One Shot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W szpitalu na oddziale dziecięcym znajdowała się młoda kobieta. Pomimo, iż miała dopiero osiemnaście lat, to już była matką. Przyszła z swoim sześciomiesięcznym synkiem, który od kilku dni miewał wysoką gorączką.



- I co z nim?- zapytała, przejęta lekarki, która skończyła osłuchiwać malucha.



- Na razie nie mogę nic powiedzieć. Zbijemy gorączkę i zrobimy parę badań.- odparła, zakładając na szyję stetoskop.



- Dobrze, dziękuję.- odparła, a lekarka wyszła z sali.- Już będzie dobrze kochanie.- zwróciła się do synka, który ciągle płakał.



Dziesięć minut później dziewczynie udało się uspokoić dziecko. Wyszła z sali i zapytała pielęgniarki, czy ta mogłaby mieć oko na Owena. Pielęgniarka zgodziła się dzięki czemu Olivia mogła pójść po przyjaciółkę. Lucy jak tylko dostała wiadomość do Olivii jak najszybciej przyjechała, aby wesprzeć młoda mamę.



- Dziękuję kochana, ze przyjechałaś.- przywitali się zamykając blondynkę w uścisku.



- Nie ma sprawy. - odparła - Co z Owen'em?- zapytała odsuwając się od szatynki.



- Na razie nic nie wiadomo. - powiedziała zaczynając płakać.


Bała się o swojego synka. Kochała go bardzo i nie mogła sobie wyobrazić tego co by było, gdyby coś mu się stało. Był jej jedyna rodziną, po tym jak tylko jej rodzina dowiedziała się o ciąży postanowiła radzić jej sobie na własną rękę. Lucy była jedna osobą, która ja wpierdala podczas ciąży I była z nią przez cały czas. Pomogła jej stanąć na nogi, dzięki czemu udało jej się skończyć szkołę i znaleźć pracę.



- Hej. Wszystko będzie dobrze. - powiedziała przytulając znowu przyjaciółkę.- Olivia pamiętaj musisz być dzielna, dla Owena on cię teraz potrzebuje. Już dobrze.- zapytała, kiedy Liv się trochę uspokoiła.



- Tak.- pokiwała twierdząco głową.



- Zaprowadzisz mnie do niego?



- Jasne chodź.- powiedziała i razem poszły na oddział dziecięcy. Po kilku minutach znalazły się na miejscu, gdzie chłopczyk spał. Olivia siadła na krześle obok łyżeczka dziecka i obserwując go, a Lucy siadła obok niej i zaczynając rozmawiać.



Jakiś czas później Lucy powiedziała Liv, aby poszła się napięć kawy. Tak też zrobiła. Stała przy automacie czekając na gotowy napój, nagle usłyszała czyjś głos.



- Olivia?- na dźwięk swojego imienia dziewczyna obróciła się i dostrzegając znaną jej kobietę po czterdziestce.



- O dzień dobry Pani Barton.



- Co ty tu robisz?



- Przyszłam odwiedzić mamę.- składała, gdyż nie miała zamiaru mówić kobiecie o dziecku. W końcu ona poniekąd przyczyniła się do tego, że mały nie miał ojca.



- A coś jej się stało?- zapytała zaciekawiona.



- Miała operację serca. W końcu choruje już kilka lat.- odparła spokojnie.



- No tak.- mruknęła pod nosem - Do widzenia.- powiedziała odchodząc.



- Do widzenia.- odpowiedziała wzdychając ciężko przykładając sobie dłoń do ust.



Olivia zaczęła myśleć nad spotkaniem kobiety. Wywnioskowała, że skoro ona tu jest to pewnie i ON jest. Nie chciała go spotkać, a nawet rozmawiać. Wogule nie chciała mieć z nim, ani z jego rodziną kontaktu. Po tym co przeszła.



Przywrócił ją dźwięk automatu, który oznajmił, że jej kawa jest już gotowa. Wzięła ją i od razu skierowała się w drogę powrotną do sali.



- Jesteś pewna, że to była ona?- zapytała zaskoczona Lucy, gdy tylko usłyszała słowa przyjaciółki.



- Tak. Rozpoznała mnie i spytała co tu robię.



- I co jej powiedziałaś. Chyba nie powiedziałaś jej, że jesteś tu z...



- Nie coś ty. Powiedziałam, że przyszłam odwiedzić mamę.- zaprzeczyła od razu.



- Cale szczęścia, a jego widziałaś?



- Nie i nie mam zamiaru go widzieć po tym co mi zrobił.



- Nie dziwię ci się, a tak właściwie to co ona tu robiła?



- Nie wiem i nie chce wiedzieć.



- Okej. Idę się przewietrzyć.- powiedziała wstając z miejsca i wyszła z sali. Postanowiła znaleźć kobietę i dowiedzieć się dlaczego jest w szpitalu.



Chodząc po szpitalu nie widziała jej. Już miała wracać do przyjaciółki, gdy nagle dostrzegła ją razem z NIM - Clintem Bartonem, który złamał serce jej przyjaciółki. Postanowiła wrócić do przyjaciółki, aby ta nie nabrała podejrzeń.



- Gdzie tak długo byłaś?- zapytała, gdy do sali weszła blondynka.



- Wstąpiłam jeszcze do toalety. - odparła, na co szatynka kiwnęła głową - I jak z nim? Była lekarka?- zapytała, na co Olivia przytaknęła głową.- I co powiedziała?



- Powiedziała...powiedziała, że...że...może mieć białaczkę.- powiedziała płacząc.



- Co? Jak to? Przecież po porodzie lekarz mówił, że jest zdrowy.



- No właśnie. I co ja mam teraz zrobić? Czekać na dawce?



- A ty nim nie możesz być?



- Nie, nie mogę właśnie.



- To masz dwa wyjścia.



- Niby jakie?- zapytała odkrywając wzrok od dziecka.



- Pierwsze: Czekać, aż znajdzie się dawcą, a drugie: Skontaktować się z nim, aby się przebadać pod tym kontem, bo to w końcu jego syn. Zrobił ci dziecko i co? Zostawił cię z nim samą.



- Nie poproszę go o to i dobrze o tym wiesz. A tak poza tym to nie było tak jak mówisz.



- To jak?



- Fakt przespaliśmy się w końcu byliśmy razem, ale pewnego dnia przyszła do mnie ta jego nowa dziewczyna i powiedziała mi, że mam zostawić go w spokoju, bo mnie nie kocha, a ona jest z nim w ciąży. W tedy nie wiedziała jeszcze, że ja też. Próbowałam się z nim skontaktować, ale nie mogłam się do niego dodzwonić, więc przyszłam do jego do domu, aby powiedział mi to prosto w oczy, ale otworzyła mi jego matka i powiedziała, że mam zostawić go w spokoju, bo on jest zaręczony z tą Laurą. Dzień później dostałam SMS'a od niego, że ze mną zrywa i że nasz związek to był jedną wielką ppomyłą. Dwa tygodnie później dowiedziałam się o ciąży i tak to się wszystko skończyło.



- To okropne. Współczuję Ci.



- Nie musisz. Teraz najważniejsze jest zdrowie Owena.- powiedziała patrząc na śpiącego spokojnie synka.



Olivia chodziła korytarzami szpitala rozmyślając nad tym co jest i nad tym, co będzie z jej kochanym synkiem. Bała się, że straci. Nie zamierzała do tego dopuścić. W końcu to jej jedyne dziecko.



- Olivia?- słysząc swoje imię obróciła się do osoby, która je wypowiedziała, a jej oczom ukazał się Clint. Jej pierwsza miłość, osoba której mogła ufać i jej przyjaciel.



- Cześć Clint.- powiedziała obojętnym głosem, zachowując obojętnym wyraz twarzy.



- Co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony widokiem dziewczyny.



- Przyszłam odwiedzić mamę, a ty?- od razu powiedziała.



- Mój brat miał wypadek.- odprał.



- Przykro mi.



- Nic nie szkodzi.



- Muszę już iść pa.- mówi obracając się i odchodząc.



- Pa.- powiedział cały czas patrząc za Liv, która zniknęła za ścianą.



Gdy osiemnastolatka znalazła się za ścianą stanęła opierając się o nią i zakryła usta dłonią. Do jej oczu napłynęły łzy. W jednej chwili wszystkie uczucia, którymi darzyła dwudziestolatka wróciły. Wszystkie wspomnienia, które wyrzuciła z pamięci także. Przez tą krótką rozmowę poczuła dziwne uczucie. Czy to możliwe, że wciąż kocha sobą, która ją skrzywdziła?



Myślała tak jeszcze kilka minut po czym wzięła telefon i zadzwoniła po przyjaciółkę z prośbą, aby ta do niej przyszła.



- Co się stało?



- Spotkałam go.



- Clinta?



- Tak.



- I co?



- Rozmawiałam z nim.



- Powiedziałaś mu o...



- Nie coś ty. Powiedziałam mu to samo co jego mamie.



- Pogrążasz się dziewczyno.



- Nie mów tak. Najgorsze jest, że ja go chyba wciąż kocham.



- To słabo. Zamierzasz mu powiedzieć prawdę?



- Ta jasne, podejdę do niego i powiem mu tak: Cześć Clint słuchaj wiem, że nie jesteśmy już razem, ale musisz wiedzieć, że mamy razem dziecko, a konkretnie syna, który jest chory.



- Że co!?- krzyknął Clint wychodząc z ukrycia. Przysłuchiwał się rozmowie dwóch młodych kobiet.



- To ja was zostawię samych.- rzekła Lucy i odeszła zostawiając dawna parę razem.



- Co ty tu robisz?- odezwała się pierwsza dziewczyna.



- To nie jest teraz ważne. To prawda, że masz dziecko i ono jest moje?



- Tak, ale nie powinno cię to obchodzić.



- Nie powinno?



- Przypominam ci, że mnie zostawiłeś dla tej Laury, z którą także masz dziecko.



- Co? Laura to moja była ja jej nawet nie kocham i to ty mnie zostawiłaś, bo co bałaś się, że nie zechce mieć dziecka?!



- Posłuchaj ona przyszła do mnie i mi wszystko powiedział zresztą twoja matka tak samo i to ty zerwałeś że mną przez SMS'a! Obie powiedziały, abym zostawiła cię w spokoju, więc to zrobiłam!



- Czekaj. Moja matka?



- Tak ona.



- Nie wierzę.- założył ręce na karku i spojrzał w sufit - Chodź.- powiedział po chwili łapiąc ją za rękę i prowadząc w nieznanym jej kierunku.



- Gdzie?- zapytała nie mając pojęcia co Clint zamierza zrobić.



- Do niej. Niech nam to wyjaśni.- wyjaśnił, a dziewczyna przeraziła się.



Kilka chwil później znaleźli się przed salą, gdzie leżał brat mężczyzny. Przy wejściu siedziała pani Barton, które nawet nie zwróciła uwagi na nowo przybyłych.



- Musimy pogadać.- zaczął ostrym tonem Clint stając na wprost matki.



- Co się stało?- zapytała przejęta wstając- I co ona tu robi?- dodała widząc stojącą obok Clinta Olivie.



- Wyjaśnij nam wszystko. - zaczął - To ty kazałaś Laurze pójść do domu Olivii i powiedzieć jej, że jest że mną w ciążę chodź to nie prawda?- zapytał bez jakichkolwiek oporów.



- Clint chciałam dla ciebie dobrze.



- Dobrze? Napisałaś z mojego telefonu, że niby z nią zrywam, bo chciałaś dla mnie dobrze?- nie wierzył w to co usłyszał.



- Posłuchaj Laura jest wspaniałą dziewczyną, a zaś Olivia...



- Pani uważała, że skoro pochodzę z biednej rodziny to nie jestem wystarczająco dobra dla Clinta?- przerwała jej osiemnastolatka.



- Mamo zrozum ja z Laurą nigdy nie byłem szczęśliwy, a z Olivią byłem. Nie obchodzi mnie to, że jest biedna, kocham ja, a ona mnie i nic nas nie rozdzieli.- słysząc te słowa do oczy dziewczyny napłynęło łzy szczęścia.



- Rób jak chcesz.- odparła beż uczuć.



- Clint chodźmy już.- powiedziała Liv łapiąc dłoń Clinta i razem odeszli zostawiając matkę mężczyzny.



- Jak się nazywa?- zapytał, gdy znaleźli się w sali, w której przebywał ich synek.



- Owen.



- Na co jest chory?



- Na białaczkę.



- Naprawdę?



- Tak jeśli się nie znajdzie dawcą to może umrzeć, a ja nim nie mogę być za to ty możesz być.



- Chcesz, abym się przebadał.- stwrdził patrząc na dziewczynę.



- Tak, ale nie myśl że chce cię wykorzystać w tym celu. Zależy mi na tobie, kocham cię.



- Ja ciebie też, ale obiecaj mi, że jak tylko Owen będzie zdrowy to zamieszkamy razem.- powiedział podchodząc do Olivii I położył obie dłonie na jej ramionach patrząc w jej oczy.



- Obiecuje.- powiedziała i przytuliła się do dwudziestolatka.



Od wydarzeń w szpitalu minęło pięć lat. W tym czasie dużo się pozmieniało. Clint i Olivia znowu byli razem i wychowują wspólnie Owena, który dzięki szpiku swojego taty wrócił do zdrowia. Nie da ukryć, że mały to chodząca kopia Clinta, która staje się do niego podobna coraz bardziej.



- Mamo, tato! Wstawajcie!- krzyk Owena, który wbiegł do sypialni rodziców obudził ich z niezadowoleniem.



- Jeszcze chwila skarbie.- mówi zaspanym głosem Olivia obracając się na drugi bok.



- Nie!- krzyczy niezadowolony.



- Słuchaj mamy.- odpowiedział mu Clint ziewając.



Oboje byli zmęczeni po poprzednim dniu. Kiedy bawili się z małym w przeróżne zabawy, ale i tak ta najbardziej wyczerpującą była zabawa w piratów, gdzie to toczyli pojedynek.



Nastała cisza, jednak nie słyszeli, aby mały wyszedł zostawiając ich w spokoju. Olivia nagle poczuła jak coś małego kładzie się pomiędzy nią, a Clintem. Otworzyła jedno oko napotykając patrzącego na nią Owena, który uśmiechał się w ten uroczy dla niego sposób.



- Dobrze już wstajemy.- powiedziała po chwili, na co Owen uśmiecha się jeszcze bardziej i wybiega z sypialni z krzykiem radości - Clint wstawaj.- kobieta szturcha w ramię nadleciała śpiącego obok niej mężczyznę, który wydaje z siebie pomorskie niezadowolenia.



- On staje się coraz bardziej nieznośny.- stwierdza podnosząc się do siadu.



- Nie przesadzaj i nie mów, że ty taki nie byłej w jego wieku.- odpowiada mu Liv, która staje na środku sypialni patrząc na męża.



- Dobra, ale jest siódma rano!- mówi niezadowolony.



- Nie przesadzaj. Bobrze wiesz, że to dla niego bardzo ważny dzień. W końcu dziś są jego piąte urodziny.



- Masz rację.- wzdycha wstając i podchodząc do kobiety -To jego urodziny dlatego wybaczam mu ten czyn, ale jeżeli jutro znowu tak nas obudzi to...



- Jutro jest poniedziałek, a co za tym idzie wstajesz jakieś godzinę wcześniej niż dzisiaj.- przerywa mu Olivia uśmiechając się niewinnie.



‐ Wiesz o tym jak ja cię kocham pani Barton?- pyta kładąc obie dłonie na jej tali.



‐ Tak, wiem o tym.- odpowiada składając budzika na jego ustach - I ja ciebie także kocham panie Barton.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro