Another Day, Another Argument

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To nie był łatwy tydzień. Zero wsparcia ze strony Brunhildy, która jako jedyna prawdopodobnie mogła pomóc, a zresztą Loki i tak nie ruszał się z pokoju, chyba że musiał. Nie chciał jej spotkać po ostatniej kłótni, gdy rzucali w siebie wszystkim, co było pod ręką. Ona nawet się nie fatygowała, żeby do niego się odezwać.
Przez ten tydzień Loki codziennie znikał na kilka godzin, nazywając to "spacerem". W rzeczywistości snuł się po dzielnicy, kopiąc kamienie zalegające na ulicy lub strasząc przypadkowe dzieci.

- Jak mogłem? - pytał siebie. - I jak ona mogła? - Klął w myślach, obsypując się obelgami.

Nie powinien był mówić jej tego prosto w twarz, powinien był się ugryźć w język.

Jak? Przecież jest bezczelnym, podstępnym i kłamliwym bogiem, siewcą kłamstw oraz specjalistą od iluzji i oszustw. Jak miałby się powstrzymać? On, były król Asgardu, strącony z tronu, nieuznany dziedzic Jötunheimu.

Jak ktoś taki jak on, morderca, miałby znaleźć kogoś, kto mógłby go poznać na tyle dobrze, by się go nie brzydzić?

Nienawidził tej łatki przypiętej mu dawno temu. Nikt nie zadał sobie trudu, by chcieć go lepiej lub w ogóle poznać.

Brunhilda z furią rzucała nożami w ścianę. Miecz leżał obok, bezczynnie, po tym jak użyła go, by wyżyć się na przywleczonym skądś worku treningowym, aktualnie pociętym nie do poznania.

Jak mógł powiedzieć jej to prosto w twarz? Brakowało tylko głośnej, pchającej do walki muzyki przepełnionej gniewem i zwiastującej triumf. Była walkirią, owszem, znała smak porażki, lecz ta była bardzo bolesna. Nie tak, jak utrata wszystkich towarzyszek po bitwie z Helą, ale jednak.

Konsekwentnie ignorowała Lokiego, nie odzywała się do niego, milczała w jego towarzystwie, jakiekolwiek pytania do niego przechodziły najpierw przez Thora, tak samo w drugą stronę.

Oboje uparcie ustawali przy swoim, udając, że druga osoba nie istnieje.

Thor został nieoficjalnie mediatorem i łącznikiem tej dwójki.

Udawała, że nie słyszy jego krzyków lub szlochu, ale tak naprawdę powstrzymywała się siłą, żeby się nie zerwać i nie pobiec do niego. Była na Lokiego zła, nawet bardzo. Wytknął jej wszystkie błędy, bez ogródek stwierdził, kim jest...

Laufeyson bez słowa, ignorując zwyczajowe "bracie!" Thora owinął szyję szaliki w złoto-zieloną kratkę i wyszedł z mieszkania. Nauczył się używać windy i nie klął, gdy musiał szukać pomocy, bo zgubił się w okolicy.

Teraz patrzył się na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał nieco lepiej; skóra nabrała kolorów, co jakiś czas nawet przebiegły uśmieszek pojawiał się na wargach boga. Na dźwięk gongu poprawił szalik, po czym szybko udał się na zewnątrz, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem.

Jak na ironię, odkąd przestali się do siebie odzywać, coraz bardziej bał się przełamać lody.

Nie chciał też dopuścić do zniszczenia tej relacji. Sarkastycznej i złośliwej, ale dla niego bezcennej.

Parę godzin później, z zarumienionymi policzkami wrócił do mieszkania. Od progu powitał go zapach czegoś wspaniałego.

Zdjął buty oraz szalik, idąc wpierw do salonu. Tam zaskoczył go blondyn, łapiąc go za ramię.

- Bądź dla niej milszy, bracie. Widziałeś, co przeszła. Jest złamana, pogubiła się w tym - powiedział łagodnie Odinson.

Loki wziął głęboki oddech. Złość dała o sobie znać.

- Och, ona jest złamanym człowiekiem? Jasne, Loki przecież nic nie czuje! - wrzasnął wściekły Laufeyson.

- Kiedyś widziałem w tobie trochę empatii, bracie. Widocznie się myliłem. - Thor odepchnął się ramieniem od framugi i wyszedł z mieszkania.

Brunet pokręcił głową, ruszając w stronę kuchni, z której dochodziły cudowne zapachy.

Ledwo wsunął głowę za framugę, a powitał go czubek noża wycelowany w jego twarz. Walkiria nie odwróciła się nawet, gest był odruchowy i widać było, że robi to ze znudzeniem.

Nie podchodź, mówiło jej zachowanie.

Trzymaj się z daleka, ostrzegała jej postawa.

Lecz kim byłby Loki, gdyby nie zrobił czegoś na przekór?

Błyskawicznie stanął za nią, kładąc dłonie po obu stronach jej rąk. Milczał, bawiąc się palcami jej prawej ręki, podczas gdy ona lewą ostrożnie obracała i wykładała naleśnik.

Nie przeszkodził mu ani nóż, który położyła na jego nadgarstku, zirytowane prychnięcia Brunhildy czy przypadkowe ułożenie gorących naleśników tak, że talerz prawie sparzył mu palce. Cofnął rękę. Spłoszył się dopiero, gdy spory nóż zatrzymał się tuż przy jego brwi i lekko ją rozciął. Dopiero wtedy syknął, dotykając ranki palcem.

- Jesteś słaby w odczytywaniu ostrzeżeń - stwierdziła beznamiętnie, nie przerywając gotowania.

- Ja? - warknął, stając bliżej niej. - Może nie chciałem ich odczytać? Albo je zignorowałem?

- To jaki jesteś w takim razie?

- Co chwilę się zmieniam - odparł.

- Kretyn - mruknęła pod nosem. - Odsuń się, bo zarobisz czymś więcej niż nożem.

- Żebym ja cię zaraz czymś nie szturchnął.

Wdali się w nie do końca wesołą pogawędkę, pełną sarkazmu, wyzwisk i przepychanek. Żadne z nich nie było złe na drugie od kilku dni, ale dopiero teraz sobie to uświadomili.

- Wszystko dobrze? - do kuchni zajrzał Thor, który nie wiadomo kiedy wrócił, ale widząc coraz szersze uśmiechy na twarzach współlokatorów, schował się w salonie.

- W sumie nie byłem zły - mruknął do siebie, wpatrując się w podłogę.

Przypomniały mu się słowa Thanosa.

"Im więcej osób jest dla ciebie ważnych, tym więcej mogę skrzywdzić. Zastanów się nad tym, Loki, dobrze się zastanów".

Chciał ją narażać?

Brunhilda zatrzymała się, osłupiała. Czyżby Loki właśnie wygłosił swoją wersję przeprosin?

Odstawiła talerz, powoli obróciła się w stronę bruneta.

- Słucham? - spytała z niedowierzaniem, powstrzymując histeryczny śmiech. Spojrzała na niego jak na idiotę.

Laufeyson przygryzł wargę, wbijając wzrok w ziemię.

- Powiedziałem, że nie byłem zły - powtórzył Trickster.

Brunhilda spuściła wzrok.

- Ja też nie byłam. Musiałam odreagować. Co nie znaczy, że wybaczam - dodała szybko, łapiąc najbliższe ostre narzędzie, by przystawić mu je do gardła. Uśmiechnęła się szelmowsko.

Bardzo lubił ten uśmiech.

Tknięty przeczuciem, chwycił jej nadgarstek, pozwalając leniwemu uśmiechowi wypłynąć na usta.
Drugą ręką unieruchomił jej prawe ramię, zmuszając ją do cofania się, dopóki nie oparła się o ścianę.

Wyswobodziła rękę, po czym odgarnęła kosmyk czarnych włosów Lokiego z jego twarzy.

Laufeyson uniósł jej podbródek wolną dłonią.

- Przeszkadzasz mi - mruknął, odsuwając jej rękę nadal zaciśniętą na nożu.

- Tak? - spytała sarkastycznie, odrzucając narzędzie na podłogę. - Szlag by to trafił! - krzyknęła, odpychając go od siebie.

Loki zaśmiał się, opuszczając głowę na moment.

Zatrzymał ją krótkim i lekkim ciosem w ramię.

Brunhilda błyskawicznie się obróciła, odpierając atak. Kilka precyzyjnych uderzeń później brunet błyskawicznie chwycił nóż i oparł go jej o szyję.

Uśmiechnął się, oddychając szybko.

- Szlag by to trafił - wydyszał, opierając ręce po obu stronach jej głowy, nadal się uśmiechając. Rzucił nożem, wbijając go we framugę.

Zamknął na chwilę oczy, uspokajając oddech. Pierwszym, co zobaczył, był drwiący uśmiech walkirii.

- Ile będziesz się tak zbierał? - spytała sarkastycznie, kładąc mu dłonie na piersiach.

Loki unikał jej wzroku, patrząc wszędzie, tylko nie na nią. Przemógł się jednak i przysunął się, zerkając na nią spod opuszczonych powiek. Przejechał językiem po górnej wardze i przygryzł ją, zakłopotany.

- Już nie będę - rzucił, chwytając jej głowę w dłonie i wsuwając place we włosy, po czym przywarł do jej ust.

Przez chwilę towarzyszył mu zdumiony pisk szatynki, ale szybko poczuł jej ramiona zarzucone mu na szyję.

Spodobał mu się smak jej warg, ciche piski, gdy trochę mocniej pociągnął za włosy. Stali coraz bliżej siebie, coraz bardziej ciągnęło ich do siebie, coraz mocniej zarzucała mu ramiona na szyję, a on ją obejmował. Kiedy jednak przejechał językiem po jej dolnej wardze, uśmiechnęła się, łapiąc jego przydługie włosy. Mruknęła coś, zbyt niezrozumiale, by przestał, ale odepchnęła go od siebie.

Z niechęcią odkleił się od jej ust, od razu smutniejąc i opuszczając powieki. Zerknął na nią, chwytając jej dłoń w swoje.

- Brunhilda... - zaczął cicho, ale przerwała mu, zasłaniając mu usta i całując delikatnie w czoło.

- Nie. Nic nie mów - powiedziała stanowczo.

- Robię, co chcę - odparł, podstawiając jej nogę, gdy się odsuwała. Złapał ją, gdy upadała. - I z kim chcę - mruknął, składając na jej ustach krótki pocałunek. - Thor! - krzyknął, płonąc rumieńcem na widok brata, uśmiechającego się cwaniacko.


very short chapter, only over 1000 words and i can't give them that fast, bc it will finish too fast and i have other plans

special chapter for Laufeyson92

think. create. stay alive. be marvelous as you are.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro