jak widać, nieskutecznie. Teraz jednak to zrobię.

                    Ruszyłam w kierunku kobiet, ale zostałam odepchnięta z wielką siłą Darach'a na ścianę. Uderzyłam się w głowę, przez co zrobiło mi się czarno przed oczami. Musiałam odczekać kilka sekund i potrząsnąć głową, aby dojść do siebie. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu.

- Nina? - usłyszałam męski głos tuż przy uchu.

- W porządku – odpowiedziała Derekowi.

               Po chwili odzyskałam wzrok. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przeszliśmy powoli do Lydii, która była skulona w rogu. Uśmiechnęłam się lekko do niej, chciałam dodać jej otuchy. Spojrzałam na resztę, bliźniaki leżały nieruchomo na ziemi. Kali stała naprzeciwko Blake. Ta natomiast za pomogą magii podniosła odłamki szkła z ziemi i skierowała je na Kali.

- Powinnam urwać Ci wtedy łeb!

               To były ostatnie słowa Kali. Jennifer wysłała w jej stronę odłamki szkła, które wbiły się w jej skórę. Chwile później Kali upadła bezwładnie na ziemię, a jej serce przestało bić. Patrzyłam na jej ciało zszokowana. Zmieniła się, to fakt, jednak kiedyś byłyśmy blisko.

               Blake spojrzała na nas i uśmiechnęła się wrednie. Miałam ochotę ją rozszarpać, ale dłoń Dereka mi to uniemożliwiała. Dlaczego on nie może mi pozwolić na zabicie tej wrednej małpy?

- Derek, bądź ze mną. Razem pokonamy Deucaliona.

- Po moim trupie – odezwałam się.

- To akurat mogę Ci załatwić.

- Przykro mi, Jennifer, ale nie – powiedział Derek.

- Jak chcesz. Zastanów się jeszcze nad tym, póki masz czas.

               I tyle ją widzieli. Rozpłynęła się w powietrzu. Przez główne drzwi wpadła Cora. Skąd ona się tu wzięła? Podbiegła do bliźniaków, a zaraz za nią Lydia. Ja podniosłam się i podeszłam do ciała Kali. Spojrzałam na nią ze smutkiem. 

- Szkoda, że zeszłaś na złą drogę. Obyś była teraz szczęśliwa.

               Schyliłam się do niej i pocałowałam w czoło. Była zła, owszem. Ale kiedyś byłyśmy naprawdę blisko. Byłam na nią wściekła i chciałam ją zabić, jednak teraz zrobiło mi się jej żal. Poczułam oplatające mnie ramiona od tyłu. Poczułam zapach Dereka, wtuliłam się w niego.

- Nina, oni żyją – powiedziała Cora.

               Kilka sekund zajęło mi przyjęcie tej informacji i otrząśniecie sie ze smutku, jaki odczuwałam w środku. Wyrwałam się lekko Derekowi i podeszłam do nich. Faktycznie, mają puls. Żyją, ale ledwo co.

- Trzeba ich zabrać do Deaton'a.

- My zabierzemy bliźniaków, a Ty, Derek, zabierz Ninę do domu.

- Słucham? -spojrzałam na nich z szokiem.

- Nawet się nie kłóć. Jesteś zmęczona, oberwałaś w głowę. Nie wyleczyłaś się jeszcze po uratowaniu mnie.

- Nic mi nie jest - zaprzeczyłam od razu.

- Nina, proszę - spojrzała na mnie błagalnie, nie mogłam jej odmówić.

- Dobra – westchnęłam. - Dajcie znać jak coś.

               Derek podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Wtuliłam w niego głowę i poszliśmy do samochodu. Sama jego obecność była dla mnie ukojeniem, przy nim mogłam się uspokoić. Zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Co? - zapytałam zdezorientowana.

- Kluczyki - machnął mi ręką.

- Słucham? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Nie dasz rady prowadzić. Daj kluczyki.

               Ze zrezygnowaniem wyjęłam klucze z kieszeni i mu podałam. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i sam usiadł za kierownicą. Był zadowolony, iskierki szczęścia tańczyły mu w oczach. Jak zadowolić faceta? Dać mu poprowadzić fajne auto.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro