ROZDZIAŁ 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Ponownie znajduję się w budynku znanym szkołą. Obok mnie moi wierni kompani w postaci Scott'a i Stiles'a. Jakkolwiek to brzmi. Scott dostał przed chwilą sms'a od Allison. Dziewczyna ma ponoć bardzo ważną sprawę i wraz z Lydią czekają na nas w jednej z sal lekcyjnych. Dereka również ściągnęły do szkoły. To będzie ciekawa konfrontacja.

- Co konkretnie mają nam do przekazania? - zapytałam chłopaków.

- Nie mam pojęcia – powiedział Scott. - Allison napisała mi tylko, że musimy pilnie się spotkać.

- Czyli to bardzo ważna sprawa – spojrzeliśmy na Stilesa. - No co? Skoro chce się spotkać ze Scott'em to musi być naprawdę poważnie.

- Zamknij się , Stiles - warknął w jego stronę Scott.

- Chłopcy, bez takich - popatrzyłam na nich, udając złość.

     Weszliśmy do klasy i spojrzeliśmy na dziewczyny. Wyglądały na przejęte, więc serio coś musiało się stać. Chwilę za nami do klasy wpadł Derek, który nie wyglądał na szczęśliwego tym spotkaniem. Co się dziwić? Mu nic nie pasuje, wszystko go wkurza.

- Oby to było coś ważnego – powiedział na wstępie.

- Hej, Derek. Ciebie też dobrze widzieć. Dziękujemy, u nas wszystko gra. A jak u Ciebie? - powiedziałam sarkastycznie do niego. Nie mam dzisiaj najlepszego nastroju.

- Do rzeczy – warknął. I chyba nie tylko ja.

- Mamy coś. Przyszła jakaś dziewczyna i szukała Scott'a - odezwała się Allison. - Uścisnęła nasze ręce i wyskoczyły nam znamiona.

- Gdy złączymy nasze ręce, wychodzi z tego jakiś symbol – dopowiedziała Lydia.

- I tylko po to mnie wzywacie? Czy wy jesteście normalne?! - Derek wybuchnął, co było do przewidzenia. 

- O co Ci chodzi? Chcemy pomóc – powiedziała Łowczyni.

- Wy? Mi? Ty wskrzesiłaś mojego psychopatycznego wujka. Dziękuję za pomoc – skierował te słowa do Lydii. - A Ty strzeliłaś we mnie jakieś 30 razy. Również dziękuję.

- Derek, chcemy pomóc.

- Tak? To znajdzie coś, co faktycznie nam się przyda.

- Masz okres? - zapytałam Alfę.

- Pierdolcie się. Ja spadam – warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.

- Czyli ma okres. Świetnie. Alfa z okresem, czego chcieć więcej?

          Usłyszeliśmy jakiś trzask i krzyki dochodzące z korytarza. Westchnęłam cicho i spojrzałam na drzwi. Ktoś się kłóci. Tym kimś jest Derek. Jak zwykle. Czy on choć raz może zachowywać się normalnie? Oczywiście, ze nie. Nie byłby wtedy sobą.

- Nina – Scott spojrzał na mnie błagalnie.

          Przewróciłam oczami i wyszłam z klasy. Dlaczego to zawsze ja mam uspokajać wkurzonych facetów? Zlokalizowałam nabuzowanego Dereka i podbiegłam do niego. Stał przed jakimś przystojnych chłopakiem i trzymał go za bluzę. Co za palant.

- Derek! Puść go! - ten spojrzał na mnie zły, ale wykonał moją prośbę. - Idź do auta, zaraz przyjdę.

          Alfa ponownie zmierzył chłopaka od góry do domu, odwrócił się i wyszedł szybkim krokiem ze szkoły. To będzie ciężka rozmowa. Czemu akurat dzisiaj musiał mieć zły humor i dlaczego to ja muszę z nim rozmawiać?

- Przepraszam Cię za niego. Ostatnio coś mu odbija - uśmiechnęłam się lekko do poszkodowanego chłopaka.

- To Twój chłopak?

- Oszalałeś? Wolałabym popełnić samobójstwo. To mój kuzyn – kłamstwo przychodzi mi z taką łatwością.

- Współczuję – zaśmiał się. - Jestem Will.

- Nina. Miło mi poznać. Przepraszam Cię najmocniej, ale muszę iść do niego zanim kogoś jeszcze zaatakuje.

- Pewnie, nie gniewam się. Spotkamy się jeszcze?

- Raczej tak. Chodzimy do jednej szkoły.

           Zaśmialiśmy się i odeszłam w stronę wyjścia. Jak mam przemówić do tej Alfy? No jak? Rozejrzałam się po parkingu i ujrzałam auto Dereka. Od razu skierowałam się w jego stronę. Stał oparty o maskę.

- Do środka - powiedziałam i oboje zajęliśmy miejsce. - Czyś Ty do końca zgupiał?

- Nie miały nic ciekawego do powiedzenia.

- Nie o to mi chodzi - przewróciłam oczami.

- A o co? O tego chłopaka? Gapił się.

- Ja też się gapię. Na mnie też naskoczysz?

- Nie - warknął nawet na mnie nie patrząc.

- Derek, powiedz mi co się dzieję. Chcę Ci pomóc.

- Ale ja nie chcę Twojej pomocy!

- Serio? Nie zauważyłam - uśmiechnęłam się złośliwie, chociaż to chyba nie był zbyt dobry pomysł.

- Daj mi spokój. Co mam zrobić, żebyś się odpierdoliła?! Całe szczęście, że nie doszło do tego cholernego pocałunku!

- Też się z tego cieszę! To byłby największy błąd w moim życiu! - wykrzyczałam wściekła. - Derek! Wczoraj ratujesz mi życie, a dzisiaj drzesz się na mnie! O co Ci do cholery chodzi?!

- Mam Cię dość! Daj mi spokój! Szukasz nowych przyjaciół?! A może przyjechałaś tu poszukać nowej rodziny?! Nie znajdziesz jej! Twoja nie żyję i pewnie ucieszyła się z własnej śmierci! Kto by z Tobą wytrzymał?!

- Przegiąłeś – powiedziałam cicho.

- Co? Odwaga odeszła?

- Nie – łza spłynęła mi po policzku. Popatrzyłam mu w oczy. - Dzisiaj jest 5 rocznica, wiesz? Dzięki, że uświadomiłeś mi jakim jestem cholernym błędem. Szczerość to podstawa, co? -wysiadłam z auta. Derek mnie zatrzymał.

- Nina, przepraszam. Ja nie wiedziałem.

- Daj spokój. Skąd mogłeś wiedzieć? Skończyłeś już? Bo mam zamiar poszukać nowej rodziny.

- Nina!

          Już go nie słuchałam. Odeszłam od samochodu i skierowałam się do szkoły. Wytarłam ręką lecące łzy i weszłam do środka. Byle tylko przetrwać resztę zajęć. Mogłabym pójść już do domu, ale Scott musi być chroniony. Mimo wszystko. Od teraz nie będę angażować się emocjonalnie. To nie ma sensu. Zrobię to, co do mnie należy i tyle. Nic więcej.

           Przez resztę lekcji nie odzywałam się do nikogo. Słowa Dereka mnie zraniły. Nigdy nie chciałabym zastąpić swojej rodziny nikim innym. Ich kochałam, nie kogoś innego. Wiem, że powiedział to w nerwach, ale i tak mnie to ruszyło. Pojechałam prosto do domu i zamknęłam się w nim. Nie miałam ochoty na nic. Na żadną rozmowę, nawet na obejrzenie żadnego filmu. Położyłam się w sypialni i patrzyłam na sufit. Nie wiem ile to trwało. Z tego stanu wybudził mnie telefon. Dzwonił Isaac.

- Słucham? - powiedziałam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że płakałam. Świetnie.

- Nina? Ty płaczesz? - w jego głosie była słyszalna troska.

- Nie. Coś się stało? - pokręciłam głowa, odganiając złe myśli.

- Tak. Chodzi o moje wspomnienia. Spróbujesz mi je przywrócić.

- Jasne. Gdzie jesteś?

- Jesteśmy razem ze Scott'em u Dereka. Przyjedziesz?

- Tak. Do pół godziny będę. Przygotuj się.

- Dziękuję. Do zobaczenia.

          Rozłączyłam się i westchnęłam. Dzisiaj powinnam siedzieć na cmentarzu u rodziny i ich opłakiwać. W zamian za to jestem w Beacon Hills i płaczę przez cholernego Alfę, który nie potrafi powstrzymać się od wrednych docinek. Mam go serdecznie dość. Po wszystkim pozbędę się go ze swoich wspomnień i będzie spokój. Wstałam z łóżka i podeszłam do garderoby. Muszę się przebrać. Wybrałam swój strój składający się z bluzki niebiesko-białej , ciemnych spodni, czarnej skóry oraz butów na obcasie z paseczkami. Skierowałam się do łazienki, aby się ogarnąć.

          Wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Szybkim tempem pojechałam do loftu Dereka. Nie mam ochoty na niego patrzeć, ale co poradzę. Po chwili byłam na miejscu i pognałam na górę. Alarm tym razem się nie włączył. Weszłam do środka bez pukania i zastałam tam Scott'a, Isaac'a, Dereka i Petera.

- Cześć wam, bierzmy się od razu do pracy.

          Kiwnęli mi głowami. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie teraz. Chciałam wrócić do domu i zakopać się w pościeli, jednak byłam tu potrzebna. Musze być silna i postarać się pomóc. Isaac zajął krzesło, a Peter podszedł do niego.

- Ja zacznę. Może uda mi się dostać do wspomnień, wtedy Ty nie będziesz musiała tego robić.

- Dobrze - kiwnęłam głową na znak zgody.

          Derek cały czas patrzył na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy, ale próbowałam nie zwracać na niego uwagi. Nie chcę rozmyślać o słowach, które skierował w moją stronę na szkolnym parkingu. Zranił mnie, a ja nie mogę pozwolić sobie na załamywanie.

- Zaboli – powiedział Peter.

          Wbił swoje wilcze pazury w kark Isaac'a. Ten krzyknął z bólu. To okropne uczucie, ponoć niektórzy nawet umierają przy tym. Peter miał ból wymalowany na twarzy. Przez chwilę wyglądał jak duch, ale szybko odciął się od Isaac'a.

- To na nic. Nie dam rady - powiedział.

- Moja kolej – podeszłam do chłopaka. - Dwie sprawy. Dobra i zła. Zła : zaboli Cię jak cholera. Dobra dla Ciebie : mnie zaboli razem z Tobą.

- Czyli dwie złe – powiedział chłopak. - Zróbmy to.

- Cokolwiek będzie się działo, nie odciągajcie mnie od niego – powiedziałam do Scotta.

          Chłopak tylko kiwnął głową. Zbliżyłam się do Isaac'a i wyciągnęłam dłoń koło jego głowy. Zamknęłam oczy i zaczęłam się skupiać na jego wspomnieniach. Widziałam niewyraźnie, ten zaczął mocno krzyczeć. Niewiele myśląc złapałam drugą ręką jego barku i kontynuowałam. W ten sposób zabrałam jego ból na siebie. Nie zawsze to wychodzi mi na dobre.

- Nina! Krew! - usłyszałam głos Scott'a, tak jakby z oddali.

          Nie przejęłam się tym. Dalej walczyłam ze wspomnieniami. Widziałam budynek, jakieś ściany, duże koło, jakichś ludzi. Brak szczegółów. Poczułam, że opadam z sił. Odcięłam się od Isaac'a i zachwiałam do tyłu. Złapał mnie Scott.

- Krew Ci leci - spojrzał na mnie wystraszony.

- Skąd? - szepnęłam, patrząc na niego.

- Oczy, uszy, nos.

- Kurwa – próbowałam się podnieść.

- Spokojnie, pomogę Ci - Scott zaprowadził mnie do kanapy. - Widziałaś coś?

- Niewiele. W sumie to żadnych szczegółów, które mogłyby nam pomóc.

- Dlaczego krwawiłaś? - zapytał Peter.

- Odebrałam ból Isaac'owi. On mógł tego nie przeżyć, ja tak. - popatrzyłam na chłopaka. - Twoje wspomnienia zostały zablokowane przez więcej niż jednego Alfę. Nie potrafię się przez nie przebić. Przepraszam.

- Nic nie szkodzi. Ważne, że próbowaliście. Dziękuję.

           Uśmiechnęłam się do niego lekko. Scott podał mi chusteczki, a ja wytarłam swoją krew. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Każdy myślał nad tym co się stało. Nagle wpadł mi jeden pomysł do głowy.

- To nie koniec. Jest jeszcze jeden sposób – odezwałam się.

- Jaki? - zapytał Derek.

- Dosyć niebezpieczny, ale skuteczny.

- Podejmę się wszystkiego – powiedział Isaac.

- Więc jedziemy do Deatona.

          Wstałam z kanapy i skierowałam się do wyjścia. Wszyscy, oprócz Petera, poszli za mną. Wsiedliśmy do mojego auta, Scott usiadł ze mną z przodu. Po drodze objaśniłam im plan. Isaac stwierdził, że zrobi wszystko, aby uratować przyjaciół. Strasznie przypomina mnie. Po kilku minutach byliśmy pod przychodnią weterynaryjną. Weszliśmy do środka, furtka była otwarta.

- Deaton, potrzebujemy Twojej pomocy – powiedziałam.

          Po przygotowaniu wszystkiego staliśmy przy wannie wypełnionej lodem. Zaczęłam zastanawiać się, czy to dobry pomysł. Do środka wpadł Stiles z rękawiczką gumową ubraną do łokcia. Patrzeliśmy na niego jak na kretyna.

- Co? - popatrzył na nas zdziwiony.

          Derek spojrzał na niego i wskazał na rękawiczkę. Ten ściągnął ją szybko i podszedł do nas. Chciało mi się śmiać, ale to chyba niezbyt dobra pora. Powinnam się skupić na zadaniu i utrzymaniu Isaac'a przy życiu.

- To ryzykowne – powiedziałam.

- Wiem, ale jesteście tu. Dam radę.

- Na pewno – uśmiechnęłam się do niego.

- Jaki jest plan? - zapytał syn Szeryfa.

- Nina i Derek przytrzymają Isaac'a na barki, a Scott za nogi – powiedział Deaton. - Przytrzymacie go pod wodą tak długo, aż jego serce będzie biło bardzo wolno. Wtedy zadam mu pytania i spróbujemy coś z niego wyciągnąć. Gotowi?

          Kiwnęliśmy głowami. Podeszłam z prawej strony wanny i uśmiechnęłam się do Isaac'a. To będzie gorsze od wbijania pazurów. Widziałam strach w jego oczach. Zrobiłabym wszystko, aby nie musiał przez to przechodzić, jednak brakuje nam czasu i opcji. 

- Spokojnie, jestem z Tobą – położyłam mu rękę na ramieniu.

- Dziękuję - uśmiechnął się lekko.

- Gotowy? - popatrzyłam na niego ze smutkiem w oczach.

- Tak - westchnął i ściągnął koszulkę.

           Isaac wszedł do wody, następnie usiadł w wannie. Było mu cholernie zimno. Ściągnęłam z siebie kurtkę i położyłam dłonie na jego bark. Spojrzał ostatni raz na nas. Ja spojrzałam na Dereka i kiwnęłam mu głową. Kiwnął mi, że jest gotowy. Zanurzyliśmy Isaac'a w wodzie. Ten po chwili zaczął się okropnie rzucać. Ciężko było go utrzymać. Nagle ugryzł mnie w rękę , a ja jęknęłam cicho. Stiles spojrzał spanikowany na wodę.

- Spokojnie – powiedziałam. - To moja krew.

          Derek i Scott spojrzeli na mnie wystraszeni. Ugryzienie wilkołaka jest dla wampira śmiertelne. Są wyjątki, które to przeżywają, jak Pierwotni czy ja. jednak podczas gdy jad krąży w naszych żyłam, przechodzimy przez okropny ból i halucynacje. To nie jest przyjemne uczucie.

- Nic mi nie będzie – powiedziałam.

           Przytrzymaliśmy chłopaka jeszcze przez chwilę, aż ten przestał się rzucać. Puściliśmy go, a ja spojrzałam na swój nadgarstek. Ścisnęłam mocniej rękę, aby mniej krwawiła. Nic to nie dało.

- Teraz ja będę mu zadawał pytania, wy się nie odzywajcie. Może go to obudzić z transu. Nina, dolna szafka z lewej.

          Kiwnęłam głową. Wiem, co chciał mi przez to powiedzieć. Podeszłam do wskazanej szafki i wyjęłam z niej lekarstwo. Kiedyś dałam kilka butelek Deaton'owi w razie czego. Teraz się przydały. Wypiłam szybko ohydny napój i wróciła do chłopaków. Rana zaczęła się zrastać.

- Co widzisz , Isaac?

- Budynek. Jestem w budynku.

- Jaki to budynek?

- Nie wiem.

- Wejdź do środka i rozejrzyj się.

- Oni mnie widzą. Oni mnie widzą! - zaczął się rzucać w wodzie.

- Spokojnie, oni nic Ci nie zrobią.

- Idą do mnie. Oni mnie zabiją!

- Isaac, oni Cię nie skrzywdzą.

- Nina! Gdzie jest Nina?

          Spojrzałam na Deaton'a, nie wiedząc co robić. Byłam zdziwiona tym, że Isaac zaczął mnie wołać. Prędzej spodziewałabym się, że będzie chciał pomocy od swojego Alfy, a ja nim nie byłam. Ten kiwnął mi głową.

- Jeśli będzie z Tobą Nina, nie będziesz się bał?

- Nie.

          Deaton spojrzał na mnie. Wiem, co mam robić. Przynajmniej w ten sposób będę mogła mu pomóc, zawsze coś. Złapałam Isaac'a za rękę i zaczęłam do niego mówić.

- Isaac? To ja, Nina. Jestem z Tobą.

- Naprawdę?

- Tak - uśmiechnęłam się lekko, choć on nie mógł tego zobaczyć.

- Nie zostawisz mnie? Nie pozwolisz im zrobić mi krzywdy?

- Nie, Isaac. Obronię Cię. Obiecuję.

- Wierzę Ci - odetchnęłam z ulgą.

          Spojrzałam ponownie na Deatona. Ponownie kiwnął mi głową. Musiałam przejąć jego zadanie. Oby tylko mi się udało, robię to pierwszy raz.

- Powiedz mi teraz, co widzisz? Gdzie jesteś?

- Jesteś w dużym budynku. Są tu duże ściany.

- Dobrze. Idź dalej i powiedz mi, co tak jest?

- Okrąg. Nie, to wejście. Tak. Wejście do sejfu.

- Jesteś pewny? - przypomniał mi się obraz z jego głowy, widziałam wtedy duży okrąg.

- Tak, jest ogromne.

- Dobrze, co jest za tym wejściem?

- Oni tu idą!

- Isaac, spokojnie. Jestem tu. Nie pozwolę Cię skrzywdzić, pamiętasz?

- Tak. Nie zrobią mi krzywdy.

- Dokładnie. Co jest za wejściem?

- Oni tak są.

- Kto tam jest?

- Boyd.

- Sam? - spojrzałam na Dereka, jednak szybko przeniosłam wzrok spowrotem na Isaac'a.

- Nie. Z jakąś dziewczyną.

- Z Ericą?

- Nie. Jej tu nie ma. Ona nie żyje.

- Erica nie żyje? Jesteś pewny? 

- Tak, widziałem jej ciało.

- Z kim jest Boyd?

- Nie wiem.

- Przyjrzyj się, Isaac. Rozpoznajesz ją?

- Oni mnie widzą, Nina! Atakują mnie!

- Isaac, spokojnie.

- Oni nas zabiją! Musimy uciekać!

- Isaac!

- Gdzie jesteś?! Co to za miejsce?! - zaczął krzyczeć Alfa.

- Derek! - spojrzałam na niego zła. - Isaac, gdzie jesteś?

- Oni mnie gonią!

- W jakim jesteś miejscu?! Gdzie jesteś?! - Derek nie dawał za wygraną.

          Chłopak nagle otworzył oczy i zerwał się z wody. Podniósł się szybko i wyszedł z wanny. Podałam mu szybko ręcznik.

- Wiem, gdzie są – powiedział. - Pierwszy Bank Państwowy Beacon Hills.

- Jesteś pewny? - zapytałam.

- Tak, widziałem logo.

- Takie? - powiedział Stiles i pokazał mu telefon.

- Tak, skąd wiesz?

- Bo taki znak miała Allison i Lydia na rękach.

           Spojrzałam na Dereka. Ten był wyraźnie zmieszany ta sytuacją. Teraz miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, jakim wielkim kretynem jest. Gdyby chociaż przez chwile schował swoją dumę do kieszeni i posłuchał innych, może wcześniej dowiedzielibyśmy się, gdzie są jego Bety.

- Uratujemy Boyd'a i Ericę.

 -Samego Boyda – powiedziałam. - Erica nie żyje.

- Co? - Isaac spojrzał na mnie zdziwiony.

- Widziałeś jej ciało – powiedział Scott.

- To nie jest pewne – odezwał się Alfa. - Może mu się przewidziało.

- Derek, nie warto mieć nadziei.

- Scott ma rację. - spojrzałam na niego ze współczuciem. - Teraz musimy dowiedzieć się jak najwięcej o tym banku.

- Ja się dowiem – powiedział Stiles.

- Niby skąd?- zapytał Derek.

- Internet -pomachał mu telefonem, a ja się zaśmiałam.

            Podziękowaliśmy Deaton'owi za pomoc i ruszyliśmy do domów. Podwiozłam Isaac'a i Dereka pod loft, Scott pojechał ze Stilesem szukać informacji.

- Dziękuję Nina za pomoc.

- Drobiazg, Isaac. Zawsze do usług.

          Chłopak uśmiechnął się i wyszedł z auta. Spojrzałam w lusterko wsteczne. Derek nie wysiadł. Uniosłam brwi do góry i spojrzałam na niego.

- Chcę pogadać – odezwał się.

- A ja nie – powiedziałam. - Nie dzisiaj. Nie mam na nic siły.

- Dobrze. To jutro. Przepraszam Cię za wcześniejszą sytuacje. Dobranoc.

- Dobranoc.

          Derek wyszedł z auta i stanął przed wejściem do loftu. Patrzył na mój samochód. Ruszyłam z miejsca i skierowałam się w stronę domu. Spojrzałam w lusterko, dalej stał. Westchnęłam i przycisnęłam mocniej pedał gazu. Chcę być u siebie. Odpocząć. Wyspać się i napoić krwią. Tego mi brakuje.




******************************************************************************************

Hej, kochani :*

Jak wam minął dzień? :D

Podobają wam się rozdziały? Staram się dodawać przynajmniej jeden dziennie. Jak widać, dzisiaj dodaję drugi. Bardzo zależy mi na tym, abyście nie musieli długo czekać :*

Czasami może zdarzyć się tak, że jednego dnia nie dodam żadnego rozdziału. Proszę, nie miejcie mi tego za złe. Różnie może się w życiu zdarzyć.

Bardzo się dla was staram i dziękuję tym, którzy to doceniają. Wasze głosy jak i komentarze bardzo wiele dla mnie znaczą. Jest ich co prawda mało, ale małe rzeczy sprawiają, że człowiek jest szczęśliwszy :*

Jeśli wam się podoba, to zostawcie po sobie jakiś ślad. Chciałabym wiedzieć, że mam dla kogo pisać :*

Miłego czytania :* <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro