ROZDZIAŁ 48

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Czekam w magazynie na Deucalion'a, w głowie miałam gonitwę myśli. Jedyne o czym marzę, to jego zjawienie się tutaj. Bez tego cały nas plan rypnie, a tego byśmy nie chcieli. Dochodziła już godzina spotkania, a po nim ani śladu.

               Zaczęłam niespokojnie chodzić po całym pomieszczeniu. Derek pewnie prowadzi już tu Jennifer. On musi tutaj przyjść. Pieprzony Alfa wszystkich Alf. Za kogo on się uważa? Myśli, ze jest królem i ma prawo się spóźniać? Dlaczego nie zabiłam go wcześniej? Tak to byśmy mieli teraz z nim spokój i każdy byłby szczęśliwy.

- Stresujesz się? - usłyszałam głos Deucalion'a i automatycznie się odwróciłam.

- Nie. Dlaczego tak sądzisz?

- Chodzisz w kółko, a Twoje serce mocno bije.

- Myślałam, że jednak się nie zjawisz.

- Miałbym odpuścić taką okazje?

- Skąd mam wiedzieć, co Ci chodzi po głowie?  - zmarszczyłam brwi, chociaż on i tak nie mógł tego zobaczyć.

- Władza, kochana. Tylko to mnie interesuje.

- Dlaczego chcesz akurat mnie? - musiałam grać na czas.

- Bo jesteś silna - odparł, wzruszając ramionami.

- Konkrety, Deucalion.

- Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Niesamowicie silna i inteligentna.

- Ale nie jestem wilkołakiem.

- W Twoim przypadku nie ma to dla mnie znaczenia.

- Dlaczego? - zapytała, naprawdę mnie to ciekawiło.

- Bo masz wielki talent. Dzięki Tobie moje stado stałoby się o wiele silniejsze. Bylibyśmy niepokonani.

- Zgodzę się, ale mam warunki.

- Jakie, słońce?

- Nie nazywasz mnie słońce, kochanie, skarbie i tego typu słowami.

- Na to mogę się zgodzić. To wszystko?

- Oczywiście, że nie - prychnęłam, tak łatwo się nie dam.

- Jakie jeszcze masz warunki? - westchnął chyba lekko zły.

- Nie spełnię każdego Twojego rozkazu. Mam swój honor.

- To oczywiste - odparł z uśmiechem na twarzy.

- Opuścisz Beacon Hills i nigdy więcej tu nie wrócisz.

- Też mogę się zgodzić. Coś jeszcze?

- Odpuścisz sobie Scott'a McCall'a i Dereka Hale'a.

- Dlaczego? - spytał z zaciekawieniem.

- A po co Ci oni? Będziesz miał mnie.

- Derek jest silny, ma potencjał. Będziecie mogli być razem. A Scott? Wiesz, dlaczego go chcę.

- Musisz spełnić moje warunki, inaczej nigdzie z Tobą nie pójdę.

- Zgadzam się na wszystkie, ale Scott jest mój.

- Po moim trupie. Nie ma takiej opcji.

- Będziemy się targować?

               Deucalion był wściekły. Nic dziwnego, mam talent do wyprowadzania ludzi z równowagi. Ale czy to właśnie nie jest w tym wszystkim najlepsze? Mogę wkurzyć każdego i dzięki temu kupić sobie trochę czasu. Poczułam Dereka zbliżającego się do nas. Zabawę czas zacząć.

- Koniec czasu - odparłam z uśmiechem.

- Słucham?! - jeszcze chwila, a ogłuchnę przez jego krzyki.

- Mogłeś szybciej podejmować decyzję. Teraz zmieniłam zdanie.

- Nie masz prawa!

- Tak? A to niby dlaczego? - zaśmiałam się.

- Bo zawarliśmy umowę!

- Ja nic z Tobą nie zawierałam - podeszłam do niego. - Ale mam prezent dla Ciebie.

               W tym momencie pojawił się Derek z Jennifer. Jej uśmiech szybko zniknął z twarzy, gdy nas zobaczyła. A ja? Mam cholerną ochotę już się jej pozbyć. Wiem, że muszę poczekać, ale jej śmierć jest cholernie kusząca. Dlaczego nikt mi nie pozwala jej zabić?

- Co oni tu robią?! - wskazała na mnie wściekła palcem.

- Nie drzyj się tak, Blake.

- Zamknij się! Okłamałeś mnie, Derek.

- Nie okłamałem - odpowiedział spokojnie.

- Powiedziałeś, że chcesz mi coś ważnego pokazać. Coś, co pomoże nam zniszczyć Deucalion'a!

- I pokazuję.

               Jennifer spojrzała na nas z mordem w oczach i chciała się wycofać. Pech chciał, że pojawił się właśnie Scott, który zatarasował jej drogę ucieczki. Uśmiechnęłam się wrednie, nareszcie coś zaczyna się dziać.

- Widzisz, Blake, jednak nie jesteś mądra – powiedziałam. - Myślałaś, że Derek stanie po Twojej stronie?

- On mnie kocha!

- A świnie potrafią latać. Daj sobie już spokój.

- Zazdrosna jesteś, co? Bo to ja się z nim bzykałam, a nie Ty.

- Zamknij się lepiej, dobrze Ci radzę.

- Znał Cię dłużej, ale to mi do łóżka wskoczył. Ciągle mówił, jaką ma wielką ochotę Cię zabić. Nawet miał pewien plan.

- Co Ci to daje?

- Satysfakcje. On woli mnie. Ze mną było mu przyjemnie. Ty nie potrafiłaś o niego walczyć.

- Chcesz? Bierz go - machnęłam ręką.

- Z wielką chęcią.

- Ale po moim trupie.

               Wściekła rzuciłam się na nią. Derek i Scott rzucili się na Deucalion'a. I tak oto rozpoczęliśmy kolejną walkę . Każdy na każdego. Zdążyłam oberwać od Darach'a, Deucalion'a, a nawet od Scott'a, co było wypadkiem. Ale jednak.

              Jennifer była okropnie wściekła. Jest również silna przeciwniczką, z którą walka wcale nie jest taka prosta, jakby się wydawało. Rzuciła najpierw Derekiem, a następnie Scott'em o ścianę. Zostałam jej ja i Deucalion. Oczywiście szłam na pierwszy ogień, zresztą jak zwykle.

- A mogłyśmy stworzyć zgraną grupę. Walczyć u swoich boków.

- Ale Ty jesteś naiwna, Blake. Serio.

               Ona ze złości posłała w moją stronę wiązkę swojej magii, przez co z wielkim hukiem uderzyłam w najbliższą ścianę, krusząc tynk. Czy każdy musi mną rzucać o ścianę? To już się robi cholernie nudne i tak przewidywalne.

               Próbowałam wstać, ale coś odebrało mi siły. Nic nie widziałam. Musiałam potrząsnąć kilka razy głową, aby widoczność wróciła. Deucalion leżał na ziemi. Takie piękne widoki mnie ominęły, jak zwykle. Coś się dzieje, Nina jest ślepa.

- Tak kończą wszyscy wielcy – powiedziała Jennifer.

- A Ty skończysz gorzej – powiedziałam słabym głosem.

- Nigdy nie miałam ochoty Cię zabić - powiedziała podchodząc do mnie.

- Więc dlaczego teraz chcesz?

- Bo za bardzo mnie prowokujesz.

- I Ty chciałaś ze mną współpracować.

- Zmieniłabym Cię - odpowiedziała pewna siebie.

- Jasne, wiele osób już próbowało - prychnęłam.

- Chętnie bym z Tobą pogadała, ale sama rozumiesz, muszę kogoś zabić.

               Odwróciła się ode mnie z uśmiechem na twarzy i podeszła do Alfy. Kucnęła przed nim, uśmiechając się szyderczo. Ta kobieta serio miała coś z głową, czy nikt tego nie zauważył? Jak Derek z nią wytrzymywał? Jakim cudem on z nią spał?

- Czujesz się słaby? - wysyczała do niego.

- Co mi zrobiłaś?!

- Ja? Jeszcze nic. Zaczęło się zaćmienie. Wasza moc chwilowo zniknęła.

                Już teraz rozumiem, dlaczego czuję się słaba. Musimy coś szybko wymyślić. Spojrzałam na Dereka i Scott'a. Chłopak popatrzył na mnie z błyskiem w oku. Miał plan, a ja nie miałam zamiaru mu w nim przeszkadzać.

- Jennifer! - krzyknął Scott.

- Możesz mi nie przeszkadzać?

- On nie wie, jak teraz wyglądasz.

- Co? - odwróciła się zdziwiona do chłopaka.

- Nie widział Twojej prawdziwej twarzy. Powinien widzieć przed śmiercią, co Ci zrobił. To jego wina.

               Jennifer zastanowiła się na chwile. Oby się udało. Blake nagle uśmiechnęła się wrednie. Boże, widzisz i nie grzmisz. Ile ja bym dała, aby teraz wstać z tej pieprzonej ziemi i ją po prostu zabić.

- Masz racje, Scott.

- Co chcesz zrobić? - zapytał slaby Deucalion.

- Chcę, abyś zobaczył, co przez Ciebie mi się stało. To będzie ostatnia rzecz, jaką zobaczysz przed śmiercią.

               Jest! Scott jest genialny. Jennifer zbliżyła się do Deucalion'a i coś z nim zrobiła. Alfa Alf po kilku sekundach rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. Wyczuł nasz plan.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro