ROZDZIAŁ 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Cała droga minęła nam w kompletnej ciszy. W głowie układałam polan awaryjny, zawsze warto taki posiadać. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, trzeba być przygotowanym na wszystko. Dotarliśmy do małej polany, na której powinien być Scott. Rozejrzałam się dookoła. Czułam Deucalion'a, ale go nie widziałam.

- Witam was – o Alfie mowa.

- Co wy tu robicie? - wilczek spojrzał na nas zdziwiony i wystraszony.

- Przyszliśmy po Ciebie, Scott.

- Nigdzie nie idę. On może mi pomóc.

- My też - powiedziałam pewnie, patrząc prosto w jego oczy.

- Wiecie, gdzie jest Nemeton? - zapytał Deucalion.

- Nie. Ale nasi przyjaciele już go szukają.

- Puściliście ich samych?! - Scott się chyba wkurzył.

- Ktoś musi Cię stąd zabrać - warknęłam zła. Teraz chce się kłócić?

- Nina, oszalałaś - pokręcił załamany głową.

- Już dawno – wzruszyłam ramionami.

- Nie oddam wam Scott'a. Doszedł do mojego stada z własnej woli.

                 Dlaczego ten pieprzony Alfa musi mi tak działać na nerwy? Dlaczego ja muszę mieć głupie pomysły i nie myśleć o konsekwencjach? Mówiłam już , że jestem szalona i głupia? Jeśli nie, to właśnie w tym momencie to udowodnię.

- Proponuję wymianę - powiedziałam pewnie, patrząc na Alfę.

- Jaką? - Zaciekawił się Deucalion.

- Ja za Scott'a - wskazałam na nas ręką.

- Chyba oszalałaś! - Krzyknął Derek.

- Ty bądź cicho - skierowałam się do Dereka. - To jak? - popatrzyłam na Deucalion'a.

- Kusząca propozycja - mruknął zadowolony.

- Więcej się nie powtórzę.

- Zgoda - powiedział od razu, na jego ustach pojawił się uśmiech. Ile ja był dała, aby go z niego zedrzeć.

- Nie! - Derek jak zwykle musiał się wtrącić.

- Zgadzam się – powiedziałam.

- A ja nie!

- Derek, nie zachowuj się jak dziecko.

- Ty się zachowujesz jak dziecko! Nie zgadzam się na żadną wymianę.

- Nie masz nic do gadania - powiedziałam spokojnie, patrząc na niego.

- Właśnie, że mam - zaprzeczył od razu. 

- Możecie przestać? - zapytał Deucalion.

- Zamknij się! - krzyknęliśmy równocześnie.

- Nie pójdziesz z nim - Derek zbliżył się w moja stronę.

- A właśnie, że pójdę - popatrzyłam na niego twardo.

- Nie pozwalam Ci - warknął na mnie.

- Ustaliliśmy już , że nie masz nic do gadania.

- Mam. Jesteś moja, a ja Cię nie oddam.

- Tak? A kiedy niby to ustaliliśmy? - popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami. No tego akurat przespać nie mogłam.

- Już dawno. Powinnaś wiedzieć kiedy.

- Nie zapytałeś się mnie o nic - odpowiedziałam z wrednym uśmiechem.

- Mam zapytać teraz? - zapytał lekko rozbawiony.

- Chętnie to usłyszę z Twoich ust.

- Dobrze. W takim razie. Nina, czy Ty ...

- Dość! - przerwał mu Deucalion.

- W takiej chwili? - zapytała z wyrzutem Cora.

- Nie mam zamiaru słuchać - Alfa warknął zły w naszą stronę.

- Szkoda, że nie możesz zobaczyć tego.

                  Spojrzałam zdziwiona na Dereka. A ten podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic pocałował. Tak, Derek Hale pocałował mnie przy Alfie Alf. I wiecie co? Cholernie mi się to podobało. Chciałam, aby ta chwila trwała jak nadłużej.

                Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam w jego oczy, a on w moje. Teraz szczerze mogę się przyznać do tego, ze się w nich zakochałam. Jego niebiesko-zielone oczy są tak hipnotyzujące, ciężko oderwać od nich wzrok. Mogłabym się zatopić w nich już na zawsze

- Dokończymy to – powiedziałam z uśmiechem.

- Mam taką nadzieję.

- Będziesz musiał dokończyć też coś innego.

- Zdaję sobie z tego sprawę – zaśmiał się.

- Dość! Brać ją!

               Krzyknął Deucalion. I bądź tu człowieku przez chwile romantyczny, to stary dziad Ci wszystko zniszczy. Alfy od razu rzuciły się w naszym kierunku. Ich liczba była większa, niż nasza. Ale znając nas? Damy radę. Co to dla nas takie pokonanie stada Alf.

               Dwóch rzuciło się na mnie, ale byłam na to gotowa. Odparłam każdy ich atak. Nagle zadzwonił mój telefon. Świetny moment. Skręciłam jednemu kark, a drugiego popchałam na ziemię. Wyjęłam telefon z kieszeni i odebrałam.

- Nie najlepszy moment na rozmowę, Stiles.

- Wiem, ale mamy problem.

- Jaki ... – kopnęłam Alfę między nogi – ... problem?

- Znaleźliśmy rodziców.

- To jest Twój problem?! - Właśnie oderwałam w głowę. - Kurwa!

- Nina? Żyjesz?

- Tak - wysapałam ciężko.

- Co się tam dzieje?

- Walczymy – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

- Z Alfami?! - krzyknął przerażony chłopak.

- Nie. Z wróżką chrzestną – odpowiedziałam i skoczyłam na Alfę skręcając mu kark. - Jaki macie problem?

-Tu jest podziemie.

- No i? - ponownie oberwałam. - Stiles, streszczaj się, bo obrywam.

- Jesteśmy w piwnicy pod Nemetonem, sufit nam się wali na głowy!

- Kurwa! Zabiję Cię – powiedziałam do Alfy i wyrwałam mu serce, wcześniej oczywiście obrywając po twarzy.

- Za co?! - zapytał przerażony chłopak. Ciężko się rozmawia przez telefon i jednocześnie walczy, serio.

- Nie Ciebie, kretynie. Gdzie jest Nemeton? - odeszłam z pola walki.

- Musisz mnie namierzyć. Pospiesz się, bo tu zginiemy.

- Zaraz będę.

                Rozłączyłam się i wylądowałam na ziemi przygnieciona przez wilkołaka. Wiedziałam, że tak to się skończy. Chwila nieuwagi, a te dranie od razu się na Ciebie rzucają. Gdzie się podziała ich kultura? Powinien poczekać grzecznie na koniec mojej rozmowy i dopiero wtedy się na mnie rzucić.

- A Ty nie wiesz, że nie wolno rzucać się na bezbronne kobiety?!

           Wściekła zrzuciłam go z siebie i uderzyłam kilka razy p[o twarzy. Miałam ochotę go torturować, jednak czas mi na to nie pozwolił, musiałam się spieszyć. Kolejny padł ze skręconym karkiem. Muszę znaleźć Dereka.

- Derek!

               Moje zadanie okazało się trudne. Dlaczego? Ponieważ kolejna osoba się na mnie rzuciła. Aiden. Ten chłopak zwariował do reszty. Zamiast stanąć po dobrej stronie, to dalej ślepo wierzy Deucalian'owi. Co z nim jest nie tak?

- Co Ty robisz? - wysyczałam zła.

- Walczę z Tobą.

- Nie chcesz tego - powiedziałam spokojnie, patrząc w jego oczy.

- Jesteś pewna? - pokazał swoje kły, które nie zrobiły na mnie większego wrażenia.

- Tak. Lydia jest w niebezpieczeństwie.

- Jak to? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Zaraz zginie, jeśli mnie nie puścisz.

                 Widziałam w jego oczach walkę, którą toczył wewnętrznie sam ze sobą. Chłopak chwile się wahał, ale wykonał moją prośbę. Podziękowałam mu kiwnięciem głowy i podbiegłam do Dereka.

- Derek - powiedziałam od razu, gdy podbiegłam do niego.

- Zła chwila na rozmowę.

- Muszę spadać - powiedziałam szybko.

- Co? - poaptrzył na mnie zdziwiony.

              Odwrócenie się w moją stronę był ogromnym błędem z jego strony. Oderwał z pięści od innego wilkołaka, który najwidoczniej miał w dupie to, ze próbowaliśmy ze sobą porozmawiać. Derek padł na ziemie, a ja? Wściekłam się.

- Tylko ja mogę go bić po tej przystojnej twarzyczce.

                  Syknęłam i rzuciłam się na niego. Nie był w stanie obronić się przed moimi ciosami. Po chwili leżał już na ziemi. Podniosłam gałąź i wbiłam mu ją prosto w serce. Podeszłam do Dereka i pomogłam mu wstać z ziemi.

- Muszę iść - powtórzyłam.

- Oszalałaś?! Gdzie?!

- Stiles i reszta jest w niebezpieczeństwie.

- Nie pójdziesz sama.

- Derek, rozmawialiśmy już o tym.

- Właśnie . Więc ...

                Szybko mu przerwałam. Wbiłam się w jego usta. Po krótkiej chwili zaczął oddawać pocałunek. Ponownie w moim brzuchu latały małe motylki, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Serio mam ochotę całować go do końca swoich dni. Oderwałam się od niego i spojrzałam w oczy.

- Wrócę, obiecuję.

- Uważaj na siebie - powiedział z troską.

- Nie dajcie się zabić i uratujcie Scott'a.

- Obiecuję.

                Złożyłam na jego ustach krótki pocałunek i pognałam w stronę lasu. Schowałam się za drzewami, namierzyłam Stiles'a i ruszyłam w ich stronę. Obym zdążyła.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro