Teaming up

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

dla kochanej Laufeyson92.

Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że otrzyma cios w twarz.

Ułamki sekund dzieliły pocałunek, uderzenie i wycofanie się zszokowanego Lokiego.

- Za co? - skrzywił się, chociaż dobrze wiedział, za co.

- Zgadnij - warknęła, zbierając się do wyjścia.

- Zaczekaj - powiedział błagalnie, chwytając ją za rękaw. Zatrzymała się, po czym powoli do niego podeszła. - Brun... Nie mogłem wytrzymać, to za długo - wyrzucił z siebie, a jego dłoń zsunęła się na jej rękę, żeby się zacisnąć na palcach. Drugą dłonią ujął jej twarz. - Nie chcę... - wyszeptał. Odsunął się, zwieszając smutno głowę. - Powinienem był przestać, kiedy powiedziałaś.

- Powinieneś był - zgodziła się, podchodząc. - I bez zdrobnień.

- Ty też mogłaś zareagować inaczej - odgryzł się.

Brunhilda rzuciła mu wyzywające spojrzenie kawowych oczu. Uświadomił sobie, ile ona dla niego znaczy. Ile mają za sobą wspólnie spędzonych chwil, ile razy myślał o niej. Jak bardzo ją... kocha?

Niepewnie dotknął palcem malinki, którą jej zostawił.

- Nie zasłoniłaś tego - bardziej stwierdził niż zapytał Loki. Powrócił myślami do momentu, w którym przywierał wargami do jej szyi, całując ją i oznaczając. Uśmiechnął się słabo, patrząc jej w oczy. Tym razem nie był to pojedynek na spojrzenia, starali się wszystko zrozumieć. A słowa były ciężkie, bardzo ciężkie.

Zignorowała jego wypowiedź, nadal jednak mierzyła Kłamcę twardym spojrzeniem.

- Jesteś bogiem kłamstw, jak możesz być szczery? - usłyszał zamiast odpowiedzi. Walkiria usiadła na fotelu, klepiąc miejsce obok siebie.

Zajął je, próbując wymyślić sensowną odpowiedz. Oparł stopy na podnóżku, jednocześnie sięgając po poduszkę i kładąc ją sobie na kolanach.

- To, że jestem bogiem kłamstw, nie znaczy, że nie potrafię mówić prawdy - uśmiechnął się krzywo. - Po prostu naginam prawdę lepiej niż inni - dodał po namyśle. - Ale umiem być szczery, jeśli o to ci chodzi. Ja tylko dobrze kłamię, używam magii i dźgam innych. To moje największe zalety - zaśmiał się cicho.

- W takim razie ciekawie byłoby poznać wady - skomentowała. Wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił, gdy ujrzała jego zawiedzione, smutne oczy. - Wszystko w porządku? Martwię się - dodała po krótkim wahaniu. Loki bezwiednie roztapiał jej serce, a ona nie robiła z tym nic. Nie chciała.

Martwiła się? Coś nowego. O ile pamiętał, nikt oprócz Friggi się o niego nie martwił. Tylko dzięki niej nie został zabity tuż po tym, jak Thor przywlókł go do Asgardu. Nie spodziewał się wylewnego przywitania czy ogromu współczucia, ale sądził, że przynajmniej pozwolą mu wyjaśnić, dlaczego najechał Midgard. Gorzko się przeliczył. Nie tylko zakneblowany trafił do celi bez procesu, ale i za to, że ktoś zmusił go do walki torturami, również go ukarano. Bolesne uderzenia, wychłostanie, nawet głodzenie. Odyn miał rację: gdyby nie Frigga, Loki zostałby zabity bez pytania. Doprowadzony do szaleństwa, jasne.

- Loki? - spytała ponownie, łapiąc go za ręce. Drgnął, czując jej ciepło, po czym splótł ich palce.

- Nic takiego, zamyśliłem się - skłamał gładko. - Po prostu... nikogo nigdy nie obchodziłem. Oprócz mojej matki. Dla reszty byłem niewidzialny - wyrzucił z siebie, coraz niżej pochylając głowę. - Zawsze w cieniu złotego chłopca, dziedzica tronu Asgardu - warknął z nieskrywaną zawiścią. Przez lata był zazdrosny. Takie uczucia dorastały razem z nim, nieświadomie pielęgnowane przez setki lat.

Ścisnęła jego dłonie ze współczuciem wypisanym na twarzy.

- Przykro mi - powiedziała po chwili. Czuła, że jest to jedna z najbardziej znanych formułek do wygłoszenia, ale co mogła powiedzieć?

Zmuszał się do trwania w bezruchu bez względu na to, jak bardzo chciał ją objąć i docisnąć do cholernej ściany ich mieszkania. Był dla niej zbyt zimny, zbyt silny, a takim zachowaniem bezdyskusyjnie by ją skrzywdził. On, Lodowy Olbrzym, a jednocześnie jak na ironię książę Asgardu.

Westchnął gardłowo, gdy poczuł bolesny ucisk w biodrach. Zaklął pod nosem. Naprawdę miał ochotę złapać ją, pchnąć niechby i na ścianę, a potem przejść do meritum.

- Loki? Wszystko dobrze? - zapytała jeszcze raz, widząc zmieniający się na niemalże drapieżny wyraz jego twarzy oraz iskierki w oczach.

- Nie, nic nie jest dobrze - powiedział cicho, spuszczając wzrok i zaczynając bawić się jej palcami. Nie żeby liczył na powrót tego, co między nimi było, o ile coś było. - Nie chcę czekać! - wybuchnął.

Był cholernym bogiem, dziedzicem Asgardu, powinien dostać to, co zechce! Kim są ci ludzie, żeby mu się stawiać!

Przyjaciółmi Brunhildy, powiedział cichy głosik w jego głowie.

Smutek zastąpiły irytacja i złość.

- Nie masz pojęcia, co musiałem przeżyć - zaczął cicho. Zaskakująco często podnosił ostatnio głos, więc dla odmiany teraz mówił spokojnie.

- Skąd mam wiedzieć, jeżeli odmówiłeś powiedzenia mi? - skontrowała walkiria. - Żądasz informacji o mnie, ale w zamian nie dostaję nic!

- Domyśl się - rzucił bezczelnie, z wręcz chamskim uśmieszkiem na twarzy.

Tego naprawdę było jej za wiele. Pchnęła go na kanapę, przypierając do oparcia. Wściekła zawisła nad szczupłym ciałem boga, drwiąco się uśmiechającego. Loki od niechcenia machnął ręką, materializując swoje sztylety.

Brunhilda zwinnie wyrwała mu jeden, zeskakując z mebla i atakując. Laufeyson sparował uderzenie, starając się ją dźgnąć. Zwykle wykorzystałby element zaskoczenia, jednak teraz, gdy ona się spodziewała, nie miał co na to liczyć. Pozostała mu jedynie obrona oraz odwrócenie sytuacji na własną korzyść.

- Alkoholiczka - syknął pod nosem pogardliwie.

- Psychopata.

- Pijaczka.

- Ojciec wilka - warknęła, przelewając tym samym czarę goryczy.

Zamierzył się nożem, celując w niczym nieosłoniętą pierś szatynki. Mało brakowało, a dosięgnąłby. Dziewczyna rzuciła się w bok, zaskakując Kłamcę szybkim uderzeniem, a ostrze noża rozdarło materiał koszuli na plecach boga. W odwecie Loki złapał ją za nadgarstek, boleśnie go ściskając.

- Puszczaj - warknęła.

Pokręcił głową, ocierając się przez przypadek biodrem o jej własne. Stali blisko siebie, stykając się kolanami, dysząc sobie w twarz z furią, cisza nie zapadła jednak na długo. Błyskawicznie oprzytomniał, wyrywając się z kilkusekundowego odrętwienia, po czym zwyczajnie wyszarpnął jej należący do niego sztylet i zdematerializował je magią.

Chwycił palcami kołnierz koszuli i rozpiął jeden z guzików, co nijak nie pomogło w uwolnieniu się od gorąca. Odrobinę zdyszany oraz spocony po kolejnej przepychance opadł na fotel, zakładając nogę na nogę. Rozluźniony zamknął oczy, starając się doprowadzić oddech do normalności. Zastanawiał się przez chwilę nad tym, co właśnie próbował zrobić. Na bogów, przecież nie chciał jej zabić. To był błąd, wszystko mu się pomieszało i zapewne myślałby nad tym jeszcze dłużej, gdyby nie poczuł znajomego ciężaru na kolanach.

Brunhilda oparła się o jego klatkę piersiową, zachowując się jednocześnie naturalnie i osobliwie. Przed chwilą skończyli walczyć, a ona teraz ze spokojem siedzi na jego kolanach. Jakby nie wiedziała, że może ją zranić lub zabić.

- Możesz mi to wyjaśnić? - spytał uprzejmie, aczkolwiek bliski był ponownego wezwania noży i wykonania swojej ulubionej sztuczki, dźgania z zaskoczenia, na Brunhildzie. Nie spodziewałaby się tego. - Najpierw mnie odpychasz, później nie dajesz dojść do słowa, a potem jak gdyby nigdy nic siadasz mi na kolanach?

- Tak - odparła ze spokojem, usadawiając się wygodniej przodem do niego. Mimo woli podparł ją, aby nie spadła. - Przemyślałam to - dodała buńczucznie, mierząc go wzrokiem. Nie zamierzała przyznać się do błędu, ale i ona kochała tego upartego, sarkastycznego boga kłamstw.

- I? - rozłożył teatralnie ramiona, udając, że nie jest w stanie dojść do konkluzji.

- I się udław - burknęła, na co Loki zamarł z uchylonymi ustami. Westchnęła, widząc wpatrzone w siebie niewinne zielone oczy. Wzięła głęboki oddech. - Dobrze, już dobrze. Nie chciałam - wyrzuciła z siebie.

- Czyli? - ciągnął grę Trickster, z subtelnym uśmiechem igrającym w kącikach ust, gestykulując powoli.

- Żartujesz - powiedziała. - Przeprosin nie będzie, mowy nie ma - zaśmiała się, szturchając go.

- Nie żartuję - odparł, dźgając ją palcami w żebra. - Będę cię dźgał - zagroził.

- Nie będziesz - mruknęła, kładąc mu dłonie na ramionach, tymczasem zaś jego ręce zsunęły się na biodra walkirii. - Nie teraz.

- Nie chcę czekać - wypluł z siebie nieoczekiwanie. - Nie chcę - powtórzył.

- Ja też nie chcę czekać - dodała. Uśmiechnął się lekko, obejmując ją. Nie uważał, że wszystko jest już poukładane i będą musieli poświęcić jeszcze czas na ponowne doprowadzenie relacji do pionu, ale czy chcieli? Statyka jest senna, perfekcja nudna, to szaleństwo jest geniuszem.

Brunhilda przejęła inicjatywę, podciągając się na Kłamcy, a następnie oplatając go nogami w pasie. Zaskoczony Laufeyson pozwolił uśmiechowi pojawić się z opóźnieniem, lecz nie opierał się długo. Kolejny raz połączyli wargi w namiętnym pocałunku.

Z wysiłkiem wstał, przechylając się do przodu w celu utrzymania równowagi.

Szedł po omacku do swojego pokoju, starając się jednocześnie nie wpaść na nic, utrzymać walkirię oraz trafić we właściwe drzwi. Był w świetnej kondycji fizycznej, to było jednak zadanie dla zaawansowanych.

Zachwiał się, upadając na łóżko i lądując na niej. Uśmiechnął się, nie tracąc czasu na zbędne słowa, a przechodząc od razu do czynów. Tak właśnie wolał wyrażać uczucia mimo tego, że sam był mistrzem słów oraz słownych zagrywek. Czyny były jednak pozbawione drugiego dna, nie da się w nich kłamać. Tylko w tym był szczery do bólu.

Przywarł chłodnymi wargami do jej ust, natrętnie dopraszając się o więcej. Wyczuł lekki uśmiech z jej strony, gdy pozwoliła mu na przygryzanie dolnej wargi oraz języka. Ponownie jego ciepły język przejechał w sugestywnym geście po ustach dziewczyny.

- Brunhilda... - wydyszał, opierając się nad walkirią na rękach. Wisiał tak chwilę z rozwartymi ustami, dopóki szatynka nie złapała go za głowę i nie przyciągnęła ponownie do żarliwego pocałunku. - Nic nie widzę... - mruknął sam do siebie, usiłując zdjąć z niej bluzkę. - Cholera - burknął pod nosem, mocując się z ubraniem.

- Loki - położyła mu czule dłonie na piersiach. - Nie spiesz się, mamy... mamy czas.

- Wiem - odparł, stykając się z nią nosem. - Zamierzam to wykorzystać - dorzucił, zdjęcie jej bluzki kwitując usatysfakcjonowanym westchnieniem i odrzucając ją jak najdalej.

Natychmiast zajął się robieniem malinek na odsłoniętej szyi dziewczyny, cichutko stękając i głaszcząc jej ramiona, podczas gdy ona z powodzeniem pozbywała się jego koszuli.

Tuż przed zdjęciem jej, gdy odsłoniła tylko jego tors, złapał rękę szatynki i przytrzymał chwilę. Obawiał się jej reakcji, gdy zobaczył jego pobliźnione ramiona oraz plecy. Te blizny już nie znikną, są świadectwem haniebnych czynów i okrutnej kary.

- Nie martw się - mruknęła w jego włosy, ciągnąc materiał. Sprawnym ruchem pozbyła się zawadzającego elementu stroju, uważnie oglądając zagojone rany szpecące bladą, porcelanową skórę.

Skulił się w sobie, na co objęła go mocno i przytuliła. Zetknęli się czołami.

- To nic takiego - powiedziała łagodnie.

Nabrał powietrza, jednak po chwili odpuścił i opadł na nią, ponownie całując wrażliwą skórę obojczyków wojowniczki.

- Loki, chcesz się zatrzymać? - spytała, widząc jego zdenerwowanie.

- Nie... nie chcę, nie chcę - zaprzeczył, tym razem z łatwością zdejmując spodnie zarówno jej, jak i swoje. Wstawił kolano między jej uda, oddając się całkowicie pocałunkom, tracąc kontrolę nad samym sobą.

- Pieprzyć to - burknął, pozbywając się ostatnich elementów garderoby, po czym Brunhilda owinęła się prześcieradłem. Spuściła wzrok. Laufeyson przycisnął ją do piersi. - Nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz - szepnął czule, przygryzając jej ucho. - Chciałem tylko, żeby było ci przyjemnie.

W odpowiedzi zarzuciła mu ręce na szyję, pozwalając zrzucić zbędne okrycie na podłogę, jednak Loki złapał je i zakrył ich od pasa w dół.

Przywarli do siebie mocno, Kłamca zachwycając się w duchu jej pięknem, a ona oplatając go ramionami i wciskając twarz w jego szyję. Wsunęła palce w jego włosy, co kilkanaście sekund ciągnąc je lekko.

Drżący oddech wyczuwalny na szyi sprawiał mu przyjemność, jakiej od bardzo dawna nie czuł.

Brunhilda wtulała się w nagą pierś partnera, pozwalając kilku łzom spłynąc na rozgrzane ciała. Musnęła wargami jego ramię, gdy on delikatnie oparł dłonie na jej udach.

Instynktownie zacisnęła ramiona mocniej, gdy ostrożnie rozsunął je, jednocześnie składając na jej twarzy drobne pocałunki. Gładził szatynkę po plecach, łagodnie szepcząc do jej ucha.

Wiedziała, że bardzo się starał, lecz mimo to odczuła ból, na który zareagowała silniejszym wciśnięciem twarzy w zgięcie szyi Lokiego.

- Shh... - uspokajał ją, jednocześnie nie szczędząc sobie jęków przyjemności, jakiej dostarczało mu współżycie. - W porządku... - mruczał, całując każdy ślad po łzie, znaczącej jej twarz.

Zdołał doprowadzić jej spięte mięśnie do kompletnego rozluźnienia, zaś sama Brunhilda była pięknym bałaganem.

Pozwolił sobie na nieco mniej delikatne ruchy, powodując mocniejsze pociągnięcia swoich włosów przez walkirię. Nachylił się, robiąc kolejną malinkę na jej szyi oraz składając delikatny pocałunek na jej piersi. Przycisnął ją do siebie, jakby mogła mu zniknąć, gdy tylko ją puści.

- Brun? - szepnął, gdy już leżeli obok siebie, objęci i zadowoleni. - Wszystko dobrze?

- Wspaniale - uśmiechnęła się, obracając się na chwilę, po czym pocałowała go w usta. Jeszcze chwilę rozmawiali, wtuleni w siebie, po czym zgrabnym ruchem Loki obrócił ją plecami do siebie i objął.

- Kocham cię - mruknął jej do ucha, co zaskoczyło zarówno jego, jak i szatynkę.

Uśmiechnęła się sennie.

- Ja ciebie też.

Thor wrócił do mieszkania późno - lub wcześnie - mając wyrzuty sumienia za zostawienie współlokatorów samych na cały dzień, postanowił więc następnego dnia posiedzieć z nimi. Idąc do swojej sypialni natknął się na leżącą na podłodze bluzeczkę, bez wątpienia Brunhildy. Zmarszczył brwi, jednak nie skomentował tego.

Wzruszył ramionami, odwieszając ją na fotel. Może spadła, może się tu zagubiła.

Poszedł spać z mocnym postanowieniem pobycia jutro z przyjaciółmi w domu.

Obudzili się dość późno, otuleni prześcieradłem. Ledwo zdążyli się sennie przywitać krótkim pocałunkiem, gdy skutecznie rozbudził ich krzyk Thora. Jak na komendę unieśli się oboje, napotykając zdumione spojrzenie boga piorunów.

- Cześć, bracie - powiedział Loki, uśmiechając się sarkastycznie. - Ciebie też miło widzieć.

woah, udało się. nie spodziewałam tego, mam nadzieję, że wyszło dobrze lub przynajmniej przyzwoicie, pisałam wcześniej coś takiego tylko raz. kto nie chce mnie zabić? :/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro