After Ragnarök

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

edit: karty postaci

loki laufeyson

valkyrie brunhilde

thor odinson

Uh.

Na szczęście uderzenie o ziemię nie było tak bolesne. Nawet nie ucierpieli tak bardzo.

Thor pierwszy się podniósł i otrzepał ubranie. Uśmiechnął się, patrząc z nadzieją na nowy dom dla Asgardczyków. Miejsce bezpieczne dla jego ludu.
Zaraz po nim wstał skrzywiony Loki, poprawiający pelerynę i Brunhilda, która ciężko dysząc wsparła się na Thorze.

Ostatnio przestał się dopominać o uwagę, którą poświęcała mu kiedyś jedynie Frigga, ale nadal jej potrzebował. Zrezygnował ze światła reflektorów, bycia rozpoznawanym czy fajerwerków, gdy się pojawiał. Trzymał się na uboczu, knując plany, bowiem obmyślanie ich przychodziło mu tak łatwo, jak innym oddychanie. Nie zamierzał już przejąć władzy, choć nadal pozostawał groźny i waleczny pod maską spokoju, prawie nie pokazywał emocji. Najłatwiej było udawać, że się ich nie ma. Były zbędnym bagażem, ciężarem, niemal się ich wyzbył. O wiele łatwiej jest działać bez emocji, kiedy nie liczą się ofiary ani koszt.
Ciągle był śmiertelnie niebezpieczny i sprytny, a niepoświęcanie mu uwagi tylko mu pomagało.
Sprawdził dyskretnie, czy noże dalej są. Oczywiście.
Gdyby tylko Thor stanął tyłem...

- Znajdźmy Tony'ego - rozległ się głos, przerywający mu myślenie. Bruce stanął obok reszty Revengers i poklepał blondyna po ramieniu. - Musimy załatwić wszystkie sprawy.

- Jasne - zgodził się Gromowładny, obejmując brata i walkirię. Szatynka zarzuciła ramię na bark Bannera. Loki posłał mu wściekłe spojrzenie.

Bez wątpienia Avengers to osobliwa grupa ludzi stojąca w salonie Tony'ego Starka, zdziwienie sięgnęło zenitu gdy do pokoju wparował Thor, ciągnąc za sobą biernie opierającego się Lokiego, obok niego młoda kobieta i Bruce.

Steve niemal upuścił tarczę. Clint prawie strzelił sobie w czoło z łuku. Tony zamarł z butelką w ręce. Bucky jak gdyby nigdy nic wrzucił sobie kolejną śliwkę do ust, ze spokojem lustrując gości wzrokiem.

- Kapitanie, Tony, Clint, Natasho - zaczął Thor.

- I Bucky - dodał Barnes.

- Tak, I Bucky. Mamy ze sobą około pół tysiąca Asgardczyków i trzeba ich gdzieś rozlokować - dokończyła Brunhilda, podchodząc do Starka i zabierając mu butelkę. Napiła się prosto z niej. - Słabe.

- Thor, ty nie masz oka! - pisnął Barton.

- Tak, tak, Ragnarök, te sprawy. Nie przejmujcie się. Wy też mieliście jakieś wojny tutaj - zbył go Odinson.

- Ani włosów - zwróciła uwagę Natasha. Thor wziął głęboki oddech. Przejechał dłonią po skróconych na Sakaar kosmykach. - Jakiś dziad mnie opitolił - dodał.

Walkiria rzuciła wyzywające spojrzenie gospodarzowi. Rzuciła butelką i sięgnięła po kolejną, najbliższą.

Iron Man spojrzał na nią jak na kretynkę.

- Wiesz, kim jestem? - spytał, wyrywając jej whisky.

- Pijakiem? - odparła, sięgając po alkohol.

- Geniuszem, miliarderem, playboyem, filantropem - kontynuował niezrażony. - Właśnie, drinka, Jelonku?

Loki zmiażdżył go wzrokiem. Wyprostował się, bezwiednie emanując niewymuszoną królewskością.

- Nie spinaj się tak - Stark poklepał go po plecach. - Napijesz się?

- Stark! - warknął Asgardczyk, wyciągając nóż. Nie znosił traktowania go jak dziecka tylko dlatego, że był młodszy!

Clint zerknął na nich i położył strzałę na łuku, palcami znacząco dotykając cięciwy. Przekaz był jasny: "nigdy nie chybiam, przemyśl to".

- Mówiłam, pijak - dokończyła ze spokojem szatynka, odstawiając opróżnioną butelkę na blat. Wyraz twarzy Starka sprawił, że łucznik nie wytrzymał i ryknął śmiechem. Zaraz potem podszedł do Brunhildy, po czym klepnął ją w ramię.

Otrzymał spotkanie z podłogą w ciągu sekundy.

Zamrugał i wstał. Odsunął się na bezpieczną odległość.

- Nie mogłaś powiedzieć? - zrobił cierpiętniczą minę. Natasha się roześmiała, podchodząc do nich.

- Na pewno nie jesteś świetnie wyszkoloną tajną agentką? - spytała wesoło, chowając broń, skoro atmosfera się rozluźniła.

Brunhilda również się zaśmiała. Lokiemu po raz kolejny przeszło przez myśl, że bardzo ładnie marszczy nos, gdy akurat nie jest zachmurzona.

- Nie wydaje mi się.

- Szkoda... może przyszłabyś na wieczór tutaj, za trzy dni, poznasz Wandę, Shuri... - mówiła Wdowa. - Taki babski wieczór.

- Z chęcią - uśmiechnęła się wojowniczka. - Przyda się po czasie spędzonym z nimi - wskazała Thora i Lokiego. - Zwariować z nimi można.

- Czyli, potrzebujecie miejsca dla pięciuset osób? - zapytał Stark, opierając ręce na stole. - Na wczoraj?

- W zasadzie to... - zaczął Thor, chcąc stwierdzić, że na jutro, kiedy odezwał się Loki.

- Tak, Stark. Na wczoraj - powiedział chłodno. Wewnątrz jednak szalała w nim burza. Pogubił się już, usiłując nazwać swoje uczucia i ich adresatów. Wbił paznokcie w dłonie, chcąc zapanować bólem nad emocjami.

- Spokojnie, Jelonku - odparł Tony, opuszczając okulary na czubek nosa. - Będą. Coś się zorganizuje. Nie zostawimy ich samych.

- Świetnie - Brunhilda wstała. - Wasza Wysokość, powinniśmy się zbierać.

- Moment, moment, moment - przerwał Clint. - Jak wyobrażasz sobie, Tony, znalezienie w kilka godzin mieszkań dla pięciuset osób? Zapewnienie im wszystkiego? Może mi to umknęło, ale nie jesteś cholernym czarodziejem!

Stark się uśmiechnął pod nosem.

- Racja, Legolasie, nie jestem. Ale jestem bogaty. I to wystarczy. Nie martwcie się niczym - rzucił w stronę trójki Asgardczyków.

- Czyli będziemy to mieli? Na wczoraj? - dopytała walkiria.

- Będzie, jak tylko będziesz chciała - zapewnił ją mężczyzna, lustrując jej sylwetkę wzrokiem. Loki poczuł, jak pod blatem stołu zaciska nieświadomie pięści.

- Ma rację, zbierajmy się. Dziękuję, Tony - Thor podniósł się, klepiąc brata po plecach.

- Nie rób tego, Thor - syknął Loki, odsuwając się.

- Bracie...

- Musimy iść! - walkiria tupnęła nogą. Spojrzała na Starka. - Jeszcze jedno. Znalazłbyś nam jakieś mieszkanie, dopóki się tu nie ustabilizujemy?

Wsunęła kosmyk brązowych włosów za ucho, patrząc wyczekująco.

- Pewnie... - posłał jej pytające spojrzenie.

- Brunhilda. Żadnych zdrobnień - dodała ostrzegawczo.

- Może jakieś z moich mieszkań, trzymaj. - Rzucił jej klucze z przyczepioną plakietką z adresem. - Jeszcze dzisiaj rozlokujemy waszych ludzi, nie martwcie się...

- Przede wszystkim wyśpijcie się. Musicie odpocząć po tym wszystkim. - dodał wysoki blondyn, wstając. - Steve Rogers - przedstawił się. Barnes stanął tuż za nim, odkładając śliwki na blat stołu.

Wojowniczka obrzuciła go szybkim spojrzeniem, posyłając mu uśmiech, po czym szybko straciła nim zainteresowanie.

- ...mogę was zaprowadzić, to parę ulic stąd... - mówił Stark, starając się wyjaśnić im, jak dojść do mieszkania.

- Trafimy - przerwał mu Loki.

- Nie chcemy robić kłopotu - poparł go Thor, kładąc rękę na ramieniu bruneta. - Dziękuję.

- Nie ma sprawy.

Stanęli przed eleganckim budynkiem, omiatając go wzrokiem.

- Jeśli ma mieszkanie na samej górze, to się porzygam - ostrzegła Brunhilda. - Mam dość wysokich miejsc.

Weszli do środka.

- Na pewno nie będzie aż tak źle - pocieszył ją Thor, wchodząc do windy. - Które piętro...? A, piętnaste. Trafimy bez problemu. Jak to działa...?

Loki litościwie nacisnął guzik z liczbą, ciesząc się w duchu, że jego brat nie ma przy sobie Mjöllnira. Inaczej długo by ta winda nie podziałała. Oparł się o lustro, obserwując resztę.

Gong wybrzmiał, a w korytarzyku zapaliło się światło. Wyszli, stając naprzeciwko jasnych drzwi.

- Wchodzimy?

- Wchodzimy.

- Chyba, że chcecie spać na korytarzu - dodał złośliwie Loki.

- Nie ciebie pytam, Lackey - westchnęła szatynka.

- Loki - poprawił ją, chwytając ją za nadgarstek, po czym nastąpiła krótka wymiana ciosów. Trzydzieści sekund później brunet leżał na ziemi, a dziewczyna siedziała mu na biodrach.

- Niech będzie Loki - powiedziała, puszczając oko.

Mieszkanie było kilkupokojowe i przestronne, z wyjściem na balkon. Z salonu łączonego z kuchnią przechodziło się do trzech sypialni, z których każda miała swoją łazienkę. Oprócz tego był jeszcze mały pokoik na różne graty i rupiecie lub meble, które zawadzałyby im.

- Ja chcę ten pokój! - Brunhilda zajęła sypialnię z oknem na prawie całej powierzchni jednej ze ścian.

Bracia spojrzeli na siebie.

Loki bez słowa wybrał tą o granatowej tapecie, rzucając natychmiast na łóżko swoje noże i kładąc się na wznak zaraz obok nich i w identycznej jak jak w więzieniu pozycji zaczął jeden z nich podrzucać.

Thor położył miecze na biurku, rozglądając się. Sympatyczne miejsce, no i blisko do sklepów, galerii handlowych lub innych miejsc niezbędnych do przeżycia w Midgardzie.

Usiadł na łóżku, szybko jednak się przewrócił na plecy i ułożył głowę na poduszce. Uśmiechnął się do siebie. Będzie dobrze.

Loki po raz kolejny zerwał się z krzykiem. Podparł się rękami, szybko oddychając i czując zimny pot spływający po plecach. Trząsł się, jego rozchylone wargi drżały.

Ciemność w pokoju nie pomagała. Majaczyły kształty regału oraz biurka, jasny prostokąt okna wpuszczał nieco światła.

Znów mu się to śniło. Koszmary, pełne bólu i jego najgorszych wspomnień. Spadanie w zimną otchłań, gdy puścił Gungnir, dostanie się w ręce Thanosa, zmuszenie do bycia mu lojalnym, karanie za każde potknięcie, tortury. Nie spał dobrze od dawna, zrywając się gwałtownie w środku nocy, nierzadko ze łzami w oczach i ustami rozwartymi od krzyku.

Nie chciał pamiętać tak szczegółowo traum i tortur. Nie chciał już budzić się z krzykiem, nosić w sobie tego bólu.

Kiedyś, gdy był małym chłopcem, przychodził po koszarach do Thora. Ten go przytulał i uspokajał, przykrywając kołdrą. Czuł się wtedy bezpieczny, ale i to wkrótce przestało pomagać.

Narzucił na siebie koszulę i spuścił nogi z łóżka. Wiedział, że już nie zaśnie. Bezwiednie potarł kilka blizn, których szczerze nienawidził za przypominanie mu o cierpieniu, były jak naznaczenie, jak podpis tego, kto go tak skrzywdził.
Odgarnął czarne włosy z pobladłej ze strachu twarzy, ruszając do kuchni. Po drodze chwytał się możliwych podpór, bardzo nie chciał upaść i obudzić reszty lokatorów.

Nieważne jak bardzo się starał, nie mógł zmienić swojej przeszłości. A ta przeszłość była zła.

Zapinając guziki koszuli zerknął w lustro. Niedobrze.
Blada cera, zmęczone, puste oczy, potargane włosy opadające na twarz. Ukrył twarz w dłoniach i oparł się o ścianę, po chwili osuwając się na ziemię. Zimna podłoga nie przeszkadzała mu, tak jak nie przeszkadzała jego złym myślom i koszmarom dopaść go, wśliznąć się do jego mózgu, prześladować. Złapał się za głowę, zaciskając zęby. Zamknął oczy, po chwili zaczynając płakać.

Skulił się w sobie, cicho szlochając. Nieważne, jak bardzo chciał być silny, a nie tylko udawać. Jak bardzo chciał się uwolnić od strachu, który się w nim zagnieździł, nie potrafił. Udawał siłę, rzucał sarkazmem oraz ironią, chcąc się tylko bronić. Wreszcie chciał zaistnieć. Nie jako drugi, wiecznie w cieniu Thora, jak go postrzegano, ale jako bohater. Nawet nie, chciał tylko być zauważony.

Księżyc malował jasne smugi na ścianie nad jego głową. Deszcz bębnił o szyby, przynajmniej to miało jakieś stałe tempo.

Loki pokręcił głową. Przecież nie będzie płakał... Wtedy uderzyło go wspomnienie Friggi, tego, jak Odyn odmówił mu pójścia na jej pogrzeb, pożegnania się z kobietą, która była mu jak matka, a której w gniewie wykrzyczał coś zupełnie innego...

Podniósł się, wycierając łzy. Odetchnął kilka razy, dopóki płuca nie przestały podskakiwać jak oszalałe, a czkawka spowodowana płaczem się uspokoiła.

Szedł dalej do kuchni, chcąc się napić. Jednak już tam kogoś zastał.

Brunhilda siedziała na krześle, wpatrzona w okno i trzymając w dłoni butelkę. Całkiem sporo musiała już wypić, bowiem wiele puszek i dwie butelki stały na podłodze. Również była niewyspana, obudzona przez koszmary.

Na cienką koszulkę na ramiączkach narzuciła starą pelerynę, która ozdabiała jej ubranie złomiarki z Sakaar. Włosy były nieuczesane i niedbale związane w kucyk.

Nie mógł od tyłu zauważyć, że dziewczyna ma zapuchnięte od płaczu oczy. Tak jak on.

Cicho podszedł do niej, niechcący trącając stopą butelkę. W następnej sekundzie stał twarzą w twarz z byłą walkirią.

- Loki! - krzyknęła, szybko się opanowując. Odstawiła butelkę. Wyraz jej twarzy złagodniał. - Też nie możesz spać? - spytała cicho.

Skinął głową. Usiadł obok.

- Koszmary? - pytała dalej.

- Tak. Tak, koszmary. Znowu! - jęknął, sięgając po butelkę. Ścisnął ją w dłoniach i ściskał, dopóki nie pękła pod naporem jego siły, a paznokcie nie wbiły mu się w skórę. Alkohol poplamił jego spodnie, ale nie przejął się tym. Potarł dłonie o siebie i zacisnął zęby, gdy płyn dostał się do ranek, a te nieznośnie zapiekły. Nie zwrócił uwagi na to, że jego stopy stoją w kałuży przed chwilą przez niego utworzonej ani że już się nieco lepi od potu.

- Cholera - burknął pod nosem, strzepując rękami.

- Daj, niezdaro - mruknęła szatynka, wstając i wygrzebując z szafki nad zlewem apteczkę. - Nie możesz siedzieć z zakrwawionymi dłońmi.

Powoli przemywała ranki, największą zaklejając plastrem. - Chyba tak trzeba... - mówiła do siebie cicho.

Loki odnotował jej dotyk jako przyjemny i znacznie milszy niż dotyk Thora. Nie miał jak otrzeć łez, gdy dziewczyna trzymała jego dłonie, spływały więc po policzkach i kapały na jego ubranie. Nadal się trząsł i szybko oddychał, jednak powoli się uspokajał. Opadły mu ramiona.

- Ty też, co? - spytała cicho, siadając z powrotem. Ujęła butelkę w dłoń, pociągając łyk.

Pokiwał głową.

- Co tym razem?

Uniósł wzrok.

- Co proszę?

Przewróciła oczami.

- Co tym razem ci się śniło? Krzyczysz przez sen, wiedziałam to już na Sakaar, czasem czyjeś imiona. Thanos, tak? - położyła dłoń na jego dłoni.

Skinął głową, ocierając łzy.

- Kiedy po raz pierwszy uciekłem z Asgardu... trafiłem właśnie do niego. Do niewoli. Miałem mu służyć, pomagać, a nie... zostać wykorzystanym do najazdu na Midgard, torturowany i przymuszany. - Mówił szybko, bojąc się, że się przy niej rozpłacze. Jakby już nie płakał, jakby nie puściły mu nerwy.

- Stop, Loki - powiedziała łagodnie. Wzięła go za ręce. Nigdy nie była za bardzo uczuciowa i nie znała go za dobrze, ale było widać, że Laufeyson przeszedł istne piekło. - Nie chcesz mówić, nie mów. Nie będę z ciebie nic wyciągać, dobrze? - dodała. Puściła go na chwilę, po której zarzuciła na niego koc. - Wiem, że to było piekło.

Niespodziewanie dla samej siebie wstała i objęła go. Loki niechętnie schował twarz w zagłębieniu jej szyi. Brunhilda oparła podbródek na jego głowie, delikatnie głaszcząc jego włosy. Wpatrywała się w zachmurzone niebo, jakby jej umysł odleciał już daleko.

Loki oddychał coraz spokojniej. Trzymała go, dopóki nie przestał się trząść.

- Będziesz jeszcze szedł spać? - spytała cicho, poprawiając ułożenie podbródka na jego głowie.

Pokręcił głową.

- Nie sądzę. Nie... nie będę w stanie - doprecyzował.

- Jasne - puściła go. - Ja spróbuję się trochę przespać. Jakbym krzyczała... - zawahała się. - Obudź mnie wtedy.

- Obudzę - obiecał.

- Dzięki, Loki.

Zarzuciła na siebie niebieską pelerynę i zgarnęła kolejną butelkę, po czym wolnym krokiem ruszyła do swojej sypialni.

Brunet odprowadził ją wzrokiem.

- Nie ma za co - mruknął do siebie.

guess who has already written a Lokyrie's first chapter! ;)

isn't the action going too fast?

and is Loki good enough?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro