Black Glitter

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedział przygnębiony na łóżku, bezwiednie obracając w palcach sztylet. Starał się uspokoić, ale nijak nie powstrzymywało to łez, które natychmiast ocierał. Nigdy nie pokazywał emocji, to była jego złota zasada, były tylko nadbagażem, zbędnym ciężarem.

Pozwolił sobie na cichy szloch, sięgając po niedokończone wino i pociągając łyk. Zignorował to, że płyn spłynął mu po podbródku na koszulę, nie zwracał uwagi na to, że prawie nic przez łzy oraz zapuchnięte oczy nie widzi. Oparł czoło na dłoni, wycierając łzy dopóki nie zaczęły go piec wrażliwe okolice oczu. Zaraz potem kolejny łyk wina. Szybko następny.

Brunhilda ocknęła się na kanapie w salonie. Usiadła nieprzytomnie, z trudem otwierając oczy. Obrzuciła spojrzeniem butelki u swoich stóp; znów piła. Mogło być gorzej, mogła palić. Z tą niezbyt pocieszającą myślą ruszyła do łazienki umyć twarz i się przebrać.

Zerknęła na zegarek. Piętnasta. Przewróciła oczami, zamykając drzwi. Zdjęła z suszarki do ubrań pierwszy lepszy t-shirt, po czym wciągnęła go na siebie. Rozpuściła i rozczesała włosy, ochlapała twarz zimną wodą. Po zakończeniu niezbędnych czynności toaletowych rzuciła się na łóżko, ze wszystkich sił starając się ignorować dochodzące z pokoju Lokiego szlochy. Może powinna pójść do niego porozmawiać?

Może tym razem powinna schować dumę do kieszeni?

Zrezygnowana podniosła się, po krótkim namyśle idąc do sypialni bruneta.

Zapukała ostrożnie.

- Moment - dobiegł ją drżący, roztrzęsiony głos z niewystarczająco zamaskowanym brzmieniem płaczu.

- Jasne - odparła, opierając się o framugę. Wodziła wzrokiem po suficie, byle nie patrzeć na drzwi. Te zaś otworzyły się po kilkunastu sekundach. Stanął w nich zmęczony Loki, patrzący na nią wilkiem. Blada cera mocno kontrastowała z opadającymi mu na twarz czarnymi, długimi włosami i zaczerwienionymi oczami. Wyglądał jak ktoś, kto zabija w ciemnych uliczkach przypadkowe osoby lub przed chwilą trafił do więzienia.

- Czego chcesz? - spytał oschle, mierząc ją wzrokiem. Złapał dłonią drzwi, gotowy je zamknąć w każdej chwili. - Nie będę się łudził, że przyszłaś przeprosić - dodał złośliwie, a ona momentalnie zmieniła nastawienie.

- Nie chcę o tym rozmawiać, Loki - warknęła, odpychając go od siebie. Sądziła, że jest rozsądny, jednak jak widać, i jemu tej cechy brakowało. Nie będzie się przecież z nim kłócić.

- Ale ja chcę.

- Nie mów mi, co mam robić! - wrzasnęła Brunhilda, zaciskając dłonie w pięści.

- Będę robił, co będę chciał! - odparował bóg. Po raz kolejny kłótnia kończyła się walką, niemal nierozstrzygniętą. Byli tak samo biegli w walce, tak samo zwinni i sprytni. Nie wiadomo, kto uderzył pierwszy.

Jednocześnie rzucili się ku sobie. Walka toczyła się w absolutnej ciszy, nie licząc cichych postękiwań lub przyspieszonego oddychania spowodowanego wysiłkiem. Uderzenia otwartą i zwiniętą w pięść dłonią, wszystko równie płynne i robiące wrażenie co zaplanowane, wykonywane godzinami ćwiczenie o doskonałej choreografii.

Loki złapał jej nadgarstek, boleśnie wykręcając jej rękę, więc wykorzystując to walkiria sprawnie przerzuciła go sobie przez ramię, klękając przy tym dla lepszego efektu. Bóg niemal bezwładnie uderzył plecami o podłogę, leżąc na niej jeszcze przez chwilę, zszokowany. Poczuł się jak w hangarze ma Sakaar, gdy Thor unieruchomił go elektrycznością za pomocą klipsa, który mu podstępnie przypiął, a pilota do tego rzucił kilka metrów od niego.

Dziewczyna wparła kolano w jego pierś.

- Brunhilda... - wykrztusił Kłamca, starając się ją zepchnąć z siebie i tym samym przejąć kontrolę nad sytuacją. - Zejdź.

- Nie ma mowy, dopóki sobie czegoś nie wyjaśnimy, Loki - powiedziała jadowicie. - Nie będziesz decydował o mnie ani o niczym, co mnie dotyczy. Daj mi spokój - warknęła.

"Daj mi spokój".

Te słowa dźwięczały w jego umyśle jeszcze długo po tym, jak szatynka wyszła z jego sypialni, zostawiając go leżącego na zimnym parkiecie. Tą bitwę definitywnie przegrał. Wściekły na siebie powoli wstał i położył się na łóżku, zakopując się w kołdrze.  Zacisnął zęby na materiale, starając się nie krzyczeć z rozpaczy, z gniewu, których tornado kłębiło się w nim, a które musiał ujarzmić.

Poddał się jednak, wiedząc, że nie ma w okolicy nikogo, kto mógłby go zobaczyć, gdy leży zwinięty w kulkę z zasychającymi łzami na policzkach. Przynajmniej miał taką nadzieję, ponieważ widok boga kłamstw, zwykle podstępnego, chłodnego i najprzebieglejszego, a teraz kulącego się z płaczem w łóżku, był widokiem dość żałosnym.

Walkiria wróciła do siebie, z furią uderzając płaską ręką w ścianę. Opadła na fotel przy biurku, ukrywając twarz w dłoniach. Nie miała do niego sił. Oczywiście, po części była to jej wina, powinna była wyjaśnić wcześniej, że może to nie jest to, że może to nie było stałe uczucie, ale przelotny romans. Gdyby tak było, musieliby oboje żyć razem, w jednym mieszkaniu, ze złamanymi przez siebie sercami. Nie mogliby więcej spojrzeć sobie w oczy.

Po chwili ktoś otworzył drzwi do jej pokoju i wsunął się do środka.

- Co się stało? - głęboki głos wypełnił jej uszy, gdy Odinson położył jej dłonie na ramionach.

Szatynka odsłoniła twarz, ukazując zasychające łzy.

- Loki? - spytał mężczyzna. - Jeszcze kilka dni temu byliście jak gołąbeczki, a teraz co? Zrobił ci coś?

- Nie mam pojęcia, co do niego czuję! - krzyknęła, a złość znalazła ujście. - Kilka dni było dobrze, to chyba było to, a teraz... teraz nie wiem! - Bóg podał walkirii chusteczkę i objął ją współczująco.

- Będzie dobrze. - Przytulił ją krótko, zamykając w ciepłym, silnym uścisku. - Damy radę.

Liczba mnoga niewiarygodnie ucieszyła Brunhildę. Nie była sama.

- Pójdę po Lokiego, jemu pewnie też przyda się towarzystwo. - Gromowładny wyprostował się, ruszając do pokoju brata.

Loki leżał na łóżku. Nie chciał spać, było popołudnie. Wyciągnął rękę, szukając Brunhildy, ale przypomniał sobie, że przecież dzisiaj jej tu nie ma.

Zmęczony przeszedł w powyciąganych spodniach i zielonym t-shircie do salonu.

- Bracie! - Thor objął go mocno.

- Idź stąd, nie chcę z nikim rozmawiać - odparł Loki.

- Nigdzie nie pójdę. - Blondyn znacząco poklepał łóżko. - Mamy czas. Opowiadaj.

Brunhilda naprawdę poczuła się lepiej. Mimo tęsknoty za Asgardem, który straciła i Sakaar, które porzuciła, tutaj, na Midgardzie, czuła się całkiem dobrze. Znalazła przyjaciółki i przyjaciół, niedługo za radą Nat zamierzała poszukać sobie pracy, była bezpieczna i stabilna. Może nieco brakowało jej wielobarwnych tłumów, Igrzysk, ulicznych imprez oraz całej gamy kuchni w pałacu Arcymistrza, ale szybko miała się przekonać, że Nowy Jork może temu dorównać; ludzie wielu ras spacerowali po ulicach w zgodzie, transmisje sportowe dostarczały niezłych emocji, świetnie bawili się w swoim towarzystwie, zresztą w razie czego mogli pójść do klubu, a uliczne małe knajpki i stragany sprzedawały wszystkie możliwe potrawy świata.

Polubiła Midgard. Był takim niemagicznym Asgardem. Była szczęśliwa, czego nie można było powiedzieć o napoczynającym drugą lub trzecią butelkę alkoholu Lokim.

Siedział na łóżku obok brata, pomiędzy nimi zalegało niezgrabne milczenie. Co kilkanaście-kilkadziesiąt sekund pociągając kolejny łyk, bezmyślnie wpatrując się w gwiazdy, pośród których kiedyś mieszkali.  Dopóki Asgard nie spłonął.

Wyrzucał sobie w duchu, że wziął Tesseract ze sobą. Inaczej mogłoby nie być tak dobrze. Z nimi. Z Brunhildą. Po raz kolejny złapał się na myśleniu o niej.

Podobała mu się. Mocny charakter, silna psychika, niezawodny instynkt oraz inteligencja. Włosy koloru ciemnej kawy, głębokie oczy i piękna, kobieca figura wojowniczki. To, z jaką gracją pokonywała wrogów na Bifroście podczas walki z Helą, jak pięknie wyglądała, kiedy siedzieli razem na ławce.

Gwałtownie wstał, uwalniając się od lepkich, upartych myśli. Nie może tak siedzieć i rozpaczać. To nie w jego stylu.

- Thor, posłuchaj. - Jasnowłosy uniósł głowę jak na komendę, wbijając wzrok w brata. - Mieliśmy się całkiem nieźle. Nagle jej pojawiają się wątpliwości, więc się odsuwa.

Wyszli z sypialni, kierując się do głównego pokoju.

Natychmiast rzuciła im się w oczy stojąca tyłem walkiria ze splecionymi na plecach dłońmi.

Przez chwilę wczorajszy Loki wykłócał się z dzisiejszym Lokim, aż podjął decyzję. Być może głupią i bardzo ryzykowną, znał bowiem reakcję szatynki na dotyk oraz podejście od tyłu.

Niewiele myśląc, podszedł do niej cicho, złapał jej nadgarstki, by je unieruchomić, po czym drugą ręką chwycił delikatnie podbródek Brunhildy i spragniony przywarł do jej ust. Zamknął oczy, pozwalając sobie na lekki uśmiech.

hey!

muszę Wam wyznać, że gdy piszę tu o naszym kochanym lokim, przed oczami staje mi hiddleston jako wampir adam z "only lovers left alive". Laufeyson92, to takie piętnastowieczne.

kogo ja chciałam oszukać, rozdziały będę pisała w każdej wolnej chwili. dzisiaj zasnęłam około trzecie i obudziłam się o piątej, huh.

trzymajcie się, bohaterowie!

ah, i konkurs na okładkę, bo ta jest be :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro