Stopped Heartbeat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Loki uśmiechnął się.

Temu uśmiechowi nie wolno ufać. Podstępny, nieszczery, oszukańczy uśmieszek gościł na jego wargach zbyt wiele razy, żeby nazywać go niewinnym.

- Spadaj - rzuciła, przewracając oczami. Wzięła z powrotem Mitologię, przerzucając kartki. Laufeyson wyszedł, narzucając na siebie koc. Zapewne szedł po żelki, jak zwykle. Był ich największym miłośnikiem.

Jej uwagę przykuła pożółkła koperta leżąca na parkiecie. Zapewne wypadła podczas szamotaniny. Ignorując zasady dobrych manier, otworzyła ją i zagłębiła się w lekturze listu.

Loki,

niedługo wracamy. Zobaczymy się już za kilka dni, udało się przekonać ich do rozejmu!

Chciałabym, żebyśmy wzięli jawnie ślub, oboje jesteśmy zmęczeni ukrywaniem się. Kocham cię, Loki. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Nie wiedziałam, dlaczego musiałam jechać, ale przecież nikt nie wie o Valim i Narvim. Jak tylko wrócimy, nigdzie nie będziemy chodzić osobno. Mam dość wykradania momentów dla siebie, nie znoszę udawania, że nic nas nie łączy. Kiedy nasi synowie przyjdą na świat, będziemy musieli się ujawnić, może nawet wcześniej...

Obiecuję ci, najdroższy, słońce dla nas wzejdzie.

Kocham cię, pomyśl o ślubie!

Sigyn


Brunhilda miała ochotę cisnąć listem o ziemię i biec do Lokiego z nożem. Czytała go w kółko, pozwalając grymasowi zdumienia, szoku i zdegustowania wypłynąć na twarz. Rozmyśliła się, widząc, jak stary jest ten list, i z jakim uczuciem był pisany. Miłość niemal promieniowała od starannych, małych liter. Każda z nich mówiła kocham cię.

Zazdrościła, że nikt nigdy jej tak nie okazywał uczuć. Jej świat bliskości ograniczał się do rozmów, czasem jednorazowych przygód; spotkań na jedną noc. Po upadku drużyny walkirii nie miała miejsca na uczucia.

Brunet sprawdził, czy ma wszystko przy sobie. Czasem podbierali sobie różne rzeczy, przekomarzając się i szybko je zwracając. Zaklął, gdy zwyczajowa kieszeń na list była pusta.

- Cholera - burknął, zrywając się i biegnąc do pokoju szatynki. Nikt nie mógł widzieć tej koperty, zabiłby, gdyby ktoś to otworzył. Zahamował gwałtownie w progu, zastając dziewczynę zajętą czytaniem. Wyrwał jej list, dysząc wściekle.

Walkiria posłała mu teatralnie zdziwione spojrzenie.

- Kto pozwolił ci to przeczytać? - warknął.

- Rzuciłeś to na ziemię! - odparła wojowniczo.

- Wypadło mi - wycedził, składając kartkę i chowając.

Na twarzy szatynki malowało się niedowierzanie, poparte sarkastycznym uniesieniem brwi.

- Kim jest Sigyn? - spytała cicho Brunhilda, nieświadomie uruchamiając lawinę wspomnień. Pięknych i przerażających, dobrych i trudnych.

- Nie interesuj się - odburknął.

- Widać na kilometr, że coś cię gryzie. Opowiedz. Nikomu nie powiem, mi można wierzyć.

- O tyle o ile - doprecyzował zgryźliwie Loki.

- Jasne. Opowiesz czy nie? - usiadła obok.

Loki wziął głęboki oddech. Po raz kolejny zdecydował się powiedzieć prawdę. Sam siebie nie poznawał. Co się stało z Lokim sprawnie balansującym na cienkich niciach kłamstw? Cóż, nawet najlepszemu czasem powinie się noga.

- Sigyn... Sigyn była moją żoną - wyrzucił z siebie. - Wzięliśmy sekretny ślub krótko przed koronacją Thora, byliśmy wtedy młodzi i... zakochani - mówił cicho, zamyślony, jakby użyczał cierpieniu swoich ust. - I wtedy nadeszła wojna. Wojna z Jötunheimem. Odyn... - brunet zacisnął pięści, dławiąc w sobie furię. - Wysłał ją na wojnę. Zwyczajnie, nieważne, że miała całe życie przed sobą, że mogła kogoś kochać! - krzyknął z gniewem. Odetchnął, tłumiąc łzy. - Była wspaniałą boginią, świetnie opanowała magię. Mogła im pomóc, choć nie musiała. Mogła się sprzeciwić, Odyn nie wiedział, w jakim stanie była... - Głos mu się załamał. Pochylił głowę, zamiast zwykle stłumionych emocji płonął w nim żywy ogień żalu do Wszechojca, szalała w nim wściekłość, skrzętnie ukrywana pod maską obojętności. - Ruszyła z nimi, walczyła lepiej niż niejedna walkiria, broniła swoich ludzi, dobywała miecza dla spraw Asgardu. Nie spałem tyle nocy, prawie nic nie jadłem, myśląc tylko o tym, by szczęśliwie wróciła z wyprawy... ale nawet wtedy nie zostałem wysłuchany.

Urwał, łapiąc nerwowy oddech. Opowiadał szatynce o najbardziej ukrywanej części swojego życia, nikomu, nawet Fridze, nie wyjawił tej tajemnicy. Kilka łez spłynęło na podbródek Kłamcy, jego usta drżały, gdy usiłował opanować rozpaczliwe, targające jego sercem spazmy.

- Czekałem miesiącami, samotnie, błagając o jej szczęśliwy powrót. Dostawałem wiadomości, nierzadko po kilka słów, ale wiedziałem, że żyła. Do czasu. Przestałem je otrzymywać, ostatnią ciągle trzymam przy sobie. Właśnie ten list. - Uniósł pożółkły papier w dwóch palcach, jakby miał się zaraz rozpaść. - Kiedy wróciła... rzuciłem się do sali tronowej, chciałem ją znaleźć, nieważne, że przysięgaliśmy żyć w sekrecie. - Przełknął łzy, których z biegiem czasu spływało coraz więcej. Brunhilda objęła go pocieszająco. - Kiedy przybyłem... umierała... podtrzymywał ją jeden z przyjaciół Thora, Fandral... próbowałem coś zrobić, pomóc, użyć resztek magii... za późno. Nie miałem pojęcia, że wzięto ją na zakładnika, że była torturowana... gdybym tylko ja tam był... Byłoby dziś osiem światów, nie dziewięć - groził. - Była kobietą, ciężarną kobietą, nie mieli prawa jej tknąć! - ryknął.

Przywołał wspomnienie, pokazując je walkirii. Nie chciał nic mówić, bał się, że słowa nie wystarczą.

○○○

Młoda, ciężko ranna bogini wspierała się na wojowniku. Głęboka rana w brzuchu była owinięta ciemnozielonym, przesiąknietym krwią płaszczem. Loki zacisnął usta, gotowy był rzucić się jej na pomoc. Gdyby tylko ktoś widział strach i szok w jego spojrzeniu...

Sigyn uniosła głowę, podchodząc do tronu. Szła z trudem, zbroczona krwią. Złota zbroja była ubrudzona pyłem i kurzem, peleryna poszarpana, lecz spojrzenie jak zwykle dumne.

- Wszechojcze - zaczęła, gdy ugięły się pod nią kolana, a sama osunęła się na ziemię. - Jötunheim... ogłosił rozejm - oświadczyła, blednąc, w miarę jak ciepła posoka spływała na złocistą podłogę. - To koniec... koniec wojny - dodała, chwiejnie wstając, nie była jednak w stanie utrzymać się na nogach.

Krew plamiła jej płaszcz, otarcia i rany zdobiły ciało. Miecz wisiał przy pasie. Kobieta podparła się ręką, unosząc głowę. Rozchyliła usta, jakby dopiero teraz zrozumiała, że Valhalla jej oczekuje.

Loki pobiegł ku niej, chwytając Sigyn w pasie i pomagając stać. Owinął ramię wokół jej bioder, z troską przemieszaną z niepokojem patrząc w gasnące oczy żony. Przesuwał palcami po jasnej skórze jej policzków, potarł opuszkami miodowe kosmyki przeplatane złotem.

- Nie... nie, uzdrowię cię, zobaczysz - mówił nerwowo przerażony brunet.

- Nie, Loki - powiedziała ciepło, uśmiechając się. - Valhalla na mnie czeka. Nie możesz temu zapobiec. Pamiętaj... - zakaszlała, a bóg osłonił jej usta dłonią. - Nie... nie odchodzę, będę zawsze...

Ostatnie słowa bogini wybrzmiały w sali tronowej, gdy Loki z nieskrywaną wściekłością spojrzał na Odyna. Jego ukochana zmarła przed chwilą u stóp Hlidskjalfu, a władca nawet nie mrugnął! Miecz bogini uderzył z hukiem o posadzkę.

- Ojcze! - krzyknął Loki z pretensjami.

○○○

- Straciłem ją, zginęła jako bohaterka. Umierała na ich oczach, nic nie zrobili! - wybuchnął. - Biernie patrzyli, jak jedna z nich umiera! Pozwolili jej oddać życie za Asgard, zmusili ją do tego! - Oskarżał przybranego ojca wiedząc, że to nic nie zmieni, nie mógł tak zostawić śmierci żony. Czuł, że rana się goi, lecz znienacka sam rozdrapał ją na nowo. - Straciłem tamtego dnia żonę i synów, ale nie, najważniejsza była koronacja Thora! - krzyknął. Gdyby wzrok mógł zabijać, połowa mieszkańców miasta byłaby już martwa. Zacisnął pięści, wbijał paznokcie w skórę, dopóki nie rozerwał miękkiej tkanki, a krew nie zaplamiła mu ubrania. - Nikt o tym nie pamiętał! Sam musiałem ją pożegnać, sam wyprawiłem jej godny pogrzeb, bo nikt inny jakoś się do tego nie palił! Później, później dowiedziałem się, że sam jestem jednym z tych, którzy ją zabili!

Walkiria objęła go mocniej, przyjmując wszystkie jego żale, łzy i szlochy, pozwalając Kłamcy na wylanie z siebie wieloletniego bólu.

- Widziałem jej wspomnienia, gdy odchodziła... tortury, ból, cierpienie... byłem wściekły na Odyna, że pozwolił jej cierpieć, ale później, później obwiniałem siebie za to, że mnie tam nie było. Od tamtej nocy śni mi się jej śmierć, urywki wspomnień, jakieś słowa - powiedział, gestykulując gwałtownie, jednak ręce mu opadły. Zielone iskierki przemknęły po palcach boga, jak zwykle pod wpływem silnych emocji. - Teraz jest mi wstyd, wstyd, że należę do rasy jej morderców!

- O tym miałeś koszmary? - spytała szeptem. - Musiała być cudowną kobietą, skoro ją tak kochałeś. Odważną... i dzielną... - wyliczała niezręcznie. Ciężko było jej komplementować Sigyn, zmarłej ukochanej Lokiego. Może byłoby łatwiej, gdyby go nie kochała?

- Powinna była zostać królową Asgardu. Rządziłbym lepiej niż Thor! - powiedział oskarżycielsko. - Mogli ją ocalić, nie kiwnęli nawet palcem!

Zerwał się, zaraz jednak zatrzymał się, gdy Brunhilda oplotła go ramionami w pasie i powstrzymała żelaznym uściskiem.

Wypluwał z siebie nagromadzony przez lata żal przeplatany bólem, nieskładną wiązankę powikłanych uczuć.

- Na pewno byłbyś świetnym królem - powiedziała Brun uspokajająco.

- Byłem świetnym królem! - krzyknął, zaraz potem żałując wykrzyczanych słów. Spuścił głowę, zaraz jednak dumnie ją uniósł i wstał. - Przejdę się - burknął, wychodząc. Chwilę później zatrzasnęły się za nim drzwi.

- Co się tu stało? - Thor zajrzał do pomieszczenia i zdębiał na widok Brunhildy, stojącej z otwartymi ustami. Niełatwo było ją zaskoczyć, toteż chwilę pocelebrował w milczeniu nieswój wyczyn, po czym wszedł. - Loki krzyczał. Znowu. Nic ci nie zrobił?

- Musiałby się bardzo postarać, żeby coś mi zrobić - prychnęła.

Na kilka godzin w mieszkaniu zapadła cisza, drzwi od sypialni Lokiego i Brunhildy były zamknięte, lokatorzy wyraźnie nie życzyli sobie niczyjej obecności. Thor i Sif cicho dyskutowali, pochyleni nad stołem. W pewnym momencie bóg piorunów położył dłoń na dłoni wojowniczki, powodując jej uśmiech połączony z charakterystycznym przekrzywieniem głowy. Również się uśmiechnął, przypomniał sobie dawne spędzanie wspólnie czasu w Asgardzie: gonitwy po korytarzach, treningi, żartowanie na wszystkie możliwe tematy.

- ....i wtedy ona tak skoczyła na Helę, a Hela wylądowała na ziemi - relacjonował żywiołowo Ragnarök - takie "uhuhu, jeden zero dla mnie!", siostra się wściekła, ale my mieliśmy mnie, oczywiście bez młota, ale zawsze, i wysłałem Lokiego, żeby obudził Surtura-

- Obudziliście go? - przerwała mu Sif. - To nierozsądne!

- Wtedy to był najlepszy plan - wzruszył ramionami, nieszczególnie przejmując się reakcją przyjaciółki. - Teraz będzie najlepsze...

- Mamy coś do jedzenia? Umieram z głodu. - Dobrze salonu wparowała walkiria.

Gromowładny skinął głową.

- Według Thora wykazałaś się wielką odwagą podczas drugiej bitwy z Helą - rzuciła bogini.

Na usta szatynki wskoczył lekki uśmiech.

- Zrobiłam to, co do mnie należało, też byś tak zrobiła, Sif - odparła wesoło. - Jemy coś?

- Może wyjdźmy gdzieś, nie uśmiecha mi się jeść w towarzystwie Lokiego - mruknął, odruchowo chcąc przeczesać włosy, jednak cofnął rękę, krzywiąc się lekko. Zamiast tego zgarnął klucze z komódki.

- Loki wyszedł - oznajmiła, zerkając na słońce wiszące nisko nad horyzontem, skryte za budynkami. - Dosyć dawno temu - dodała.

- Może go znajdziemy - powiedział Thor, niedbale zakładając bluzę.

- Oby nie - mruknęła pod nosem Sif, posyłając nowej przyjaciółce uśmiech. Złapała za rękę Odinsona, który przez chwilę patrzył zdumiony ma splecione palce, jednak szybko jego uśmiech się poszerzył.

- To jak, idziemy? - spytał, przyciągając je do siebie i jednocześnie wyciągając telefon.

Brun i Sif zgodnie uśmiechnęły się do przedniej kamery smartfona, którym po krótkim czasie Gromowładny zdołał zrobić zdjęcie roześmianej trójki.

W tym czasie Loki zaszył się gdzieś w ślepym zaułku, raz po raz czytając list od Sigyn. Przycisnął kartkę do piersi, czując pierwsze łzy. Grymas bólu wykrzywił przystojną twarz księcia.

- Dlaczego, Sig, dlaczego?

○○○

Ciepła noc spowijała pogrążonego w rozpaczy Lokiego. Ciszy nie mącił żadne dźwięk, jedynie wiary hulał po obrzeżach Krainy Bogów.

Czarnowłosy bóg układał szczupłe ciało żony na łodzi. Okrył je swoją peleryną, w dłonie zmarłej wsunął miecz. Dookoła Sigyn leżały jej różne rzeczy; od ozdób do włosów, przez biżuterię, aż po broń.

Zapłakany ukrył twarz w dłoniach, lecz szybko sięgnął po pochodnię. Zarzucił cienki woal na twarz ukochanej i podpalił stos pogrzebowy, spychając łódź na morze otaczające Asgard.

- Idź do Valhalli, najdroższa - wykrztusił Kłamca, przełykając łzy.

Łódź powoli odpłynęła, zmierzając do wodospadu.

Na boginię czekał już orszak walkirii, wyciągających dłonie w geście pomocy.




dzisiaj trochę smutno :/

liczę na Wasze opinie pod rozdziałem, jak zwykle, lubię je czytać ;)

specjalnie dla Laufeyson92

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro