Exposure

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Tony robi jutro imprezę - obwieścił Loki, rzucając klucze na blat stołu kuchennego.

- Znowu? - jęknęła Brunhilda.

- Jak się ubrać? - spytała rzeczowo Sif.

- Nareszcie! - ucieszył się Thor. - Brakowało mi tego, już nie chciałem czekać.

- Czy ktoś jeszcze ma podobnie idiotyczne podejście do sprawy? - spytał Loki.

Wszyscy oprócz niego skinęli głowami. Laufeyson westchnął, ukrywając twarz w dłoniach. Zrezygnowany spojrzał na współlokatorów.

- Idziesz, prawda? Będzie fajnie - szatynka podeszła do niego, łapiąc go za rękaw. - Pójdziemy, a potem możemy wrócić, ale chociaż się pokażmy - zaproponowała.

- Wolałbym spędzić tę noc inaczej - mruknął, przesuwając palcem po jej dekolcie.

- Loki! - upomniała go, z trudem powstrzymując się od śmiechu. - Pójdziemy tam, a potem zrobimy co tylko będziesz chciał - szepnęła, całując go w policzek.

- Co tylko będę chciał? - upewnił się. Przed oczami stanęły mu wspomnienia z ostatniej nocy, wspólnych wyjść i przypadkowych spotkań.

- Tak.

- Wchodzę w to - uśmiechnął się.

- Błagam, nie słodźcie tak sobie - rzuciła Sif, podnosząc się. - Niedobrze się robi.

- Tylko dlatego, że ty nikogo nie masz? - spytał Loki złośliwie.

Bogini zamarła, po chwili opuszczając pokój. Nienawidziła go całym sercem. Miała ochotę zabić go tyle razy, mogła przecież raz przesadzić, gdy był karany za najazd na Midgard, a to wyglądałoby jak wypadek.

Thor posłał bratu wściekłe spojrzenie, które ten odwzajemnił.

- Naprawdę sądziłem, że masz w sobie trochę empatii - powtórzył wypowiedziane już niegdyś zdanie. - Najwyraźniej znów się myliłem. - Nie omieszkał potrącić bruneta, wychodząc w ślad za Sif. Loki potarł ramię i spojrzał na Brunhildę z odrobiną wstydu w oczach.

- Znowu powiedziałem za szybko - jęknął, sięgając po szklankę oraz butelkę.

- Zostaw - odparła stanowczo, zabierając mu alkohol, chociaż jeszcze miesiąc temu walkiria zabraniająca komuś pić byłaby jak zła Frigga - nie do pomyślenia. Prędko zweryfikowała to wrażenie, pociągając spory łyk. - Jeszcze ci wątroba strzeli od tego syfu - dodała, biorąc kolejny. - Taki jesteś delikatny. - Szturchnęła go w żebra, zyskując niemy wyraz zaskoczenia i pretensji na twarzy Lokiego.

- Nie możesz tego pić tak samo - zaprotestował.

- Mogę. - Puściła oko, lekceważąco wyciągając rękę po kolejną butelkę. - Mi już nic nie zaszkodzi.

- Tak ci się tylko wydaje - mruknął z troską. Smukłymi palcami wyjął z jej dłoni naczynie i odstawił je na stół, splatając ich dłonie.

Kolejne dwie godziny kobiety spędziły wybierając ubranie oraz fryzurę. W międzyczasie wpadła Wanda, pomagając walkirii w doborze kreacji, uczesaniu się czy zrobieniu makijażu.

Wkrótce ruszyli do domu Tony'ego, rozmawiając cicho. Loki cały czas obejmował Brunhildę, lubił czuć ją blisko siebie. Wejście, zaanonsowanie przez J.A.R.V.I.S.-a, podróż windą i już byli.

Nie zdążyli nawet zadzwonić do drzwi, gdy stanął w nich Tony, trzymający już w ręce szklankę.

- Moja ulubiona para! - krzyknął, będąc już lekko pod wpływem. Objął ich niedbale, wpuszczając do apartamentów.

Steve, ubrany w elegancki mundur, pocałował dłoń Brunhildy i podał rękę Lokiemu.

- Wspaniała z was para - mruknął mu do ucha.

Witanie się ze wszystkimi na zamkniętym przyjęciu - któro i tak liczyło całkiem sporo osób - pochłonęło dużo czasu. Ściskanie się, grzecznościowe całowanie w policzki, obejmowanie i przedstawianie się nie trwało tak krótko, jak na to oboje liczyli. Poznali wiele nowych osób, z których większość nie wykraczała poza poziom przeciętnego bogacza.

Nastrój stał się coraz bardziej kameralny. Jasnozłote światełka stroboskopu przesuwały się po na przemian ciemnych i jasnych ścianach, dyskretna i cicha, ale przyjemna muzyka towarzyszyła zaproszonym gościom, których w miarę coraz późniejszej - a może wcześniejszej? - pory ubywało, zwykle bez pożegnania. Zwykle huczna impreza teraz stawała się prywatna i spokojna, oczywiście humory dopisywały, bo kim by byli Avengers, gdyby nawet nie próbowali podnieść dla zabawy młota Thora?

Walkiria poprawiła żółtą sukienkę. Złapała mocniej rękę partnera, od razu ciągnąc go na parkiet. Laufeyson z żalem pożegnał wykwintne alkohole stojące na barku, szybko jednak całą uwagę skupiając na szatynce. Objął ją w pasie, przytulając do siebie i co kilka sekund muskał wargami miękką skórę jej szyi.

Położyła ozdobioną pierścionkiem dłoń na jego karku, uśmiechając się i rytmicznie poruszając biodrami. Brunet delikatnie ścisnął jej talię, subtelnie nadając tempo tańca. Kroki były doskonale dopasowane, ich stopy idealnie sie układały. Wtuleni w siebie nie zauważyli wbitych w siebie spojrzeń. Niedaleko nich Stark tańczył z Pepper, ale nawet rudowłosa zerkała na parę. Clint i Bucky bez skrępowania gapili się na nich.

- Napijecie się? - obok nich wyrósł uśmiechnięty Steve.

- W zasadzie... chętnie - Loki owinął ramię wokół pasa Brunhildy i pociągnął ją na swoje kolana. Już siedząc, przyjął kieliszek wytrawnego wina.

- Od kiedy, wiecie... - Barton wskazał na nich szybko dwa razy pałeczką perkusyjną - jesteście razem?

- Właśnie, właśnie - Natasha z butelką piwa zajęła miejsce obok. - Nic nie wiemy - uśmiechnęła się cwaniacko.

Stark rozsiadł się obok, trzymając szklankę whiskey. Połowa grupy zabawiała się, prosząc Wandę o nalanie im trunku za pomocą jej mocy, jednak wtedy jak na komendę odwrócili się w stronę reszty.

- Mówcie - zachęcił ich Bruce, siadając na kanapie. Jako że zwykle nie pił, nie chcąc ryzykować obudzenia Hulka, teraz trzymał szklankę soku wiśniowego. - Wszyscy są ciekawi, Loki.

Asgardczyk roześmiał się wdzięcznie, słysząc ich prośby. Tak przypomniało mu się żądanie uwagi i pokory Midgardczyków w Stuttgarcie, zastraszając ich i zwracając na siebie uwagę całego świata, w tym nieszczęśliwie również Avengers. Dawny Loki pragnąłby, by padli przed nim na kolana i przysięgli mu wierność, a teraźniejszy Loki całkiem nieźle odnalazł się w ich gronie, a niektórych mógł nazwać przyjaciółmi. Nie licząc tego, że znalazł miłość, oczywiście.

- Zaczęło się na Sakaar - uprzedziła księcia Brunhilda, usadawiając się wygodniej. - Potem... właściwie samo się rozwinęło, prawda, Lackey?

- Loki - poprawił ją automatycznie, czym wywołał salwę serdecznego śmiechu.

Cała historia nie była taka długa. Prosta, ale jednocześnie skomplikowana. Nieszablonowa, bo każde z nich zakochało się w złudzeniu drugiej osoby. Ona nie miała pojęcia, że on jest księciem i bogiem. On nie wiedział, że przekomarza się z walkirią. Dopiero później udało im się wydostać ze zbędnych otoczek, być ze sobą szczerymi.

Clint śmiał się i wybijał na blacie drogiego, Starkowego stołu skomplikowane solówki pałeczkami. Natasha razem z Buckym i Steve'em pogrążyła się w wesołej, nie do końca trzeźwej rozmowie.

- Tony, pijaku! - krzyknęła Pepper, zaśmiewając się do łazienki i ściskając kieliszek.

- Nazywasz to pijaństwem? - parsknęła Brunhilda, łapiąc kolejną whisky. - Patrz na to, Stark! - w kilka sekund wychyliła całą butelkę i z triumfalnym uśmiechem rzuciła mu wyzywające spojrzenie.

Steve niemal zadławił się swoim piwem, na co Stark tylko zaśmiał się kpiąco.

- Żałosne - prychnął. Kolejna butelka poszła już szybciej.

Pili coraz prędzej, bardziej beztrosko i zuchwale, śmiejąc się wariacko i opierając o przyjaciół. Loki, jak zwykle z ręką na pulsie, obejmował szatynkę, pilnując jej, położył dłoń na jej udzie. Przy kolejnym podejściu wyjął jej whisky z dłoni.

- Wystarczy, Brun - powiedział cicho, zaciskając dłonie na jej udach.

- Żartujesz, książę?! - krzyknęła wesoło, zaśmiewając się do łez i zarzucając ramię na jego bark. - Nawet nie zaczęłam!

Stark zaśmiał się szyderczo, zakładając przenośną cześć ręki Iron Mana.

- A umiesz tak? - spytał, strzelając w ścianę salonu z repulsora.

Wybitej dziurze w ścianie towarzyszyły odgłosy aprobaty, okrzyki i oklaski.

- Brun, już nie pijesz - powiedział stanowczo Loki, łapiąc ją za ręce.

- Ja się świetnie bawię! - protestowała, będąc nie do końca trzeźwa i nieco zbyt wesoła.

Laufeyson wziął głęboki oddech.

- Nie chcę, żebyś była alkoholiczką, nie po tym, jak zaczęło być lepiej. Chcesz skończyć jak na Sakaar, topiąc smutki w alkoholu z szemranych miejsc i siedząc w całym tym syfie? - spytał, nie siląc się nawet na spokój. Wyrwał jej piwo, odstawiając je. - Albo skończysz, albo wychodzimy - zagroził.

- Nie mów mi, co mam robić - prychnęła pogardliwie, wracając do zabawy.

- Wracam do domu. Zostaniesz tu sama - rzucił, wstając, jednak silne metalowe ramię Iron Mana usadziło go z powrotem.

- Siadaj, Rogasiu, masz. - Stark rzucił mu butelkę asgardzkiego trunku. - Korzystaj sobie.

Loki z wahaniem przyjął prezent, odstawiając go jednak. Nie zamierzał na razie pić. Ktoś musiał odstawić Brunhildę bezpiecznie do domu. Poddał się jednak po kilkunastu minutach, zachęcany przez rozweselonych kompanów i również zaczął pić, opowiadając na przemian z Tonym żarty co najmniej nieprzyzwoite, na które Rogers reagował oburzonym komicznie spojrzeniem.

Około drugiej zaczął się przymilać do szatynki, żądając uwagi. Śmiała się, kiedy ją całował, ale również obdarzała go dowodami uczucia. Ich usta uderzyły o siebie ponownie, oboje ignorowali smak krwi na językach jak i towarzystwo Avengers, zajęci sobą. Brunet zassał skórę na szyi kochanki, pozostawiając malinki przy akompaniamencie jej pomruków przeplatanych chichotem. Szybko przenieśli się do którejś sypialni, całkowicie oddając się chwili.

Zabawa trwała do rana. Dopiero wtedy zaczęli padać jak muchy, zmęczeni i w większości pijani.

Walkiria obudziła się wtulona w Laufeysona, który dziwnym trafem zdołał pozbyć się czarnej marynarki i koszuli. Leżeli na jednej z kanap, regenerując siły oraz zdrowie.

- Loki... - mruknęła w jego szyję. - Loki!

Podniosła się. Jej fryzura była w zupełnym nieładzie, tak samo jak sukienka nosząca ślady imprezy oraz szyja ozdobiona kilkoma malinkami. Za nic nie potrafiła sobie przypomnieć okoliczności ich powstania. Wiedziała tylko, że było przyjęcie, a w pewnym momencie przesadzili z okazywaną sobie czułością.

Do pokoju zajrzała ubrana w szlafrok Tony'ego Wanda. Ziewnęła potężnie, witając się skinienie głowy.

- Śpi? - spytała szeptem. Walkiria skinęła głową, powoli wstając.

- Zrób mi kawę - poprosiła. - Mocną, bardzo - dodała, przecierając oczy.

Maximoff skinęła tylko głową, wychodząc. Asgardka opadła na śpiącego na wznak Lokiego i wcisnęła twarz w pierś bruneta. Starała się uspokoić oddech, czując wyraźnie woń alkoholu w wydychanym przez zarówno siebie, jak i niego powietrzu. Skrzywiła się. Nie lubiła tego zapachu, przypominał jej o powodzie, przez który wylądowała na Sakaar.

- Mhm? Brun? - mruknął czarnowłosy, unosząc głowę, jednocześnie wsuwając palce w jej włosy. - W porządku? - spytał, ujmując jej twarz w dłonie.

- Tak - odparła niewyraźnie, tłumiąc głos przyciskaniem ust do ramienia partnera.

- Brun - mruknął zniecierpliwiony, podnosząc jej głowę. - Za dużo wypiłaś. Oboje za dużo wypiliśmy.

Przytaknęła, wstając leniwie z wygodnego łóżka i rzucając Lokiemu jego koszulę.

- Ubierz się.


ayo!

będę szczera, padam na pysk. zmęczyłam się przy pisaniu, ale pisanie imprez nie jest moim ulubionym zajęciem. to skomplikowane.

w każdym razie trzymajcie się, bohaterowie!

dla Laufeyson92

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro