Illusion

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Opadł na łóżko, śmiejąc się cicho. Uwielbiał denerwować innych, wszakże przedstawiał sobą metr osiemdziesiąt osiem wyszukanej złośliwości i sarkazmu. Pomagały mu w tym perfekcyjne iluzje, wpuszczające w maliny nawet najbystrzejszych, co było jeszcze lepszą zabawą.

Brunhilda z furią opuściła drugą poduszkę, rezygnując z rzucenia nią w boga. Opadła na pościel, wciskając twarz w materiał.

- Pieprz się - wymamrotała pod adresem Kłamcy. - Gdziekolwiek. Z kimkolwiek. Nic mnie to nie obchodzi - mruczała w poduszkę, dając upust emocjom.

- Bardzo chętnie.

Jasiek poleciał dobrze wyliczoną trajektorią prosto w twarz Lokiego, przeleciał przez nią i z cichym pacnięciem wylądował na podłodze. Loki westchnął teatralnie, rozkładając ramiona. Rozejrzał się.

- Wynocha! - krzyknęła, biorąc zamach butelką po winie.

- Naprawdę sądzisz, że ruszyłbym się tutaj osobiście? - prychnął. Wzruszył ramionami. - Naiwniaczka - rzucił, przechadzając się. - Nie ma mnie tu, to iluzja. Całkiem niezła zresztą, jedna z lepszych.

Cisnęła w niego naczyniem. Jedynym, co osiągnęła, było rozpryśnięcie się szkła po podłodze i ubrudzona ściana.

Zaklęła cicho.

- Czego chcesz? - warknęła, wstając. - Zdążyłeś już przelecieć kilka innych osób? - syknęła. Nadal czuła się urażona, sądziła, że Laufeyson traktuje tak wszystkich.

- Pogadać - odparł krótko.

- Twarzą w twarz, tchórzu - skontrowała walkiria, stając kilka kroków od iluzji.

- Jasne. - Odwrócił się, powoli rozmywając się w powietrzu, a szatynka stała oszołomiona naprzeciw niebieskiej ściany. Wszedł, rozbawiony, od razu obrywając w twarz, aż odrzuciło mu głowę do tyłu. - Sprawdzałam tylko, czy jesteś prawdziwy - powiedziała udawanie niewinnym tonem.

- Jestem - mruknął, pocierając siniejącą szczękę. Na bogów, tęsknił za Brun i spokojem, kiedy nie miał koszmarów, za wspólnie spędzanymi nocami, jej ciepłem... Czasem, gdy jego ludzka natura dochodziła do głosu, otwarcie żałował swojego czynu, ale przecież się nie przyzna.

Ruchem głowy wskazała mu fotel.

- Siadaj - poleciła, zajmując drugi.

Obrzucił pomieszczenie spojrzeniem. Niedawno kupione lampki, teraz włączone, nadawały pokojowi sympatyczny nastrój, aż chciało się położyć i zasnąć. Pojawiło się trochę osobistych drobiazgów: miecze, niedbale zawieszona na oparciu krzesła peleryna z Sakaar, widoczny przez uchylone drzwi szafy strój walkirii. Ciepły wietrzyk wylatywał przez okno. Pokój mógł być urządzony kiedyś przez zawodowego architekta, jednak inny gust właściciela i tak później wyjdzie na jaw. Tutaj od razu było widać, że pedantyczna czystość nie zostanie zachowana; Brunhilda była straszną bałaganiarą.

- Czego? - spytała lakonicznie, otwierając drugą butelkę.

- Chciałem... - skrzywił się, słowo niemal zadrapało go w gardle. - Chciałem przeprosić.

- O czym ty mówisz? Nadal chcesz do tego wracać? Proszę bardzo, rozdział zamknięty. Rób co chcesz - odparła bez zainteresowania.

Loki zaś sięgnął po leżący na podłokietniku nowy egzemplarz Mitologii nordyckiej. Znudzony przerzucał kartki, zatrzymując się na rozdziale dotyczącym jego osoby.

- Bzdury. Wcale tak nie wyglądam. Co to ma być? - puknął palcem w ilustrację. - Nie mam rudych włosów.

- Naprawdę jesteś rudy? - zachichotała, wyrywając mu książkę. - Masz dziecko z koniem? Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknęła wesoło, wskakując na łóżko. Nabijanie się z niego zawsze pomagało.

- Nie zbliżaj się do mnie - powtórzył z przekąsem, idąc do niej. - Podłoga to lawa - mruknął, wykorzystując zasłyszaną u Starka zabawę dla dzieci, popularną wśród młodych Bartonów.

Szatynka usiadła na kołdrze.

- Spłoniesz - postraszyła go ze śmiechem.

- Zachowujesz się jak dziecko.

- A ty jak rozpuszczony bachor - zaśmiała się. - Spalisz się zaraz.

- Jestem bogiem ognia, nie mogę spłonąć - odparł lekceważąco, profilaktycznie jednak wchodząc na fotel. Uśmiech cisnął się na jego usta, zgrabnie przeskakując na łóżko i chwytając się wojowniczki, by nie spaść. Przywarł do niej, jednocześnie usiłując ją zepchnąć.

- Puszczaj! - śmiała się.

- Spadnij! - krzyknął ze śmiechem, odpychając się od niej, gdy perfekcyjnymi, krótkimi ruchami parowała jego uderzenia.

Brakowało jej tych przepychanek, zaczęły się już na Sakaar, gdy próbowali nawzajem wygryźć się z ciepłej posadki ulubieńca/ulubienicy Arcymistrza, przeszły z nimi przez Ragnarök, a teraz towarzyszyły im przy każdej okazji.

Idealnie oddawane ciosy, sprawne blokowanie uderzeń... Walka wręcz w ich wykonaniu przywodziła na myśl raczej agresywny, lecz doskonale wyreżyserowany taniec, taniec z nożami, gdzie finałowa scena i zejście obu stron z pola walki jest całkowicie ciche, czasem tylko nieznaczne prychnięcia dochodziły do ich uszu. Pod tym względem uwielbiali tańczyć.

Dwoje ponadtysiącletnich Asgardczyków grających w ulubioną grę midgardzkich dzieci, przepychających się ze śmiechem.

- Loki? Brunhilda? - do pokoju zajrzał Thor.

- Podłoga to lawa! - wrzasnęli oboje, na co bóg przerażony wskoczył na fotel, kurczowo zaciskając ręce na oparciu. Laufeyson odrzucił głowę do tyłu ze śmiechem, zawsze lubił nabierać brata.

- Co się tu dzieje? - Sif oparła się o framugę.

- Podłoga to lawa! - wyjawił blondyn.

Kobieta zerknęła na parkiet.

- Nie, ani trochę - dodała, wychodząc. Cóż, Lady Sif nigdy nie błyszczała poczuciem humoru, a może była po prostu zbyt znudzona życiem na Midgardzie.

Loki zeskoczył zgrabnie z łóżka, pociągając za sobą walkirię. Wpadła na niego i wszystko na chwilę się zatrzymało.

Kilka oddechów później już odpychała go od siebie, wykrzykując słowa obrazy oraz pogardy, gdy on unosił ręce w geście poddania się i powoli cofał się w stronę drzwi. Tym razem poddał bitwę, ale miał zamiar wygrać wojnę.

- Miło było - rzucił.

Schowała twarz w dłoniach. Nienawidziła, kiedy się tak nią bawił. W jednej chwili była rozbawiona, wesoła, a w następnej już pozytywne emocje ulatywały z hukiem jak powietrze z przebitego balonika.

- Spadaj. - Wypowiedź poparła rzuceniem w niego nożem. Broń odbiła się od ściany i upadła u jego stóp.

- Pudło - odparł cynicznie, schylając się po sztylet. - Nikt nigdy nie rzucał we mnie tyloma rzeczami. - Wyszedł, demonstrując swoje niezadowolenie. Stwierdziła, że nic jej to nie obchodzi.

- Powinni byli trafić w głowę - mruknęła złośliwie, ziewając. Odkąd uciekła z Asgardu, spała bardzo nieregularnie. Zdarzyło jej się nie przespać paru nocy z rzędu, będąc zajęta piciem i rzewnymi wspominkami bycia walkirią.

Nie mogła się tak rozwodzić nad przeszłością, od kiedy całą zakopała głęboko w swym umyśle, zduszając najcichszą myśl o dawnym domu, nie dopuszczając do siebie nawet faktu, że mogłaby kiedyś wrócić. W zapomnieniu niewątpliwie pomagał alkohol; od wytrawnego, dobrego wina po najpodlejsze i paskudne, nielegalnie pędzone bimbry, niemal na równi z nową tożsamością oraz wyzbyciem się imienia, zostając zwykłą złomiarką numer 142. Jeszcze ze dwie godziny i zacznie świtać, pomyślała. Raczej już nie pójdzie spać.

Oczy zaszły jej łzami, gdy pomyślała o swoich byłych towarzyszkach broni, obecnie bawiących się w Valhalli. Może o ona powinna była tam trafić? Otrząsnęła się ze złych wspomnień. Nie pomogą jej w poradzeniu sobie. Miała nadzieję, że przynajmniej reszta zasnęła, nie będąc przeklętymi pozostawianiem samotnie ze swymi myślami.

W dwóch trzecich miała rację. Tylko Loki niespokojnie wiercił się, przeklinając dzisiejszy dzień.

Zrezygnowany wstał i ruszył do kuchni. Nie spodziewał się, że po bójce Brunhilda wyściubi nos za drzwi sypialni, a jednak. Wpadli na siebie, witając się soczystymi wyzwiskami.

Odetchnął, odsuwając się. Poprawił poplątane włosy, których nigdy nie miał czasu rozczesać. Nie pofatygował się nawet, by wyjaśnić swoje zachowanie lub grzecznie przeprosić. Od dawna nie przepraszał szczerze, wyjątkiem były przeprosiny kierowane do szatynki kilka razy od tamtego feralnego dnia.

- Czekaj. - Złapała go szybko za nadgarstek, zaciskając palce kurczowo na rękawie koszuli. Rozpaczliwie potrzebowała bliskości.

- Hm? - obrzucił ją leniwym spojrzeniem, wyrywając materiał spomiędzy jej palców i ignorując ślady łez na policzkach, chociaż tak bardzo miał ochotę je zetrzeć. Nie, dumny bóg kłamstwa nie zrobiłby tego.

- Zostań - mruknęła, próbując przekonać samą siebie, że potrzebuje tylko kogoś do towarzystwa.

- Boisz się? - spytał z cwaniackim uśmieszkiem, kładąc jej dłoń na ramieniu.

- Wcale nie - zaprzeczyła nieszczerze, przybierając postawę pewnej siebie. Zawsze tak robiła, gdy tylko widziała kogoś na horyzoncie niebezpiecznie blisko jej uczuć. To była swoista zbroja, noszona przez nią nawet w nocy.

Loki błyskawicznie kalkulując przyszły możliwy przebieg sprawy przyłożył dłoń do jej czoła.

- Przykro mi - wycedził - to musi być niewiarygodnie bolesne.

Bała się, o tak. Tęskniła za nim? Niemożliwe, za Kłamcą i zdrajcą nikt nie tęskni, co do tego nie ma wątpliwości. Nigdy nikt na niego nie czekał, nawet na ukazanie im piekła, jakie przeszedł, nie wzruszyliby ramionami.

- Nie tak jak twoje - rzuciła, uśmiechając się perfidnie, gdy Loki zatonął we własnych wspomnieniach.

Niedocenianie go w dzieciństwie. Tortury. Doskonale pamiętał każdy szczegół; gdy mięśnie płonęły żywym ogniem, gdy krzyczał z bólu, a gorące łzy ryły jasne ścieżki na jego brudnej twarzy, gdy za próbę wypowiedzenia się niepytany był bity, gdy rzucony siłą na kolana błagał o litość, której mu nie okazano...

Wyrwał się z wiru wrażeń, odpychając szatynkę od siebie. Powróciły rzeczy, o których starał się zapomnieć. Nocne opatrywanie głębokich ran, zmaganie się z głodem i bólem, wszystko, czego został zmuszony doświadczyć, powróciło zwalając go z nóg.

- Loki? Loki! - podniesiony głos Brunhildy i jej dłonie klepiące go po twarzy przywróciły boga to rzeczywistości. Pociągnął nogi pod siebie, umęczony unosząc głowę. Włosy zasłoniły mu twarz, kiedy usiłował dojść do siebie. - Już dobrze - mruknęła niezręcznie, obejmując go. Siedział na zimnej podłodze, skulony, pozwalający się otoczyć ramionami jak dziecko. Nawet wyraz jego twarzy mówił, jak bardzo ma dość bólu. Gorzej, jak bardzo ból mu spowszedniał i się znudził.

- Brun - odparł spokojnie, podnosząc się. Ruszył boso do kuchni, gdzie zamierzał zrobić herbatę.

- Nie udawaj, widać, że cię to uderzyło, mów - rozkazała, usadzając go na krześle.

- Nic takiego - zbywał ją. Łatwiej było skłamać, niż znów się otworzyć.

- Cholera, nie dam się nabrać, gadaj. - Usiadła obok niego, biorąc jego zimne dłonie w swoje, przyjemnie ciepłe. Zignorowała pstryknięcie świadczące o zagotowaniu się wody.

- Widziałem to, co musiałem znosić we wszystkich snach - mruknął, niechętny opowiadaniu. - Tortury. To, co zwykle - uciął, przenosząc wzrok na okno.

Bez słowa objęła go i pocałowała ostrożnie w czoło.

Loki chwycił jej nadgarstki. Pomyślał o tym, jak bardzo noc ich do siebie zbliżyła.

Potem już nie myślał, spodobały mu się pocałunki Brunhildy.


aye!

liczę na Wasze opinie i komentarze, wiecie, jak je lubię. byłoby miło, gdyby każdy coś zostawiał ;)

trzymajcie się wszyscy, jesteście wielcy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro