The Taunts

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mhm? Loki? Loki! - Brunhilda usiadła na łóżku, odgarniając potargane włosy i sięgając po bluzę.

Laufeyson uśmiechnął się, również siadając i ziewając jak młody lew. - Cześć, Brun... - mruknął, zarzucając ramię na jej talię, czym przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna opadła na łóżko, zatapiając głowę w poduszce.

- Puść mnie - powiedziała, starając się uwolnić. Złapała jego rękę, usiłując oderwać ją od siebie, nie potrafiła jednak powstrzymać uśmiechu cisnącego się jej na usta. Loki był rankiem podejrzanie czuły. - Wstawaj, wstawaj - dodała, rzucając w niego puchatym jaśkiem. - I się ubierz. I pójdź pod prysznic.

- Coś jeszcze? - ziewnął, zrzucając z siebie kołdrę. - Idź pierwsza, zrobię nam coś... - mruknął zaspany.

Czarne włosy zasłaniały mu twarz, a powieki miał półprzymknięte, gdy powlókł się do kuchni. Błyskawicznie oprzytomniał na widok Thora, siedzącego przy stole i z rozbawieniem wypisanym na twarzy, uśmiechem przypominającym banana.

- Coś cię bawi? - warknął, stając boso przy blacie i wstawiając wodę na kawę.

- Och, absolutnie nic - odparł blondyn, nadal się szczerząc.

- Powiesz, o co ci chodzi czy będziesz szczerzył się tak do wieczora? - spytał znudzony. Nie obchodziło go, że zabrzmiał niegrzecznie. Od dawna rozmawiał z innymi lakonicznie i zwięźle, chyba że chodziło o przemowy. Te potrafił rozwlekać, pławiąc się w brzmieniu własnego głosu.

- Dobrze wam się spało? - zapytał Thor, nieudolnie maskując śmiech.

- Wspaniale - odpowiedział Loki, na dźwięk oznajmiający zagotowanie wody wstał i nalał wrzątku do kubków z nasypaną kawą. - Tylko o to ci chodzi? Idiota - mruknął do siebie.

- Cześć. - W drzwiach pojawiła się Brunhilda, wycierająca mokre włosy, nadal zaspana.

- Zrobiłem ci kawę. - Loki delikatnie podsunął jej kubek. Thor nie mógł wyjść z podziwu, słysząc czuły, trochę zawstydzony ton brata, widząc lekki uśmiech czający się w kącikach warg bruneta, kiedy dłonie jego i walkirii się dotknęły.

- Dzięki - odparła, przyjmując kubek. - Pod prysznic, już - zaśmiała się, pokazując kciukiem za siebie.

Laufeyson uśmiechnął się, odgarniając włosy i łapiąc ręcznik wiszący na oparciu krzesła.

- Idę - wymamrotał, po drodze muskając palcami biodra szatynki.

Ona zajęła jego miejsce, ze spokojem popijając kawę.

- Nie zrobił nic do jedzenia? - z udawanym, przerysowanym rozczarowaniem rozejrzała się po pomieszczeniu. - Dobra. Dzisiaj moja kolej - zdecydowała, wyjmując z szuflady losowe produkty i chwilę się na nie patrząc. - Nie, jednak nie - stwierdziła, siadając. - Zamówmy coś. Wiem, jest rano-

- Jest jedenasta - przerwał jej wesoło Thor. - I zamówiłem. Z pomocą Tony'ego, wpadł rano. Około dziewiątej - podkreślił, jakby chciał dobitnie powiedzieć "to dopiero jest rano". - Polecał coś z takiej restauracji na sąsiedniej przecznicy, nie wiem. W każdym razie zamówił. Wyszedł stąd dosłownie kwadrans temu, tuż po zamówieniu - wyjaśnił cierpliwie Odinson.

- I tak czekasz? - spytała, dopijając kawę.

- Tak, tak czekam - przytaknął blondyn.

Rozmowę przerwało przyjście potarganego, mokrego i wciąż na wpół śpiącego Lokiego.

- Jedzenie powinno zaraz być - uspokoił brata Thor, chociaż nie miał pojęcia, czy go to akurat obchodzi.

Laufeyson posłał mu zmęczone spojrzenie znad kawy. Oparł czoło na dłoni, wbijając wzrok w blat stołu. Wojowniczka obrzuciła go uważnym spojrzeniem i dyskretnie wstawiła stopę między jego stopy, na co brunet prawie niezauważalnie się uśmiechnął. Zajęty był jednak rozmyślaniem o Brunhildzie: ile blizn widziała, zanim się obudził, co wie na ten temat, a może Thor jej coś powiedział? Nie, niemożliwe, nawet on nie wie o jego poranionych ramionach. Nikomu o tym nie mówił, ona zobaczyła to przez przypadek. Jak w ogóle to się stało, że zasnął na jej kolanach?

Z rozmyślań wyrwał go dzwonek do drzwi.

- Ja pójdę - Thor wstał i zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, poszedł. Wrócił po dwóch minutach, trzymając trzy torebki.

- Proponuję spróbować każdego po trochę - powiedziała Brunhilda.

Bracia kiwnęli głowami na znak zgody. Dziewczyna sprawnie wyłożyła wszystko na trzy talerze, po czym wszyscy zajęli się degustowaniem.

- Nie jest takie złe - stwierdziła, przełykając. - Nawet dobre.

- Racja - zgodził się Loki, próbując kolejnego zamówienia. - Naprawdę niezłe.

- Mówiłem - ucieszył się Thor. Na bogów Asgardu, ten Avenger naprawdę był czasem jak pluszowy miś.

Po skończonym posiłku Odinson zdecydował się pójść na maraton filmowy do przyjaciół, czego Brunhilda i Loki zdecydowanie odmówili. Lubili Avengers, owszem, brunet nieco mniej niż walkiria, ale nie była to ich bajka.

Szatynka uciekła do swojej sypialni, zaszywając się w niej z butelką wytrawnego wina i laptopem.

Laufeyson został w salonie. Sięgnął po książkę, znaną już niemal na pamięć. Szybko znudziło mu się to, wstał więc i poszedł do Brunhildy.

Ta siedziała na podłodze przy łóżku w towarzystwie pustej butelki oraz wyłączonego laptopa na szafce nocnej.

Loki usiadł obok niej, również opierając głowę na łóżku i patrząc w sufit. Złapał ją za rękę, jakby chciał zatrzymać tą chwilę przy sobie, uchwycić moment szczęścia, jakiego nie doznawał od bardzo dawna, samemu nie wierząc, że na nie zasługuje.

Uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od sufitu. Rozluźniła się, powoli przysuwając się do bruneta, ale pozostając wystarczająco daleko, by nie czuł się niekomfortowo.

Kilka minut później poczuła, jak bóg unosi jej dłoń i delikatnie ją głaszcze. Potem jak przesuwa długimi bladymi palcami po jej ramieniu. Nie trzeba było dużo czasu, by się do niego przytuliła, a jeszcze mniej, by zaczęli się całować.

Nieco agresywnie wpili się w swoje wargi, obejmując się i niekiedy zaciskając mocno dłonie. Po omacku wstali, kierując się w stronę pokoju Lokiego. Szła tyłem, ubezpieczana jedynie przez zaciśnięte wokół niej ramiona Kłamcy.

Zajęci sobą, skupieni na nerwowych, łapczywych pocałunkach, a mimo to w każdej chwili mogli zerwać tę więź. Dłoń Laufeysona bezwiednie wsunęła się w jej wilgotne włosy, podczas gdy jej ręce bawiły się kołnierzem jego koszuli. Nigdy nie nosił zwykłych koszulek, nie lubił ich.

Zachwyciło ją jego zachowanie, jego grzeczność i uprzejmość w stosunku do niej. Jego palce ani razu nie dotknęły jej bez jej niechby i milczącej zgody, nigdy nie pytał o trudne dla niej rzeczy, nie zadawał pytań.

Zatrzymali się, gdy wpadła plecami na ścianę. Loki ułożył ręce po obu stronach głowy szatynki, dociskając ją udami do ściany mieszkania.

Oderwał się na chwilę od jej ust, lustrując walkirię wzrokiem: płonące oczy, wdzięcznie zarumienione policzki.

- Loki... - zaprotestowała, próbując przygarnąć go z powrotem, ale zatrzymał ją w połowie gestu.

- Brun, nie wiem. Nie wiem, czy to dla ciebie bezpieczne - powiedział cicho.

- Nie boję się Lodowych Olbrzymów - odparła twardo. Uwielbiał sposób, w jaki delikatnie unosiła podbródek.

- Nie mówię o nich - ściszył głos, chwytając jej łokcie. - Mam wielu wrogów.

- Ich też się nie boję.

Przyciągnęła jego głowę do siebie, prędko przechodząc do szaleńczego całowania się. Zarzuciła mu ramiona na szyję, przygryzienie przez niego dolnej wargi zareagowała przyjemnym dla jego ucha westchnieniem.

Podoba jej się, pomyślał, obejmując ją.

Podoba mu się, pomyślała, stając na palcach.

Odkleili się od siebie, przez chwilę patrząc sobie w oczy, nierówno oddychając z powodu silnych emocji.

- Nie boisz się ich? - spytał, przyciskając ją do piersi.

- Nie boję się - potwierdziła, gdy ich usta ponownie znalazły się milimetry od siebie.

Zdusiła pisk zaskoczenia, gdy zaatakował wargami jej szyję, całując namiętnie i pozostawiając malinki. Uniosła podbródek, mrucząc z przyjemności. Brakowało jej miłości, odkąd straciła siostry w walce z Helą, doceniała to, jaki był Loki i ile poświęcił, ale nadal jej coś nie grało. Nigdy nie była najrozsądniejszą osobą, angażowała się w głupie romanse i zawody, ale zawsze potrafiła z tego wyjść obronną ręką być może dzięki bycia ulubienicą Arcymistrza. Ze wszystkiego łatwo się wycofywała; wystarczyło rano zostawić partnera lub partnerkę w łóżku i odejść, nikt jej potem nie szukał.

Tylko pytanie, czy z tego uda się jej równie zgrabnie wyplątać.

Odepchnęła go od siebie.

- Nie, nie, nie, to nie tak, przestań.

Loki spojrzał na nią rozczarowany, z jeszcze rozchylonymi ustami. Odsunął się, puszczając ją.

- Co się stało? - spytał cicho, spuszczając wzrok. - Coś nie tak?

- Nawet bardzo! - odparła, nieco agresywniej niż chciała. - Znaczy... cholera, sama nie wiem. Pogubiłam się. - Ramiona jej opadły, a ona sama stanęła plecami do niego. Poprawiła włosy, które bóg zmierzwił podczas pocałunków. Wiedziała, że ryzykuje wiele, wchodząc w związek z poszukiwanym Kłamcą, mogą też jej zrobić krzywdę. Nie chciała znów przez to przechodzić.

- Brun... - Objął ją delikatnie, jednak walkiria wyrwała się szybko i stanęła kilka kroków od niego. Zachowywała się, jakby nic między nimi nie było. Czy w ogóle było? Czy nie traktowali tego jak krótkie chwile przyjemności, które nie muszą nakładać zobowiązań?

Czyż nie tak zaczęła się ich znajomość?

Dwoje ludzi, zagubionych, nagle w jednym miejscu i czasie, o różnych interesach. Przypadkowe spotkanie, sarkastyczne rozmówki oraz dyskretna wymiana ciosów, niekiedy potyczki słowne.
Później sformowanie drużyny - Revengers. Nie było czasu, żeby się poznać, czekała ich bowiem walka. Bitwa na Bifroście, ucieczka z popiołów Asgardu, później przymusowe lądowanie w Midgardzie. Czy ta więź miała jakąś szansę utrzymania się, skoro nawet się za dobrze nie zakotwiczyła?

- Nawet nie znam cię dobrze! - wyrzuciła z siebie. Błahy powód, skarciła się, przecież z tyloma innymi szła do łóżka po kilku godzinach znajomości. Loki jej nie uwierzy, nie ma szans.

- Tylko to ci przeszkadza? - spytał szeptem. Dopiero sobie to uświadomiła, czy jak? Jakoś jej to wcześniej nie przeszkadzało.

- Nic o tobie nie wiem, Loki, nie mam zielonego pojęcia, kim jesteś! - W jej kawowych oczach pojawiły się łzy. - Jesteś poszukiwany, nie myślałeś o tym, że skoro chcą dopaść ciebie, to dopadną i mnie?

- Tylko dlatego? - mruknął, ponownie zbliżając ich usta do siebie, ale oparła dłonie na jego piersiach. - Idiotyczne. Boisz się o siebie, każdy tak ma. W porządku. - Wstał i otrzepał spodnie, po czym bez słowa wyszedł z mieszkania, zgarniając kurtkę, portfel i klucze.

Opuścił budynek, powłócząc nogami i kopiąc przypadkowe kamienie. Wepchnął ręce do kieszeni czarnej kurtki, wpatrując się w ziemię tak, jakby chciał ją wysadzić samym spojrzeniem. Rozumiał wiele rzeczy, udało mu się pojąć skomplikowaną magię run, nawet używać Kamienia Nieskończoności, ale nie był w stanie rozgryźć Brunhildy. Była dla niego tajemnicą, jego własną Enigmą, a on, choćby się paliło i waliło, rozgryzie ją.

Po drodze wstąpił do małego sklepu, zaopatrując się w butelkę wina. Może się przydać. Szedł przygnębiony, przytłoczony nadmiarem emocji, mając nadzieję, że nikt niczego nie będzie chciał. Doskonale opanował mordercze wilcze spojrzenie, na ten widok nawet przyjaciele Thora się odsuwali,  co dawało mu spokój, teraz jednak potrzebował atencji. Nie spodziewał się, że ta sytuacja tak go uderzy.

Brunhilda rzuciła się na łóżko, zatapiając głowę w poduszce. Dlaczego to przerwała, mogło być tak dobrze, mogła w końcu znaleźć bratnią duszę!

Po spędzeniu w ten sposób pół godziny podniosła się, przecierając oczy. Postanowiła poradzić sobie z tym najlepiej, jak umiała - przez alkohol. Właśnie tak robiła po przegranej bitwie z Helą, uciekła na Sakaar, gdzie zapijała ból z przeszłości.

Ruszyła do kuchni, otwierając szafkę szarpnięciem i wyciągając dwie butelki. Na dobry start, pomyślała, nawet nie fatygując się wyjęciem kieliszka. Żałowała tylko, że midgardzki alkohol jest słaby i może nie dać rady się upić, ale postanowiła później uderzyć do Starka po jakiś mocniejszy. Najlepiej po mocny jak cholera, żeby nie musieć się martwić.

Otworzyła pierwszą butelkę, pociągając łyk. O tak, brakowało jej tego. Uśmiechnęła się szelmowsko do samej siebie.

W miarę upływu czasu rozpaczliwie zmniejszał się zapas napojów wyskokowych w ich barku. Po godzinie nie było tam prawie nic z wielu butelek, jakie znaleźli dwa tygodnie temu.

Gdy była już pijana, opuściła głowę na ramiona i przysnęła na kanapie.

Ten moment wybrał Loki, żeby wrócić do domu.

- Wróciłem - powiedział cicho. - Wróciłem! - Po chwili jednak umilkł, może zasnęła? Zrzucił kurtkę i buty, wino postawił na komodzie, idąc do salonu. Tam rzuciła mu się w oczy sterta pustych butelek oraz jedna napoczęta, stojąca na stoliku. Najbardziej jednak interesowała go śpiąca na poduszkach dziewczyna, z zapuchniętymi od płaczu oczami i najwyraźniej pijana. - Brunhilda!

Nie miał pojęcia, co mógłby zrobić. Oprócz odebrania jej alkoholu, oczywiście. Usiadł obok niej, ujmując jej rękę, szybko ją jednak puścił. Nieważne ile razy próbował oszukać umysł, nie mógł oszukać uczuć.

A te zostały widocznie ulokowane w dziewczynie, którą poznał na Sakaar, nałogowo pijącej i bardzo walecznej oraz inteligentnej.

Najwidoczniej zakochał się w Brunhildzie.

ayo!

będę rzadziej wstawiała rozdziały w związku z początkiem roku szkolnego, eh, ale nie zostawię tego fanfika, to chyba mój ulubiony.

w planach mam jeszcze one-shot, również z lokyrie, tym razem jednak smutny, a reszta to tajemnica ;)

trzymajcie się i powodzenia w nauce, w czymkolwiek, co planujecie lub nie!

łapcie protonowe myślenie i bądźcie swoimi własnymi bohaterami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro