ROZDZIAŁ 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Głosy. Wszędzie słyszę czyjeś głosy. Moje oczy są zamknięte, ale odzyskałam świadomość. Leżę na czymś miękkim. Otworzyłam oczy, ale natychmiast je zamknęłam. Światło mnie poraziło. Po jaką cholerę one tu jest? Spróbowałam ponownie, delikatnie. Musiałam zamrugać kilka razy, aby przyzwyczaić się do jasności.

               Znajdowałam się w moim pokoju. Co ja tu robię? Ostatnie co pamiętam, to gabinet Deaton'a. Rozejrzałam się po pokoju. Po mojej prawej stronie, na krześle, spał Derek. W tej pozycji musi być mu cholernie niewygodnie. 

               Potrząsnęłam nim lekko. Dlaczego nie położył się koło mnie? Przecież byłam nieprzytomna, nawet bym mu krzywdy nie zrobiła. Dziwny jest. Bał się czy jak? Nie miał w sumie czego się bać, przecież bym go nie zabiła za to.

- Derek.

               Potrząsnęłam nim ponownie, oczywiście bez rezultatu. Postanowiłam zejść na dół. Wstałam z łóżka, podeszłam do lustra znajdującego się na drzwiach szafy i zobaczyłam swój stan. Krótko mówiąc, był opłakany. Postanowiłam najpierw się odświeżyć. Gdybym zeszła teraz na dół, mogłabym kogoś wystraszyć na śmierć.

                Po szybkim prysznicu, który z wielką chęcią bym przedłużyła,  wybrałam pierwsze ubrania, jakie wpadły mi w ręce. Wybór padł na jasne spodnie, czarną koszulę bez rękawów zawiązywaną u dołu oraz czarne szpilki. Wróciłam do łazienki i nałożyłam wybrane ciuchy na siebie. Zrobiłam makijaż i byłam gotowa.

               Zajrzałam do pokoju, Derek dalej spał. Nie chciałam go budzić, słodko wyglądał podczas snu. Powinnam go chociaż przenieść do łóżka, jednak nie dam rady zrobić tego i jednocześnie nie obudzić. Wyszłam z pomieszczenia i zeszłam na dół. Zastałam tam prawie całą gromadę przyjaciół.

- Hej - powiedziałam od razu po przekroczeniu progu kuchni.

- Nina! Boże. Już myślałam, że się nie obudzisz. Jak się czujesz? - Cora przytuliła mnie mocno do siebie, przez co sprawiła mi lekki ból. - Przepraszam, przepraszam.

- Spokojnie, nic się nie stało - uśmiechnęłam się lekko.

- Boli Cię coś? - zapytała z troską.

- Szczerze? Wszystko - jęknęłam.

- Gdzie Derek? - tym razem lekko się uśmiechnęła, jakby czegoś oczekiwała.

- Śpi na krześle w mojej sypialni.

- Na krześle? - popatrzyła na mnie zdziwiona.

- Tak. Też się zdziwiłam.

- Pewnie chcesz krwi – powiedział Stiles i wstał z miejsca.

- Kawy? - zapytała Lydia.

- Poproszę - uśmiechnęłam się do nich.

           Jeśli tak to ma wyglądać po każdej mojej utracie przytomności, to chyba muszę robić to częściej. Za chwilę przede mną stała szklanka krwi i kubek kawy. Rozejrzałam się po przyjaciołach, coś mi nie pasowało. Spojrzałam na każdego z nich, byli dziwnie spięci.

- Coś się stało podczas mojego snu? - zapytałam podejrzliwie.

- Co? My? Co się miało stać? Może źle się czujesz? Przyniosę Ci jeszcze krwi.

- Stiles. Jeszcze tej nie wypiłam - wskazałam na szklankę zdziwiona jego zachowaniem.

- To nic. Przyniosę następną i ...

- Stop. Możecie mi powiedzieć , co się stało?

- Nina! - z góry usłyszeliśmy krzyk Dereka.

               Ten to ma jednak wyczucie czasu. Ja tu staram się wyciągnąć od przyjaciół jakieś informacje, a ten się drze jak opętany. Zbiegł ze schodów jak szalony, przewróciłam oczami. Co on myśli, że wyparowałam?

- Nina zniknęła. Widzieliście gdzieś ...

                 Przerwał w połowie. Spojrzał szeroko otwartymi oczami. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. Przez chwile zabrakło mi oddechu, ten koleś naprawdę jest dziwny. Przecież nie jestem duchem, który wyparuje nie wiadomo kiedy.

- Boże. Bałem się, że zniknęłaś.

- Derek, boli - wyszeptałam z grymasem na twarzy.

- Przepraszam. Nie rób mi tego więcej. Dlaczego mnie nie obudziłaś?

- Za słodko spałeś - uśmiechnęłam się do niego.

- Strasznie niewygodnie.

- Dlaczego nie położyłeś się koło Niny? - Cora spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.

- Cora, znowu zaczynasz?

                   Oczywiście to musiało skończyć się małą awanturą rodzeństwa. Oni serio są zwariowani, Cora uparła się i nie chce odpuścić, a Derek i zamiast na spokojnie jej wytłumaczyć, to rzuca się do niej. Rodzeństwo Hale jest szalone, nie ma co.Pokręciłam głową i przyjrzałam się wszystkim. No, prawie wszystkim. Brakuje jednej osoby.

- Gdzie jest Scott?

                 Nagle wszyscy ucichli i spojrzeli najpierw po sobie, a później niepewnie na mnie. Zmarszczyłam brwi. Dlaczego mam wrażenie, ze oni coś przede mną ukrywają? To nie pierwszy raz, kiedy ja coś przespałam.

- Gdzie jest Scott?

- Wyszedł – powiedział szybko Stiles.

- Dlaczego Ci nie wierzę?

- Bo masz paranoje? - uśmiechnął się głupio.

- Stiles. Gdzie wyszedł Scott?

- Do mamy - odparł niepewnie, a mnie krew zalała.

- Jaja sobie robisz? Przecież jego mama jest porwana. Zadzwonię do niego.

- Nie!

               Krzyknęli wszyscy razem. Dobra, coś się stało. Spojrzałam na każdego z nich. Oni nie zachowują się normalnie. W sumie nigdy się nie zachowują, jednak teraz przechodzą samych siebie.  Zatrzymałam wzrok na Dereku.

- Gdzie jest Scott? - wysyczałam zła.

- Poszedł do mamy.

- Derek. Czy Ty uważasz mnie za kretynkę?!

- Nie. Oczywiście, że nie - zaprzeczył od razu, kręcąc przy tym głową.

- Więc dlaczego mam do niego nie dzwonić?

- Bo to rodzinne spotkanie. Lepiej nie przeszkadzaj – powiedział Isaac.

- Tak, jakaś ważna, sprawa rodzinna – poparła go Allison.

- Bardzo nieprzyjemna – dopowiedziała Lydia.

               Zmierzyłam ich wszystkich wzrokiem. Na kilometr czuć , że kłamią. Spotkanie z mamą? Porwaną? Dobre sobie. Już prędzej uwierzyłabym w spotkanie z ojcem, którego ma ochotę zabić. Może i jestem ranna i wyczerpana, ale nie głupia. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z kuchni. Skierowałam się do salonu, wybierając numer przyjaciela.

- Nina? Co robisz? - zapytał niepewnie Derek.

- Dzwonię do Scott'a.

- To nie jest ...

- Halo? Hej Scott – przerwałam mu w połowie. - Gdzie jesteś?

- Obudziłaś się? Jak się czujesz?

- Żyję. Gdzie jesteś?

- Nina, to nie najlepsza chwila na rozmowy.

- Powiedz mi tylko, gdzie jesteś.

- Nie powiedzieli Ci? - w jego głosie wyczułam strach oraz lekkie zdziwienie.

- Co mieli mi powiedzieć?

- Jestem z Deucalionem.

- Słucham?! - no to są chyba jakieś jaja.

- To jedyny sposób , aby znaleźć rodziców.

- Scott, jest inne wyjście.

- Jakie?! Cholera, Nina. Oni mogą umrzeć.

- A jak ma Ci pomóc Deucalion?!

- Wie, gdzie są. W którym miejscu jest Nemeton.

- Już tam jesteś?

- Jeszcze nie.

- Scott, czy Ty musisz być takim idiotą?! Wracaj tu.

- Nie. Muszę kończyć.

- Scott! - krzyknęłam wściekła do telefonu.

               Usłyszałam dźwięk przerwanego połączenia. Świetnie. Po prostu cudownie. Czy on chociaż raz nie może pomyśleć o konsekwencjach? To ja jestem tą, która robi głupie rzeczy. Zła wyszłam z salonu i poszłam do przedpokoju. Zabiję go.

- Nina? Co Ty robisz? - zapytała Cora.

- Jak to co? Idę ratować debila zwanego inaczej Scott'em McCall'em.

- Sama? Nigdy w życiu.

- Właśnie, że w życiu. Cora, nie mam czasu na rozmowę. Muszę ratować jego pchli tyłek.

- A kto uratuje Ciebie? - zapytała Lydia.

- Jesteśmy drużyną, pamiętasz? - Isaac spojrzał na mnie.

- Działamy razem, nigdy osobno. W grupie jesteśmy silniejsi – wtrąciła Allison.

- To Twoje słowa, pamiętasz? - zapytał Stiles.

               Popatrzyłam na każdego z nich. Kiedy oni tak dorośli? Dlaczego Scott tego nie rozumie? Westchnęłam i weszłam do kuchni. Usiadłam załamana na jednym z krzeseł i ponownie się im wszystkim przyjrzałam. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?

- Co proponujecie? - westchnęłam ciężko.

- Ja i Allison pójdziemy szukać rodziców – powiedział Stiles.

- A my Scott'a? - zapytałam.

- Masz lepszy plan?

- Co z Lydią? - spojrzałam na dziewczynę.

- Zostanie tutaj.

- Po moim trupie! - zezłościła się dziewczyna. - Idę z wami.

- Dobra. Wasza trójka idzie po rodziców, a nasza czwórka po Scott'a?

- Tak – powiedzieli wszyscy na raz. Nigdy nie byli tak bardzo zgodni, jak teraz.

- Stiles, podasz mi jeszcze krwi?

- Owszem.

                 No i co miałam zrobić? Niby mogłam się nie zgodzić, ale oni i tak zrobiliby to po swojemu. Nie mamy czasu na kłótnie, trzeba ratować naszych bliskich. Wypiłam całą zawartość szklanki. Stiles podał mi kolejny woreczek, który również przelałam do szkła i wypiłam od razu.

- Gotowi do walki?

- Jak nigdy – odpowiedziała mi Lydia.

                Mam ochotę zabić wilczka za jego głupotę. Mógł chociaż poczekać, aż się obudzę, a nie podejmować samodzielnie tak głupią decyzje. Skupiłam się na Scott'cie, aby go namierzyć. Nie było to łatwe zadanie, Deucalion musi go blokować. Musiałam użyć większej ilości magii, w końcu mi się udało.

- Wiem, gdzie jest wilczek. W drogę.

               Wszyscy posłusznie wstali z miejsc. Ruszyliśmy do drzwi, a następnie na dwór. Nie byłam przekonana co do tego planu, jednak na nic lepszego byśmy nie wpadli. Zresztą, czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, chyba jak zawsze.

- Uważajcie na siebie. Dawajcie znać.

- Wy też – powiedział Stiles.

                Każdy kiwnął głową. Ruszyliśmy w słoje strony. To nie będzie łatwe zadanie, ale wyciągnę Scott'a z bagna, w które wpadł. Nie pozwolę Deucalion'owi go zabrać. Po moim trupie.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro